Dramat

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Caliope »

Nowiutka pisze: 16 maja 2021, 7:42
Caliope pisze: 15 maja 2021, 18:44 A co to według Ciebie znaczy pozwolić dziecku być dzieckiem?
Nie wiem jak to ująć. Nie zawsze pomagam i nie zawsze jestem konsekwentna tzn miałam duży problem z autonomią dziecka (sama nie bylam wypuszczona przez mamę, stąd przyzwyczajenie do walki o swoje zdanie - marudzenie o moje studia na które mąż nie chciał się zgodzić nie było dla mnie problem, nie było też znaczące moje marudzenie na jego plany np. tatuażu ale jego to dotykało), naczytałam się pozytywnej dyscypliny i podobnych książek i czasem odpuszczam i pozwalam na naturalne konsekwencje (nawet uderzenie się dziecka jeśli nie zakładam zbyt dużego urazu). Nie chcę walczyć z nim o to co on chce. Z drugiej strony rodzicielstwo wiąże się z kontrolą która często nie jest doceniana (histeria eskaluje albo jest foch bo się zabrania). I boję się wpaść w schemat żeby przez wybawianie (rekompensaty bo ojciec znika, poświęcanie się chociaż do końca to chyba ani mąż ani ja byśmy się na dziecko nie zdecydowali drugi raz) nie mieć potem pretensji i się nie uzalac (tez z domu rodzinnego - postawa, że dziecko jest przeszkodą realizacji swojego życia). Cieszę się macierzyństwem ale brakuje mi czegoś więcej, nie umiem żyć samym dzieckiem. To miał być dodatek a nie zastępstwo za moje życie.
To nie jest pozwalanie dziecku być dzieckiem, tylko wychowywanie go po prostu. Jesteś dobrą matką, ale myślenie, że dziecko przeszkadza, to destrukcja, przecież ono czuję, że jest coś nie tak. Dla mnie pozwalanie dziecku być dzieckiem jest czymś innym. Np. nie obarczanie dziecka obowiązkami dorosłych, nie mówienie mu o swoich problemach, nie zwierzanie się dziecku. Przez takie praktyki dziecko traci dzieciństwo, ja swoje tak straciłam. Musiałam już jako 7latka brać odpowiedzialność za jednego brata, a w wieku 14 lat być matką dla drugiego.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Ruta »

Nowiutka pisze: 16 maja 2021, 7:42 Cieszę się macierzyństwem ale brakuje mi czegoś więcej, nie umiem żyć samym dzieckiem. To miał być dodatek a nie zastępstwo za moje życie.
Jestem głęboko przekonana, że macierzyństwo nie może stanowic treści życia. I jestem przekonana, że gdy tak się dzieje, dzieci na tym cierpią. Myślę, że wychowujemy przede wszystkim przykładem - i żyjąc w sposób dobry, radosny i spełniony wychowujemy najlepiej. Oczywiście ważna jest też obecność - z początku stała, potem jednak tej obecności nie musi byc aż tyle. W tej obecności liczy się też dostępność emocjonalna - można być stale obecnym i nigdy nie dostępnym.

Gdy było nas do wychowania dwoje wiele rzeczy układało się samo, korygowaliśmy się też nawzajem. Teraz jest to na mnie, mam większy stres i większe poczucie odpowiedzialności. Za to podobnie jak mąż nie mam dobrych wzroców rodzicielstwa - sporo czytam. Tak jak i ty :) Myślę, że ta dobra obecność połączona z dostępnością i otwartością załatwia wiele. Z drugiej strony własne sprawy uwalniają dziecko spod takiego nadmiernego skoncentrowania na nim.

