Dramat

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Caliope »

Nowiutka, nawet psycholog potrzebuje od Ciebie najbardziej mocnego stanowiska. Ty nie wiesz może czego tak naprawdę chcesz, bo takie coś od psychologa, to dla mnie dziwne podejście. Terapia grupowa pomoże najbardziej, z osobami w podobnej sytuacji. Ja nie chodzę do duchownego, do psychologa chrześcijańskiego, a mam swoją postawę, wiem czego chcę i zdążę do tego. Podstawowe pytanie, czego ty tak naprawdę chcesz i jak się z tym czujesz.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 25 mar 2021, 13:44 Podstawowe pytanie, czego ty tak naprawdę chcesz i jak się z tym czujesz.
Chcę zdrowego małżeństwa z moim mężem - być razem ale nie w taki sposób w jaki byliśmy tylko zdrowy.
Nie chcę więcej dzieci. Chcę żyć po Bożemu. Tylko w tym na razie widzę postawę "nie wiem czego chcę". Nie chcę też celibatu do końca życia ale nie jestem otwarta na nowe życie. Taką wątpliwość wyjawiłam też mężowi bojąc się że trzeba będzie żyć bez zbliżeń. Może też tego się przestraszył. Bo przelałam ten lęk na niego a nie do jakiegoś duchownego który mógłby mi temat rozjaśnić czy poprowadzić. Mąż może nigdy nie wrócić a ja chcę po Bożemu trwać jednocześnie nie chcę być sama. Wydaje mi się, że plączę się próbując pogodzić życie ludzkie z Bożym planem.
Czy widzicie może inny rodzaj zagubienia w moich wypowiedziach?
Żałuję że złożyłam tamten pozew. Mając tamte informacje myślałam że to właściwe. Działałam też w amoku. Nie wszystkie nasze czyny możemy naprawić...
Czuję się niedojrzale. To pomyślałam błądząc między słowami "naiwna", "uciekająca od konsekwencji". Bo to co się stało się nie odstanie a ja próbuję to anulować. Muszę przyjąć na klatę że może już naprawdę za późno. Przełknąć to i pogodzić się z tym, że nie dostanę tego czego chcę.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Caliope »

