To może trwać do momentu, aż Twojemu mężowi, bądź kowalskiej zacznie to bardzo mocno uwierać, życie stanie się nieznośne i ktoś powie "dosyć". Twój mąż ma sytuację całkiem dobrą. Z jego punktu widzenia wyglądasz na osobę pogodzoną z sytuacją, która wręcz dobrze sobie w niej radzi. Na marginesie, moim zdaniem, efektem ubocznym stosowania listy Zerty, na takie, jak i większość przypadków, jest utwierdzanie się współmałżonka w swoim postępowaniu.
Saro, vertigo w tej kwestii macie rację. Podobnie też pisze sajmon123. Ta sytuacja z dla mojego męża jest wygodna.
Mój mąż nie zatęskni za rozmowami ze mną, bo ja z nim rozmawiam., tzn. sama nie prowokuję rozmów, ale kiedy mnie o coś pyta, coś opowiada o pracy, to słucham i odpowiadam. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jesteśmy rodziną bez problemów.
Mojemu mężowi to się szybko nie znudzi. Kowalskiej też nie. Ona może go nawet woleć tak z doskoku, bo boi się ewentualnych kontaktów z naszymi dziećmi. Kiedy byli kochankami siedem lat temu, to powiedziała mu, że gdyby mieli razem zamieszkać, to tylko bez dzieci. Na żadną opiekę naprzemienną ani wizyty weekendowe, by się nie zgodziła.
Mirabelko, a nie cierpisz?
Co naprawdę czujesz?
Bardzo dobre pytania.
Macie rację, to bardzo ważne pytanie. Czasem cierpię bardzo, a czasem ... nie mam siły cierpieć. Nie czuję nic. Ktoś zapytał się mnie na forum, czy ja siebie kocham? Mnie się wydaję, że tak. Ale nie pierwszy raz, ktoś kieruje takie pytanie do mnie. Mój mąż uważa nawet, że ja ciągle myślę tylko o sobie
Modlę się. Wiem, ze to wszystko jest po coś. Tak naprawdę chyba nie po to, żebym była z mężem , tylko po to, żebym była z Bogiem. Może właśnie bez męża ( w sensie fizycznym) będę bliżej Boga. Przecież chyba najważniejsze jest życie wieczne, nie to doczesne.
Wydaję mi się , ze jeśli nie powiem mężowi , żeby się wyprowadził ( i pilnowała tego, żeby tak zrobił faktycznie), to tak jakbym tolerowała tę sytuację. Na forum opcja wyprowadzki męża jest niepopularna. Na pewno ogromne jest wtedy ryzyko utraty męża. Ja też wcale nie jestem na nią gotowa. Może nawet przyzwyczajam się do sytuacji. Jednak gdybym nawet była niewierząca, to tolerowanie takich zachowań i tak byłoby niemoralne. Lepiej nie mieć męża (cywilnie) czy go mieć i godzić się na niemoralne, poniżające zachowania? A może Bóg mówi do mnie: Mirabelko, tyle Ci znaków wysyłałem, że ten mężczyzna jest nie dla Ciebie. Zostaw go, nie myśl o nim. Zamiast zachwycać się pięknem świata, pomagać innym Ty ciągle o nim rozmyślasz? Skąd wiedzieć, czego chce Bóg?