Wątek kobr

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: Ruta » 12 kwie 2021, 22:29

Kobr, uważaj na siebie i pozwól o siebie zadbać. Dobrze, że dzieci cię wspierają. I dobrze, że zdecydowałaś, by zwolnić.

Zauważyłam, że masz wspaniałe poczucie humoru. Mam wrażenie, że już w wielu sytuacjach pomagało ci przetrwać. Więc tak z przymrużeniem oka napiszę ci swoją obserwację o duchowej obecności w małżeństwie. Z perspektywy trzech lat małżeństwa w pojedynkę, widzę to tak: nasze małżeństwo jest teraz zdecydowanie bardziej udane :) Na pewno przeżywam teraz znacznie mniej sytuacji stresowych. Przesypiam noce bez martwienia się o męża. Nie muszę męża przed nikim tłumaczyć, ani obawiać się jego wybuchów złego humoru, którym nijak nie dało się zapobiec. Chociaż próbowałam. Moje rzeczy i sprzęty domowe stały się bardziej trwałe - nikt ich nie rozwala w ataku złości. W domu jest cisza i rozmawiamy normalnym tonem. Moja własna sytuacja i pozycja w małżeństwie także się poprawiają: mam dla siebie więcej czasu i uczę się powoli, ale jednak, dbać o swoje potrzeby. Zobaczysz, że będzie dobrze.

Powodzenia w przeprowadzce i radosnego początku w nowym miejscu.
Z modlitwą :)
kobr pisze:
12 kwie 2021, 19:20
Witam Was, widzę ze jak ja zamilkłam to dyskusja rozgorzała. Jeszcze nie czytałam o czym pisaliście, ale śpieszę wyjasnić dlaczego zamilkłam. Otóż zaraz po Świętach poszłam do lekarza, bo miałam duszność i puls 155 i... wylądowałam w szpitalu na kardiologii z migotaniem przedsionków, blokiem lewej komory serca i wodą w opłucnej, dusznością przy schylaniu i wejściu na trzy stopnie. Pierwszy raz byłam jako pacjent poza porodówkami. Do tej pory zdrowa bylam i nie brałam żadnych leków poza tabletkami na ból głowy. Dwa lata temu brałam coś na nerwice. I tym razem też myslałam, ze to atak nerwicy i zlekceważyłam objawy. Dwa tygodnie chodziłam osłabiona, zmęczona, ledwo powłóczyłam nogami. Dobrze, że przeżyłam, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Otóż moje dzieci (dwójka pozostałych), powiedziała dość i zaczęli szukać dla mnie lokum do zamieszkania z tatusiem. Jutro się wyprowadzamy. Dzieciaki chcą mieć matkę żywą, a nie tylko oglądać trzech toksyków. Moje małżeństwo rozpoczęło się 35 lat temu w Święta Wielkanocne i po 35 latach w te minione Świeta Wilkiej Nocy zakończyło się. Teraz będę jak wielu z Was w związku małżeńskim duchowo. Moja małżeńska droga krzyzowa zakończyła się. Sam Pan Bóg interweniował.
17.01 zachorowałam na covid. Ja się chorym ojcem zajmowałam, a mną to już nie miał kto. Byłam zaniedbana. Po chorobie nie odpoczęłam należycie, no i ten przewlekły stres związany z akcjami mężusia, synusia i tatusia oraz nagromadzenie obowiązkow przed świętami doprowadziły do powikłań. Za miesiąc mam mieć koronografię i okaże się co i na ile zostało uszkodzone. Dziwnie się czuję w roli osoby nie całkiem pełnosprawnej. Trzeba zwolnić.