Aczkolwiek mam dni, gdy jestem po prostu zmęczona ilością obowiązków, a raczej tym, że stale coś jest odłogiem, bo nie daję rady ze wszystkim sama. W samotnym macierzyństwie organizacja własnego życia to problem, szczególnie teraz w czasie pandemii, gdy jest wiele dodatkowych ograniczeń, nie zawsze są osoby, które zajmą się dzieckiem, wiele osób się izoluje. Ale warto jednak o to zadbać. Temu służy też relacja ojca z dzieckiem, czy z dziadkami ze strony ojca - bo to czas mamy dla siebie. Warto i tego pilnować :)
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Ruta pisze: 16 maja 2021, 12:45 Gdy było nas do wychowania dwoje wiele rzeczy układało się samo, korygowaliśmy się też nawzajem. Teraz jest to na mnie, mam większy stres i większe poczucie odpowiedzialności. Za to podobnie jak mąż nie mam dobrych wzroców rodzicielstwa - sporo czytam. Tak jak i ty :) Myślę, że ta dobra obecność połączona z dostępnością i otwartością załatwia wiele. Z drugiej strony własne sprawy uwalniają dziecko spod takiego nadmiernego skoncentrowania na nim.

Aczkolwiek mam dni, gdy jestem po prostu zmęczona ilością obowiązków, a raczej tym, że stale coś jest odłogiem, bo nie daję rady ze wszystkim sama. W samotnym macierzyństwie organizacja własnego życia to problem, szczególnie teraz w czasie pandemii, gdy jest wiele dodatkowych ograniczeń, nie zawsze są osoby, które zajmą się dzieckiem, wiele osób się izoluje. Ale warto jednak o to zadbać. Temu służy też relacja ojca z dzieckiem, czy z dziadkami ze strony ojca - bo to czas mamy dla siebie. Warto i tego pilnować :)
Ja odżyłam jak wyrzuciłam męża z domu - zaczęłam mieć mniej niż więcej obowiązków. On twierdził, że mi pomagał tyle ile mógł - wierzę mu, że być może nie mógł więcej, rodzina mi nie pomagała bo to rola męża, i dopiero jak zostałam sama zyskałam wsparcie. Teraz jest w miarę dobrze. Dziadka z drugiej strony nie ma (zmarł zanim się poznaliśmy), a ojciec zaczął rezygnować z spotkań gdzie czasowo zgadza się z wejściem w nową relację.... Dziś siedzimy u babci i dziadka, gdzie oni nie uważają bym mogła mieć życie poza dzieckiem (skoro mam dziecko nie wrócę do życia kawalerskiego, skoro mam dziecko to jak zaczęłam wracać z pracy godzinę później dając sobie tą godzinę to już były minki i kręcenie oczami).... My się zaczynaliśmy korygować w zeszłym roku, ale mąż widocznie postawił gdzie indziej priorytet układa już sobie życie i rzutuje też to na współpracę.... To jest takie skoro chciałasz dziecka to masz i nie marudź.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Ruta »

