Witaj Fino
Jeśli zechcecie podzielić się myślami na temat zachowania mojego męża- może czegoś nie widzę, może w czymś przesadzam. I co w ogóle myślicie na temat tej całej sytuacja- nie pytam o to czy mam odejść czy nie ale z boku dostrzega się często inne aspekty sprawy. Już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć, mam mętlik w głowie. Z jednej strony wszystko mówi żeby się rozstać z drugiej czuję że nie okazywalam mężowi wystarczająco miłości.
Przeczytałam od dechy do dechy i ......... oto moje refleksje....
Przede wszystkim duży plus za odwagę.....otwarcie piszesz o swoim udziale,o wadach,czepialstwie,agresji....itp.
Przyznajesz ,że masz problem.
Wbrew pozorom to bardzo trudne stanąć w prawdzie o sobie,przyjąc na klatę swoja winę.
To pierwszy i chyba najważniejszy krok, Ty to zrobiłaś...szacunek.
Po za tym, mimo swojego bólu,żalu i mimo wszystko złości do męża,pośród tych jego nieuczciwości ,agresji,wulgaryzmów potrafisz dostrzec człowieka i jego dobre strony.
Potrafisz zrozumieć.....drugi z najważniejszych kroków.
Trzeci krok.....praca nad sobą,chęć zmiany.
Jesteś na dobrej drodze do sukcesu.
To nic ,że czasem nie wychodzi,że znowu wątpliwości,że znowu upadamy i do punktu wyjścia wracamy.Takich wzlotów i upadkow jeszcze trochę będzie.
Upadki są bolesne i zniechęcajace, ale to nic.....ważne żeby się nie poddawać,nie zbaczać z raz objętej drogi.
Na pocieszenie....każdy kolejny raz jest mniej bolesny,szybciej stajemy na nogi...i tu sprawdza się powiedzenie...co nas nie zabije to nas wzmocni.
Piszę z własnego doświadczenia,lata trwało ,ale warto było....widać tak musiało być.
Przeszłam przez piekło,ale nie żałuję i nie tylko dlatego ,ze małżeństwo się odrodziło,ale ja sama.
Co do Twojej sytuacji.....pracujesz nad soba,starasz się,ale trochę zaskakują mnie lata psychoterapii....10 lat z przerwą.
Nie gniewaj się,ale zwykle terapie trwają rok,dwa żeby był jakiś skutek z założeniem,że jest współpraca.Psycholog/terapeuta nie jest cudotwórcą,ale pomocnikiem w naszej przemianie.
Cała praca do nas należy.....tak mi się wydaje.
Poruszyłaś kwestię kasy....może naciagnieta zostałaś?
Być może.....ludzie są różni,lekarze,psychologowie też,ale mimo wszystko mam nadzieję,że jednak w dobrej wierze działają.
Skoro widze,że coś efektów nie przynosi zmieniam.
Też leczę się prywatnie,bo żeby doczekać się kolejki z NFZ ......no ...nie jeden by się przekręcił. Takie czasy.
...ale żeby psychologowi przez 8 lat płacić?......tak zrozumiałam.
To albo psycholog do d...(przepraszam) albo Ty się nie przykładałaś.
Ach, no jeśli mam być szczera to chciałbym zmienić też męża.
I chwała Ci za szczerość.
A kto znas nie chce zmienić wspólmałżonka?....wszyscy chcemy,bo tak najłatwiej by było.
Tylko,jest pewien problem.......jeśli on sam tego nie chce,to my musimy mu w tym pomóc swoją zmianą.
Zmieniasz się,znaczy pomagasz,a że efektów jeszcze nie widać?
Moim zdaniem widać,tyle tylko ,że Ty byś chciała więcej,szybciej.
No tak się nie da.....nie wszystko na raz. Każdy ma swój czas.
Próbuję znaleźć jedną mądrą zasadę zachowania ale wychodzi na to, że nie ma tak bo każdy z nas jest inny, ma inną wrażliwość.
Mądra dziewczyna jesteś.
Sporo tu mądrych rad,warto czerpać,ale z rozumem,bo jak sama napisałaś.....każdy jest inny.
To co zadziało na jednego,nie koniecznie sprawdzi się u drugiego.
To Ty najlepiej znasz swojego męża,czerp z doświadczeń,ale dozuj z rozwagą.
Moim zdaniem nieźle Ci idzie.
Jednak.....największy problem moim zdaniem tkwi w .......pornografii,czatach,portalach randkowych, i póki to wyjaśnione nie zostanie.....lepiej nie będzie.
Dziwię się,że problem w odstawkę poszedł.....tak mało znaczący jest.
Zostaw,nie przejmuj się,zajmij się sobą.
Osobiście mówię NIE.....ale spać mi się już chce.....jutro wrócę.