Temat Umiłowana79

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 » 15 paź 2020, 18:07

witam,
mam identyczna sytuacje, nie wiem co robic.
mąż prze na rozwód, twierdzi że nic go do mnie nie nakłoni,nie kocha,ze go do siebie zniechecilam, nie przekona, nie chce zadnych mediacji.
nic do niego nie dociera. mowie mu ze on tez zadal mi wiele ran a mimo to nadal go kocham. on mi na to ze wlasnie po to sie ze mna rozwodzi.zeby mnie nie ranic w domysle sugerowal...
moja odpowiedz na pozew zawierala brak zgody i sugerowalam mediacje. maz na to nie przystal.
czy jest ktos z kim moge na priv o tym popisac, bo nie ukrywam, modlitwa mnie wzmacnia ale boje sie ze moge cos zaniedbac.
nie wiem jak do tego podejsc, jak z tym sie zmierzyc zeby nas ochronic-mnie i dzieci, nie dac sobie wejsc na glowe i jednoczesnie nie zaprzeczyc temu ze maz jest dla mnie wazny, choc po tym jak wystapil o rozwod trudno zachowac dobre nastawienie.
maz ciagle ucieka i nie chce zadnych rozmow prowadzic.cale zycei tak z nim bylo, a teraz to juz apogeum :(
jak to sie dzieje-nie chce sie rozwodu ale i tak ma miejsce pranie brudow, zgadza sie?
Noemi bardzo mnie interesuje Twoja historia...
Pozdrawiam
U79

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13300
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mediacje pojednawcze

Post autor: Nirwanna » 15 paź 2020, 18:59

Witaj, Umiłowana79 na naszym forum,
Ufam, że wkrótce forumowicze się odezwą, nie tylko na priva.
Warto pisać też, a może przede wszystkim, na forum ogólnym.
Jeśli chcesz, Twój post może zostać wydzielony przez moderację, będziesz miała wtedy swój własny kącik na forum.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Mediacje pojednawcze

Post autor: Umiłowana79 » 15 paź 2020, 21:49

szczerze mowiac jestem bliska obledu, mialabym ochote rozwiesc sie bez zadnego stawiania w opozycji, i tylko to mnie trzyma ze musze walczyc o alimenty bo maz dobrze zarabial i zarabia, a nagle po 20 latach nie wie ile zycie w domu kosztuje. od poczatku mu mowilam ze zeby przetrwac bez niego nie mowiac o rozwodzie potrzebuje konkretnej sumy pieniedzy co miesiac, czy mam Ci przypomniec co sie na to sklada? on mi na to ze juz na pewno to sobie policzylam. sama tez pracuje. szczerze mowiac mam odruhy wymiotne na mysl o tym wszystkim co dzieje sie aktualnie...
moj maz twierdzi ze jest fantastycznym ojcem, gdzie odkad zlozyl pozew bywa w domu na chwile. powiedzial ze nie bedzie popoludniami przebywal w domu bo sa ciagle klotnie. stwierdzilam, ze ok, bo faktycznie dziala na mnie jak plachta na byka wiec doszlam do wniosku ze przerwa w kontaktach dobrze nam zrobi. problem jednak w tym ze izolowac sie zaczal tez od dzieci.dzieci smutne, pytaja czemu taty n ie ma, kiedy bedzie, ze jest jak gosc. przyjezdzal na weekendy ktore spedzalismy razem zanim dostalam we wrzesniu pozew, potem i to sie skonczylo. przyjezdzal to slabo powiedziane. bo w koncu mieszka niedaleko. dzieci zawosi i przywozi ze szkoly i na pytanie czy uwaza ze to jest kontakt z dzieckiem powiedzial ze moze nie jezdzic i sama moge to robic.
dzien przed przesluchaniem zadzwonil do mnie i wypytywal jakie jest moje stanowisko, czy chce ratowac, ze on nie chce prania brudow i kosztow ponosic ale ratowac nie chce. powiedzialam ze bede bronic przysiegi. i ze tez nie chce prania brudow.
na koniec zapytal mnie to na ktora jest ta rozprawa(gdzie to bylo tylko przesluchanie) i sam skladal pozew a mnie pyta sie o szczegoly???
mowie do niego - mnie sie pytasz? a on mi na to ze on sie na tym nie zna.
nie bylo dobrze przez ostatnie kilka lat.
maz po II urodzeniu dziecka dopuścił się zdrady. odkrylam to, trwalo to jeszcze dluzszy czas, nie wiem czy nie do dzis,maz powiedzial ze nie kocha, ze chce rozwodu, ze sie zmienilam. brak skruchy, postawa obojetnosci, ignorowanie moich wypowiedzi, odwracanie sie do mnie tylem w czasie gdy mowilam, ignorowanie moich uczuc, spowodowało że agresja slowna we mnie rosla coraz bardziej kadego dnia. brak wsparcia, zainteresowania, rozmow mimo moich prob nie zblizalo do siebie. moje pytania w stylu a jak ty sie czujesz z jakas sytuacja spotykaly sie z odpowiedzia w stylu a czy to wazne?
probowalam zmienic swoje nastawienie, przestac go nekac, czepiac sie, ale jego postawa, ze on moze czegos nie chciec zrobic, miec cos gdzies byla normą, ja natomiast nie moglam sobie na taki luksus pozwolic.
notoryczne wyjazdy sluzbowe srednio na tydzien 2x w miesiacu powodowaly ze jak nawet cos sie zaczynalo sklejac, to w tym czasie rozpadalo sie na nowo.


pytanie teraz a propos rozpraw. jak to mozliwe ze ciagna sie te sprawy tak dlugo, ile mozna opowiadac na ten temat. my swiadkow klotni nie mielismy wiec ich liczba w moim odczuciu jest ograniczona.
nasza historie mozna by zamknac w gora 2 spotkaniach, to skad to tyle trwa i czemu az np 2 lata, ile wtedy tych rozpraw bylo w ciagu tych 2 lat?

dzis mowi ze rozwod jest mu potrzebny na odblokowanie glowy.

