Wierzchołek góry lodowej...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Witam wszystkich serdecznie,
Forum czytam od kilku miesięcy, dziękuję za ogromne wsparcie, które mi dało. Opowiem swoją historię, może komuś przyda sie to doświadczenie. Będzie długo, ale może ktoś dobrnie do końca. Niestety trafiłam na to forum za późno, kiedy kryzys w moim małżeństwie przyniósł konsekwencje w postaci nieformalnej separacji.

Małżeństwem sakramentalnym jesteśmy od 13 lat. Dzieci nie mamy, chociaż wiele lat starania o dziecko wypełniały nasze życie. Oboje z mężem pochodzimy z rodzin z problemem alkoholowym. Na zewnątrz para idealna, wszędzie razem, zawsze za rękę, z ogromnym szacunkiem do siebie. Mimo, że ja z przysłowiowym charakterkiem, a mąż do rany przyłóż, zniesie i zrobi wszystko co ja wymyślę. Do tego każdemu i we wszystkim pomoże. Mąż mówił do mnie wszystkimi językami miłości, a ja tylko swoim, który niestety nie był językiem męża.

Pierwsze pęknięcie nastąpiło kilka lat temu podczas budowy pierwszego domu, kiedy do mieszkania zapukał komornik. Okazało się, że mąż bez mojej wiedzy wziął kredyty na wykończenie domu. Mąż perfekcjonista, wszystko musiało być z wyższej półki. Kryzys przeszliśmy po godzinach krzyków, potem rozmów, a w końcu decyzji o sprzedaniu domu. Długi nie były duże ale nie wyobrażałam sobie mieszkania w tamtym miejscu. Straciłam też poczucie bezpieczeństwa finansowego. Nie pamiętam kto zaproponował rozdzielność majątkową. Tak sie stało. Dla mnie była to formalność, że od tej pory kiedy coś kupowaliśmy, było na mnie. W zasadzie nikt sie o tym nie dowiedział. Niestety teraz widzę, że w ten sposób zamietliśmy problemy pod dywan, nie docierając do ich przyczyn. Okazało się, że to był wierzchołek góry lodowej.

Kilka lat spokojnego życia i w końcu decyzja o kolejnej budowie. Mąż nie za bardzo chciał, ale jak zwykle stanęło na moim. Bo zawsze tak było. Mąż nie mówił czego chce, zawsze pytał mnie. To ja decydowałam. A nawet jak mówił, to i tak było po mojemu. Okazało sie jednak, że tylko pozornie. Sytuacja sie powtórzyła. Mąż sam zajął sie budową i znowu się zadłużył. Wszystko wyszło pod koniec ubiegłego roku. Znowu wezwania do zapłaty. Wspólnie postanowiliśmy, że mąż wyjedzie na 2 miesiące za granicę żeby spłacić długi. Przed wyjazdem praktycznie nie byliśmy w stanie rozmawiać, z tamtego czasu pamiętam gigantyczne napięcie i męża nocami przed komputerem. Wyjazd męża traktowałam jako czas na uspokojenie. Wiedziałam, że kiedy wróci to nasze życie musi sie zmienić. Oczywiście nie miałam zielonego pojęcia jak to ma wyglądać.

Kontakty nasze były coraz słabsze. I wtedy, przy okazji zakupów w sieci weszłam na skrzynke mailową męża (hasło miałam od niego w tym celu). Tego dnia nigdy nie zapomnę bo mój dotychczasowy świat dosłownie się skończył. Okazało sie, że od 2 miesiecy mąż ma romans z koleżanką z pracy. Korespondowali ze sobą przez Internet. Kiedy zadzwoniłam do niego zapytać co się dzieje i nie wierząc w to, co widzę powiedział: nic do Ciebie nie czuję a ją kocham. Usłyszałam wtedy chyba wszystkie argumenty uzasadniające koniec naszego małżeństwa, a nawet jego unieważnienie. Oczywiscie ona jest najwspanialsza, cudownie się z nią rozmawia a do tego tak wrażliwa, że mam się z nią nie kontaktować, bo mogę ją skrzywdzić. Mąż twierdził, że zdrady fizycznej nie było.

