Fino pisze: ↑28 gru 2018, 13:05
I tak, muszę mówić w jakiś taki sposób ze prowokuje męża. Na jakiś kurs komunikacji czy co muszę iść. Natomiast ważne jest tak naprawdę jak się coś powie a nie co. I wtedy z pakowaniem prezentów powiedzialam normalnie, czule a mąż nie zareagował jakoś dziwnie, przystał na pakowanie na następny dzień.
Fino, może spróbuj się nagrać. Moja mama ma okropny sposób i ton wypowiedzi. Oczywiście - ona tego nie słyszy i obraża się, kiedy jej o tym mówimy. Nagraliśmy ją z bratem podczas jednej z dyskusji. Wiem, że to nią wstrząsnęło. Nami też - bo jakby "z boku" usłyszeliśmy jej ton jeszcze dobitniej i byliśmy zażenowani.
Chodzi o to, że samego siebie się często nie słyszy. Skupieni na emocjach nie przywiązujemy wagi do formy, tonu, a to ma ogromne znaczenie w komunikacji. Ogromne. Bo taki ton rozkazujący, protekcjonalny, sfochowany, sarkastyczny denerwuje KAŻDEGO dorosłego. Bo nikt nie lubi, kiedy się nim komenderuje, strofuje, mówi do niego podniesionym tonem. Moja mama była święcie przekonana, że mówi normalnie. Natomiast my wszyscy czuliśmy się źle podczas rozmów z nią, jak małe dzieci, które się karci.
Pisałaś, że masz problem z komunikacją także z ludźmi z pracy, pisałaś, że jesteś nielubiana - tak ogólnie.
Możliwe, że ten ton, sposób komunikacji jest tego przyczyną, bo przecież wiadomo, że dobra z Ciebie dziewczyna.
Nie wiem tylko, czy wiedząc o tym, że nagrywasz to, co mówisz - nie będziesz się jakoś kontrolować, co zmieni obraz sytuacji. Najlepiej by było mieć możliwość włączonego dyktafonu i o nim... zapomnieć na cały dzień. Tylko czy są takie z tak dużo ilością pamięci?
W każdym razie - spróbuj podążyć tym tropem.
Aha. Mówiąc mężowi, że widzisz, że nie jest zainteresowany pakowaniem prezentów - mogłaś powiedzieć to czule, ale w zasadzie - po co w ogóle? Bo spójrz - to przecież ocena. I to ocena Twoja subiektywna, bo oceniasz jego myśli i zamiary. Skąd wiesz, że nie był zainteresowany, jeśli Ci tego nie powiedział? Bo akurat nie chciał tego robić w dokładnie tym samym momencie, co Ty? Bo nie podszedł, bo nie zapytał? Założyłaś, że tak właśnie jest, oceniłaś jego myśli, których nie znasz i nigdy nie poznasz. I objawiłaś mu swoje przypuszczenia. Mogłaś to powiedzieć czułym tonem, ale wydźwięk jest oczywisty - wiesz lepiej od niego, co czuje i jakie ma zamiary, interpretujesz je na jego niekorzyść i oceniasz go niesprawiedliwie (niesprawiedliwie, bo nie wiesz, do końca, jakie miał zamiary, a nie ma osądu sprawiedliwego bez wiedzy na temat całości).
Dlatego pisałam, że bez przemiany Twojego serca i Twojego wnętrza, nie zrobisz kroku naprzód. Tylko będą takie pozorowane. Udawane.
Ja za późno zaczęłam patrzeć na mojego męża takimi oczami, jakby patrzył na niego Jezus (przynajmniej w tym 1%, bo wiadomo, że nigdy w takim patrzeniu na ludzi nie zbliżę się nawet do Jego poziomi). Patrzyłam na męża jak na kogoś, kto też ma swoje oczekiwania, marzenia. Kto przychodzi do domu i widzi mnie, słucha mnie. I jaki ma obraz, jakie wspomnienia buduję, czy przebywanie ze mną sprawia mu przyjemność, czy raczej przykrości.
Też byłam nastawiona na branie, a kiedy zrozumiałam, że to dobra droga do wygaśnięcia więzi, to już było za późno. Dzisiaj jestem po rozwodzie. Może gdyby mąż też nie był skupiony na braniu jedynie, to można byłoby coś z tego uklecić, bo cierpliwie by na mnie poczekał, aż dojrzeję. No ale nie był - dlatego jest jak jest. Ważne jest więc tempo tego dojrzewania i nieodkładanie na wieczne później zmian. I doświadczenie forumowiczów mówi, że jeśli jest odpowiednio wcześnie, to wewnętrzna zmiana jednego małżonka może uczynić cud naprawy relacji. Jeśli zaś żadne nie chce ustąpić i czeka na zmiany w drugim, albo zbyt długo zwleka z wzięciem życia we własne ręce - to są porażki, czego jestem żywym dowodem.