mare1966 pisze: ↑06 paź 2020, 10:10
Ruto , na jakiej podstawie twierdzisz z taką pewnością , że autorka wątku "bardzo dobrze zrobiła" ?
Póki co Eowina bardzo niewiele napisała o tej przemocy , zagrożeniu itd.
Praktycznie faktów zero .
Napisała tylko nieco o swoim stanie psychicznym , jak jej psychika "widzi" ( widziała ) daną sytuację .
Pisze też nieco o przeżywanych emocjach , przemyśleniach .
Wspomina też o błędach własnych w jednym zdaniu .
Jak więc ODPOWIEDZIALNIE można stwierdzać z taką mocą "bardzo dobrze zrobiłaś" ?
Czy argumentem na poparcie owej tezy mają być własne przeżycia i własna sytuacja ?
Twierdzę tak na podstawie tego, co napisała Eowina, podając bardzo konkretne informacje: doświadczała przemocy ze strony męża, a podejmowane liczne próby rozwiązania tego problemu nie przynosiły zmiany. Eowina nie wycofała swojej miłości do męża, pozostaje wierna swojej przysiędze małżeńskiej, wykonała także bardzo dużo pracy nad sobą, nie tylko przed decyzją o separacji, ale także już w okresie sepracji. Ta praca obejmuje zwykle dostrzeżenie swojego udziału w kryzysie małżeńskim. To, że żona dostrzega swój udział i swoje błęy i potrafi otwarcie o tym napisać, nie oznacza, że nie doświadczała przemocy, a popełnianie błędy w żaden sposób tej przemocy nie usprawiedliwiają. Oznacza dojrzałą postawę w trudnym małżeństwie.
Myślę, że warto obdarzać ludzi zaufaniem, Mare. Kobiety także. Co do przemocy - często jest tak, że osoba stosująca przemoc wcale tej sytuacji tak nie postrzega. I częściej dotyczy to mężczyzn, którzy stosowaną przez siebie przemoc często bagatelizują, zakłamują, usprawiedliwiają. Z kolei kobiety częściej znoszą przemoc, często latami, a jeśli podejmują próby jej zakończenia, często są to próby nieskuteczne. Płeć predystynuje nas do określonych zachowań, choć nas nie determinuje. Jako mężczyźni i kobiety różnimy się między sobą. Nie jesteśmy, jak głoszą niektóre współczesne feministki tacy sami. Bóg stworzył nas kobietami i mężczyznami - i choć jesteśmy wszyscy na Jego obraz i podobieństwo, to się między sobą różnimy. Wielu księży mówi o tym, że choć każde z nas ma w sobie pełną paletę cech męskich i żeńskich, to jednak u kobiet cechy kobiece występują w większym nasileniu, a mężczyzn w większym nasileniu występują męskie. Do cech męskich należy siła i zdolność do jej używania. Myślę, że to naturalne wyposażenie mężczyzny może służyć ochronie słabszych, pokonywaniu trudności, wybudowaniu domu, symbolicznemu "wykarczowaniu lasu". Myślę, że to źle, że uznajemy takie predyspozyje mężczyzn za "złe", a jeszcze gorzej, gdy nie uczymy młodych mężczyzn właściwego ukierunkowania siły jaką dysponują. Wtedy rodzi się przemoc. To złe ukierunkowanie siły, jaką dysponuje mężczyzna.
Mężczyzna posiada także przewagę nad kobietą: przewagę fizyczną, a w wielu sferach także psychiczną. Z uwagi na zajmowanie się przez kobietę potomstwem, ciąże, karmienie, często mężczyzna zyskuje także nad swoją żoną przewagę finansową - ale tylko wtedy, gdy postrzega siebie jako dysponenta zarabianych pieniędzy, nie docenia wkładu i pracy żony, nie rozumie co oznacza małżeńska wspólność majątkowa. Wiele kobiet wpada wtedy w pułapkę finansową, która utrudnia wyjście z przemocy.