Caliope pisze: 16 maja 2021, 11:31
Nowiutka pisze: 16 maja 2021, 7:42
Caliope pisze: 15 maja 2021, 18:44 A co to według Ciebie znaczy pozwolić dziecku być dzieckiem?
Nie wiem jak to ująć. Nie zawsze pomagam i nie zawsze jestem konsekwentna tzn miałam duży problem z autonomią dziecka (sama nie bylam wypuszczona przez mamę, stąd przyzwyczajenie do walki o swoje zdanie - marudzenie o moje studia na które mąż nie chciał się zgodzić nie było dla mnie problem, nie było też znaczące moje marudzenie na jego plany np. tatuażu ale jego to dotykało), naczytałam się pozytywnej dyscypliny i podobnych książek i czasem odpuszczam i pozwalam na naturalne konsekwencje (nawet uderzenie się dziecka jeśli nie zakładam zbyt dużego urazu). Nie chcę walczyć z nim o to co on chce. Z drugiej strony rodzicielstwo wiąże się z kontrolą która często nie jest doceniana (histeria eskaluje albo jest foch bo się zabrania). I boję się wpaść w schemat żeby przez wybawianie (rekompensaty bo ojciec znika, poświęcanie się chociaż do końca to chyba ani mąż ani ja byśmy się na dziecko nie zdecydowali drugi raz) nie mieć potem pretensji i się nie uzalac (tez z domu rodzinnego - postawa, że dziecko jest przeszkodą realizacji swojego życia). Cieszę się macierzyństwem ale brakuje mi czegoś więcej, nie umiem żyć samym dzieckiem. To miał być dodatek a nie zastępstwo za moje życie.
To nie jest pozwalanie dziecku być dzieckiem, tylko wychowywanie go po prostu. Jesteś dobrą matką, ale myślenie, że dziecko przeszkadza, to destrukcja, przecież ono czuję, że jest coś nie tak. Dla mnie pozwalanie dziecku być dzieckiem jest czymś innym. Np. nie obarczanie dziecka obowiązkami dorosłych, nie mówienie mu o swoich problemach, nie zwierzanie się dziecku. Przez takie praktyki dziecko traci dzieciństwo, ja swoje tak straciłam. Musiałam już jako 7latka brać odpowiedzialność za jednego brata, a w wieku 14 lat być matką dla drugiego.
Myślałam o tym jeszcze. Caliope, masz rację, że myślenie, że dziecko przeszkadza jest bardzo obciążające. Moja mama nie tylko tak myślała, ale tak mówiła. Zwykle nie wprost, ale często słyszałam od niej, że jak się urodzi dziecko to jest już koniec życia, że już wszystko się kończy, nic nie można, kariery nie można i nic tylko obowiązki. Moja mama nie lubiła być mamą. I też zrobiła mamę ze mnie, jako najstarszej. NIe myślałam o sobie jako o dziecku, zawsze jako o osobie opiekującej się dziećmi. Dlatego jest mi tak dobrze, gdy mogę być dzieckiem Bożym, gdy mogę się przytulić do Świętej Rodziny, do Maryi, do Świętego Józefa, i trochę tego dziecięctwa zaznać.

Nowiutka, myślę, że gdy się takie myśli pojawiają warto się im przyglądać, szukać ich źródła, bo mogą być bardzo zatruwające relację z dzieckiem, ale też mogą przyćmiewać radość macierzyństwa. Ja lubię być mamą. Gdy byłam mała trudno było mi być "mamą", bo mnie to w wielu aspektach przerastało. Im byłam starsza, tym było łatwiej i więcej miałam z tego przyjemności. Mam dni gdy przytłacza mnie ilość obowiązków - coraz częsciej wtedy po prostu odpuszczam. Nieumyta podłoga nie potrafi mnie dogonić w parku :)
Ogólnie lubię spędzać czas z dziećmi, a dzieciaki lubią spędzać czas ze mną. Dziś do kościoła szłam z trójką, a jeszcze dwójka się zaplątała, i byłam na Mszy z piątką :)

Gdy odmawiałam ostatnio koronkę do miłosierdzia Bożego, przepraszałam za różne rzeczy, które robiłam nie tak jako mama. I między innymi przepraszałam za każdą chwilę, gdy coś innego przysłaniało mi moje dziecko, coś co nie było ważne, a mi wtedy w tamtej chwili wydawało się priorytetem. I nie chodzi o to, że każda rzecz dla siebie jest nie okej. To nieprawda. Ale są takie, do których przywiązujemy wagę, a nie mają zanczenia. Ale potrzebowałam czasu, by to zobaczyć.

Pomaga mi też cieszyć się byciem mamą to, że nie robię jako mama rzeczy których nie lubię, a robię te które lubię. Nie znosiłam zabaw samochodzikami, więc nie bawiłam się samochodzikami. Lubię dużo czasu spędzać na dworze - to jestem mamą, która spędza dużo czasu na dworze. Lubię gry terenowe, to urządzam gry terenowe. Lubię czasem coś upiec, to sobie piekę. A jak nie mam ochoty to nie. Wiele z nas ma taki rozkład macierzyński w głowie - co muszę robić, nie pomagają w tym gazety dla rodziców i rózne poradniki. A tak naprawdę nic nie muszę. Ale mogę. Jasne, są jakieś tam ramy - karmienie dziecka, pranie, dbanie o porządek. Ale to też się da robić z przymusu, albo z radości. Był czas w moim życiu że znałam kilka wielodzietnych mam, bardzo korzystałam z ich wsparcia, jako młoda mama - i jedna z nich powiedziała mi coś mądrego, widząc jak bardzo byłam przejęta, by wszystko robić dobrze, by wychowywać, by nie popełniać błędów wychowawczych. Ona powiedziała, że najważniejsze to być z dzieckiem, żyć wspólnie z nim, cieszyć się nim, żyć dobrze i w zgodzie z Panem Bogiem, a wychowanie wtedy robi się samo. I coś w tym jest :)

