Już po rozwodzie co robić?
: 21 wrz 2020, 11:35
Dzień dobry
Chciała poprosić Was o wsparcie, radę, modlitwę sama nie wiem o co. Rok (od rozwodu) temu mąż odszedł ode mnie i od naszego syna. Z dnia na dzień oznajmił, że już mnie nie kocha i chce rozwodu. Prosiłam, błagałam, płakałam, proponowałam terapie, wspólny wyjazd nic go nie wzruszało. Po złożeniu pozwu rozmawiał ze mną już tylko przez adwokata. Rozwód cywilny odbył się a na rozprawie oznajmił, że nie ma żadnych zastrzeżeń do naszego wspólnego życia tylko po prostu już mnie nie kocha i mamy odmienne charaktery. Rozwiódł się również z naszym nastoletnim synem, obecnie nie ma z nim żadnego kontaktu i kompletnie do niego nie dąży. Nie interesuje go gdzie syn mieszka jaką szkołę średnią wybrał ani czy w ogóle żyjemy. Jego szanowna mamusia również się od nas odwróciła. Mało tego zostaliśmy bez dachu nad głową bo mieszkanie w którym mieszkaliśmy było jego i to wszystko po 18 latach małżeństwa. Gdyby nie moi rodzice nie wiem co by było.
Każdego dnia rozpadam się na milion kawałków z żalu i zbieram się nieudolnie żeby iść do pracy i jakoś funkcjonować dla syna. Każdego dnia towarzyszą mi myśli o tym co się stało i każdego dnia boli tak samo. Czas leci a ja ciągle mam nadzieję, choć wszyscy moi bliscy już go skreślili. Nie umiem zrozumieć jak można wystawić drugiego człowieka za drzwi jak zniszczony mebel, jak można wystawić za drzwi swoje dziecko? Zrobił to facet który deklarował, że jest wierzący, który składał mi przysięgę w kościele przed Bogiem. Dlaczego??? Podobno wówczas nikogo nie miał, ale teraz już ma. Jak to w życiu bywa informacje szybko się roznoszą mimo, że ich wcale nie szukamy. Jakim cudem potrafi być szczęśliwy i się uśmiechać. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że On coś takiego zrobi nie uwierzyłabym a tu proszę. Nie chce mi się nic, nie mam siły się już modlić. Czy jest jeszcze szansa na to, że się obudzi, że dotrze do niego co jest w życiu ważne i że wróci? Czy takie scenariusze są możliwe?
Chciała poprosić Was o wsparcie, radę, modlitwę sama nie wiem o co. Rok (od rozwodu) temu mąż odszedł ode mnie i od naszego syna. Z dnia na dzień oznajmił, że już mnie nie kocha i chce rozwodu. Prosiłam, błagałam, płakałam, proponowałam terapie, wspólny wyjazd nic go nie wzruszało. Po złożeniu pozwu rozmawiał ze mną już tylko przez adwokata. Rozwód cywilny odbył się a na rozprawie oznajmił, że nie ma żadnych zastrzeżeń do naszego wspólnego życia tylko po prostu już mnie nie kocha i mamy odmienne charaktery. Rozwiódł się również z naszym nastoletnim synem, obecnie nie ma z nim żadnego kontaktu i kompletnie do niego nie dąży. Nie interesuje go gdzie syn mieszka jaką szkołę średnią wybrał ani czy w ogóle żyjemy. Jego szanowna mamusia również się od nas odwróciła. Mało tego zostaliśmy bez dachu nad głową bo mieszkanie w którym mieszkaliśmy było jego i to wszystko po 18 latach małżeństwa. Gdyby nie moi rodzice nie wiem co by było.
Każdego dnia rozpadam się na milion kawałków z żalu i zbieram się nieudolnie żeby iść do pracy i jakoś funkcjonować dla syna. Każdego dnia towarzyszą mi myśli o tym co się stało i każdego dnia boli tak samo. Czas leci a ja ciągle mam nadzieję, choć wszyscy moi bliscy już go skreślili. Nie umiem zrozumieć jak można wystawić drugiego człowieka za drzwi jak zniszczony mebel, jak można wystawić za drzwi swoje dziecko? Zrobił to facet który deklarował, że jest wierzący, który składał mi przysięgę w kościele przed Bogiem. Dlaczego??? Podobno wówczas nikogo nie miał, ale teraz już ma. Jak to w życiu bywa informacje szybko się roznoszą mimo, że ich wcale nie szukamy. Jakim cudem potrafi być szczęśliwy i się uśmiechać. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że On coś takiego zrobi nie uwierzyłabym a tu proszę. Nie chce mi się nic, nie mam siły się już modlić. Czy jest jeszcze szansa na to, że się obudzi, że dotrze do niego co jest w życiu ważne i że wróci? Czy takie scenariusze są możliwe?