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek kobr

Post autor: sajmon123 » 12 kwie 2021, 22:29

kobr pisze:
12 kwie 2021, 19:20
Witam Was, widzę ze jak ja zamilkłam to dyskusja rozgorzała. Jeszcze nie czytałam o czym pisaliście, ale śpieszę wyjasnić dlaczego zamilkłam. Otóż zaraz po Świętach poszłam do lekarza, bo miałam duszność i puls 155 i... wylądowałam w szpitalu na kardiologii z migotaniem przedsionków, blokiem lewej komory serca i wodą w opłucnej, dusznością przy schylaniu i wejściu na trzy stopnie. Pierwszy raz byłam jako pacjent poza porodówkami. Do tej pory zdrowa bylam i nie brałam żadnych leków poza tabletkami na ból głowy. Dwa lata temu brałam coś na nerwice. I tym razem też myslałam, ze to atak nerwicy i zlekceważyłam objawy. Dwa tygodnie chodziłam osłabiona, zmęczona, ledwo powłóczyłam nogami. Dobrze, że przeżyłam, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Otóż moje dzieci (dwójka pozostałych), powiedziała dość i zaczęli szukać dla mnie lokum do zamieszkania z tatusiem. Jutro się wyprowadzamy. Dzieciaki chcą mieć matkę żywą, a nie tylko oglądać trzech toksyków. Moje małżeństwo rozpoczęło się 35 lat temu w Święta Wielkanocne i po 35 latach w te minione Świeta Wilkiej Nocy zakończyło się. Teraz będę jak wielu z Was w związku małżeńskim duchowo. Moja małżeńska droga krzyzowa zakończyła się. Sam Pan Bóg interweniował.
17.01 zachorowałam na covid. Ja się chorym ojcem zajmowałam, a mną to już nie miał kto. Byłam zaniedbana. Po chorobie nie odpoczęłam należycie, no i ten przewlekły stres związany z akcjami mężusia, synusia i tatusia oraz nagromadzenie obowiązkow przed świętami doprowadziły do powikłań. Za miesiąc mam mieć koronografię i okaże się co i na ile zostało uszkodzone. Dziwnie się czuję w roli osoby nie całkiem pełnosprawnej. Trzeba zwolnić.
Nie wiem czy tylko ja to tak odebrałem, ale czytając to co piszesz, czuć, że pomimo choroby jesteś bardzo pozytywnie nastawiona. Jeśli tak jest to naprawdę super.

Dużo zdrowia życzę oraz błogosławieństwa Bożego.

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kobr » 12 kwie 2021, 23:46

Lawendowa, pisze:
"Jeśli możesz się tym z nami podzielić, kto zajmował się Twoim tatą pod Twoją nieobecność? "
Przez dwa dni mój tato był pod opieką dorosłego syna, który cały czas jest w domu, męża i pomocnej sąsiadki. Pózniej przyjechała córka i jest do tej pory.

Sajmon123 pisze:
"Nie wiem czy tylko ja to tak odebrałem, ale czytając to co piszesz, czuć, że pomimo choroby jesteś bardzo pozytywnie nastawiona. Jeśli tak jest to naprawdę super."
To prawda, ze odkąd pamiętam zawsze byłam optymistką. Dzisiaj wiem, że lepiej być realistą niż optymistą, bo przesadny optymizm szkodzi, zaburza poczucie teraźniejszości i prowadzi na manowce. Tym nie mniej lepiej być optymistą niż pesymistą i w przypadku mojej choroby widzieć siebie zdrową niż chorą. Z rzeczy dobrych, które widziałam w moim pobycie w szpitalu oprócz leczenia było to, ze wreszcie mogłam się do woli, do upadłego nagadać. Albo rozmawiałam przez telefon ze znajomymi, albo z 88-letnią sąsiadka z sali, która tylko czekała aż jej poopowiadam opowieści dziwnej treści. Sama mnie zahaczała o ciąg dalszy, a wychodząc wzięła ode mnie nr telefonu...

Ryta pisze:
"Z perspektywy trzech lat małżeństwa w pojedynkę, widzę to tak: nasze małżeństwo jest teraz zdecydowanie bardziej udane :) Na pewno przeżywam teraz znacznie mniej sytuacji stresowych. Przesypiam noce bez martwienia się o męża. Nie muszę męża przed nikim tłumaczyć, ani obawiać się jego wybuchów złego humoru, którym nijak nie dało się zapobiec. Chociaż próbowałam. Moje rzeczy i sprzęty domowe stały się bardziej trwałe - nikt ich nie rozwala w ataku złości. W domu jest cisza i rozmawiamy normalnym tonem. Moja własna sytuacja i pozycja w małżeństwie także się poprawiają: mam dla siebie więcej czasu i uczę się powoli, ale jednak, dbać o swoje potrzeby. Zobaczysz, że będzie dobrze."
I ja też na to liczę i tak własnie widzę to co teraz nastąpi. Bardzo dobrze ujęte.