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mediacje pojednawcze

Post autor: Bławatek » 15 paź 2020, 22:57

Umiłowana79 - Twoja historia podobna do mojej jak i wielu innych na tym forum niestety.

Pytasz o terapię i mediację w sytuacji gdy mąż nie chcę. Trudno kogokolwiek do czegoś zmusić, mój mąż ledwo odszedł a już w sądzie składał wniosek o rozwód - najlepiej za porozumieniem, aby nie prać brudów 😳 - czym mnie rozśmieszył - cały czas mu mówiłam, że nie uznaję rozwodów więc tym bardziej winy na siebie nie wezmę. Czym go rozsierdziłam jeszcze bardziej. Wiekokrotnie próbowałam namówić go na terapię, mediację, rozmowę z księdzem - za każdym razem słyszałam, że nas już nie ma, że mnie nie kocha itd. Dużo bym mogła pisać - możesz wszystko znaleźć w moimi wątku "Mąż odszedł- nie wiem co robić, jak go traktować". W maju na Dzień Matki dostałam pozew - i "umarłam" po raz drugi bo mąż nie chciał regulować kontaktów z synem ani żadnych mediacji. Po raz trzeci "umarłam" jak przeczytałam odpowiedź męża do sądu, gdzie zmieszał mnie z błotem i napisał wiele kłamstw na mój temat. Podniosłam się i mimo wszystko jeszcze wielokrotnie próbowałam rozmawiać z mężem, tłumaczyć mu , że nie zgadzam się na rozwód, że to wszystko niszczy nasze dziecko. Jak grochem o ścianę. Jak już na każdej indywidualnej terapii i indywidualnej rozmowie z ksiedzem słyszałam ciągle, że mam zacząć myśleć o życiu bez męża tj. indywidualnie wypełniać przysięgę małżeńska, jak już się z tym pogodziłam to nagle dziś mąż zadzwonił z pytaniem czy możemy pójść na terapię małżeńską - pomyślałam, że to jakiś żart. Niestety już mu w pełni nie ufam, jeszcze kilka miesięcy od razu szukałabym terapii dla nas a teraz się boję, że za chwilę mu się znów odmieni a ja po raz kolejny będę cierpieć.

Nie wiem co zrobię. Na pewno dam mu szansę ale trudno mi w pełni mu zaufać. Szczególnie teraz gdy serce moje jest tak poranione.

Nie wiem czy korzystasz z terapii indywidualnej - mi bardzo pomogła. Tak samo jak modlitwa i to forum - pisanie i czytanie.

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Mediacje pojednawcze

Post autor: Umiłowana79 » 15 paź 2020, 23:29

Nirwanna wybacz że się nie przywitałam, witaj rownież... 🙂

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Mediacje pojednawcze

Post autor: Umiłowana79 » 16 paź 2020, 22:43

Dziękuję bławatek za Twoje słowa. To co wyprawiał mój mąż mocno mnie odsunelo od niego, mimo że widzę u siebie objawy współuzależnienia, ale ciągle bałam się że moje odsunięcie sprawi że to się rozpadnie na amen. trwa to już wiele lat. Gdybym była sama z odwieszeniem się nie byłoby by problemu. Są jednak dzieci których z racji sytuajcji dobro jest dla mnie na pierwszym miejscu, powinny już dawno odpuscic sobie tate ze względu na postępowanie, a jednak trwają w oczekiwaniu z miłością, co mnie utwierdza że powinnam ich w tym wspierać. Tak bardzo uciekałam myślami od regulowania kontaktów bo było to dla mnie uwłaczające ustalać jak grafik czas spędzania z dziećmi, niestety wpływ prawnika jak sądzę i pęd męża do rozwodu wziął górę nad wszystkim. Wcześniej wyproszony przeze mnie z domu że wzgledu na postawę wobec mnie i nieograniczenie w graniu i zły wpływ na syna z tego powodu, mimo że nocował poza domem, to całe dnie spedzal z nami, robił zakupy, gotował, sprzątał nie proszony, graliśmy razem, bywało fajnie, tylko ta nie dostępność słowna i emocjonalna... Co z tego jak w czerwcu podjął decyzję i nie poinformował że złożył papiery. Odgrażal mi się z tym od pol roku. Po pierwszym razie chciałam z nim porozmawiać na ten temat. Nie podjął go. Więc sprawę uznałam za niebyłą... Popełniłam błąd. Cóż. Walczę. Nie wiem jakie usłyszę kłamstwa na swój temat, co zeznają magiczni świadkowie... Wiem ze Bóg zamyka jedne drzwi i otwiera okna i tego się trzymam, będzie co ma być. Do dziś dzieci od ojca w spokojnej rozmowie nie usłyszały informacji, ze kończy wspólne życie że mną. Przykre. Syn nie wie wogole co się dzieje, corce trudno pogodzić się z tym co widzi... Życie... Opuszczam przyłbicę, Tak mi dopomóż Bóg!

