On chce wychowywać moje dzieci. Miałem wątpliwą przyjemność z nim dzisiaj rozmawiać, ale po kolei.Caliope pisze: ↑28 mar 2021, 12:22 Masz rację, żona nie patrzy na konsekwencje, bo jest w amoku z kowalskim, ale kowalski nie jest na zawsze i może być, że niedługo się przekona.Kowalscy nie przepadają za nie swoimi dziećmi, a to są obowiązki. Byłbyś wiarygodny, właśnie zostawienie żony z tym wszystkim jest dojrzałe, by mogła zrozumieć.
Byłem na ogródku działkowym trochę zacząć ogarniać przed sezonem, który jest 100 m od mieszkania gdzie mieszka żona z dziećmi. Syn dzwonił i bardzo chciał być, więc przyszli z siostrą na 45 minut. Zaczęli między sobą rozmawiać i w pewnym momencie padło, że młody coś tam zjadł czy dostał od kowalskiego. Wywróciło mnie to całkowicie. Gdy dzieci się oddaliły na chwilę, zadzwoniłem do żony, powiedzieć że nie życzę sobie by kowalski dawał jakiekolwiek prezenty moim dzieciom a najlepiej gdyby ich nie widywał w ogóle. Chciałbym by mu to od razu powiedziała, na co zostałem poinformowany, że jak chcę to mam to sam zrobić.
Mam do niego numer telefonu, więc pierwszy raz w życiu zadzwoniłem do niego. Starałem się być cały czas kulturalny i miły na tyle ile idzie. Może nie powinienem, ale powiedziałem mu (co zostało odebrane jako groźba) że nie życzę sobie by przekupywał moje dzieci, najlepiej żeby się nie spotykali w ogóle i że zrobię wszystko by moje dzieci nie miały do niego szacunku. Jeśli ktoś wchodzi w moje życie z buta to przykro mi, ale nie będę dłużny.
Na to usłyszałem najpierw, że straszę, że dobrze ze dzieci mają swój rozum i sobie "wybiorą" kogo będą szanować. Potem on zaczął mówić, że on sobie nie życzy bym nękał moją (JESZCZE!) żonę, że męczę ją psychicznie, gdyż ona przeze mnie płacze w pracy itd. Mówił że to jest moja, kolejny raz podkreślił, jeszcze żona tylko na papierku.
Małżeństwo według niektórych osób w tym kraju to jest nic. Rozumiem, że nie każdy może być wierzący i gdzieś mieć przysięgę. Jest jednak jeszcze małżeństwo cywilne. Czy w tym kraju to nic nie znaczy? W takim razie po co w ogóle się wiązać takim byle jakim papierkiem?
Czy naprawdę, można być tak płytkim, żeby myśleć, że wchodząc z butami w czyjąś rodzinę, wchodząc na to miejsce i chcieć zastąpić ojca? One już mają jednego i nigdy nie będą miały drugiego. To jest ani fizycznie ani mentalnie nie do wykonania. Można zastąpić ojca gdy ten zniknie całkowicie z ich życia. Wtedy to rozumiem, ale wchodząc w związek z taką myślą, dla mnie to jest głupota i naiwność.
Czy naprawdę ludzie uważają, że w takich sytuacjach, mąż powinien odpuścić, powiedzieć żonie powodzenia na nowej drodze życia, nie przejmować się niczym, dzieciom powiedzieć dziękuję, ale to miły pan i teraz on będzie waszym tatusiem?
Dochodzę do wniosku, że większość Naszych małżonków, oraz ich kowalskich, ma jakąś dziwną wizję przyszłej, wspólnej przyszłości, gdzie wszystko układa się po ich myśli, jakby byłego męża /żony w ogóle nie było. Dla mnie to chory twór wyobraźni.
Może ktoś mnie nie popierać, może ktoś mnie zganić, przyjmę krytykę do siebie, ale ja nie zamierzam siedzieć cicho i patrzeć jak rozwinie się sytuacja i ktoś mentalnie "przejmie" moje dzieci. Nie zamierzam ukrywać przed dziećmi co myślę o kowalskim (oczywiście adekwatnie do ich wieku). Wiem, że może to być dla nich duże obciążenie psychiczne, ale innej drogi, przynajmniej ja nie widzę. Są zbyt małe, by mogły same wyciągnąć jakieś wnioski. Są w takim wieku, że bycie miłym, dawanie prezentów itd może sprawić, że będą traktować taką osobę lepiej niż świętego mikołaja. Nie jest moim zamiarem mścić się na kimś. Zależy mi przede wszystkim na prawdzie, a prawda jest taka, że jest to zły Pan, przez którego nie ma taty w domu. I nawet jeśli żona czy też on mogą uważać inaczej, gdyż mogą powiedzieć, że sam jakby zawaliłem szybciej, to według mnie, gdyby go nie było, sprawy mogłyby potoczyć się całkiem inaczej.