Jelmutto pisze: ↑26 paź 2020, 18:56
Caliope pisze: ↑26 paź 2020, 8:05
Nie jest winna konsola, a kłopoty w waszej relacji. Piszesz że przytyła, czemu nie spróbowałeś jej namówić na siłownię, może ma problemy hormonalne, ja miałam po ciąży. Tarczyca lub hormony kobiece są często przyczyną problemów z tyciem, poczuciem kobiecości. Postacie w grach zawsze są idealne, a życie jest inne.
Kłopoty zaczęły się właśnie od tego, że za dużo zaczęła grać
Nie odwrotnie... Namawiałem nie raz, u dietetyka była nawet 3 razy ale nudziło się jej po tygodniu. Nie ma co już więcej za bardzo opisywać, sytuacja się rozwija bardziej w stronę rozwodu niestety :/ jak to się mówi, z pustego to i Salomon nie naleje, jak w niej nie ma chęci to nic z ratowania niestety nie będzie. W każdym bądź razie będę informował o postępach. Pozdrawiam wszystkich którzy się tu udzielali. Z Bogiem.
Zgodzę się, że z pustego nawet Salomon nie da rady. Ale nie musi być pusto. Jak wlejesz coś od siebie, to pusto nie będzie.
Po jednej stronie masz rozwód - i to co sam napisałeś - utratę relacji z dzieckiem, no i pustkę, niezbyt radosna perspektywa, ale przewidywalna. Wiesz co cię czeka - i jakoś tam na to się godzisz. To jest bezpieczne. Po drugiej stronie - masz niewiadomą. Czego się w tej niewiadomej boisz?
Powiem ci czego ja się bałam, gdy mąż mówił (i wzciąż mówi) rozwód - bałam się odsłonić. Skoro on mówi, że mu nie zależy, że już nie kocha - to jeśli ja powiem, że czuję inaczej i mi zależy - to wystawię się na ciosy. Łatwo będzie mnie zranić. Wyjdę na naiwną. Bałam się też samotności. Pracy nad sobą, która nie wiadomo, czy przyniesie efekt w postaci naprawy relacji z mężem. No a skoro nie wiadomo, no to po co tyle wysiłku wkładac i wystawiać się na kolejne ciosy?
Po jednej stronie masz pewny rozpad małżeństwa, rozpad rodziny twojego dziecka, porażkę, z którą przyjdzie się zmierzyć tobie, żonie i waszemu dziecku. Po drugiej - szansę na to, że wyjdziecie z kryzysu, odbudujecie bliskość.
Ja podjęłam decyzję, że się odsłonię. No i oberwałam (nie chcę cię, nie kocham, nie będę nic zmieniał). Podjęłam pracę nad sobą - no i obrywam jeszcze mocniej - bo trudno jest mierzyć się z prawdą o sobie. Boli. Nie mam pojęcia, jak się to wszystko skończy. No ale nie lubię niczego oddawać walkowerem. A już na pewno nie osób, które kocham. Kochasz siebie? Żonę? Dziecko?
To co piszesz o żonie, jako kobieta odbieram tak- ona gdzieś się pogubiła. Weszła w swój kryzys. Może sama nie wiedzieć dokładnie, jak i dlaczego. Konsola - to faza w której ten kryzys się ujawnił. Zapewne coś zadziało się w twojej żonie wcześniej, coś co przegapiłeś, co twoja żona być może przegapiła także. Przytycie o wiele kilogramów nie dzieje się z dnia na dzień. Zwykle my kobiety tyjemy, gdy zajadamy stres, frustrację. Przysłowiowy facet idzie się upić - kobieta, gdy ma małe dziecko i ograniczony zakres odreagowywania, idzie po kolejną porcję lodów. Skoro żona stosuje strategie ucieczkowe i woli rozwód niż próbę naprawy relacji - to być może coś, co leży u podłoża jej kryzysu jest czymś, czego się boi tak bardzo, że woli destrukcję, niż zmierzenie się z tym.
Lęk jest więc zapewne i po twojej stronie i po stronie żony. Nie ma gorszego doradcy niż strach. Przestrasz kogoś, a stanie się podatny na sugestie, straci zdolność logicznego myślenia, wejdzie w opcję - byle się ochronić. Strach, gdy mu się poddajemy, robi z nas galarety. Nie chodzi o to, żeby się nie bać - każdy odczuwa strach. Tylko by nie dać się temu strachowi powodować.
Gdy pisałeś o tych waszych dobrych czasach, pisałeś ze swojej perspektywy - co otrzymywałeś od żony, co sprawiało, że czułeś się dobrze. Wygląda na to, że było tego naprawdę sporo, i naprawdę czułeś się dobrze i że twoja żona była fajną, dobrą i kochającą żoną. Troskliwą, czułą, wspierającą. Potem jednak zadziało się coś (może to było jakieś jedno zdarzenie, a może długi i powolny proces), co spowodowało, że żona już nie była w stanie ci tego dawać. Jesteś w stanie cofnąć się myślą - wrócić do czasu gdy było dobrze i pomysleć, co też się zadziało, że było tego mniej? A może urwało się z dnia na dzień?
Myślałeś o tym, by spojrzeć na sytuację oczami żony? Do kiedy ona czuła, że jest dobrze, co dostawała, co ją uszczęśliwiało? I co się stało, lub zaczęło dziać, że to zaczęło znikać?
Znasz zapewne te wszystkie bajki i księżczniczkach w wieżach? Trzeba ją uwolnić, by wziąć ślub, żyć długo i szczęśliwie. To bajki. Zwykle okazuje się, że księżniczkę przychodzi uwalniać z wieży (albo księcia z jakiś mrocznych lochów) nie przed ślubem, a po ślubie. Potem, jak się już uda, można żyć długo i szczęśliwie. W bajkach pomagają w tych misjach różne czary, zaklęcia, jakieś nagłe i niesamowite zdarzenia, a przeszkodą sa smoki, pułapki i podstępne stwory. To bajki. W życiu zwykle jest z pozoru mniej ekscytująco - pomocny jest wgląd siebie, a i zmierzyć się trzeba głównie ze sobą. Z pozoru - bo kryjemy w sobie takie głębie, że jakieś smoki, zapadnie, wieże ze szkła - to nic w porównaniu z tym, co możemy napotkać w sobie.
Na początek mam taką propozycję - spróbuj modlitwy za żonę. Takiej z serca. Jako kobieta zapewne nie czuje się dobrze, ani szczęsliwa, gdy tak dużo przytyła. Już samo to może sprawiac, że wewnętrznie cierpi. Szczególnie, że jest młodziutka. To na początek poproś Boga, by pomógł jej w tym - by z tego cierpienia wyszła, by poczuła siłę i motywację, by odkryć, co się z nią dzieje. To może być problem zdrowotny, jak dziewczyny pisały - hormony, tarczyca, może być problem duchowy, psychiczny. Poproś Boga, by - cokolwiek to jest - zaczął to w niej uzdrawiać. Modlitwa męża za żonę i żony za męża ma ogromną wartość. I gdy płynie z wiary i z miłości i z nadziei - działa cuda.
Nic na tym nie stracisz, nie jest to jakiś duży wysiłek, a na pewno nie taki, którego nie da się podjąć. Ma jedną zaletę - nie niesie ze sobą żadnego ryzyka. Pobądź sobie z tą modlitwą za żonę tydzień, a lepiej dwa - no i tak jak napisałeś - poinformuj o postępach