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Mediacje pojednawcze

Post autor: Umiłowana79 » 18 paź 2020, 11:56

Witajcie, szkoda ze tak cicho pod moim postem.
Zdaje sobie sprawę że temat jest powielany.
A może to kwestia że to nie jest osobny wątek sprawia ze tak słaby jest odzew. Może poproszę o wyodrębnie nie go Nirwanno.
Aktualnie mam problem taki, że mąż z racji dążenia do potwierdzenia że między nami jest zupełny i trwały rozkład robi wszystko żeby mieć z nami jak najrzadziej styczność. W tygodniu dzieci tylko przywozi i odwozi, zawozi 3xw tygodniu synka na trening o ile nie ma wyjazdu. Trudno to nazwać relacja ale coś jest. Problem w tym że jest jeszcze córka która w tym czasie siedzi w domu i jest mocno poszkodowana bo mąż głównie skupia się na synu, a syn potrafi wyrwać dla siebie wszystko co chce, bo wie że nie dostanie tego co mu się jako synowi od ojca należy. Córka jest subtelna i to bardzo, ja ją nakłaniam do tego żeby sygnalizowala tacie że chce więcej czasu z nim, że czemu go nie ma, że czemu tak robi. Ona wie że od niego nic nie wydobędzie, że jak nie będzie chciał to nic nie powie nawet kosztem odrzucenia dziecka. Mąż na przesłuchaniu rozwodowym stwierdził że ma kontakt z dziećmi. Ale to jest kontakt na zasadzie że on o tym decyduje a nie że dzieci wiedzą że tata będzie zawsze w taki dzień o takiej godzinie i tyle czasu. To jest tak ruchome że aż przykre, bo dzieciom to pogłębia brak poczucia bezpieczeństwa. Mąż chce się rozwodzić. Nie chce że mną mieć nic do czynienia. Ostatnio powiedziałam mu że chce żeby zabrał dzieci w piątek i przywiózł je w niedzielę. A on mi na to że nie. Będzie w sobotę o 11 a był o 13, posiedział 5h, dzieci miały inne towarzystwo córka koleżankę, syn kolegę -spotkania dzieci mają w miarę możliwości z kolegami bo chce żeby prowadziły towarzyskie i radosne życie na ile się da. Tata nie wiedział co ma że sobą zrobić, bawił się z kotem, chwile zagraliśmy w grę i poszedl bo jest zmęczony. W niedzielę czyli dziś mówił że będzie 9-10, przyszedł o 11 i siedzi z nami w domu. Nie wiem co mam robić. Skoro kocha dzieci, a mnie ma gdzieś czemu nie zabiera ich do siebie. Wynajmuje mieszkanie. Powiedział że będzie to robił, tylko nie wiem na co czeka. Odciął mnie od pieniędzy swoich, bo mieliśmy wspólne konto, nie zgadza się na kwotę której potrzebuje do godnego życia na podobnym poziomie do tego co mieliśmy z nim, a nie ma skrupułów siedzieć w domu i korzystać z tego co ja kupuje do domu. Sam żadnych zakupów nie robi wtedy kiedy czas z dziećmi powinien być jego. Zawsze będę za tym żeby małżeństwo ratować, ale skoro jest tak zawzięty w swojej podłej i zawłaszczajacej pozycji, z której to perfidnie wykorzystuje moje oddanie dzieciom i wierność zasadom, składając samemu pozew o rozwód kieruje mnie mocno w stronę podpisania porozumienia wychowawczego w którym to będzie musiał trzymać się mocno wyznaczonych reguł. Coraz mocniej o tym myślę bo raz że dzieci będą miały ta kwestie uregulowana, to ja nie będę musiała się oglądać na niego czy raczy zechcieć zostać z dziećmi w czasie który powinien im dać. A ja będę miała czas na relaks dla siebie, odcięcie cię się od złych myśli i potwornego poczucia winy wobec dzieci że nie potrafiłam stworzyć im ciepłego i pełnego miłości domu. Mój mąż do dziś nie rozmawiał z dziećmi sam na ten temat że do domu już nie wróci. A ja z dziećmi cały czas się o to modlilismy. Chce ratować nas przed rozwodem ale narastać we mnie niechęć ogromna wobec męża i włącza mi się jęz na niego co objawia się lekceważeniem lub przytykami. Mówiłam mu że rozwodem nie rozwiążemy problemów tylko je pogłębiły, a on na to że on uwolni głowę. Nie wiem co mam robić. Ewidentnie mąż mnie wykorzystuje, stawia pod ścianą bez możliwości dyskusji i ja nauczylam. Nie wiem jak walczyć miłością z ta chęcią rozwodu, kiedy w sercu tyle bólu i żalu... Syn właśnie błaga ojca żeby jechał do kościoła z nami, a ten twardo że nie. Serce mi pęka.

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13300
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Nirwanna » 18 paź 2020, 19:50

Umiłowana, wydzieliłam Ci osobny wątek. Mam nadzieję, że więcej osób Ci odpisze, z doświadczenia podpowiem, że warto ze swojej strony zadbać o czytelność swoich postów.
Mam świadomość, że nawał trudnych emocji temu nie sprzyja, ale gdy podzielisz swój post na akapity, poprawisz literówki i przeinaczenia, będzie Cię łatwiej czytać, i łatwiej odnieść się do tego, o czym piszesz.
Życzę Ci otwartości na natchnienia Ducha Świętego.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Bławatek » 18 paź 2020, 20:30

Niestety większość odchodzących lub dążących tak ma, że odcinają się nie tylko od współmałżonka ale od dzieci też. Mój mąż też wpadał zawsze do nas wtedy gdy mu pasowało, żadne tłumaczenia ani prośby nie działały. Raz wpadał co 2 dzień, innym razem przez 2 tygodnie go nie było. A nawet jak już był to i tak nie umiał zająć się synem, więc syn się nudził z nim i w sumie nie tęsknił do spotkań z tatą. Na początku walczyłam o każdą godzinę bo wiem jak ważny jest w życiu dziecka ojciec, ale później odpuściłam, niech mąż sam ponosi konsekwencje swojej decyzji o odejściu, bo może być tak że za niedługo syn wogole spotkań z ojcem nie będzie chciał.