Kobiety mają inne predyspozycje: wytrwałość, odporność na różne formy dyskomfortu, bólu, także psychicznego, znoszenie sytuacji zależności, gotowośc do poświęcenia. To także ma uzasadnienie: to kobieta jest w ciąży, połogu, kobieta karmi. KObieta dając życie ryzykuje swoim życiem, zdrowiem, poświęca swoje zasoby fizyczne, często urodę, do której jest przywiązana. W tych okresach życia kobieta staje się w wielu aspektach zależna: fizycznie, emocjonalnie, a w większości naszych społeczeństw także finansowo. Niewielu mężczyzn (i coraz więcej kobiet) jest w stanie znosić taką zależność, jaka staje się zwykle udziałem kobiet - matek. Te naturalne cechy pozwalają kobiecie przetrwać trudne okresy zlezności - i równocześnie utrudniają wyjście z przemocy, a nawet jej dostrzeżenie, gdy zamiast opieki, właśnie jej doświadczają.
Księża zajmujący się problemami uzależnień, przemocy często o takiej naszej konstrukcji jako mężczyzn i jako kobiet mówią. O tym, że przemoc ma zwykle męskie oblicze także. O tym, że postawa znoszenia przemocy ma oblicze kobiety - także mówią. Księża mówią także że przemoc jest złem, a obrona przed przemocą jest dobrem. I jako sposób tej obrony wskazują dobre, boże rozwiązanie - jakim jest sepracja od stosującego przemoc małżonka (bez względu na jego płeć) oraz wierność przysiędze - i bardzo trudna miłość na odległość.
W przeciwieństwie do przywołanych przez ciebie współczesnych "feministek", które twierdzą często, że przemoc nie ma płci, bo płeć jako taka nie istnieje (co nie przeszkadza im popierać prawa do "korekty" tej "nieistniejącej" płci). Pomijam wliczanie do statystyk przemocy popełnianej przez kobiety, przemocy popełnianej przez mężczyzn po "korekcie płci". Przykłady takiej "kobiecej" przemocy coraz częściej widzimy także w naszym kraju. Rośnie nam w ten sposób liczba "agresywnych kobiet". Rozwiązaniem proponowanym przez te osoby, jako sposób rozwiązania problemu przemocy jest zwykle rozwód. Szkoda, że nie podają przy tym statystyk zabójstw kobiet i ciężkich pobić lub innych przestępstw wobec kobiet i dzieci do których dochodzi w trakcie rozwodów, jak i po rozwodach. Przykłady "skuteczności" rozwiązań także znajdziesz - na głównych stronach gazet i serwisów internetowych. Rozwód nie kończy przemocy, choć często kończy jakiekolwiek wsparcie dla ofiar tej przemocy. Obecnie także w Polsce, niebieskich kart coraz częsciej nie zakłada się, gdy osoba stosująca przemoc wobec bliskich nie zamieszkuje wspólnie z rodziną. Rozwód ma kończyć przemoc - i koniec.
Stwierdzenie, że mężczyźni są bardziej skłonni do stosowania przemocy nie oznacza wcale, że mężczyźni są "wrogami kobiet". A skłonność kobiet do znoszenia przemocy nie oznacza, że kobietom się ta przemoc "należy".
Pytasz także, czy moje osobiste przeżycia i moja sytuacja mają wpływ na moją "tezę", że kobieta słusznie robi, decydując się na separację od męża w sytuacji przemocy. Tak.
Życie moje, mojego męża i naszego syna odkąd wewnętrznie dojrzałam do postawy sepracji i miłości na odległość uległo zmianie - na lepsze. Przede wszystkim taka postawa pomogła stopniowo ograniczyć przemoc fizyczną i zmniejszyć przemoc psychiczną. To dużo. Nadal doświadczamy i ja i nasze dziecko przemocy ekonomicznej - mąż nie płaci alimentów, lub płaci tylko niewielkie kwoty. Dzieje się to kosztem mnie i dziecka - samodzielne utrzymanie dziecka kosztuje mnie bardzo dużo czasu i wysiłku, zmusza mnie do podejmowania dodatkowych prac. W ten sposób nasz syn pozbawiony całkowicie opieki ojca (trudno jako opiekę wskazać nieliczne, rzadkie kontakty w trakcie których mąż rzadko bywa trzeźwy i zdolny do spędzenia z synem choćby paru godzin), ma także mniej opieki mamy. A ja często czuję się zmęczona i wyczerpana, często brakuje mi też czasu na relaks, na odpoczynek. Przemoc, także ekonomiczna jest bardzo niszcząca dla tych, którzy jej doświadczają.