Na rozdrożu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Dziękuję Sarah za wsparcie, jestem córką Króla, teraz troszkę korona mi się przechyliła, ale będę szła z podniesioną głową, mam tyle niezrealizowanych marzeń, zajęć, niech tylko pandemia się skończy. Przytulam wszystkich Sycharków.
Paprotka
Posty: 138
Rejestracja: 02 lip 2020, 12:15
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Paprotka »

Sosno Twoja szarpanina trwa już 4 lata. Moja trwała 25 lat... Można być szczęśliwym bez męża, nawet nie wiem ,czy w moim przypadku nie bardziej. Całe życie bałam się ,że mój mąż zrobi to co zrobił mój ojciec ale i tak go " nie upilnowałam" ;)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

Sosna pisze: 10 gru 2020, 13:33 Dziękuję Sarah za wsparcie, jestem córką Króla, teraz troszkę korona mi się przechyliła, ale będę szła z podniesioną głową, mam tyle niezrealizowanych marzeń, zajęć, niech tylko pandemia się skończy. Przytulam wszystkich Sycharków.
Sosna, tak trzymaj :) Nie czekaj na koniec pandemii, już teraz możesz coś zacząć robić, co przyniesie ci radość. Po co czekać?
Przytulam :) Odmówię w Twojej intencji jakaś ładną koronkę, żeby ta korona dobrze ci się głowy trzymała w tym pierwszym okresie zmian. Pierwsze dni po wyprowadzce męża mogą być trudne, chociaż w pierwszym szoku, to ja czułam tylko ulgę. Bo przed męża wyprowadzką żyłam w stałym oblężeniu, stale mnie atakował i czekał, aż go wyrzucę. U was z tego co piszesz podobnie, szukanie pretekstu do wyprowadzki przez męża po twojej stronie też miało miejsce. Więc wcale nie musi być źle :)
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Kochani, no cóż. Mąż miał się wyprowadzać ale na razie tkwi...Jak o cokolwiek zapytam jest jedna odpowiedź "nie wiem". Nie mogę się dowiedzieć czy będzie z nami na święta czy nie. Twierdzi, że między nami się nie uda, bo ja nigdy nie zapomnę tego co zrobił. Bo będę mu wypominać, a on czuje się potworem... Fakt, czasem mi się coś przypomina, pytam się go czy widuje się z kowalską, ale gdyby inaczej postępował nie miałabym pytań i wątpliwości. A z drugiej strony widzi, że świetnie sobie radzimy bez niego, więc po co on nam potrzebny...W sumie prawie go nie ma w domu, więc jest mi obojętne czy fizycznie się wyprowadzi czy nie. Chciałabym tylko wiedzieć czy będzie na wigilii, bo jak nie to przygarnie nas rodzina. Nie wiem czy to manipulacja, czy użalanie się nad sobą, nie potrafię tego rozeznać. Modlę się o wskazówki, staram się odwieszać ale takie dziwne sytuacje wybijają mnie z obranej drogi.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Ruta »

Sosna pisze: 14 gru 2020, 9:54 Kochani, no cóż. Mąż miał się wyprowadzać ale na razie tkwi...Jak o cokolwiek zapytam jest jedna odpowiedź "nie wiem". Nie mogę się dowiedzieć czy będzie z nami na święta czy nie. Twierdzi, że między nami się nie uda, bo ja nigdy nie zapomnę tego co zrobił. Bo będę mu wypominać, a on czuje się potworem... Fakt, czasem mi się coś przypomina, pytam się go czy widuje się z kowalską, ale gdyby inaczej postępował nie miałabym pytań i wątpliwości. A z drugiej strony widzi, że świetnie sobie radzimy bez niego, więc po co on nam potrzebny...W sumie prawie go nie ma w domu, więc jest mi obojętne czy fizycznie się wyprowadzi czy nie. Chciałabym tylko wiedzieć czy będzie na wigilii, bo jak nie to przygarnie nas rodzina. Nie wiem czy to manipulacja, czy użalanie się nad sobą, nie potrafię tego rozeznać. Modlę się o wskazówki, staram się odwieszać ale takie dziwne sytuacje wybijają mnie z obranej drogi.
Sosno,
ksiądz Dziewiecki dość często mówi o tym, że osoby w kryzysie manipulują - sobą przede wszystkim, ale otoczeniem także, w tym najbliższymi osobami szczególnie. Ja myslę, że to nie jest celowo wymierzone w bliskich - po prostu bliscy są najbliżej, więc kryzys bliskiego im człowieka dotyka ich najbardziej.
Lista Zerty bardzo dobrze pomaga chronić się przed takimi manipulacjami, dużo punktów z listy dotyczy albo unikania sytuacji w których może do manipulacji dochodzić albo radzenia sobie gdy do nich dochodzi: "nie wierz w nic co słyszysz".