Wtedy przeżyłam koszmar ale po tygodniu rozpaczy, kiedy mąż miał wracać, wstałam, otrzepałam się i jak gdyby nigdy nic, powitałam męża w domu. Albo raczej mężczyznę, który wyglądał jak on, ale patrzył i mówił jak ktoś zupełnie obcy. O dotyku nie wspomnę, czułam sie jak trędowata.

Potem nastąpił ciąg zdarzeń, o których teraz chciałabym zapomnieć. Napisałam do kowalskiej, chcąc sie spotkać (w sumie nie wiedzialam po co, nie odpowiedziała mi tylko doniosła mężowi, a on sie załamał, że ją skrzywdziłam). Powiedziałam szefowi męża o tej relacji (w efekcie mąż rzucił pracę). I najgorsze - kiedy okazało się, że mąż nie skończył tego romansu, tylko dalej rozmawiali pisali do siebie - natychmiast wyrzuciłam go ze wspólnie wynajmowanego mieszkania (dosłownie, spakowałam walizki i wyrzuciłam na korytarz).

Właśnie minęło 4 miesiące od wyprowadzki. Mąż mieszka u kolegi (potwierdzone), z kowalską ponoć sie nie spotyka (nie mam pewności, jego poczty nie sprawdzam), natomiast między nami jest coraz gorzej. Kontakt mamy, jeśli ja do niego napiszę lub zadzwonię. Głównie dotyczy to budowy, która jest w trakcie. Zawsze pomaga z zaznaczeniem, że na nic nie moge więcej liczyć. Jest jak pomocny kolega, który nie zbliża sie do mnie nawet na krok. Najgorsze jest to, że mąż wprost mówi, że mnie już nie kocha i nie chce ze mną być. Że myślał, że coś sie zmieni, próbował ale jest odwrotnie. Wczoraj dodał, że nie widzi nadziei, żebyśmy byli razem, bo po tym wszystkim ani ja nie bede szczęśliwa z nim ani on ze mną. Próbowałam wszystkiego, proponowałam terapię wspólną (wg niego byłoby to nieuczciwe w stosunku do mnie bo on nie chce ratować małżeństwa). Ale im więcej mija czasu, tym bardziej on jest obcy, wprost mówi, że jemu jest teraz dobrze. Mówi, że jest sam i tak będzie. On postanowił, że nie będziemy razem i wygląda na to, że nic w tej kwestii nie jest w stanie go przekonać. A ja żyję w zawieszeniu. Na własne życzenie. Wiem, że mnie oszukiwał, ale widzę że jest strasznie poraniony, ma poczucie winy (przyznał, że wie, że mnie skrzywdził i widzi że cierpię, ale nie będzie robił nic na siłę i wbrew sobie). I nie mogę sobie wybaczyć, że tyle lat robił dla mnie wszystko, a ja w momencie kiedy mnie potrzebował po prostu wyrzuciłam go z domu.

Sama chodzę na terapię indywidualną. Dużo czytam i słucham tego, co polecacie. Zaczęłam sie naprawdę modlić. Chociaż jesteśmy wierzący, do kościoła też zawsze chodziliśmy razem, ale chyba byliśmy takimi niedzielnymi katolikami. Teraz to się zmieniło. Co najdziwniejsze zauważam, że u męża również. Niestety nie przynosi to skutków w postaci naprawy małżeństwa.
Wiem, że nie mam na męża wpływu i sama też nic nie zrobię. On też sam musi sobie poradzić ze swoimi problemami. Ale ja nie potrafię go zostawić i zaakceptować jego decyzji, że on nie chce ze mną być. Ciągle robię sobie nadzieję, że kiedy pomaga mi, to coś znaczy. Tylko, że dla niego to znaczy tylko tyle i nic więcej...
jacek-sychar

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Siedemsiedem na naszym forum.