Mój mąż coś tam mówi o wspólnym życiu, terapii, ale dalej nie rozumie, że ja nie będę taka jak mu się wydaje, jaką by chciał abym była. Bo mogę się zmienić ale nie całkowicie.

Walczyć można czasami tylko modlitwą. I pozwalać Bogu działać oczywiście nie przeszkadzając mu za bardzo.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Caliope » 18 paź 2020, 21:52

Umiłowana, mi niezgoda na zabranie dzieci do siebie pachnie kowalską. Parcie na rozwód, żeby jak.najszybciej to skończyć. Nie rozumiem uwolnienia głowy od żony, przekreślenie tylu lat spędzonych razem, niechęć do dzieci, by tylko odpękać wizytę. Coś może być na rzeczy.

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 » 18 paź 2020, 23:08

Dziękuję za wydzielenie osobnego wątku. I za wszelkie uwagi Nirwana. Masz rację, spory chaos w moich wpisach. Piszę z telefonu, gdzie ciągle psoci mi słownik.

Bławatku u Ciebie sprawa trwa chyba rok, więc mąż może jeszcze żywi ciepłe uczucia. U mnie ten proces destrukcji chyba juz zaszedł za daleko, bo trwa już ponad 5lat. Wiele w tym było mojej krytyki i obwinianie męża, ale nie było to bez podstaw. Mój mąż stwierdził że tak mu popsułam cały swój wizerunek w jego oczach, że dla niego jest tylko jeden cel -rozwód. Zastanawiam się gdzie popełniłam błąd. Postawiłam granice tam, gdzie nie widziałam już żadnego wyjścia. Próby rozmowy, dotarcia do niego kończyły się fiaskiem, ewentualnie efektem na chwilę. Moja frustracja eskaluje zwłaszcza wtedy kiedy dzieci chcą się skontaktować z nim, a on ciągle nie odbiera, nie oddzwania, nie pisze, sugeruje że ciągle czymś jest zajęty albo chory, albo odpoczywa. Gdzie w domu potrafił po pracy albo zalegalizowane na kanapie i grać z ręki, albo grał na komputerze. Dziecko czerpali z taty wzorzec. Sygnału Zwalam mu na spokojnie, że ok, miejsce wspólne hobby z dziećmi, w tym z córka, żeby robili cos razem, ale w kontrolowany sposób. Zeszłam z linii ognia, to się okazało, że mąż potrafił niemalże cały dzień grać, bez żadnego oglądu na syna, bo córki do tego tak nie ciągnie. A syn do tej pory cisnie na granie, choć gra chwilę co drugi dzień i bez niedzieli. I tak ciągle marudzi że on chce grać. Źle się z tym czuje, bo wiem że zakazany owoc najbardziej smakuje, ale dawanie luzu w tym temacie wcale go nie zmęczyło, nie znudziło.
Caliope... Możliwe że jest tak jak piszesz... Tylko co to dla mnie zmienia? Sugerujesz detektywa? Czy mam sama iść to sprawdzić? Kogoś wysłać? Nie wiem co go powstrzymuje, skoro tak nie trawi mojej obecności. Jest w sumie jeszcze ewentualność taka, że dziećmi w domu trzeba zająć się cały czas, ogarnąć, nakarmić, wymyślić cos ciekawego a nie tylko sleczec przed tv. Tam byłyby nie u siebie, to czym mają się zająć? Tym bardziej może dobijać kogoś, kto po 2tygodniach nie widzenia dzieci rozmowę z nimi potrafi zamknąć w 3zdaniach na stojąco w drzwiach...
Nigdy nie był jakimś asem towarzystwa, ale na studiach był lubiany w swoim kręgu. Teraz piastuje średni szczebel zarządzania i obraca się wśród ludzi, ludzie raczej go lubią, dużo mu się zwierzaka bo do gada tl i wychodzi nie należy. Miał kiedyś kolegę który od rana potrafił do niego dzwonić i mu 1-2h gadać o swoich sprawach. I mojemu mężowi to nie przeszkadzało. Ja mu mówiłam jak ty możesz tego słuchać a on że go to bawi... Szkoda że że mną nie miał takiego daru słuchania...

Dziś było moje czepianie się i jego odzywki -no tak, bo to wszystko moja wina. Ja chce iść z nim na terapię bo nie wymazuje swojego udziału w aktualnej sytuacji, a on zdaje się że widzi winna tylko we mnie. Mój mąż zawsze uciekał przed rozmowami do dzieci, a ja róż się dżona jego postawa mimo wszystko kontynuował am najazd na niego, przez co dzieci były wiele razy świadkami kłótni. Teraz córka się wściekła, zaczęła krzyczeć, płakać i wrzeszczeć, rzucać czymś. Dobrze że dała upust tego co w niej siedzi. Mój mąż skomentował czy widzę do czego prowadzą moje komentarze? Jak zwykle swojego udziału w tym nie ma. Poczucie winy mam tak wyhodowane że szkoda słów. Problem w tym, że ten permanentny stan braku rozmów z nim na temat naszej sytuacji braku chęci u niego do naprawiania i kolejne stawianie przed faktem dokonanym czytaj pozew o rozwód bez rozmów, bez uprzedzenia i jeszcze z pretensjami, jak śmiem mieć oczekiwania doprowadzają mnie do takiego stanu że jak go widzę po nawet dlugim czasie to trudno zachowac dystans. Karmiona obojętnością zwłaszcza wobec dzieci nie potrafię grać że wszystko jest neutralne. Ja mu mówię że krzywdzi dzieci, a on że co ja za głupoty gadam i że on z dziećmi się nie rozwodzi. Brak mi zdrowego osądu i dystansu do jego osoby i przede wszystkim brak mojej akceptacji dla takiej postawy życiowej wobec wlasnych dzieci.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Ruta » 18 paź 2020, 23:50

Witaj Umiłowana.
Myślę, że warto oddzielić rzeczywistość sądową od tego co na co dzień.

