Wierzchołek góry lodowej...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

helenast pisze: 11 wrz 2017, 14:38 Rozumiem o co Ci chodzi , ale popatrz co napisałaś - to chyba nazywa się manipulacją ...
Helenast, dziękuję za ta uwagę. Nie patrzyłam na to w ten sposób. Manipulacja kojarzy mi sie z oszukaniem kogoś, żeby doprowadzić do celu ale sprzecznego z jego interesem. A ja go przecież proszę o pomoc przy budowie naszego wspólnego domu. A że przy okazji mam szansę się z nim spotkać i pokazać, że mi na nim zależy, to tylko lepiej.
Jednak jak się nad tym zastanowić, to rzeczywiście w tej chwili cele mamy różne. Dla mnie celem jest uratowanie małżeństwa, ale dla mojego męża wręcz przeciwnie. Być może znowu zapędziłam się w tym, że wiem lepiej, co dla niego dobre. Tylko wtedy musiałabym przyznać, że nasze małżeństwo nie jest dla niego dobre, a to wbrew mojemu przekonaniu. Tak ciężko to zaakceptować...
Z drugiej strony na poczatku zapytałam, czy chce sprzedania domu. Powiedział, że nie. Pytałam, czy chce uczestniczyć w budowie i powiedział, że tak. Mało tego, sam oferuje pomoc i widzę, że sprawia mu to przyjemność. Staram sie przy tym dostosować do jego planów. To on decyduje o wielu rzeczach.
Ta budowa jest jedyna szansa na to, o czym kiedyś pisałaś: pokazanie, że go doceniam, co wcześniej nieczęsto się zdarzało. Chciałabym, żeby zobaczył, że się zmieniłam. Pytanie tylko, czy ja się rzeczywiście zmieniłam...
helenast pisze: 11 wrz 2017, 14:38 ... a co będzie jak skończycie dom ?
Właśnie sie przygotowuje na fakt, że jak skończymy dom to będzie koniec naszego małżeństwa. Przecież wiadome jest, że nie zmuszę go do tego, żeby tam ze mna zamieszkał. Biorę pod uwagę fakt, że dom to dla niego tylko projekt, który chce zakończyć. Ale fakt, nie mogę się pozbyć nadziei, że do tego czasu coś się zmieni...
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Na forum w jednym z watków jest dyskusja na temat tego, czy wyprowadzka może pomóc w naprawianiu małżeństwa. Otóż w mojej sytuacji zdecydowanie przeszkadza, bo w zwiazku z tym, że nie mieszkamy razem i nie mamy dzieci, nie widujemy się prawie wcale...
Jutro wyjatkowo maż ma mi coś przywieźć. Ostatnio kiedy się widzieliśmy powiedział, że nie widzi nadziei dla naszego małżeństwa. I powiem szczerze, że boję sie z nim spotkać. Z własnym mężem. Bo ostatnio mam wrażenie, że jestem jak słoń w składzie porcelany. Każde moje działanie sprawia, że jest coraz gorzej. A wszystko co powiem zostanie użyte przeciwko mnie...
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

To może nie poruszaj sprawy Waszego małżeństwa, kryzysu , ani co dalej z Wami itp... Skup się na ty jaki cel ma wizyta Twojego męża ... ( to moja sugestia , ale zrobisz jak uważasz )
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Helenast, dziękuję za te kilka słów, jakie to ważne, że zawsze jest ktoś na posterunku. Pół dnia się biłam z myślami i w końcu wymiękłam.... Wyszłam na spacer i nie spotkałam się z mężem. Jestem strasznie zmęczona. Piaty miesiac robię wszystko, żeby wrócił do domu. I prawda jest taka, że prawie pół roku cały mój świat kręci się wokół niego. Reszta, która się toczy jest tylko produktem ubocznym tego faktu. Dzisiaj poczułam, że mam dość. Niech robi co chce, a ja muszę się od niego uwolnić. Nie mam ochoty go widzieć nawet na chwilę...
Mało tego, staram się, ale ciagle czuję złość do męża, że mnie zostawił z tym całym bałaganem, samochodem i domem rozgrzebanym. Zapadł sie pod ziemię i rozpoczał nowe życie w nowym miejscu, z nowymi znajomymi, a może za chwilę z nowa "żona". Ja wiem, że to ja kazałam mu się wyprowadzić, ale to było po największej awanturze w naszym życiu. Mam wrażenie, że on chce mnie za to ukarać i ciagle to robi. Może to racja, że my nie powinniśmy być razem i jak mi ostatnio powiedział maż - po tym wszystkim ani ja z nim nie będę szczęśliwa ani on ze mna. Nie mam siły już. Taka słaba jestem....
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

To ,że przecinasz te niewłaściwe więzi to dobrze, musisz odetchnąć i pomyśleć o sobie , ale proszę nie gdybaj i nie pisz scenariuszy ... Zostaw to czasowi ok ? :-)
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Tak, muszę odetchnać... Ok, koniec projektowania. Ja już ze 3 filmy nakręciłam ma podstawie tych scenariuszy :cry:
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