Jak czytasz nasze forum, to wiesz, że staramy się chronić naszą prywatność. Dlatego pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie i Twojej rodziny.
siedemsiedem pisze: 08 wrz 2017, 19:37 Bo zawsze tak było. Mąż nie mówił czego chce, zawsze pytał mnie. To ja decydowałam. A nawet jak mówił, to i tak było po mojemu.
Typowa DDA. :?
Skąd ja to znam. W domu miałem tak samo z żoną. Nie do wytrzymania dla faceta.
Poleciłbym Ci nasze rekolekcje jesienne:
viewtopic.php?f=74&t=346
specjalnie dla DDA, DDD i DDRR.
Co prawda zapisy są już na listę rezerwową, ale nasze doświadczenie pokazuje, że zawsze Ci, co maja być, są. Zawsze ktoś tam zrezygnuje.
A może takie rekolekcje razem z mężem?

Może jednak spróbowałabyś schować swój "wszystkowiedzący charakterek" :lol: i spokojnie porozmawiać z mężem? Jeszcze są szanse na uratowanie Waszego małżeństwa. Mąż musi tylko zobaczyć, że Ty się próbujesz zmieniać.
No i terapia dla DDA. Koniecznie.
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Witaj Jacku,
Dziękuję za szybką odpowiedź. Od dwóch miesięcy chodzę na terapię właśnie dla DDA. I rzeczywiście jedną z uwag męża jest: przecież i tak Ty wiesz wszystko lepiej.
Zaczynam widzieć pewne rzeczy ale z zastosowaniem dopiero raczkuję. Zresztą potrzebowałam 4 miesięcy żeby zaledwie móc opisać swoją sytuację. Już samo to polecam tylko czytającym to forum. Takie spojrzenie na swoje "bagienko" ale jakby z boku. Niestety mądry Polak po szkodzie. A mój mąż nigdzie ze mną nie pójdzie w tej chwili na pewno... on rozmawiania na temat poważniejszy niż budowa ze mną unika jak ognia a co dopiero wspólne rekolekcje...
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

77

Czytając Twoją historię widzę szablonowy kryzys spowodowany silną dominacją jednej ze stron. Niestety ten zdominowany to mężczyzna. Piszę niestety , bo teraz wiem ,że mężczyźni są zadaniowi i potrzebują sprawdzać się w decyzyjności , w rozwiązywaniu różnych spraw. Muszą czuć się potrzebni, ważni. Jestem kobietą , która wszystko w domu robiła sama. Myślałam,że to dobre postępowanie, bo mąż ciężko pracuje i przynajmniej w domu nie będzie musiał nic robić, że usuwając, rozwiązując sama problemy i załatwiając sama wszystkie sprawy pomagam mężowi. Suma summarum w naszym małżeństwie rozdzieliły się dwa światy - męża w pracy , mój w domu. Taki schemat to ani małżeństwo, ani partnerstwo. I tak mi się wydaje ,że Twój mąż czuł się po prostu niepotrzebny , zbędny , niedoceniony - ale to moje przypuszczenia, warto by go o to zapytać.
Nauczyłam się we wspólnocie i po programie 12 kroków, że nawet gdy mnie korci coś zrobić sama ( czasem szybciej , lepiej ;-) ) to należy zostawić pewne sprawy mężowi lub rozwiązać je razem.
Pomyśl 77 czy nie podsunąć mężowi lekturę naszej Sycharki Ani ,, Ile jest warta Twoja obrączka,, oraz dołączyć kilka książeczek naszej wspólnoty. Oczywiście bez zobowiązań , bez nacisku.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: Pavel »

Witaj na forum siedemsiedem,
Słyszałem od żony to co mówił Twój mąż. Każdy z tych tekstów. Tego gdzieś uczą?
Ale do sedna.
Twój mąż ma tak TERAZ.
Ani ja, ani Ty, ani on nie wiemy jak będzie w przyszłości (chociaż on by pewnie powiedział, że to się na pewno nie zmieni). A może być różnie.
Warto ze swojej strony wziąć się porządnie do pracy.
Przerobić siebie i małżeństwo wzdłuż i wszerz.
Może tak być, że Twój mąż jeszcze zmieni zdanie (moja żona zmieniła).
Warto swoją postawą ułatwić mu podjęcie takiej decyzji - pracą nad sobą wykreować nową 77.
Gdy mąż będzie miał szansę zobaczyć te zmiany i uwierzyć w ich stałość, może również zechce naprawiać małżeństwo.
Nadzieja umiera ostatnia.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