Nie stosowaliście NPR? przy regularnych cyklach nie ma możliwości na błąd. W ciążę zajść można tylko w trzy dni, mi to pomogło zaskoczyć. Tym się nie ma co martwić, a bliskość jest przecież bardzo potrzebna. Wcale nie jest tak łatwo zająć w ciążę, chyba że ma się 20 lat i zero stresów.
Jeśli wycofałaś ten pozew, to przecież go już nie ma, wybacz sobie te emocje i działanie w nich, to przeszłość. Ja też działałam w emocjach, nawet miałam chęć przywalić mężowi za krzywdę, ale wybaczyłam, zostawiłam przeszłość.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Caliope pisze: 26 mar 2021, 16:37 Nie stosowaliście NPR? przy regularnych cyklach nie ma możliwości na błąd. W ciążę zajść można tylko w trzy dni, mi to pomogło zaskoczyć. Tym się nie ma co martwić, a bliskość jest przecież bardzo potrzebna. Wcale nie jest tak łatwo zająć w ciążę, chyba że ma się 20 lat i zero stresów.
Jeśli wycofałaś ten pozew, to przecież go już nie ma, wybacz sobie te emocje i działanie w nich, to przeszłość. Ja też działałam w emocjach, nawet miałam chęć przywalić mężowi za krzywdę, ale wybaczyłam, zostawiłam przeszłość.
W tedy nie wycofałam. Przed pandemią sąd ogłosił separację. Chciałam wycofać ale mąż się nie zgodził. Najpierw gruchnęłam pozwem o rozwód z orzeczeniem, potem zmieniłam na separację z orzeczeniem (nadal nie widział tej winy w sobie, która do tej skrajności doprowadziła). Po mediacji chciałam się wycofać, zagadałam do niego ale stwierdził, że musi to uporządkować i chce dokończenia tego sądownie. Na sali był na mnie wściekły ale mówił, że nie wie czy mnie kocha. Orzeczono separację bo oboje na tamten dzień nie chcieliśmy być razem. Dziś mąż nazywa rzeczy po imieniu, widzę jego zmianę. Ale on mnie nie chce.
Nie stosowaliśmy npr. Miałam różne akcje z układem, mimo, że hormony w normie a cyk w miarę regularny nigdy nie zaufałam sobie, swojemu ogarnięciu na tyle by w to wejść. Długo bałam się zajść w kolejną ciążę. Gumki wydawały się dobrym wytłumaczeniem na przeczekanie aż uporządkujemy i wrócimy na stałe. On podobno też nie chce więcej dzieci. Brak otwartości na dziecko, do tego stopnia, że z oboje rozważaliśmy wazektomie ale słyszał, że nie do końca taka skuteczna to nie chciał się kroić a ja nie chciałam zmuszać. Była tylko jedna krótka rozmowa o tym. Paradoksalnie bałam się, że jak pójdziemy nie po Bożemu to się to rozwali znowu i... się rozwaliło. Mąż twierdził, że antykoncepcja byłaby dopuszczalna ze względu na moją psychike (powoływal się na coś ale teraz na szybko tego nie znajdę), bo by mnie skrzywdził kolejną ciążą. W tedy naprawdę mówił, że chce mojego szczęścia. To co się odwaliło, że zrezygnował? Czemu ja rzucałam gromami odpychając go? Przy nim odkąd pamiętam żyłam w takich 2 światach. Chcę by wrócił ale nie wiem czy Bóg na pewno tego chce dla mnie.
I wiecie co mi się jeszcze przypomniało dziś podczas modlitwy? Żałuję, że nie odważyłam się. Ledwo zaczęłam pracę, jeszcze przed moim pozwem - dzwonilam do proboszcza bo myślałam o porozmawianiu z egzorcystą. Byłam tak przerażona tym co się u nas dzieje, że myśląc chyba o świadectwie nt nowenny pompejańskiej myślałam że jest wśród nas szatan. Może gdybym się odważyła do sądu byśmy nie dotarli...
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Chociaż myślę że osobistą relacje z Bogiem raczej on miał i to lepszą od mojej. Może to dla jego dobra Bóg nas jeszcze do siebie nie zbliżył. Widzę ile zrobiłam złego i powiedziałam nawet jesienią. A on tylko obserwował zamiast rozmawiać. Może nawet raz przytłoczona odparłam"nie" na jego pytanie czy go kocham - osaczona i przytłoczona w towarzystwie wariujacego obok dziecka. Dla mnie to taki bezsensowny bez znaczenia pstryczek był a on to wziął na poważnie. Tylko dlaczego ja tak przytomnie w tedy tego nie widziałam jak teraz?