Słuchajcie, jeśli kiedykolwiek jeszcze napiszę, że ja sie tyle miesięcy modlę a tu nic się nie dzieje, to proszę o mocne postawienie do pionu. Dzisiaj po terapii, w zwiazku z tym, że mam wolne z pracy, poszłam do kościoła się pomodlić. Bardzo żadko się zdarza, żebym o tej porze była w kościele. A w zasadzie chyba w ogóle sie nie zdarza. Po prostu jestem wtedy w pracy. Wychodzę z kaplicy, a w kolejce do spowiedzi stoi... kowalska. My sie nigdy nie spotkałyśmy. Widziałam ja na zdjęciach "z łóżka", które po nocach wysyłała mężowi. Kiedy wszystko sie wydało, ja do niej napisałam maila, w sumie kulturalnego, że od 13 lat jestem żona swojego męża i proszę ja o spotkanie. Bez sensu to było ale w takim stanie wtedy byłam. I ona się nie odezwała tylko powiedziała mojemu mężowi, że do niej napisałam.
I dzisiaj ja spotykam kiedy ona idzie do spowiedzi. Przez moment pomyślałam, żeby poczekać na nia i porozmawiać. Wiecie, tak po prostu zapytać czy ona zdaje sobie sprawę co zrobiła itp. ale potem stwierdziłam, że do niczego mi to nie jest potrzebne.
Więc myślę sobie, że my często uważamy, że nic sie nie dzieje, ale to nam sie tylko wydaje...
twardy
Posty: 1894
Rejestracja: 11 gru 2016, 17:36
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: twardy »

siedemsiedem pisze: 15 wrz 2017, 12:06 Więc myślę sobie, że my często uważamy, że nic sie nie dzieje, ale to nam sie tylko wydaje...
Dokładnie.
siedemsiedem pisze: 15 wrz 2017, 12:06 jeśli kiedykolwiek jeszcze napiszę, że ja sie tyle miesięcy modlę a tu nic się nie dzieje, to proszę o mocne postawienie do pionu.
Zapamiętam ;) :D
helenast
Posty: 3055
Rejestracja: 30 sty 2017, 11:36
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: helenast »

77

Nam się często wydaje ,że nasze prośby w modlitwie są najlepszym rozwiązaniem dla nas. Oczywiście chcemy tu i teraz, by się spełniło. Taki koncert życzeń wysyłamy poprzez modlitwę do Boga. Ja z doświadczenia własnego wiem,że Bóg układa nam tak sprawy i to co się dzieje dobrego oraz złego w naszym życiu, by było najlepszym rozwiązaniem dla nas. Choć czasem nie pojmujemy tego i nawet nie powinniśmy się starać dociekać dlaczego tak jest. Wszystko ma swój sens. Prędzej czy później dostrzeżemy go.
Czasami poprzez upadek człowieka, poprzez traumatyczne przeżycia, chorobę Bóg nam daje sygnał do uzdrowienia naszego , do powrotu na właściwą drogę. My żyjąc z dnia na dzień nawet nie dostrzegamy jak oddalamy się od wiary i Boga, jak czasem źle postępujemy i jak staczamy się w otchłań. Tak analizując moje życie teraz dostrzegam wiele znaków / ostrzeżeń , ale nie potrafiłam oczytać ich. Musiałam dostać niezłego kopniaka by otrzeźwieć/ wyrwać się z amoku.
Kiedyś pewna kobieta wyżalała mi się ,że jej 2 małżeństwo - cywilne rozpadło się i jak ona gorliwie się modli by drugi mąż powrócił do niej. Słuchałam jej i nie mogłam uwierzyć ,że ona ,bardzo wierząca osoba, prosi Boga o takie rzeczy. Zapytałam ją czy słyszy o co prosi ? Prosi o pomoc / błogosławieństwo trwania w grzechu , w niesakramentalnym związku.... Widziałam jej ogromne zaskoczenie. Powiedziała ,że w zaślepieniu nie słyszała o co się modli... To może skrajny przypadek , ale zdarza się ,że gdy nasze prośby / chciejstwa nie zostają wysłuchane obrażamy się na Boga i mamy do niego żal, pretensje itd.
Myślę ,że na tym polega wiara i zaufanie Bogu - oddanie wszystkiego w Jego ręce.
Nie pytajmy więc dlaczego tak się dziej w naszym życiu tylko zapytajmy po co ?
Lavenda
Posty: 285
Rejestracja: 05 wrz 2017, 14:14
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: Lavenda »