helenast pisze: 08 wrz 2017, 20:50 Czytając Twoją historię widzę szablonowy kryzys spowodowany silną dominacją jednej ze stron. Niestety ten zdominowany to mężczyzna.
Helenast - masz racje, nasze małżeństwo zdominowałam ja i moje potrzeby. W swojej głupocie sądziłam, że mężowi to odpowiada bo nic nie mówi. Kiedyś w Tvn Turbo w programie "Zakup kontrolowany" prowadzący w formie żartu zapytał uczestnika czy wie, o co chodzi w małżeństwie? Więc w małżeństwie chodzi o to, żeby wspólnymi siłami dążyć do tego... aby żonie było jak najlepiej. I mój mąż wielokrotnie opoowiadał ten dowcip, ale u nas tak było.
helenast pisze: 08 wrz 2017, 20:50
Taki schemat to ani małżeństwo, ani partnerstwo. I tak mi się wydaje ,że Twój mąż czuł się po prostu niepotrzebny , zbędny , niedoceniony - ale to moje przypuszczenia, warto by go o to zapytać.
Dzisiaj widzę, że przejęłam kontrolę nad większością spraw. I skupiłam się na krytykowaniu zamiast na docenianiu pozytywów. Niestety dopiero teraz zauważyłam jakie to ma katastrofalne skutki.
Staram sie oddać mu pałeczkę. I jest o niebo lepiej niż było kiedyś. Wcześniej spieraliśmy się o rzeczy po prostu nieważne. Teraz razem coś robimy, potrafimy fajnie spędzić kilka godzin. Tyle, że potem każdy wraca do siebie. I jeśli ja sie nie odezwe, to dla męża nie istnieję. A jak zapytam o co tutaj chodzi, to dostaję słowny cios między oczy, który zwala mnie z nóg na jakiś czas.
helenast pisze: 08 wrz 2017, 20:50
Pomyśl 77 czy nie podsunąć mężowi lekturę naszej Sycharki Ani ,, Ile jest warta Twoja obrączka,, oraz dołączyć kilka książeczek naszej wspólnoty. Oczywiście bez zobowiązań , bez nacisku.
Podsyłam na maila czasem coś mężowi do czytania czy słuchania. Na takie wiadomości nie reaguje w ogóle. Wydaje mi się jednak, że część czyta, bo wychodzi to z rozmowy. Muszę zamówić tą książkę Ani, jej jeszcze nie mam.
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Pavel pisze: 08 wrz 2017, 23:29 Słyszałem od żony to co mówił Twój mąż. Każdy z tych tekstów. Tego gdzieś uczą?
Cześć Pavel, czytając jakiś czas temu Twój wątek też się nad tym zastanawiałam.
Pavel pisze: 08 wrz 2017, 23:29 Twój mąż ma tak TERAZ.
Ani ja, ani Ty, ani on nie wiemy jak będzie w przyszłości (chociaż on by pewnie powiedział, że to się na pewno nie zmieni).
Dokładnie tak powiedział. Mam wrażenie, że z upływem czasu jest coraz gorzej. Bo na początku mówił, że nic nie czuje, ale może kiedyś coś sie zmieni. Potem, że nie kocha. Teraz, że nie kocha, nie chce być ze mną i jest pewien, że to sie nie zmieni. Padło też słowo rozwód ale ostatnio stwierdził, że mu sie nie spieszy. Teraz to jestem na etapie, że boje sie cokolwiek powiedzieć i zrobić, bo zostanie to wykorzystane przeciwko mnie...
Pavel pisze: 08 wrz 2017, 23:29 A może być różnie.
Warto ze swojej strony wziąć się porządnie do pracy.
Przerobić siebie i małżeństwo wzdłuż i wszerz.
Staram sie bardzo. Kiedy wyrzucałam męża z domu, to byłam przekonana o jego winie i swojej świętości jako żona. Przecież jak on mógł mi to zrobić, kiedy ja go tak kocham. Oczywiście byłam pewna, że on wie, co ja czuję. Dopiero kiedy trafiłam do Was, oczy mi się otworzyły. A on mi powiedział, że bał mi sie mówić różne rzeczy, żebym go nie zostawiła. Teraz mnie to szokuje, bo przecież ja byłam przekonana, że pomimo problemów my jesteśmy dobrym małżeństwem i nigdy bym go nie zostawiła. Taki paradoks, bo teraz to on chciałby, żebym go zostawiła a najlepiej w ogóle zniknęła.
Pavel pisze: 08 wrz 2017, 23:29 Nadzieja umiera ostatnia.
Jestem na etapie, że chciałabym żeby nadzieja umarła, bo za bardzo boli. Tylko jeszcze nie umiem jej zabić...
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