A ponieważ uwielbiam myśleć, mówić i pisać o naszym Panu,( Pan Jezus zapewne bardziej uwielbia jak się Go słucha), to kilka słów o spotkaniu z Nim na szpitalnej sali. Powiem szczerze, ze nie wyobrażałam sobie nie przyjąć Komunii św. w Święto Miłosierdzia Bozego. Zapytałam czy będę mogła póść do Kaplicy na niedzielną Mszę św. Absolutnie wykluczone- usłyszałam odp. Prawdę mówiąc am nawet nosa nie wolno było z sali na korytarz wysunąć, a co dopiero gdzieś iść. Usłyszałam jeszcze ze Kapelan też po oddziale nie chodzi. Jak to nie chodzi?- pomyslałam. Z tego co ja wiem mimo zamkniętych drzwi wchodzi gdzie i kiedy chce. Zdobylam nr tel do Kapelana i poprosiłam o odwiedziny naszego Pana. I stało się tak, że w czasie Mszy sw. z telewizji wszedł Kapelan z Panem Jezusem, by nas uszczęsliwić. Wystarczyło tylko pragnąć...

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: Bławatek » 13 kwie 2021, 13:30

Życzę Ci zdrowia i spokoju.
Widzę, że mamy podobne natury - żyć dla innych nie myśląc o sobie, tylko, że na dłuższą metę tak się nie da. Ja powoli łapie chwile i czas tylko dla siebie, na odpoczynek. I tego Tobie życzę 🙂

kocimiętka
Posty: 95
Rejestracja: 24 mar 2019, 19:37
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kocimiętka » 18 kwie 2021, 12:51

kobr pisze:
12 kwie 2021, 19:20
Otóż moje dzieci (dwójka pozostałych), powiedziała dość i zaczęli szukać dla mnie lokum do zamieszkania z tatusiem. Jutro się wyprowadzamy.
A tak właściwie to dlaczego sama nie podjęłaś decyzji o wyprowadzce i separacji tylko dzieci to musiały zrobić za Ciebie?

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kobr » 19 kwie 2021, 23:13

kocimietka pisze:
"A tak właściwie to dlaczego sama nie podjęłaś decyzji o wyprowadzce i separacji tylko dzieci to musiały zrobić za Ciebie?"

Z braku kasy. Gdybym miała wyższe stałe dochody niż te co mam, czyli tylko emertura taty, to ja już dawno dałabym nogę... Nie raz wysyłałam totolotka obiecując Panu Bogu, że na pewno nie kupię mieszkania jak wygram tylko dam na klasztor, i zanim odbyło się losowanie snułam wizje pięknego mieszkanka bez męża wariata. I nigdy nic nie wygrywałam. Nawet jednej liczby nie trafiłam. Dzieciaki obiecały dać po pińcset i matkę uratować. Jak widać pieniądze szczęścia nie dają, ale żyć pomagają.

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kobr » 20 kwie 2021, 0:10

A teraz napiszę Wam jak Pan przyszedł do mnie i zaprosił do bliskości z Nim.