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Nie chcę teraz wypisywać listy moich win. Odbiło mi nie wiem czemu i po ludzku wcale nie dziwię się że odpuścił. Po prostu chcę się zmieniać i nie chcę być przekreślona raz na zawsze. Nie wiem może faktycznie jestem jakoś zaburzona, może się do związku nie nadaję. Reszta mi wychodzi, radość dniem codziennym też łapię. Nigdy nie byłam obserwatorem szacunku do innych. Stąd też pewnie wyrzut sumienia czy moim obowiązkiem nie jest wypuszczenie go wolno.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Dziękuję za cierpliwość :D próbuję sobie uporządkować w głowie i zaczęłam czytać wątek od początku. Ale biadolenie i to o jednym i tym samym :D widocznie musiałam to powyrzucać.
Mój schemat działania zaczyna mi się układać powoli w głowie tylko jeszcze nie wiem jak to przepracować. Zawierzę się Józefowi, muszę też nauczyć się wdzięczności - ksiądz miał nosa bo sugerował mi to też wcześniej. Muszę kiedyś umówić się na jakieś spotkanie przegadać wątpliwości w kwestii wiary i działania wg Bożego planu. Mam nadzieję, że ogarnę.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Dziś przekazując dziecko czułam spokój i dystans ale ten spokojny. Mam nadzieję, że zaczynam godzić się z sytuacją. Zrozumiałam, co się odwaliło jesienią. Granice stawiamy sobie - pisaliście. W liscie Zerty mamy punkt "Nie wierz w nic, co słyszysz i w mniej niż 50% tego, co widzisz. żona będzie wszystko negowała, ponieważ jest zraniona i przestraszona. ". I wiecie co? Niewłaściwie ją zastosowałam. Być może w tedy mąż spotkał kowalską, spanikował bo mimo wszystko chciał być uczciwy, i poszedł w moją stronę, a może po prostu czuł się samotny i chciał bliskości. Mówił, że niczego nie obiecuje, że nie wie czy i kiedy wróci, że nie chce się deklarować, że terapia par nie bo indywidualną kontynuuje (podobno tego się nie łączy) etc. Że nie wie czy nie znajdzie innej. Powiedziałam odbijając, że ja potrzebuję deklaracji. Parę razy tak odbijałam aż stwierdził, że to, że nie wyobraża sobie seksu z inną jest pewnego rodzaju deklaracją. Broniłam się przed zranieniem ale odrzuciłam nie te 50% wypowiedzi co miałam. A potem czułam się zraniona i olana, bo miałam tak naprawdę pretensje do samej siebie, że nie broniłam swoich granic a on miał to drugie 50% na myśli. To dlatego mi odbiło, nie dlatego, że nie nadaję się do związku, nie dlatego, że tak na siebie działamy bo jesteśmy niedobrani. Nie. Ja nadal nie kocham i nie szanuję siebie, bo inaczej broniłabym tej granicy tłumacząc z miłością, że za bardzo mi na nim zależy by wejść w to za szybko, że oboje nie czujemy się gotowi a chcę naprawić tą relację. A ja znów poszlam tylko za lękiem - bo jak nie teraz to innej szansy nie będzie.
W osobistych przemyśleniach widzę też przyczynę dlaczego ten związek był toksyczny, również pod kątem mojej rodziny pochodzenia.
Tak po ludzku zaczyna się powoli układać. Sakrament, jego ważność, to czy mąż wróci, jak i syna by jak najmniej na jego psychice się to odbiło staram się oddać Bogu bo nie mam na to wpływu.
Piszę, bo to dla mnie taka "Eureka". Zaczynam męża puszczać wolno bo wiem, że gdyby kiedyś wrócił już nie zrobię falstartu. Wiem dlaczego do niego teraz doszło. Wiedząc to zamroczenie już nie wróci. Tak myślę.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Bławatek »