siedemsiedem pisze: 09 wrz 2017, 9:59

Teraz razem coś robimy, potrafimy fajnie spędzić kilka godzin. Tyle, że potem każdy wraca do siebie. I jeśli ja sie nie odezwe, to dla męża nie istnieję. A jak zapytam o co tutaj chodzi, to dostaję słowny cios między oczy, który zwala mnie z nóg na jakiś czas.
77

Kryzysu budowanego latami nie da się naprawić ot tak w chwilę. Potrzeba czasu , cierpliwości, spokoju i wiary.
Daj mężowi czas , daj możliwość analizy wszystkiego , sposobu zobaczenia,że naprawdę się zmieniasz,że Ci zależy i nie jest to chwilowe ... Sądząc po Twoim charakterze będzie wymagało od Ciebie sporo pracy ( mówię tak bo w tym względzie jesteśmy podobne) . Krok po kroku by nie odczuł ,że znów naciskasz bo chcesz po swojemu.
Mój mąż bacznie mnie obserwował, nawet chyba podpuszczał - myślę,że chciał mieć pewność , chciał w pełni odzyskać zaufanie.
Ważne są w tej przemianie słowa: proszę , gdybyś mógł i miał czas, mam problem czy mi pomożesz itp. I nie jest to żadną manipulacją ( no dobra troszeczkę jest ;-) ) ale gdy zwracasz się w takiej formie inaczej to brzmi. Brzmi w formie zaufania, okazania wartości męża, docenienia,że on ma możliwości itd.

Wydaje mi się również ( choć mogę się mylić), że przy tak silnej Twojej osobowości trudno Ci było z wprowadzenie w życie tolerancji, ustępowania, odpuszczenia czy akceptacji wbrew temu co Ty chcesz. Jeżeli tak było lub jest to ten temat też jest do przepracowania.

Co do książek , czasopism ... Nie zmuszaj - zaproponuj , zostaw na wierzchu - niech leży na stole , niech mąż widzi , może sam sięgnie po to ... Tylko Ty też powinnaś znać tą lekturę , która proponujesz mężowi byście mogli przedyskutować wiele ważnych spraw, które odkryjecie w lekturze, a które i Was np. dotyczą.
Ostatnio zmieniony 09 wrz 2017, 11:13 przez zenia1780, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawienie cytowania
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

siedemsiedem pisze: 09 wrz 2017, 10:30


Jestem na etapie, że chciałabym żeby nadzieja umarła, bo za bardzo boli. Tylko jeszcze nie umiem jej zabić...


.... To prawda ,że nadzieja boli , a tak po prawdzie rozczarowanie tą nadzieją boli. Ja doskonale znam to uczucie i to nie tylko ze sprawami dotyczącymi małżeństwa, ale ze zdrowiem. Jednak z czasem zrozumiałam ,że ta właśnie nadzieja napędza mnie do dalszego działania, do walki, do niepoddawania się. Po każdym ,, upadku,, jest ból , smutek , rozczarowanie nawet złość, ale później przychodzi następna myśl o nadziei i podnosi mnie z kolan.