Po wyjściu za mąż do kościoła chodziłam rzadko, bo bardzo się męczyłam. Kiedyś na zakończeniu Mszy sw. kapłan mówił: Idźcie, ofiara skończona. I ja myślałam że chodzi o moją ofiarę i tych co razem ze mną męczyli się uczestnicząc we Mszy sw.
I przyszła pierwsza niedziela po świętach Wielkiej Nocy w roku 2000. Nad ranem miałam taki sen: śniło mi się że wchodzę do dużego pokoju w naszym mieszkaniu, pokoju, który służył też za naszą sypialnie i widzę że nad kanapą wisi na ścianie duży obraz przedstawiający Pana Jezusa do pasa. I kiedy tak stanęłam i patrzyłam na ten obraz, to Pan Jezus ożył, poruszył się w formacie 3D i... wyszedł z tego obrazu, opuścił ramy i zawisł w powietrzu obok ramy na tej samej ścianie. Nic nie mówił, tylko patrzył na mnie. Wtedy ja uklękłam i zaczęłam przede wszystkim prosić (tu lista życzeń), później trochę dziękować, a o chwaleniu Boga nawet nie pomyślałam. I to był koniec snu.
Po obudzeniu rozejrzałam się się po pokoju , po pustych ścianach i doszłam do wniosku, że Pan Bóg chce abym zawiesiła jakiś Jego obraz. Poruszona co nieco tym snem zarządziłam że idę z dziećmi do kościoła. Na Mszy sw. jak zwykle nic nie słyszałam, a przy wyjściu z kościoła jakieś czasopismo z Jezusem ( Miłosiernym) na okładce. Kupiłam je z myślą, że wytnę wizerunek Pana, kupię ramkę, oprawię, powieszę na scianie i w ten sposób zadowolę Boga. Tak też zrobiłam w poczuciu dobrze spełnionej misji. Dopiero późniejsze dramatyczne wydarzenia w moim życiu zmusiły mnie do weryfikacji przesłania. Zrozumiałam, że tego dnia Pan Jezus Miłosierny wszedł w moje życie jako Bóg żywy, cierpiący, prawdziwy. Tego dnia JPII po raz pierwszy ustanowił Święto Miłosierdzia Bożego w pierwszą niedzielę po Wielkiej Nocy.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: Ruta » 21 kwie 2021, 10:31

Kobr,
Myślę, że Bogu spodobał się Twój zapał w zawieszaniu obrazka na ścianie :) No a potem znalazł drogę do twojego serca, by pokazać, że możesz o wiele więcej. I że On może. Życie staje się zupełnie inne, gdy mamy kontakt z Bogiem żywym.

Wiesz, ja w sumie chyba od zawsze byłam z Bogiem w bliskiej relacji, czułam Go, rozmawiałam z nim. Jednak bliska relacja nie zawsze znaczy dobra relacja, czy radosna relacja. Miałam nawet czas, gdy się od Niego odsunęłam, gdy Go oskarżałam, gdy powiedziałam, że będę sobie radzić sama. Nie tyle był to kryzys wiary, co kryzys wiary w to, że Bóg jest dobry i że mogę Mu ufać. Powrót, mój powrót, zaczął się wtedy od ogromnej awantury, odezwałam się do Niego po długim czasie milczenia, krzycząc i wrzeszcząc, obrażając Go i oskarżając. Do dziś, gdy tylko myślę o tym, co mówiłam jest mi przykro i przepraszam, i za to co mówiłam i jak.
Po tej awanturze moja relacja z Nim się odnowiła. Ale wtedy byłam na takim etapie życia, że chciałam zadowolić Boga jakimś "obrazkiem". To dobra analogia. Zostawiałam sobie różne obszary, w których decydowałam sama, uznając, że wiem lepiej - i łamiąc przykazania Boże. I nie widziałam w tym sprzeczności, skoro w pozostałych sprawach byłam wierna i kochająca Boga i ludzi i chciałam być dobra i starałam się być dobra. Tylko, że na swój sposób.
Moim bożkiem na tamtym etapie życia stał się mój mąż i to jemu oddawałam wszystko - i to jego pomysłom i życzeniom się podporządkowywałam i to relację z mężem miałam u siebie na pierwszym miejscu.

Absolutnie, ale to całkowicie, byłam też od czasu mojego kryzysu w wierze przekonana o tym, że jestem zdana sama na siebie. Że Bóg w żaden sposób nie działa w świecie, że świat stworzył, że nadał nam wolną wolę - i zostawił nas samym sobie. Potrzebowałam potężnego kryzysu - by jednak, wbrew temu co sobie wmówiłam, zwrócić się o pomoc do Boga. Zrobiłam to w kompletnej niewierze, że Bóg mi pomoże. Z desperacji. I dostałam pomoc. Teraz staram się wrócić do pełnej ufności Bogu - i kochania Go całą sobą i oddawania Mu wszystkiego. Do takiej wiary, jaką miałam jako mała dziewczynka, gdy Bóg był moim najczulszym troskliwym rodzicem.

Jak sobie dajesz radę w nowym miejscu? Tęsknisz trochę za domem?

