Nirwanno, Bławatku, ZałamanaNirwanna pisze: ↑01 maja 2021, 9:27 Bławatku, Załamana, pamiętam siebie z podobnego okresu, i pamiętam też to ogromne zawieszanie się z jeszcze większą nadzieją na konkretnych słowach męża.
Po pewnym czasie wielokrotnego zderzania się tej nadziei ze ścianą faktów doszłam do wniosku, że czymś innym są tęsknoty czy trudne emocje męża (np. żal), a czymś innym jego proces decyzyjny. I jakkolwiek może się jedno z drugim nie sklejać, to jednak jest to spójne.
Czyli tęsknota czy trudne emocje powinny osiągnąć pewien poziom masy krytycznej, aby wpłynąć nie tylko na zmianę decyzji, ale przede wszystkim - na wytrwanie w niej. Jeśli tego dołączy się otwartość serca na Boga, zmiana i wytrwanie w zmianie będzie dużo łatwiejsze. I dotyczy to przecież każdego człowieka, również mnie.
Dlatego od jakiegoś czasu modlę się "w intencji męża, o dobro dla niego". Jak to dobro ma wyglądać i kiedy się zadziać - nie wiem. Bóg wie, to najważniejsze, i to już w Jego rękach. Tak osobiście przeżywam zawierzenie Bogu w relacji z mężem.
Cytując Vaclava Havla: "Nadzieja, to nie przekonanie, że coś się skończy dobrze, lecz pewność, że coś ma sens, bez względu na to, jak się zakończy".
Dziękuję wam za podzielenie się waszymi doświadczeniemi. Bo ja także zderzam się czasem z nadzieją po różnych dobrych ciepłych słowach i zachowaniach mojego męża. I ze swoim rozczarowaniem, gdy za tymi słowami i czynami nie idą dalsze słowa i czyny. I zawsze żal mi siebie, gdy to moje serce karmi się nadzieją, gdy zastanawiam się, analizuję co to oznacza. Lepiej teraz rozumiem - i mojego męża i siebie.