Jest takie sycharowskie powiedzenie, którego przez długi czas nie mogłam pojąc i zrozumieć , a brzmi :

,, DAJ CZAS CZASOWI,,
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

helenast pisze: 09 wrz 2017, 10:48 Kryzysu budowanego latami nie da się naprawić ot tak w chwilę. Potrzeba czasu , cierpliwości, spokoju i wiary
‪Helenast czy my sie znamy? Jeśli nie, to w każdym razie trafiasz w dziesiątkę. Cierpliwość, spokój to cechy mojego męża. U mnie zawsze musiało być natychmiast. A jak nie to obraza. Jak on to wytrzymał 13 lat? Nie mam pojęcia. Dlatego to dla mnie taka szkoła życia. Uczę się tego dopiero. I strasznie to trudne. Czekać. ‬
helenast pisze: 09 wrz 2017, 10:48 Mój mąż bacznie mnie obserwował, nawet chyba podpuszczał - myślę,że chciał mieć pewność , chciał w pełni odzyskać zaufanie.
‪Mój mąż też mnie obserwuje. Sam to przyznał, kiedy zapytałam co z nami będzie. Powiedział, że widzi u mnie zmianę na lepsze. Ale za chwilę dodał, że zamierzał mi powiedzieć że chce rozwodu, tylko chciał poczekać parę dni. ‬
helenast pisze: 09 wrz 2017, 10:48 Wydaje mi się również ( choć mogę się mylić), że przy tak silnej Twojej osobowości trudno Ci było z wprowadzenie w życie tolerancji, ustępowania, odpuszczenia czy akceptacji wbrew temu co Ty chcesz. Jeżeli tak było lub jest to ten temat też jest do przepracowania
‪Tak ciężko zaakceptować fakt, że maż nie chce ze mna być. Boję się, że kiedy zostawię męża, to on podejmie decyzję o rozwodzie. Sytuację komplikuje fakt, że w każdej chwili może wyjechać za granicę, bo ma taka możliwość. Przecież nic go tutaj nie trzyma. Ze swoja rodzina nie utrzymuje kontaktów, z moja teraz też nie. Do wspólnych znajomych też sie nie odzywa. Kiedy analizuję fakty, to widze jakby przygotowywał się do odejścia. I to przeraża mnie najbardziej, że nic co bym zrobiła nie zmieni jego decyzji. ‬
helenast pisze: 09 wrz 2017, 11:00 ,, DAJ CZAS CZASOWI,,
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że czasu mam coraz mniej, bo kiedy maż wyjedzie, to o spotkaniu w cztery oczy w jakiejkolwiek sprawie będę mogła tylko pomarzyć...
helenast
Posty: 2966
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

siedemsiedem pisze: 09 wrz 2017, 16:20

‪Tak ciężko zaakceptować fakt, że maż nie chce ze mna być. Boję się, że kiedy zostawię męża, to on podejmie decyzję o rozwodzie. Sytuację komplikuje fakt, że w każdej chwili może wyjechać za granicę, bo ma taka możliwość. Przecież nic go tutaj nie trzyma. Ze swoja rodzina nie utrzymuje kontaktów, z moja teraz też nie. Do wspólnych znajomych też sie nie odzywa. Kiedy analizuję fakty, to widze jakby przygotowywał się do odejścia. I to przeraża mnie najbardziej, że nic co bym zrobiła nie zmieni jego decyzji. ‬



Czy znasz przyczynę dlaczego mąż tak odizolował się od swojej, Twojej rodziny oraz od przyjaciół / znajomych.
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: inga »

siedemsiedem pisze: 09 wrz 2017, 16:20
Nie mogę się pozbyć wrażenia, że czasu mam coraz mniej, bo kiedy maż wyjedzie, to o spotkaniu w cztery oczy w jakiejkolwiek sprawie będę mogła tylko pomarzyć...
Nie martw się o przyszłość. Jak mój mąż odszedł (do kowalskiej) od razu powiedział, że składa pozew. Pamiętam swoje obawy/lęki (standardowe.. ): jak spędzę święta, co zrobię z urlopem, czy zmieniać nazwisko po rozwodzie i najgrosze... że zobaczę męża jeszcze tylko 2-3 razy w życiu (jak przyjedzie po resztę rzeczy i na sprawie rozwodowej), również nie mamy dzieci a w dodatku pracujemy i mieszkamy w innych miastach.
Po niedługim czasie przestałam w ten sposób myśleć. Powiedziałam sobie (wiem, brzmi to głupio..), że nie ma sensu myśleć o tak odległych sprawach, kiedy jutro może mnie potrącić tramwaj w drodze do pracy. Pomogło mi takie podejście.