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kobr » 21 kwie 2021, 22:56

Ruta, odpisałam ok.16-tej, ale nie widzę tego, więc do jutra poczekam... trudno mi bedzie znów to samo napisać, bo nie mam takiej lekkości klawisza co Ty .
I jeszcze jedno, moze mi ktoś wyjasni co oznacza jak przy wątku pojawią się niebieskie linie, a co czerwone, gdy one są nieruchome, a co znaczy gdy latają? I jeszcze czasami pojawia się jakaś czerwona gwiazdka na tych liniach.

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13301
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: Nirwanna » 22 kwie 2021, 6:38

Kobr, myślę że Twój post nie poszedł, nie wysłałaś go... być może gdzieś w międzyczasie wylogowało Cię. Nic bowiem nie czeka na akceptację.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II

Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1528
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek kobr

Post autor: Niepozorny » 22 kwie 2021, 13:00

kobr pisze:
21 kwie 2021, 22:56
co oznacza jak przy wątku pojawią się niebieskie linie, a co czerwone, gdy one są nieruchome
Czerwone są wtedy, gdy w danym wątku są odpowiedzi, których jeszcze nie czytałaś.
co znaczy gdy latają?
Nie wiem.
I jeszcze czasami pojawia się jakaś czerwona gwiazdka na tych liniach.
Gwiazdka oznacza, że wypowiadałaś się w tym wątku.
Z braku rodzi się lepsze!

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kobr » 22 kwie 2021, 16:22

Ruta, w Pismie sw. odnośnie wiary jest napisane żeby być zimnym albo gorącym, inaczej Pan nas wypluje. Lepiej, gdy z Bogiem walczymy, kłócimy się, buntujemy niż mielibyśmy być obojętni…

Za domem, w ktorym mieszkałam nie tęsknie, bo kojarzy mi się z przemocą, z wyzyskiem, z chaosem, nieładem i z absurdem. To nie był dom moich marzeń, choć dużo wysiłku wkładałam, by dało się w nim dobrze żyć. Innym, ale nie mnie. W przeciągu dwóch ostatnich lat udało mi się doprowadzić do położenia dachówki, zrobić remont w dwóch pokojach na pietrze, latem zeszłego roku wymalować cały parter domu ( osobiście za pomocą szablonu malowałam wzorki na scianach, uffff, co to za wyczerpująca robota) ; wreszcie okazyjnie kupić piękne meble stołowe. Poza tym odnowiłam kanapę narożną i szereg drobnych zmian. I to wszystko przyszło mi opuścic. I tego mi żal, bo wiem, ze to pójdzie na zmarnowanie. Mąż jest mega niszczycielem i wszystko na co ma wpływ doprowadza do ruiny. Takie zachowanie dla zwykłego człowieka jest nie do wyobrażenia, dlatego nie widziałam zrozumienia u innych, gdy próbowałam opowiedzieć czego doświadczam. To trzeba przeżyć osobiście, a wtedy dowodów nie potrzeba. Zrozumienie bez słów.
Teraz mieszkam gościnnie u przyjaciół w wydzielonym 10mkw. pokoju z łazienką. I po tygodniu wczoraj w nocy naszedł mnie ogromny lęk o tatę, o siebie, o nas. Dotarło do mnie, ze jeśli znajdę mieszkanko dla nas, to niewiele będzie się różniło od tego tu lokum, gdzie tato tylko je i leży (najczęściej śpi a w nocy wzywa Pana Boga, śmierć, mnie woła jako swoją mamę, babcię) i po tygodniu takiego życia gorzej chodzi, widzi i bok go boli. Wizja, że tato położy się i już nie wstanie, że tylko na mnie spocznie opieka nad leżącym starym człowiekiem, tak mnie przeraziła, ze chciałam wstać i pakować się, by wrócić do dużego domu z dużą działką, gdzie tato miał swobodę w poruszaniu się, dużo ruchu, świeżego powietrza i możliwość spaceru w każdej chwili. Może lepiej kosztem siebie i swojego zdrowia wrócić i zamiast za wynajem płacić zrobić ogrodzenie z bramą, by tato nie mógł uciekać? - pomyślałam. Rano zmieniłam zdanie, nie wracam do domu, ale muszę wynająć takie mieszkanie, gdzie dostęp do terenów zielonych będzie na wyciągniecie ręki.
Mój mąż usłyszał pod drzwiami syna, że ja chcę mieszkanie wynająć, co oznacza, że tak szybko nie wrócę, zaraz zadzwonił do drugiego syna , że on nie rozumie dlaczego ja zechciałam się wyprowadzić, bo przecież on był taki dobry dla mnie, płacił rachunki, mój ZUS… O co mi chodzi?, pytał syna, by na końcu stwierdzić, że to na pewno z powodu syna, który z nami mieszkał. Tak właśnie maja ci psychopaci, że nie widzą swojej winy, swojego udziału w zbrodni: „ zabiłem, bo krzyczała. Sama jest sobie winna; gdyby pozwoliła się zgwałcić, to by żyła.” - tłumaczenie psychopaty mordercy. Poza tym mąż kłamstwa rozpowiada, ze jak miałam 16 lat, to uciekłam z lalką z domu, a teraz zamiast lalki wzięłam ojca i też prysnęłam z chaty. Mam mózg i myślenie nastolatki. I ludzie mu w te bajki wierzą! Do mnie pisał bzdurne smsy i dzwonił, ale nie odbieram telefonu i nie gadam z nim.
Moja wyprowadzka daje już dobre owoce. Syn, co z mężem został, kupił sobie używany skuter, a dotąd korzystał z mego auta nie płacąc za benzynę, naprawy, ubezpieczenie. Do mycia auta musiałam go zmuszać. I jeszcze słyszałam, ze w przyszłym tygodniu wybiera się na jakiś wolontariat… Zobaczymy.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: Ruta » 23 kwie 2021, 3:13