Co z tego że wydobędziesz od męża informację, że będzie na Wigilii, skoro może zmienić zdanie za godzinę? A ty tylko się naprosisz, nagadasz, będziesz naciskać. To wyczerpuje. I albo się ucieszysz, by się rozczarować, albo zmartwisz by się potem ucieszyć. LAbo powiesz rodzinie że będziesz, by potem w pospiechu odwoływać... Szkoda czasu, nerwów i sił.

Jednym ze sposobów manipulacji jest takie manewrowanie żoną lub mężem, aby udało się stwierdzić, że do odejścia doszło z ich powodu. Bo z góry założymy, że nie wybaczą, albo bo coś z nimi jest nie tak, albo i tak sobie świetnie radzą - i manipulacje prowadzą do tego, by nękany i dociskany do ściany współmałżonek w desperacji to potwierdził - np. tak, nigdy ci nie wybaczę. albo no tak jest ze mną coś nie tak i rozumiem, że mnie przez to zdradziłeś, albo lepiej sobie poradzimy bez ciebie, bo jesteś tylko kulą u nogi. To jak danie żelaznego glejtu na drogę. Takie manipulacje mają też na celu inne rzeczy, jak choćby przeciąganie sytuacji i zbieranie sił, osłabienie małżonka i wpędzenie go/jej w wyrzytu sumienia, aby np. chciał/a mniejsze alimenty, albo na jakiś czas odpuscią w ogółe.
Nie twierdzę, że twój mąż manipuluje w ten sposób tobą - ale warto się temu przyjrzeć - i jeśłi zauważysz manipulacje, to zacząć je blokować i nie wchodzić w nie.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Ruta pisze: 14 gru 2020, 10:55 Jednym ze sposobów manipulacji jest takie manewrowanie żoną lub mężem, aby udało się stwierdzić, że do odejścia doszło z ich powodu. Bo z góry założymy, że nie wybaczą, albo bo coś z nimi jest nie tak, albo i tak sobie świetnie radzą - i manipulacje prowadzą do tego, by nękany i dociskany do ściany współmałżonek w desperacji to potwierdził - np. tak, nigdy ci nie wybaczę. albo no tak jest ze mną coś nie tak i rozumiem, że mnie przez to zdradziłeś, albo lepiej sobie poradzimy bez ciebie, bo jesteś tylko kulą u nogi. To jak danie żelaznego glejtu na drogę. Takie manipulacje mają też na celu inne rzeczy, jak choćby przeciąganie sytuacji i zbieranie sił, osłabienie małżonka i wpędzenie go/jej w wyrzytu sumienia, aby np. chciał/a mniejsze alimenty, albo na jakiś czas odpuscią w ogółe.
Nie twierdzę, że twój mąż manipuluje w ten sposób tobą - ale warto się temu przyjrzeć - i jeśłi zauważysz manipulacje, to zacząć je blokować i nie wchodzić w nie.
Dziękuję Ruto za Twoje spostrzeżenia, myślę że są bardzo celne. Mój mąż szuka usprawiedliwienia, możliwe że zbiera siły, ma obawy co dzieci na to. Może oczekuje, że sprowokuje mnie do tego żebym go spakowała, albo że będę go błagać, prosić. A ja spokojnie mu mówię, że sakrament nas łączy na całe życie, czy odejdzie czy nie będę jego żoną i że zostawiam mu przestrzeń i decyzję.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Caliope »