Co do sądu: niezgoda na rozwód w sytuacji, gdy złożono pozew o rozwód bez orzekania o winie (inaczej za porozumieniem, czy zgodą obojga) wywołuje taki skutek, że osoba składająca pozew ma dwa wyjścia - wycofać pozew lub wystapić o rozwód z winy drugiej strony. Tak wynika z przepisów - nie jest to złośliwość. Winę trzeba wykazać - i to jest to słynne "pranie brudów".

Wtedy druga strona - ta która się nie zgadza ma możliwość złożenia odpowiedzi na nowe stanowisko - ma prawo odpowiedzieć na zarzuty, wskazać co jest prawdą, co nie, powołać swoje dowody. Warto też wskazać powody niezgody na rozwód - bo jest coś takiego jak niezgoda na rozwód sprzeczna z zasadmi współżycia społecznego (cokolwiek miałoby to znaczyć).

Zapewne słuszna jest twoja obserwacja, że mąż może dązyć do wykazania, że nie ma już żadnej więzi i stąd zmiana zachowania. Mój mąz po kontakcie z panią mecenas radykalnie zmienił swoje postępowanie - i zaczął się odcinać, by udowodnić brak więzi. To bardzo nieetyczne - instruuowanie przez adwokatów co robić, by łatwiej dostać rozwód. Ale tak robią.

W kwestii alimentów i kontaktów z dziecmi - masz prawo wystąpić o tzw. ich zabezpieczenie - podając kwotę alimentów i uzasadniając ich wysokość, jak również propozycję, jak miałyby wyglądać kontakty i gdzie miałyby być realizowane.

Pytasz czemu trwa to tak długo - między kolejnymi rozprawami są długie terminy. Czyli to, że sprawa trwa dwa lata nie oznacza, że sprawa toczy się cały czas, w tym czasie mogą się odbyć dwie trzy rozprawy.


Gdy małzonkowi spieszno do rozwodu, warto dać mu czas na przemyślenie decyzji, bo to co wydaje mu się świetnym pomysłem, za jakiś czas może zostać zobaczone w innym świetle. Oznacza to nie spieszenie się w procesie. To co może spowolnić proces:

1. Dezyzja sądu o skorzystaniu przez sąd z opinii OZSS (badanie rodziny). Badanie jest przeprowadzane, gdy nie ma zgody między rodzicami co do opieki (np. oboje rodziców chce opieki), co do kontaktów, gdy w rodzinie sa jakies nieprawidłowości, ale także, gdy jedno z małżonków podnosi, że rozwód niegatywnie wpłynie na rozwój dzieci i z uwagi na dobro dzieci rozwód nie powinien być orzeczony. Jeśli sąd się spieszy do udzielenia rozwodu, odrzuca taki wniosek - ale jeśli jest on dobrze umotywowany, to takie odrzucenie jest podstawą do zaskarżenia wyroku do drugiej instancji.

2. Gdy małżonek powołuje świadków, to po ich przesłuchaniu w związku z nowymi faktami można wnosić o powołanie kolejnych świadków, w związku z nowymi okolicznościami podniesionymi w sprawie - nie trzeba tego robić od razu. Można poprosić o wzynaczenie terminu na zgłoszenie dowodów - zwykle sąd daje 14 dni - wtedy powołuje się kontrdowody - np. dokumenty z których wynika co innego niż mówili świadkowie - no i świadków, którzy mogą zaprzeczyć temu, co mówili świadkowie drugiej strony. To wymaga wyznaczenia kolejnej rozprawy - co oznacza od trzech miesięcy do nawet pół roku czasu do kolejnego terminu.

Adwokaci zapewne znają znacznie więcej sposobów na wydłużanie postepowania - warto swojemu adwokatowi, jeśli się go ma, wskazać, że nie zależy nam na szybkim zakończeniu sprawy, ale na tym by trwała.

Gdy zapada niekorzystny wyrok w I instancji warto się odwołać. To kolejny czas. Odwołanie jednak musi byc zasadne - inaczej może zostać odrzucone jako bezpodstawne. Odwołanie musi dotyczyć kwestii prawnych, a nie niezgody z treścią wyroku - czyli wykazania, że sąd dokonał istotnego błędu, który wpłynął na treśc wyroku - np. pomijając wniosek o opinię biegłych w zakresie, czy rozwód nie wpłynie negatywnie na dzieci (co jest przesłanką negatywną, wykluczającą orzeczenie rozwodu), czyli nie rozpoznał sprawy w całości - wtedy sprawa może zostac zwrócona do I instancji i toczy się niejako od nowa.

Nie warto za to nadmiernie angazować się w postępowanie, w sensie dązyć do wygranej - jaka by tam nie miała być. Ja doszłam do wniosku, że mąz przedstawia swoje stanowisko (chce rozwodu), ja swoje (nie chcę), mąz swoje argumenty, ja swoje. Zdecydowałam sie mówić prawdę jaka by nie była. Sąd niech sobie to osądza. Najwyżej się odwołam. I najwyżej przegram. wiara nie wymaga ode mnie wygranej w sądzie - a jedynie niezgody na rozwód i nie sprzeniewierzania się przysiędze małżeńskiej. Myslę wię, że dokładając staranności w przygotowaniu do sprawy i mówiąc prawdę - jesteśmy w porządku.