Trudnym momentem był dla mnie czas, gdy mój mąż się zwolnił z obowiązków i "dobrze się bawił", a ja miałam poczucie, że "siedzę z dzieckiem". I miałam poczucie, że może ja też bym chciała gdzieś wyjść, pobawić się. Nawet i randki mi się chciało - ale wszystkie w ostatniej chwili odwoływałam. Bo to były tylko moje zranione uczucia i poczucie osamotnienia. Początkowo zazdrościłam mężowi, ale potem przestałam. Nikt w kryzysie się dobrze nie bawi. Nawet jeśli w danym momencie życia tak uważa. To jak z synem marnotrawnym i jego bratem. Pan Pulikowski mówił, że ten porządnie żyjący brat ma taki moment, gdy zazdrości bratu tego całego łajdactwa i ma jakby poczucie żalu, że coś stracił. Nic nie tracimy. Tracą ci, co idą w łajdactwa.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Ruta pisze: 16 maja 2021, 21:37 Nowiutka, myślę, że gdy się takie myśli pojawiają warto się im przyglądać, szukać ich źródła, bo mogą być bardzo zatruwające relację z dzieckiem, ale też mogą przyćmiewać radość macierzyństwa.
Wiem, to przerabiałam na terapii:) one nie wpływają na moją relację już, ale czasem jest mi żal, że wpakowałam się w macierzyństwo. Nie chcę patchworku, kto zechce mnie z dzieckiem, nie mam życia, związek poszedł w gruzy po porodzie.... Mąż myślał że mam już innego bo dziecko mówiło mu o jakimś sąsiedzie. Jakkolwiek na to nie spojrzeć to nie zamierzone ale jednak dziecko mocno namieszało w moim życiu. Nie umiem szczerze powiedzieć, że dziecko nie jest tu winne - przypadkiem, niezamierzenie ale trochę to "przez niego". Bo ani ja ani mąż tak do końca może nie byliśmy gotowi.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Ruta »

Nowiutka pisze: 17 maja 2021, 5:58
Ruta pisze: 16 maja 2021, 21:37 Nowiutka, myślę, że gdy się takie myśli pojawiają warto się im przyglądać, szukać ich źródła, bo mogą być bardzo zatruwające relację z dzieckiem, ale też mogą przyćmiewać radość macierzyństwa.
Wiem, to przerabiałam na terapii:) one nie wpływają na moją relację już, ale czasem jest mi żal, że wpakowałam się w macierzyństwo. Nie chcę patchworku, kto zechce mnie z dzieckiem, nie mam życia, związek poszedł w gruzy po porodzie.... Mąż myślał że mam już innego bo dziecko mówiło mu o jakimś sąsiedzie. Jakkolwiek na to nie spojrzeć to nie zamierzone ale jednak dziecko mocno namieszało w moim życiu. Nie umiem szczerze powiedzieć, że dziecko nie jest tu winne - przypadkiem, niezamierzenie ale trochę to "przez niego". Bo ani ja ani mąż tak do końca może nie byliśmy gotowi.
Myślę, że nie ma osób gotowych na pierwsze dziecko, ani na kolejne dzieci także nie jesteśmy gotowi. Każde z nich "miesza nam w życiu" na inny sposób. Każde czymś innym zaskakuje, więc przygotowac się na to nie da. Myślę, że dojrzałość pojawia się w momencie, gdy umiemy na to namieszanie odpowiedzieć - po prostu się z nim godząc, przyjmując je. I ciesząc się dzieckiem, tym co ono wnosi, zmianami także i tym, co tracimy też. To trochę jest także o dojrzałości w wierze - czy ufamy, na ile ufamy, czy chcemy realizować w życiu wolę swoją, czy Jego wolę. Czyli nie trzeba od razu być dojrzałym - ale można dojrzewać :)

