Fino, krótka piłka. Napisałam:
Bądź zatem tą, która zatrzyma na sobie zło i przestanie odpowiadać tym samym.
Odpowiadasz:
Fino pisze: ↑10 sie 2018, 13:20
No właśnie - tu nie zgodzę się, że mogę to zrobić. Myślę, że tylko specjalista może to zrobić. Nie naprawie zranień męża z dzieciństwa. Ja mogę mega się zmienić ale on przez to nie zmieni swoich ciężkich nalecialosci.
Ja rozumiem, że piszesz zgodnie ze swoimi uczuciami i tylko Ty wiesz, co się wydarzyło między Wami. Ale ja nie widzę jakichś odchyłów w jego zachowaniu tak patologicznych, że nie można nic z tym zrobić. To znaczy inaczej - te zachowania patologiczne widzę i Was obojga. Choć zaznaczam, że opieram się tylko na tym, o czym Ty piszesz.
Zastanawiam się, gdzie w moim zdaniu wyczytałaś, że masz naprawiać zranienia męża z dzieciństwa? Że w ogóle masz go naprawiać? Skoro od początku wszyscy Ci piszą - TYLKO SIEBIE możesz naprawiać.
A w zdaniu, że masz zatrzymać zło i nie oddawać go dalej, chodziło mi o Twoje zwykłe życie. Zamierzasz specjalistę zameldować w Waszym mieszkaniu, by był przy Waszych wszystkich rozmowach?
Jedną z wielu rzeczy, które możesz zrobić, jest zatrzymanie zła, czyli NIE ODDAWANIE mężowi tego, co uważasz za słuszne, że musi dostać: ripostę, złośliwość, odpór, wyrównujące wyzwisko, krytykę.
A to nie oznacza wcale naprawiania męża! Siebie naprawiasz takim działaniem, bo krytykowanie innych, złośliwości, roszczeniowość, wypominanie, małostkowość, czepialstwo - to wady, nad którymi trzeba popracować - nic w tym dobrego, budującego. Oboje rzucacie kamieniami, a dziwicie się, że powstał jedynie bezkształtny kopiec, zamiast budynku. Niech on rzuca kamieniami, a Ty spokojnie po swojej stronie ustawiaj równy rządek. Może mężowi spodoba się Twój równy murek i też przestanie rzucać kamieniami? Ktoś pierwszy musi.
Możesz chronić siebie i:
- nie prowokować do kłótni, pytać zawsze najpierw: czy chce porozmawiać, nie narzucać mu pory dnia, tematu rozmowy przy jego sprzeciwie. Jeśli odmówi - uszanować, chociaż może Ci się to nie podobać. Rozumiem, że Ty chcesz pogadać. No ale on nie chce. A odwrotnie gdyby było - ustąpiłabyś?
- kiedy wyzywa, jest przykry dla Ciebie sam z siebie - nie odpowiadać tym samym, mówić: przykro mi, kiedy tak do mnie/o mnie mówisz. I TO WSZYSTKO. Nie uzasadniać, nie tłumaczyć, nie przekonywać, że się myli.
Bo kiedy i w jaki sposób dochodzi do tych wyzwisk? Normalnie mąż przychodzi z pracy i mówi: cześć żono, jesteś beznadziejna?
Przeanalizuj i nawet zapisuj, w jakich sytuacjach pojawiają się te słowa, co je poprzedza. A potem zadaj sobie pytanie, czy te przyczyny można usunąć z drogi, by nie było skutku, czy one zależą od Ciebie? Jeśli zależą - usuwaj. Jeśli nie - szukaj rozwiązania na zewnątrz (terapia, prawnik, książki).
I ja też czuję, że napisałam już wszystko. Zapewne i tak nie zostanę dobrze zrozumiana, no ale trudno. Słowo pisane ma tę dobrą zaletę, że zawsze można do niego wrócić i poczytać na nowo.
Fino, powodzenia!