Ja to jestem dziwna na to wychodzi. Nie mam potrzeby by pytać męża o cokolwiek związanego z naszą relacją. Widzę powoli po czynach, zwykłej rozmowie, że jest inaczej niż było. Nie pytam jakoś od tego feralnego kwietnia, choć żyłam w strasznym zawieszeniu, niby jest dalej, ale już nie jest to dla mnie problemem.
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Witajcie Kochani. Trochę mnie nie było, ale aktywnie czytam forum. Trzymam się dzielnie, choć czasem przychodzą te smutne i gorsze dni. Tak bardzo chciałabym być znowu tą radosną, pełną optymizmu kobietą. Wiem, że to jest możliwe tylko z Jezusem.
Mój mąż przed samymi świętami wyprowadził się do hotelu, ale wytrzymał dwa dni i na wigilię i święta wrócił. Po świętach znowu zaczął się oddalać. Na ferie postanowiłam wyjechać z córką do rodziny na wieś. Byłam z siebie dumna i naprawdę dobrze się czułam sama ze sobą., byłam spokojna i pogodzona z tym, że będę powoli uczyć się żyć bez męża.
Mój mąż jednak zapytał czy może do nas przyjechać i po trzech dniach już był z nami. Zachowywał się jak dawny on, jakby tego co wcześniej nigdy nie było. Przed samym przyjazdem pisał mi że nie chce żyć beze mnie, że chce być ze mną do śmierci. Po powrocie do domu wszystko wróciło na dawne tory. Wiem że on ma bardzo dużo pracy, której się poświęca. Myślę, że on jest chory na pracoholizm, nie może spać i nadal ogłupia się wieczorami piwem. Obiecywał, że zrobi wszystko, ale to tylko obiecanki. A ja w tym nadal tkwię, choć kiedyś któryś z panów na forum pytał mnie czy chcę za parę lat być w tym samym punkcie. Nie chcę, staram się pracować nad dobą, wróciłam do moich ukochanych książek, nie czekam już na męża, staram się organizować weekendy sobie i córce. Ale ciągle się miotam, czasem marzę o tym, by się wynieść gdzieś daleko, zacząć żyć inaczej. Ale wiem, że gdy mieszkamy razem jest szansa na naprawę małżeństwa, modlę się o rozeznanie. Coraz bardziej dociera do mnie, nareszcie sobie to uświadamiam, bo wcześniej to wypierałam, jakie świństwa mój mąż mi zrobił. Teraz mam wrażenie, ze już mnie nie kocha, a nie szanuje na pewno, jestem przeźroczysta. Choć staramy się być dla siebie grzeczni, czasem rozmawiamy, wieczorami zdarza się nam oglądnąć jakiś film razem. Ale ta ogromna przepaść jest, coraz bardziej nachodzi mnie zniechęcenie, tak po ludzku nie chce mi się już troszczyć o niego i walczyć o nas. Koleżanka czasem mi mówi, że chorego nie zostawia się w potrzebie.
Ostatnio zrobiło mi się tak bardzo przykro jak obserwowałam jak pisze ze swoją koleżanka, z która chodzi razem na naukę języka, uśmiechał się, był taki wyluzowany. Ze mną już tak nie rozmawia, a może to ja tego nie widzę...Tłumaczy mi że to tylko koleżanka, a ja jestem najeżona bo wiem, że gdybym to ja z kimś tak pisała, miałby do mnie żal. Pragnę tej normalności, ale przestaję wierzyć w to czy to jest możliwe. Wiem, że dla Boga nie ma niemożliwego, chcę ufać i staram się postępować wbrew temu mojemu ja, które mówi mi żeby wszystko zostawić.
Mój mąż wmawia sobie, że jest nam niepotrzebny, tak bardzo sobie to wkręca, że w to wierzy i zachowuje się tak jakbyśmy już żyły same. Chcę mu pomóc, staram się odwieszać, ale przy moim odwieszeniu odsuwam się od niego, ogradzam murem. Powinnam pokazywać mu tą najlepszą wersję siebie, uśmiechniętą, szczęśliwą. Bardzo mi to trudno idzie, chyba za mało we mnie jeszcze Boga, oddania pod Jego opiekę. Poradźcie co robić.
Zwyklaosoba
Posty: 484
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Zwyklaosoba »