Z drugiej strony każda decyzja i każdy wybór oznaczają utratę innych opcji. No nie wiem, wybieram określone studia podyplomowe, to nie ukończę w tym czasie innych, równie atrakcyjnych być może, decyduję się spędzić pierwsze lata życia z dzieckiem w domu, to nie pracuję, wybieram pracę na okreslonym stanowisku, to rezygnuję z innych ofert, równie atrakcyjnych. Pewne wybory można łatwo zmieniać, inne są znaczące, bo pozostają z nami. To między innymi dotyczy decyzji o małżeństwie, ale też decyzji o świadomym przyjęciu lub powołaniu dziecka, lub o współżyciu seksualnym, co także skutkuje często powołaniem dziecka (choć niby to oczywiste, ale jednak bywamy zaskoczeni tym faktem). Nie ma znaczenia co sobie wyobrażliśmy, czy byliśmy gotowi, czy nie - znaczące wybory pozostają znaczące. Inna sprawa, że nie przewidzimy nigdy wszystkich konsekwencji - więc znów pozostaje się godzić z tymi które są, anie które sobie wyobrażaliśmy, że nastąpią.
Mówi się, że można łatwo rozśmieszyć Pana Boga opowiadając Mu o swoich planach. Sądzę, że jest w tym jakaś gorycz wobec Boga, który w takiej wizji ma swoje plany i nie zważa na nas i nasze potrzeby. A ja myślę, że On uważnie nas słucha, ale ma dla nas o wiele lepsze plany. Kocha nas bardziej niż my siebie i chce dla nas o wiele lepiej. Może często jest zaskoczony, że odrzucamy jego plany. Natomiast śmiać się - śmieję się ja - gdy widzę, co z moich pomysłów zostało, co sobie wyobrażałam, a jak ma się to do rzeczywistości. Potrzebowałam dużego kryzysu, by móc teraz ze śmiechem mówić Bogu - sama nic nie zdziałam, już teraz to wiem, bądź ze mną w każdej chwili, wspieraj. Umocnij mnie. Ale jest też druga strona - Bóg chce też naszej samodzielności, dał nam wolną wolę.

Sądzę też, że współcześnie jest nam trudno, jest coś co nas odciąga od tego co tu i teraz i podsuwa obrazy alternatywnych wizji - co byłoby gdybyśmy dokonali innych wyborów. A tych wyborów mamy teraz tyle, że da się wyobrazić sobie nie jeden ale nawet pięć alternatywnych scenariuszy. Oczywiście lepszych niż to co mamy teraz. I wtedy zaczynamy odczuwać żal. Że nie zdecydowaliśmy inaczej. To niebezpieczne, bo czas płynie dla nas w jedną stronę, nie ma możliwości, by go cofnąć. Więc jest to żal, którego nie da się usunąć, można go tylko podsycać. I niszczyć nim sobie radość z tego co tu i teraz.

Jest też inna pułapka. Dzieci nie są winne wyborom rodziców. Nawet cień takiego myślenia u rodzica sprawia, że dziecko czuje się winne zniszczenia życia swojej mamie i swojemu tacie. A ponieważ dzieci kochają swoje mamy, i swoich ojców, zaczynają czuć się winne że żyją. Zarówno ja jak i moje rodzeństwo mamy za sobą okresy silnej autodestrukcji, z myślami samobójczymi włącznie. Nie chodzi o to, by rodzic czuł się winny, gdy ma takie emcje, czy myśli - wielu rodziców je przechodzi. Chodzi tylko o to, by tego w sobie nie utrwalić, by to przepracować.