Smutne jest to, że dopiero jak nas pokopie to otwieramy oczy, ale lepiej późno niż wcale...
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

twardy pisze: 15 wrz 2017, 17:52
siedemsiedem pisze: 15 wrz 2017, 12:06 jeśli kiedykolwiek jeszcze napiszę, że ja sie tyle miesięcy modlę a tu nic się nie dzieje, to proszę o mocne postawienie do pionu.
Zapamiętam ;) :D
Pomimo, że mój poprzedni post był pisany wtedy, kiedy byłam w szoku spowodowanym widokiem kowalskiej w kolejce do konfesjonału - podtrzymuję :D
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

helenast pisze: 15 wrz 2017, 19:07 Myślę ,że na tym polega wiara i zaufanie Bogu - oddanie wszystkiego w Jego ręce.
Nie pytajmy więc dlaczego tak się dzieje w naszym życiu tylko zapytajmy po co ?
Dziękuję za te słowa. Będę często do nich wracać. Po tylu miesiącach dopiero to do mnie dociera. Musze sie modlić o cierpliwość, pokorę i dobre rozeznanie. Co robić a może, w moim przypadku, raczej czego nie robić. Bo ja niby teorię znam ale z zastosowaniem jest dużo gorzej. Widze wyraźnie, że też potrzebowałam takiego mocnego kopniaka, bo inaczej by do mnie nie dotarło. Przecież ja wszystko wiedziałam najlepiej i zawsze musiało być po mojemu. To teraz muszę się nauczyć prawdziwie zawierzać Bogu i jego planom.
Lavenda pisze: 15 wrz 2017, 21:45 Smutne jest to, że dopiero jak nas pokopie to otwieramy oczy, ale lepiej późno niż wcale...
To jest rzeczywiście smutne i boli. Pewnie najlepiej by się było uczyć na cudzych błędach, ewentualnie na własnych. Niestety w moim przypadku często jest tak, że nawet na własnych nie potrafię się uczyć i wtedy już tylko kopniak zostaje...
siedemsiedem
Posty: 34
Rejestracja: 08 wrz 2017, 18:46
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: siedemsiedem »

I znowu krok w tył. Wczoraj po miesiącu nie spotykania, widziałam się z mężem. Przyjęłam, że skoro on tego nie chce, to nie będę się narzucać. Odpowiadałam tylko na jego smsy. My już nawet do siebie nie dzwonimy. Kiedyś mi powiedział, że ma obawy kiedy do niego dzwonię. Dlatego przestałam to robić i piszę smsy. On tak samo.
Przez te tygodnie uspokoiłam się. Przemyślałam wszystko raz jeszcze, przemodliłam, no i utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę z nim być. Miałam wrażenie, że jakieś cieplejsze był te wiadomości od niego. Wczorajsze spotkanie w sumie było niezaplanowane. Napisał, że jedzie do cioci a ja zapytałam, czy mogę jechać z nim. Odpisał: jasne, że tak. Dzień spędziliśmy w trójkę. Było bardzo miło. Niestety na końcu ciocia pakowała nam przetwory i zaczęliśmy je rozdzielać na dwie części. To było jak impuls, który uruchomił moją reakcję. Kiedy mnie odwoził zapytałam czy tak długo będziemy osobno i kiedy wróci do domu. Powiedział, że nie wróci, że już o tym rozmawialiśmy i nic sie nie zmieniło. Kiedy próbowałam coś mówić widziałam jak robi wszystko, żeby uciec. A ja nie potrafiłam się zatrzymać. Tyle czytam i dalej popełniam te same błędy. Napisałam wieczorem smsa do niego, że przepraszam i nie bedę już pytać o nic i jeśli coś zmieni, to żeby dał mi znać. Nic nie odpisał.
Z rozmowy z nim wynika, że nadal chodzi na terapie do psychologa. Ale ja mam odczucie, że to tylko powoduje jego utwierdzanie w przekonaniu, że nasze małżeństwo to błąd. Ja też chodzę na terapię, terapeutka mi powiedziała, że takie zawieszenie bardzo źle wpływa na mnie i że może być moment zmęczenia, że sama będę chciała to zakończyć i wnieść o rozwód. Ale ja jej kategorycznie powiedziałam, że ja decyzji o rozwodzie nie podejmę na pewno. Więcej mi tego nie proponowała. Takie mam wrażenie, że mój mąż się na terapii wzmacnia siebie ale jednocześnie utwierdza w przekonaniu, że nasze małżeństwo to był błąd i nie będziemy razem szczęśliwi.
Unicorn2
Posty: 373
Rejestracja: 05 mar 2017, 14:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: Unicorn2 »

Siedem siedem terapeuta ma na celu dobro pacjenta więc chce źeby był szczęśliwy , zbawienie pacjenta nie jest jego celem .
Nawet katolicki psycholog w poradni przykościelnej
dziwił mi się źe chce być z źoną , stwierdził źe ta osoba czyli moja źona nie nadaje się do związku i ona nigdy nie stworzy normalnej relacji .
Magnolia

Re: Wierzchołek góry lodowej...

Post autor: Magnolia »

Ta pokora na drugie imię to bardzo dobry kierunek;-)

Ja mam wszystko wiedzącą mamę, to co chciałabym od niej usłyszeć czy zobaczyć, to prawdziwa skrucha i idące za tym zejście z piedestału "wszystkowiedzącej". taką miałam myśl, jak czytałam ten wątek.
pozdrawiam
ODPOWIEDZ