Ja dużo się modlę. Moja sprawa potoczyła się na razie bardzo dziwnie. Po pierwsze mąż zmienił stanowisko po raz trzeci i na sprawie powiedział, że rozwód powinien zostać orzeczony z jego winy (choć wnosił o rozwód z mojej, po tym jak się nie zgodziłam na rozwód za zgodą nas obojga). Sąd natomiast odroczył sprawę o rok, bez wyznaczania terminu. W zasadzie według mojej wiedzy (nie mam adwokata), stanowisko męża przy mojej niezgodzie wyklucza orzeczenie rozwodu, ale nie spieszy mi się, mogę to podnieść za rok. No to nie protestuję. Nie ma co więc tracić nadziei, ani niczego z góry zakładać.

Co do życia na codzień - zwykle im mniej działań perswazyjnych (mających zmienić małżonka lub jego nastawienie) i więcej pracy nad sobą, dbałości o siebie, i im bliżej Boga - tym lepiej. Odkąd po odejściu męza odpuściłam próby nakłonienia go do powrotu, przekonania go - jest mi lepiej. Im bliżej Boga udaje mi sie być tym lepiej. Im bardziej pracuję nad sobą, tym czasem trudniej - ale z nadzieją, że się poukładam i ze mną będzie lepiej.

Chcę ci jeszcze napisać, że podziwiam spokój jaki zachowujesz mimo kryzysu - i to, że jest w tobie chęc zadbania i uporządkowania sytuacji, także od strony kontaktów, aliemntów. Ja bardzo te sprawy zaniedbałam z początku - i ponoszę konsekwencje tych zaniedbań do dziś.

MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: MaryM » 18 paź 2020, 23:59

Umiłowana, mój mąż przyjął bardzo podobną postawę...nie walczy chwilowo o rozwód ale zabezpiecza brak jakichkolwiek więzi. Widuję go bardzo rzadko, rzadko odsiedzą dziecko bo się niekomfortowo czuje... siedzę w tej chłodni tak dlugo, ze już się przyzwyczaiłam... historia Bławatka z nieoczekiwanym zwrotem akcji to jeden z nielicznych promyczków... Oni/ mężusiowi realizują gotowy scenariusz. Zazwyczaj jest kowalska (lub całe stado) w tle...modlitwa+ post+ jałmużna i poczujesz się realnie silniejsza, zobaczysz

Umiłowana79
Posty: 95
Rejestracja: 27 wrz 2020, 7:49
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: Umiłowana79 » 19 paź 2020, 12:08

Ruto,
Twoje doświadczenie w sądzie jest dla mnie na wagę złota. Ja z kolei podziwiam, że walczysz na sali bez wsparcia prawnika. Mi był potrzebny, żeby poprostu nie wpakować się samemu w jakis kozi róg.

Nie chce rozwodu i tak było napisane w pozwie. Ale zostało zaznaczone że jeśli druga strona się uprze, to będę dążyła do jego winy. Trochę mi się to rozbiega z postawa miłości wobec męża.

Jak wygląda kwestia świadków, kto to może być?
Ktoś kto potwierdzi że bywało miło, czy ktoś kto potwierdzi że było zle? Przecież te klótnie, trudne sytuacje miały miejsce na osobności, jedynie w obecności dzieci najczęściej.

Czy świadkowie przesłuchiwani są wszyscy naraz na jednej rozprawie? Czy każda rozprawa to 1swiadek. Jak udowodnić przemoc koronkowa, bo moja postawa negatywna wynikała właśnie z tej formy dreczenia. Braku rozmów, braku skruchy, zawzięty postawy zła wobec mnie.

Zależałoby mi na kontakcie bezposrednim z Tobą, żeby choć odrobinę oswoić się myslowo z tym co mnie czeka, a przeraża mnie to wszystko potwornie.

Boje sie badania dzieci, na ile źle to wpłynie na nie? Nie chciałabym potegowac tej traumy związanej z sytuacją w domu. Czy rodzice też biorą udział w tym badaniu? Jak długo to trwa, to badanie? Czy to badanie koliduje z porozumieniem wychowawczym?

Jak dawałas świadectwo swojej miłości, skoro doświadczyłaś tyle zła od męża? Przecież trzeba powiedzieć o tylu przykrych sprawach na temat drugiej osoby. Nie wiem-zrobic to na zasadzie "kocham Cie ale jesteś zgniłym jajem w moim życiu? "

Nie ma we mnie niestety żadnego spokoju. Działam na zasadzie, że ja się na taki krok nie zdecydowałam, mimo że nieraz naprawdę byłam na dnie emocjonalnym i różne myśli przychodziły do glowy. Ale skoro wytoczył przeciwko mnie taka armate, to chce to użyć z korzyścią i dla bezpieczeństwa siebie i dzieci. Na zasadzie porażkę przekuć w coś dobrego. Może Pan Bóg uznał, że da mi narzędzia,które ze złości i braku zrozumienia sytuacji uruchomił mój mąż.Tak to czuje. Na początku miałam wstręt do tego wszystkiego, robiło mi się nie dobrze na sama myśl o tym postępowaniu. Teraz widzę, że tęskniacym dzieciom mogę te kontakty spróbować uregulowac i choć trochę im ulżyć. Na tyle żeby wiedziały kiedy czego można się spodziewać. Nie wiem tylko jaka moc sprawcza ma to porozumienie. Co, kiedy będzie robił jak nadal robi. Ze bedzie robił wg własnego widzimisię. Poza tym dochodzą wyjazdy służbowe, które zachodzą również na weekendy.