Kobr, twój post wzbudził we mnie wiele emocji i dał mi sporo do myślenia.

Przykro mi, gdy czytam, że kosztem związanym ze zmianą jest strata tego wysiłku, który włożyłaś w dom. Który był dla ciebie domem, o który dbałaś i zabiegałaś. Jednak pomyślałam sobie, że przecież zwykle jest tak, że gdy wprowadzamy zmiany, wybieramy jakieś nowe rozwiązania - ponosimy też koszty. I widzę, że ty znasz swoje koszty - i masz w sobie zgodę na nie, na stratę. I równocześnie dajesz sobie prawo do tego, by mieć poczucie straty, nie uciekać od niego i sobie z nim poradzić.
Uświadomiłam sobie, że ja tak nie umiem. Chciałabym mieć wiele róznych rzeczy na raz - i wybory są przez to dla mnie trudne, bo nawet jak wybiorę, to do straty, która się z tym wiąze się przywiązuję. Nie we wszystkich aspektach życia tak mam, ale mam takie, gdzie widzę, że jestem jak mała dziewczynka, która chce iść do koleżanki, ale też równocześnie pobawić się sama w domu swoim misiem. Stoi w przedpokoju i nie umie z żadnej z tych opcji zrezygować. I czasem zamiast decydować to się zdaję na to, co będzie się działo. Nie byłam tego świadoma, dopóki nie przeczytałam twojego postu. I podziwiam, że ty masz taką dojrzałą umiejętność.

Czuję też podziw, gdy widzę jak radzisz sobie z tym, co w mojej terapii jest określane jako myśli nawrotowe - myśli, które przekonują, że bezpieczniej jest wrócić do starej sytuacji, starych sposobów zachowania, że nowe będzie mniej korzystne, że już lepiej znosic co było, niż to co będzie - jeszcze gorsze i trudniejsze. Świetnie i kreatywnie sobie z tym poradziłaś. Ja mimo terapii także i z tym miewam problemy. Będę pamiętać, że w razie czego warto szukać parku - a nie wiać do domu z podkulonym ogonem :) Bardzo sugestywny obraz.

Gadaniem męża się nie przejmuj. Tu wiem co mówię, mam to przepracowane i z tym radzę sobie dobrze. Nie mam na nie wpływu, ani na to, co ludzie pomyslą też nie. Mój mąz również mówił o mnie różne niemiłe rzeczy, wiele soób w to uwierzyło - mam teraz mniej znajomych. W sumie dobrze, zostali ci, którzy znają mnie na tyle by nie wierzyć w głupoty. Resztą się nie przejmuję. Trudniej jest, gdy są to osoby z naszego stałego otoczenia, z którymi przyjdzie jeszcze nie raz miec wspólne sprawy. Ale tym też się nie martw, życie samo to weryfikuje. Właśnie dlatego, że są to osoby z otoczenia. Oprócz uszu mają też oczy i własny rozum.