Nowiutka, rano natknęłam się na filmik o. Szustaka, a potem przeczytałam Twoje posty. Po ludzku doła dziś złapałam, bo ciągle myślę po ludzku, zapominając co w życiu chrześcijanina jest najważniejsze.

Może on natchnie Cię do przemyśleń.
https://youtu.be/DZe5zHv7yFk

Pewnie nie zacytuję o. Adama dosłownie, ale jedno zadanie jest dziś do mnie adekwatne "...Naucz się słuchać tam gdzie nie chcesz. Naucz się przyjmować co Ci nie pasuje, co ci nie odpowiada... Ojciec wie co robi"
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Myślałam, w którym wątku napisać, ale że rozwinęłam moją myśl wklejam to tutaj.
elena pisze: 29 mar 2021, 21:59
Blawatku, wczoraj tez trafiłam na ten odcinek (mam zainstalowaną aplikację Dominikanie z której korzystam codziennie- polecam) i mam w głowie to, co mówi o. Szustak, zreszta przez cały Wielki Tydzień będę do tego wracać.

Widać u Ciebie dużo rozwagi, ja chyba jestem bardziej romantyczna niż rozważna, chociaz odkąd otrzymałam pozew przestałam żyć złudzeniami, ze ten mój mąż się opamięta.
Trudno odbudować zaufanie do osoby, która z taką łatwością odeszła z małżeństwa. I myśle, ze to zaufanie jest tu kluczowe. A żeby odbudować zaufanie potrzeba czasu, wytrwałości i wysiłku obojga małżonków.
Łatwiej odbudować zaufanie i wejść w ten wysiłek niż komplikować sobie życie. Trzeba tylko w odpowiednim momencie. Czuję się jakby wszystko było na swoim miejscu - ale nie znaczy, że to się nie zmieni na lepsze, że akceptuję jego błądzenie. Tylko, że cierpienie po coś jest. Może nigdy nie wróci, może wróci pod koniec życia, może wcześniej. Przestaję się użalać a zaczynam wierzyć. Trochę rozważam, wcześniej się bałam czy odwieszę się od męża. Ale dziś czuję wiarę.
Ja już byłam głupia ale wyszłam z depresji wyszłam z głupoty. Nie wytrzymał? No ok "w zdrowiu i chorobie" nie chcesz rozumiem, zmęczenie, ale po co wchodzić w inną relację?
Jestem romantyczna ale i rozważna. Nie łatwiej odbudować zaufanie niż iść z życiem "bo jakoś to będzie" wiedząc, że porani to wszystkich wokół?
Mój mąż układa sobie z inną życie wiedząc, że nie zgodzę się na patchwork. I on nie wie jak pogodzi to wszystko bo on nie zamierza wybierać miedzy nią a synem, i na razie o tym nie myśli bo carpe diem. Naprawdę wierzy w to, że nie da mu takiego ultimatum? Że jakby założył nową rodzine to da rade jeszcze mieć syna ze starej rodziny i jeszcze uszanować moje stanowisko braku kontaktu z nią? A święta, a wakacje? To jest tak niedorzeczne, że nawet mignęła mi myśl czy on na pewno kogoś ma czy nie myśli o jakiejś wizji nowej mnie - ale nie, są dowody że kogoś ma i zamierza się jej trzymać. On jest stracony. Jak nie dostanie obuchem drugi raz to się nie nauczy. Ze mną też szedl bo jakoś to będzie, dziecko bo jakoś to będzie. On nadal nie chce nauczyć się bliskości, prawdziwej relacji. Uciekł i będzie uciekał w substytuty bo jest łatwiej.
Pisaliście, że nie chodziło o mnie. I chyba nie chodziło. On się poddał i tyle.
On w coś wierzy ale nie wiem w co - Pismo czyta dla postaw ludzkich, socjologii jakiejś, nie dla Chrystusa ani dla kościoła (rozdzielenie ze względu na odłamy chrześcijaństwa i podejścia do rozwodów). Może to mój krzyż by moją postawą go nawrócić? Chodziaż zawsze za nic miał ideologię. Chciałabym żeby kiedyś się przyznał dlaczego ze mną był bo czasem przychodzi zwątpienie - czy z jego strony nasz związek kiedykolwiek zainstniał. Jeśli tak to mocno błądzi. A jeśli.. ja wciąż za bardzo w niego wierzę, idealizuję mimo jego wad?
Mam poczucie, że jeszcze tylko w tym mnie Bóg nie olśnił. Dlaczego ze mną był, dlaczego ślubował jeśli nie chciał. Chciałabym znać prawdę jego serca - czy małżeńśtwo zaistniało czy nie. Czy Wierzył ale zwątpił, czy to wszystko było iluzją. Przecież nigdy nie uznawał spowiedzi - podobała mu się postawa protestantów. Ale oni chyba idą za Jezusem a on nie. On nie jest w stanie opisać swoich wartości chrześcijańskich, którymi będzie raczył dziecko. Rozmawiałam z nim chcąc parę tematów wokół wychowania poruszyć. I sprawił wrażenie, jakby w ogóle nie rozumiał o co chodzi w ojcostwie, małżeńśtwie i wierze. Czy to tylko mój jeszcze jakoś skryty ból?
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Dziś zaczęłam się modlić za męża i kochankę (chociaż nie wiem czy można określać ją kochanką bo żyliśmy osobno - ale przecież małżeństwo trwa). Po tym jak widzę, że on nawet nie zastanawia się nad konsekwencjami (bo nie mówię o jakimś planowaniu ale brak w ogóle przemyśleń co do tego jak układa sobie życie nie myśląc o tym jak pogodzić to z ojcostwem) jest mi jej i opcjonalnie każdej innej jego kowalskiej po prostu żal. Ona nawet nie wie w co się pakuje i musi być strasznie niepewna siebie skoro bierze kogoś po przejściach. Jak to opisane było w innych wątkach - normalna osoba by się nie ładowala w takie popapranie bo po co robić sobie problemy. Z jednej strony czuję jakbym dojrzala do modlitwy za męża i za kowalską, z drugiej nie chcę popaść w dewotyzm bo nie czuję się jeszcze na tyle "religijna", ufająca by mówić o jakiejś w tym dojrzałości. Boże jeśli to Twoja łaska pozwól by ten spokój ze mną pozostał.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: Bławatek »

Nowiutka, ładne przemyślenia Ci się pojawiły. Tak trzymać.