W tym, by nie wpadać w takie żale, pomaga mi dziękowanie Bogu za to co mam. Za moją rodzinę, za małżeństwo, za każde dziecko jakie dostaję pod opiekę, za pracę, którą mogę wykonać, za każdego człowieka którego spotykam na mojej drodze, za możliwość uczestniczenia w Mszy Świętej. I jeszcze bardziej pomaga mi modlenie się za tych, którzy nie mają tego co mam ja - nie mają domów, nie mają jak wyżywić dzieci, które mają pod opieką, którzy mierzą się z chorobą swoich dzieci, z wojną, z prześladowaniami za wiarę. Nagle uświadamiam sobie zawsze jak dużo mam, jak wiele otrzymuję każdego dnia. Bez żadnej mojej zasługi.

Natomiast z drugiej strony etap żałoby trzeba też przeżyć - i wtedy żal w rodzaju - gdybym nie związała się z moim mężem, nie borykałabym się teraz z samotnością i wszystkimi problemami, z którymi się borykam. Nie byłabym samotna mamą, a zamiast spędzać wieczór w domu zastanawiając się czy pozmywac teraz czy jutro, siedziałabym w pięknej kreacji na randce z oszałamiającym szaleńczo zakochanym bruntem o przyjemnym głosie. I okej - ale to są fikcje. Myślenie w stylu on mi zepsuł życie bo mnie wykorzystał, zostawił i porzucił z dzieckiem, więc teraz ja do końca życia będę siedzieć z dzieckiem, chociaż wcale nie wybierałam takiego losu i nie tak miało być i będę sama, bo nikt mnie nie zechce z dziećmi, a jak ktoś zechce, to i tak przecież nie będzie to normalna rodzina (cytuję tu moją mamę) - może być bardzo niszczące, jeśli okaże się przekonaniem, które przyjmiemy, a nie etapem przejściowym.

Takie pytania pomocnicze: Czym dla ciebie jest bycie samotną mamą? Czy wierzysz w możliwość naprawy twojego małżeństwa? Czy koniecznie trzeba kogoś mieć, żeby spełniać się w rodzicielstwie i życiu? Czemu myślisz o sobie, że ktoś miałby cię "zechcieć"? Czy chcesz być z kimś innym, niż mąż? Czemu dziecko miałoby być przeszkodą w dalszym życiu? Jakie straty ponosisz w związku z macierzyństwem? Które z nich są nieodwracalne?
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Ruta pisze: 17 maja 2021, 11:10 Takie pytania pomocnicze: Czym dla ciebie jest bycie samotną mamą? Czy wierzysz w możliwość naprawy twojego małżeństwa? Czy koniecznie trzeba kogoś mieć, żeby spełniać się w rodzicielstwie i życiu? Czemu myślisz o sobie, że ktoś miałby cię "zechcieć"? Czy chcesz być z kimś innym, niż mąż? Czemu dziecko miałoby być przeszkodą w dalszym życiu? Jakie straty ponosisz w związku z macierzyństwem? Które z nich są nieodwracalne?
Kolejno:
Tragedią, i to pokoleniową bo w rodzinie były samotne matki.
Technicznie tak, praktycznie już nie bo mąż wiecznie nie chce.
Trudno mi powiedzieć nigdy nie wchodziłam w związki bylyby ktoś był ale nie wyobrażam sobie żeby tak całkiem sama być.
Podobno to kobieta wybiera ale moje wybory nie chciały mnie...
Wolałabym być z mężem ale zaczynam myśleć, że powinnam patrzeć realnie na życie...
Przeszkodą przestaje być taką jak na początku (jem, śpię, żyję w miarę normalnie) przeszkodą by pozostał w byciu w relacji (nie miałam czasu myśleć o związku jesienią to mąż sobie znalazł inną, dla innego też bym czasu nie miała).
Nieodwracalne straty to czas uciekający mi przez palce. Nie tylko przez dziecko ale przez całokształt praca, dom, dziecko. Dla mnie ponad 2 lata kryzysu zleciało, dla męża mogła to być wieczność dlatego ma już inną.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Coraz bardziej dociera do mnie, że on już nie wróci bo nigdy ze mną nie był. Tworzy swój wizerunek bo nigdy nie był autentyczny. Wizerunkiem pewnie było i to małżeństwo. Zaczynam myśleć o weryfikacji ważności małżeństwa. Gdy się jesienią wahałam obraził się na taki pomysł. Gdy syn opowiada o autach kto jakim jeździ potem mówi o białym aucie (nikt nie ma białego) i mąż jak radar wychwytuje i pyta go kto jeździ białym autem. Kiedyś bym robiła sobie nadzieję że może jest zazdrosny, dziś wiem że wszelka kontrola mojego życia to granie dla rozwodu czy patchworku (rozdawalby karty gdybym kogoś miała).
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Módlcie się za mną. Szykuję się na wojnę...
J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: J&J »