A mój mąż wróćił bardzo szybko. Urlop spędziliśmy razem.. nawet naszą rocznicę ślubu (z moich pierwszych kalkulacji wynikało, że możemy w tych dniach mieć sprawę rozwodową, a mąż nie złożył nawet pozwu).

Też usłyszałam, że nie kocha. Jeszcze wcześniej, że czuje obojętność.
Mówił też swoim rodzicom, że nie wie czy będzie z kowalską ale, że ze mną na pewno nie.

77, Twój pierwszy post, w którym opisałaś Wasze relacje, zobrazował mi też nieco moje małżeństwo. Paradoksalnie - mój mąż z jednej strony egocentryk (tak go czasem oceniam), z drugiej zawsze chciał mnie zadowolić... A ja bywałam też taką paskudną BABĄ.. i potrafiłam być okrutna jak już mi nadepnął na odcisk..


Pomodlę się za Was. Dajmy czasowi czas. Jakie to potrzebne...
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Matka mojego męża odeszła kiedy miał 10 lat zostawiajac go z ojcem z dnia na dzień, do tego nie podajac powodów. Maż nigdy nie chciał o tym rozmawiać. Ojciec zaczał pić. Zmarł kilka lat temu. W zasadzie maż wychowywał sie sam, w rodzinie przyjaciela, ktory jest teraz za granica i do którego właśnie chce wyjechać. Ze znajomymi po powrocie najpierw rozluźnił kontakt, a teraz właściwie z nikim nie rozmawia. Kilka razy byliśmy u znajomych wspólnie, ale za każdym razem wracał z przekonaniem, że czuł się tam źle. Znajomi wiedza, że nie mieszkamy razem, ale nie znaja wszystkich powodów wyprowadzki. Tylko to, że maż sie zastanawia nad wyjazdem za granicę i że o to sie pokłóciliśmy. Chyba mężowi chodzi o to, że idziemy tam jako małżeństwo, a on cały czas powtarza, że my już nie jesteśmy razem.
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

inga pisze: 09 wrz 2017, 23:34 Nie martw się o przyszłość.
Inga, tak trudno mi nie myśleć o przyszłości. Jestem właśnie w tym momencie, co Ty kiedyś, że zastanawiam się jak przeżyję święta. Spędzamy je zawsze u mojej rodziny w większym gronie, a o wyprowadzce męża wiedza tylko najbliżsi. Psycholog też mi mówi żeby nie martwić sie na zapas, a do tego nie myśleć co powiedza inni, bo to ich problem.
Oczywiście mam czarne myśli, że maż czeka tylko, żeby minęło pół roku od wyprowadzki, żeby złożyć pozew. Przecież nie wiem też czy on się nie spotyka z kowalska. Nic nie wiem teraz, zreszta na własne życzenie. Ale po lekturze forum zrozumiałam, że i tak moja wiedza na ten temat nic by nie zmieniła u mojego męża. Dodałaby mi tylko więcej zmartwień.
Ale pomysł z tramwajem jest niezły. Tylko tramwaj wymienię na samochód ze względów obiektywnych ;)
inga pisze: 09 wrz 2017, 23:34 Pomodlę się za Was. Dajmy czasowi czas. Jakie to potrzebne...
Dziękuję za wsparcie i modlitwę. Gdyby nie modlitwa, to bym tego wszystkiego nie przeżyła...
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: zenia1780 »

siedemsiedem pisze: 10 wrz 2017, 8:52 Gdyby nie modlitwa, to bym tego wszystkiego nie przeżyła...
Droga 77 moze w ramach modlitwy weźmiesz sobie fragment z Pisma Świętego do rozważenia?
Ja polecam takie:

Mt 6 25-34
Oz 2

ale może okaże się, ze Bóg innym Słowem zechce się do Ciebie zwrócić.
Daj Mu na to szansę i zacznij czytać Jego Słowo. Nikt nie zna Ciebie ani Twojego męża tak dobrze jak On.

Przytulam Kochana
3maj się
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
ODPOWIEDZ