Może ta sytuacja marazmu, ochłodzenia minie? Ja dostałam pozew rozwodowy, po czym zrzucenie winy na mnie, że tego chciałam :D , po czym pytanie co dalej i jak sobie wyobrażam naprawianie małżeństwa, bo on normlanie zwyczajnie nie wróci do stanu sprzed kryzysu... Jesteśmy na etapie pisania kilku wiadomosci rano w południe i wieczorem ( zupełnie off topic), spróbuj może zapytać siebie, czego tak naprawdę chcesz, jak było kiedyś, i czy jesteś w stanie relacje odbudowywać i niejako pozwolić mężowi na to, mój mąż też twierdzi i widać to, że trudno się rozmawia (mamy bardzo burzliwy czas za sobą), ale im mniej rozmowy o tym samym (czyli kryzysie, ciągłym wałkowaniu błedów, które znamy i sytuacji, które miały miejsce) tym jakoś normalniej, choć bardzooo chłodno (choć pozew w sądzie już, ale mi zależy bardzo więc mam gdzieś ten papier), ważne że komunikujemy się "jakkolwiek", zobacz ile jesteś przede mną, mieszkacie razem,może on też ma zły czas
Sosna
Posty: 68
Rejestracja: 28 sie 2020, 10:29
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: Sosna »

Tak, to prawda, ma zły czas, który trwa już około 4 lata. Może za 10 lat będziemy się z tego śmiali. Dla mnie to wszystko jest tak proste, bo przecież życie razem, z Bogiem nie jest aż tak skomplikowane, ale on tego nie widzi. Tak wiele sobie wmawia, tworzy swoje scenariusze, a ja czasem nie mam siły i chęci przebijać się przez ten mur. Z drugiej strony współczuję wszystkim których zostawił małżonek, ja przynajmniej mam "łatwiejszy" dostęp do małżonka, bo chcąc nie chcąc na noc wraca...
MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: MaryM »

Sosna pisze: 26 sty 2021, 13:08 Tak, to prawda, ma zły czas, który trwa już około 4 lata. Może za 10 lat będziemy się z tego śmiali. Dla mnie to wszystko jest tak proste, bo przecież życie razem, z Bogiem nie jest aż tak skomplikowane, ale on tego nie widzi. Tak wiele sobie wmawia, tworzy swoje scenariusze, a ja czasem nie mam siły i chęci przebijać się przez ten mur. Z drugiej strony współczuję wszystkim których zostawił małżonek, ja przynajmniej mam "łatwiejszy" dostęp do małżonka, bo chcąc nie chcąc na noc wraca...
Dokładnie tak...mój kontakt z mężem jest niewielki, widzę go co 2 tygodnie po minucie na wejściu do mieszkania , ale to i tak nie najgorzej. Uprzejmy i zimny. Robię swoje. Martwię się, że go już nie kocham.
elena
Posty: 428
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Na rozdrożu

Post autor: elena »

MaryM pisze: 27 sty 2021, 18:43
Sosna pisze: 26 sty 2021, 13:08 Tak, to prawda, ma zły czas, który trwa już około 4 lata. Może za 10 lat będziemy się z tego śmiali. Dla mnie to wszystko jest tak proste, bo przecież życie razem, z Bogiem nie jest aż tak skomplikowane, ale on tego nie widzi. Tak wiele sobie wmawia, tworzy swoje scenariusze, a ja czasem nie mam siły i chęci przebijać się przez ten mur. Z drugiej strony współczuję wszystkim których zostawił małżonek, ja przynajmniej mam "łatwiejszy" dostęp do małżonka, bo chcąc nie chcąc na noc wraca...
Dokładnie tak...mój kontakt z mężem jest niewielki, widzę go co 2 tygodnie po minucie na wejściu do mieszkania , ale to i tak nie najgorzej. Uprzejmy i zimny. Robię swoje. Martwię się, że go już nie kocham.
Mam podobnie, tylko,ze widzę męża co tydzień na kilka chwil (dosłownie minuta, dwie), gdy przywozi dziecko. Czasem coś powie, zażartuje. Bardziej wylewny za to jest w trakcie rozmów telefonicznych, raz bardzo miły a po kilku godzinach złośliwy i agresywny- ucze sie stawiac granice.
Ja juz nawet za bardzo nie pamietam jak to jest mieszkac z malzonkiem 😉 Ale mysle, ze czas gdy malzonkowie mieszkaja jeszcze razem trzeba wykorzystac jak najlepiej. Trudno naprawiac relację na odleglosc...
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
ODPOWIEDZ