Pod Twoją Obronę!
Uciekamy się…
Święta Boża Rodzicielko…
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Caliope »

Nowiutka pisze: 23 maja 2021, 14:41 Módlcie się za mną. Szykuję się na wojnę...
A to już wiadomo, czy tobie się po prostu tak wydaje, że będzie jakaś wojna?
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 24 maja 2021, 7:11
Nowiutka pisze: 23 maja 2021, 14:41 Módlcie się za mną. Szykuję się na wojnę...
A to już wiadomo, czy tobie się po prostu tak wydaje, że będzie jakaś wojna?
Wiadomo. I jest nieunikniona. Chętnie opiszę wszystko na priv, postaram się tu już nie udzielać. Nadal nie wiem czy mógł mnie szukać na tym forum. Wiem, że nie wierzy w to, że mogę się zmienić (zachowanie jesienią przeważyło), nadal nie widzi w sobie winy (nie jest to moim usprawiedliwieniem ale reagowałam na jego zachowanie). Nie przyjmuje do wiadomości, że ten czas zajmowałam się moją depresją i relacją z dzieckiem. Przekreślił mnie bo wpadłam w stary schemat. Nie mam prawa do wątpliwości i błędów. On też się nie zmienił - nigdy mi takiego prawa nie dawał. Albo ganiam za nim albo jest rozpad. On nigdy siebie nie znał i jak się poznaje, zrzuca swój udawany wizerunek, zaczyna decydować. Mnie nigdy nie wybrał. Dla mnie był to tylko falstart z możliwością na próbę w przyszłości. Dla niego - śmierć. Nieistotne, że nie rozmawiał ze mną i nadal sam przed sobą pozował tylko, żę chce to ratować - nie chciał, całym sobą to pokazywał a ja wierzyłam w słówka jakie mówił w łóżku. Byłam zraniona. Dopiero teraz byłabym gotowa na próbę, w tedy było za wsześnie. Ale on siedząc wczoraj kuchni sam do siebie mówił "nie wierzę jej". To już moja interpretacja,ale wszystko wskazuje na to, że chodziło o mnie. Niech Bóg nas prowadzi. Nie wiem jaki jest Jego zamysł, może od początku nie miałam w to się pakować, może łaska na nas nie spłynęła (jak to poznać właściwie?). A może kiedyś jeszcze zdarzy się cud. Muszę nastawić się bardziej na obronę niż walkę. Odpuścić. Uwolnić siebie i jego. On mnie nie wybrał.
W każdym razie zamykam się, będę tylko na priv. Nawet jeśli bym chciała nie mogę już pisać. Jeśli kiedykolwiek tu trafi lub trafił może to wszystko wykorzystać.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Dramat

Post autor: Monti »

...naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych...
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Bławatek »

...ale od wszelkich złych przygód racz nas zawsze wybawiać...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Ruta »

... ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać...

Nowiutka, gdy czytam twoje ostatnie wpisy, czuję, że targają tobą różne silne emocje, obawy, niepewność - wspieram Cię więc całym sercem modlitwą.

Dziś Święto Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych i Matki Kościoła, warto uciec się do Niej z modlitwą, z prośbą o pomoc, radę, pociechę. To moje świadectwo, ale też świadectwo wielu osób które spotkałam i które się ze mną podzieliły: nasza Najświętsza Najukochańsza Mama nigdy nas nie zostawia w potrzebie i wspiera wszystkich, którzy się do Niej uciekają.
ODPOWIEDZ