Od jednej kobiet, usłyszałam takie podsumowanie, dotyczące uzależnionych członków rodziny:

Moja bezsilność była ich siłą. Im mniej ja byłam bezsilna i im więcej kierowałam sobą i swoim życiem, tym mniej kierowali nim oni. Ale moja siła była ich bezsilnością. Im mniej ja kierowałam ich życiem, tym bardziej oni kierowali swoim.

Przypomniało mi się to, gdy przeczytałam co napisałaś o synu i jego nowym skuterze.

A jak znosisz spokój? Miałam takie momenty, gdy paradoksalnie, choć za spokojem tęskniłam, to gdy go odczuwałam nie umiałam go znieść. Był trudny do wytrzymania. Chciałam by cos się działo - nawet to trudne, byleby nie było tego dziwnego uczucia - spokoju. Inna sprawa, że ja spokój odczuałam bardzo długo po wyprowadzce męża - częściowo dlatego, że po wyprowadzce mąż nadal bywał w domu i zachowywał się tak samo, a potem nawet gorzej. Ale częsciowo na skutek moich własnych działań, które podręcały mnie, mój niepokój. Sama sobie nawykowo zapewniałam stan napięcia - który znałam. Na różne wyrafinowane i dziwne sposoby. Nie wiedziałam jak trudnym uczuciem może być poczucie spokoju, bezpieczeństwa, wyciszenia. Wydawało mi się, że spokój oznacza, że coś zaraz się stanie. Ja chyba przez wiele lat nie byłam spokojna nawet na chwilę - żeby nie czuć niepokoju. Ot, paradoks. Ale teraz zaczynam takie stany lubić, są miłe i można się w końcu naprawdę zatrzymać, odprężyć, ucieszyć tak głęboko, albo rozpłakać tak z serca.

Pomodlę się w twojej intencji do Świętego Józefa. A dokładnie w intencji znalezienia przez ciebie takiego mieszkania, w którym będziesz się czuła dobrze - i ty i twój tata. I zieleni wokól, takiej odpowiedniej. Czytałam wiele świadectw o Świętym Józefie - i wiele osób wyprasza sobie u Świętego Józefa pomoc w sprawach mieszkaniowych. Święty Józef lubi, by ofiarować mu swoją modlitwę, ale też pracę - wiele osób, które otrzymały pomoc od niego, o tym w swoich świadectwach wspomina. Ma też wspaniałe, radosne poczucie humoru. Przy wielu świadectwach po prostu się śmiałam. Nie dało się inaczej.

Bardzo lubię historię, w której panna upraszała sobie męża. Nawet zakupiła sobie ładną figurę Świętego Józefa. Prosiła, prosiła i nic. No nic. Nawet pół kandydata. I któregoś razu wściekła, naprawdę wściekła - wyrzuciła figurkę przez okno. Na dole zrobił się raban, okazało się że figura spadła na przechodzącego mężczyznę. Opatrzyła go, przeprosiła... no i został jej mężem. Jak nie kochać takiego Świętego?

Więc w intencji twojego nowego ładnego mieszkania ja jutro ofiaruję sprzątanie swojego. Bo mam za sobą trudne dni, emocjonalnie - więc pracy jest u mnie sporo, i będzie to wyzwanie. A w intencji dużej ilości terenów zielonych wokół zajmę się w końcu posadzeniem kwiatków na balkonie, bo też się i za to zabrać nie mogę, chociaż mam wszystko gotowe - tylko robota czeka :)

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: kobr » 23 kwie 2021, 18:09