Mój mąż też nie myśli o konsekwencjach, taki zagubiony niewiedzący czego chce. Kiedyś gdy wspomniał, że rozwód jest mu potrzebny bo nie chce być całe życie sam (a bycie z żoną i rodziną to co!?), więc może kiedyś kogoś pozna!? Spojrzałam na niego, powiedziałam, że ja się nie godzę na rozwód ani takie jego plany. A gdy mu powiedziałam, że niech nie myśli, że spotka jakiś ideał bez wad i że teraz będzie miał sielsko-anielskie życie, bo po pierwsze raczej drugiej takiej uległej i skromnej jak ja nie znajdzie, kobiety teraz wiedzą czego chcą i niech się przygotuje na wydawanie kasy na zachcianki nowej wybranki, a poza tym to ona też będzie miała wymagania i wady. I co usłyszałam od męża - on już pójdzie do siebie bo go zdołowałam.

I niestety mój mąż też zawsze wyznawał zasadę - jakoś to będzie. Taki zaginiony, niepewny chłopiec, który myśli, że jak nie tu to gdzie indziej będzie mu lepiej.
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Dramat

Post autor: elena »

Nowiutka pisze: 30 mar 2021, 6:36 Dziś zaczęłam się modlić za męża i kochankę (chociaż nie wiem czy można określać ją kochanką bo żyliśmy osobno - ale przecież małżeństwo trwa). Po tym jak widzę, że on nawet nie zastanawia się nad konsekwencjami (bo nie mówię o jakimś planowaniu ale brak w ogóle przemyśleń co do tego jak układa sobie życie nie myśląc o tym jak pogodzić to z ojcostwem) jest mi jej i opcjonalnie każdej innej jego kowalskiej po prostu żal. Ona nawet nie wie w co się pakuje i musi być strasznie niepewna siebie skoro bierze kogoś po przejściach. Jak to opisane było w innych wątkach - normalna osoba by się nie ładowala w takie popapranie bo po co robić sobie problemy. Z jednej strony czuję jakbym dojrzala do modlitwy za męża i za kowalską, z drugiej nie chcę popaść w dewotyzm bo nie czuję się jeszcze na tyle "religijna", ufająca by mówić o jakiejś w tym dojrzałości. Boże jeśli to Twoja łaska pozwól by ten spokój ze mną pozostał.
Masz rację, osoba świadoma swojej wartości nie wchodziłaby w takie relacje. Gdy byłam jeszcze panną poznałam chłopaka i krótko po poznaniu wyszło, ze on ma córkę, ale po chwili dodał, ze nic go nie łączy z jej matką. „No, dziecko Cię łączy z nią” powiedziałam i nasza znajomość się zakończyła. Ja wtedy nie miałam takiej bliskiej relacji z Bogiem jak teraz, ale wiedziałam, ze mój przyszły mąż ma być kawalerem bez nieślubnych dzieci.

Poza tym moja przyjaciółka spotykała się (nota bene świadkowa na moim ślubie) z żonatym mężczyzna, który miał córki w jej wieku, mężczyzna nieatrakcyjny, ale bogaty. Ona była w nim zakochana, wierzyła, gdy opowiadał jaką ma straszną żonę, która nastawia córki przeciw niemu i nie chce mu dać rozwodu (tam chodziło o duży majątek). Powiedziałam przyjaciółce, ze źle postępuje (ja byłam wtedy po urodzeniu dziecka, po pierwszej rocznicy ślubu i patrzyłam na sytuacje z perspektywy żony) to usłyszałam, żebym nie udawała takiej Matki Polki, bo kiedyś byłam normalna i żebym więcej się do niej nie odzywała. I tak zakończyła się nasza długoletnia przyjaźń.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Zastanawiam się czy mój mąż przeze mnie nie stracił wiary. Przewartościował swoje życie bo "nie przyszło mu z tego nic dobrego". Nie wiem kim jest i ile jest "jego". Miałam wrażenie jesienią (przez co zastanawiałam się czy go znam), że jest po prostu z zewnątrz sterowny i ktoś mu coś wmówił bo życie jest w tedy łatwiejsze - i w to wszedł.
Nowiutka

Re: Dramat

Post autor: Nowiutka »

Dorwałam się do Dzikie Serce (w końcu mamy syna, ojca nie zastąpie ale coś wiedzieć muszę) i widzę że dobrymi chęciami wybrukowałam to piekło. Niechcący na każdym kroku go kastrowałam. Ostatni prezent jaki ode mnie dostał mogl też go wykastrować. Działam zupełnie na odwrót, im bardziej chcę pokazać jak mi zależy tym bardziej go odrzucam, jaki jest męski tym bardziej go kastruje. Nie mam już najmniejszych szans przy niej pewnie czuje się lwem....
ODPOWIEDZ