Mój mąż uznał ze ja jestem od tego żeby dalej ciągnąć życie rodzinne bez niego. Nie poczuwal i nie poczuwa się do wielu spraw sam, a w sytuacji kiedy ja chce coś zrobić bez udziału dzieci, z myślą by dzieci spędziły czas z tatą, to mam wrażenie że on to odbiera jako formę władzy i kontroli nade mną. Bo zawsze że wszystkim jestem sama. A moje plany to kwestia jego dobrej woli a nie dobrego serca i miłości do dzieci.
I chciałabym żeby zrozumiał, że jego ruch w kierunku rozwodu, to jego osobista odpowiedzialność za czas spędzany z dziećmi, zwłaszcza w weekendy, jeśli to się zisci. A nie że przyjdzie na gotowe.Trochę posiedzi i wizyta zaliczona. No chyba że dzieci nie będą chciały do niego jeździć. Jeśli będzie dalej taki jak jest od momentu złożenia pozwu. Twierdzi że to tylko z mojego powodu. Jak mu tłumaczę, że to co zrobił niczego nie polepszy tylko pogorszy to twierdzi że dla niego polepszy. Ale wystarczyłoby żeby zabierał dzieci do siebie, skoro tak bardzo mnie nie trawi.
Inna, sprawa że mdli mnie na myśl, że dzieci mogą go widzieć w towarzystwie innej kobiety z którą, spędza czas. Dla mnie byłoby to sianie zgorszenia w ich oczach...

MaryM
Potrzeba mi tej siły dużo, jestem tak polamana na sercu, czasem chciałabym się nie obudzić...

Mój mąż zarzuca mi że ja ciągle gadam, że te moje komentarze doprowadzają go do szału, a każdy jego ruch prowadzi do tego że zamiast naprawiać, pogarsza to wszystko... A mi ciężko się ugryźć w język, kiedy wlewa w nas tyle przykrych zdarzeń, że już nawet nie mam ochoty uczestniczyć w tym, co on wymyśla jak jest u dzieci. Wczorajszy spacer oddalił się nieosiągalne po moich komentarzach i próbach przekonania go, że robi źle z tym rozwodem. On się znowu snuł zbędny po domu, kiedy dzień wcześniej w domu dzieci miały swoje towarzystwo.

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Temat Umiłowana79

Post autor: marylka » 19 paź 2020, 12:22

Hej
Przeczytalam Twoja historie
Ja widze to tak
Mam przed soba bardzo smutny obraz rodziny
U79 - nie chce pisac zbyt wiele o meżu ale w odniesieniu do Ciebie - zauważyłas że nie masz wplywu na to co robi mąż?
Możesz sie z nim umawiac ustalac a on i tak zrobi co zechce
Z tego co wyczytuje to bardzo chcesz kontrolowac - jesli nie malżenstwa to stosunki ojciec-dziecko
Zauważyłaś?
Oczy Twoje i dzieci zwrocone sa caly czas w strone telefonu albo okna czy tata już jedzie
A czy masz świadomosć że to Ty w dużej mierze tak wplywasz na dzieci? Na ich emocje?
Powiem Ci co kiedys mi powiedziala bardzo madra osoba - zostaw go.
Zajmij sie dziećmi. I pamietaj że jestes MATKĄ

Nie musisz ani tlumaczyc ojca ani go przedstawiac w oczach dzieci. To jego dzialka. Niech on buduje swoja więź. Ty i tak masz co robic

Moje dzieci też zostaly kiedys same ze mna.
I też w sercu gdzies oczekiwalam że ich przynajmniej nie zostawi mąż
Z mojego doswiadczenia moge Ci powiedziec z calą stanowczoscia że możesz stworzyc fajny dom. Moźesz przekierowac uwage dzieci na inne tory. Możesz corke nauczyc piec mufiny, możecie puscic muzyke i poskakac po lóżku, możecie z synem obejrzec fajne filmy.
Z corka możecie powycinac lale i je ubierać z ubranek papierowych możecie nauczyc sie jezyka - możecie wszystko!
A z synem - dlaczego czasem nie możesx wziac pada i z nim sie poscigac autami jak w to gra?
Niech zobacza że mama jest fajna i z mama jest bezpiecznie.
A możesz miec kotka albo pieska?
Zobaczysz ile radosci by mialy dzieci
A i Ty bys sie ucieszyla i zajeła tylko nie zawsze sa warunki. Ale jak taki maly pyszczek Cie poliże czy przytuli....no ja uwielbiam zwierzeta :)
A to jest dobre dla rozwoju dzieci. Może syn by sie troche odciagnał od gier?
Kiedy moje dzieci pytaly o tate to mowilam że jak przyjedzie albo zadzwoni to niech go zapytaja.
I znowu - jak sie umawiał - niech one wiedza czy tata jest slowny czy nie. Ty w to nie wchodz

Powiedzialam dzieciom że teraz bedziemy mieszkac sami a jak tata bedzie chcial to do nas dolaczy. Pytaly o zdrade bo o tym wiedzialy. Powiedzialam żeby zapytaly tate. A po co mi sie gimnastykowac?

I tyle
One wiedzialy że ja jestem mama i na mnie zawsze moga liczyc i nigdy je nie opuszczę. I tyle im wystarczylo żeby mogly sie czuc bezpiecznie. A to podstawa u dziecka dla prawidlowego rozwoju
Ale jakby widzialy rozstrzesiona matke to ten lek im sie udzieli. Bo to tak dziala

Ja bym Ci proponowala - zostaw tego meża i daj mu byc ojcem albo nie jak nie chce. Wiem że to nie fair bo wychowanie powinno byc dzielone na obydwoje rodzicow ale co poradzisz?
Przecież jak on z przymusu bedzie siedzial przy dzieciach to wiecej z tego tragedii dla dzieci bedzie niż pożytku. Beda sie czuly że MUSI z nimi byc czyli - niepotrzebne - chcesz tego?
Ja bym w życiu na sile nie wpychala swoich dzieci meżowi bo to moje dzieci i żebrac o miłosć ani ja nie bede ani one.
Natomiast o alimentach jak najbardziej - laski nie robi. I tu bym pomyslała ile potrzebujesz od niego na życie dla dzieci i siebie
Wiem że chcialabys wyjechac troche sama sie odstresowac. Sama kiedys o tym marzylam. Ale zostalam z dziećmi. Razem przez to przeszlismy. Bo zrozumialam że dzieci maja tylko mnie

Ja gdzies widze że Twoj mąż tak teraz wyprawia bo czuje sie ważny. Teraz to on może podejmowac decyzje. Teraz to Ty prosisz a on w swojej wolnosci mowi NIE. Mial zdanie wczesniej w zwiazku czy Ty rzadzilas?
Skoro on pyta o ktorej sprawa rozwodowa to dla mnie jasne - ty organizowalas wszystko, jemu to teraz przeszkadza ale i tak nie ogarnia swoich spraw i pyta Ciebie
A Ty?
Chcesz byc dalej w tej roli?
To mu odpowiadaj
A jak nie chcesz - to to zmień
Powiedzial Ci że Ty jestes ojcem - już nie cytuje bo z tel. pisze
Wyczuwam żal z jego strony
Ale....zawsze możesz mu powiedziec że ma racje i od dziesiaj niech on pełni obowiazki ojca.
A Ty pozostajesz przy swojej roli - MATKI

Mysle że jak zobaczy mąż jaki fajny dom stworzylas to i zateskni do Was.
Na razie to na dzien dobry dostaje strzala od Ciebie dlaczego sie spoznil
A napisz mu - jak bedziesz to będziesz jak nie to nie ma sprawy
Zobaczysz co sie bedzie dzialo
U nas jak maż wkroczyl zwyciesko do domu jak znalazl czas to bylo tylko - czesc i dalej robilysmy swoje
Bo staralam sie zajac dziecmi czyms pożytecznym. Czesto też z nimi wyjeżdżalam do rodzicow czy rodzenstwa bo chcialam źeby mialy kontakt i z dziecmi ale przede wszystkim z meżczyznami. Moj tato naprawil z synem rower i mieli swoje tematy.
Mysle że najważniejsze to podejscie - nie histeryzuj. Ten Twoj maż to nie pepek świata. Życie sie zmieni a nie konczy. A może zmienia sie na lepsze?
Wierzysz Bogu?
Z tego co czytam - cieszycie sie zdrowiem, prace masz stabilna a i dach nad glową.
To mało?
Masz w sobie wdziecznosć do Boga?
Ja nocami czasem ryczalam w poduszke. Ale dzieciom nie pokazywalam slabosci. To one sie baly i pytaly. I zawsze dostawaly zapewnienie że damy rade i że fajnie bedzie
Zmien dom z żaloby na radosć - nikt tego za Ciebie nie zrobi.
Twoje dzieci i Ty jestescie tego warci.
U79 - dasz rade! Weź życie w swoje rece! Czytam że jestes dobra organizatorka życia. Pewnie masz to w genach. Ja tak mam :)
Chwilowo stracilam wiare w to co robilam i poczulam sie nic nie warta ale to chwilowe bylo.
Nie daj sie. Sprobuj popatrzyc na meża trzeźwo i obiektywnie. Na pewno on taki boski?
No prosze Cie - zdradzil kiedys a teraz...no nie popisuje sie. Za kim Ty poplakujesz?
Wiem wiem....żal tych lat i tak naprawde to my za wspomnieniami placzemy.
Ale dzisiaj jest jak jest
I trzeba jasno na to spijrzeć
Czy ja mu ufam?
Chce z nim byc?
Czasem trzeba rozlaki żeby i jedno i drugie przemyslało
Chce odejsc? Niech idzie. Jak kocha - wroci. Jak nie wroci - nigdy nie kochał. Czy chcialabyś żyć z kims kto Cie nie kocha?
Ja nie
Wole życ w prawdzie nawet jesli ona smutna
Mi natomiast nikt nie zabroni kochać i rozkazywac zgadzac sie na rozwod jesli ja tego nie chce. Ja wiem co przysiegalam i ze swojej buzi cholewy nie bede robic bo szanuje siebie. A jak on chce wystepowac o rozwod - to jego sprawa nie moja i niech sklada do wszystkich sadow łącznie z apelacyjnymi.

U mnie byla taka sytuacja że w pierwszym odruchu chcialam wystapic o rozwod. Ale dlatego że zrozumialam że on mnie nie kocha i nie szanuje. Ale trafilam na sychar i na 12 krokow. Zrozumialam że rozwod nic nie daje w moim przypadku bo go kocham chociaż na tamta chwile go nienawidzilam.
Jak emocje opadna inaczej to widac.
Ale brak rozwodu nie oznacza powrotu malżonkow. U mnie dłuuuuugo ta naprawa szla ale udało się :)

Pozdrawiam :)

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Google [Bot] i 26 gości