Piszę i płaczę, bo takiego zwrotu w sprawie się nie spodziewałam. Zacznę od początku. Tydzień temu w swoich poszukiwaniach trafiłam na odpowiednie mieszkanko (w mieście ok. 80 tys. mieszkańców). Na parterze, ładne, funkcjonalne i co dla mnie bardzo ważne blisko kościoła do którego 2,3 razy w tygodniu regularnie uczęszczam (dotąd dojeżdzałam). Mogłabym chodzić z tatusiem na piechotę. Problemem były koszty. Najem 1250+czynsz 450+ prąd + internet. Kaucja 2500zł i najem min. na rok. Jeśli zrezygnuję wcześniej, to kaucja przepada. W mojej niepewnej sytuacji, to jest pewna strata kaucji, na którą mnie nie stać. Kto miałby za to wszystko płacić? Dzieci, które same są na dorobku i oczekiwałyby wsparcia, również finansowego? Dzieci mówiły za drogo, szukaj czegoś tańszego., choć w zasadzie one i tak nie dadzą mi więcej niż 1000zł. Ale pytałam, bo chciałam mieć ich akceptację. Brałam pod uwagę jeszcze dwa inne mieszkania, trochę tańsze, tylko na 2piętrze! Ale jak pośrednicy od tych mieszkań usłyszeli, że chcę mieszkać ze starszym człowiekiem, to nawet na oglądanie nie chcieli się umówić. Z dziećmi tez nie chcą wynajmowac. Inne oferty albo poza moim zasięgiem finansowym, albo beznadziejne warunki. Wybierać nie ma w czym. Wracając do oferty blisko koscioła , to miała miejsce dość zaskakujaca rzecz. Przypadkiem zadzwoniła do mnie siostra ze wspólnoty mieszkajaca na tej samej ulicy co oferowane lokum i powiedziałam jej, ze chciałabym wynajac blisko niej mieszkanie, ale… I okazało się, ze to jej syn wynajmuje. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam, bo liczyłam, że ona z męzem pomogą mi w zniesieniu punktu umowy o min. roku zamieszkania. A ona od razu odcięła się od tej sprawy mówiąc, abym nie powoływała się na znajomość z nimi, bo ma złe doświadczenia w polecaniu kogoś. No, może na koniec negocjacji powiedz, ze nas znasz, dodała. Kiedy najemcy o naszej kościółkowej znajomości powiedziałam, to był zaskoczony, ale w niczym to nie zmieniło jego warunków. Poprosiłam o jeden dzień na zastanowienie się. Zadzwonił syn i stwierdził, ze mam następnym razem nie mówić ze chcę wynająć z tatą. A to mieszkanie mam wolno puścić. Byłam skołowana. Nie wiedziałam co mam robić. Mieszkanie mi odpowiadało, parter, tereny do spacerów były, tylko ta cena… i brak akceptacji dzieci. Do 3.30 nie mogłam zasnąć. Myślałam i myślałam, wreszcie wymyśliłam, że pójdę do pobliskiej kaplicy i przed tabernakulum uklęknę i będę prosić św. Wojciecha (dzisiejszy patron), św. Józefa i Matkę Nieustającej Pomocy o wstawiennictwo w tej sprawie. Na koniec modlitwy do Ducha sw. o łaskę rozeznania, wyjęłam z kieszeni pięć karteczek, zamknęłam oczy, rzuciłam przed siebie i wylosowałam. Zgadnijcie co. Na jednej było mieszkanie przy kościele, na drugiej u znajomych pod miastem ( rozpatrywałam jako ostateczność z pewnych względów), na trzeciej inne mieszkanie, czwarta była pusta, gdyby Pan Bóg nie chciał odpowiadać i utworzyłam też piątą z napisem powrót do domu. I wylosowałam POWRÓT DO DOMU. To był dla mnie szok, z którego nie mogę się otrząsnąć. Zadzwoniła córka i kiedy zaczęłam jej o tym mówić, to od razu na mnie nakrzyczała, że w jakieś zabobony bawię się i choć jej nie powiedziałam co wylosowałam, to domysliła się i bardzo mocno sprzeciwiła. Póżniej jeszcze raz zadzwoniła, by mi powiedzieć, ze tak się zdenerwowała, że ja znów wrócę do tego bagna, a ona nie ma już siły słuchać co zrobił jej tato, a co brat, a co dziadek, ze brzuch ją rozbolał. I ten drugi syn też już chce przestać żyć naszym życiem tylko swoim. I przez ten czas kiedy ja jestem w odosobnieniu, to oni odpoczęli od tych naszych problemów. Ja jej na to, ze powrót do domu nie oznacza powrotu do męża. Do męża już NIE WRÓCĘ. Obiecałam jej to. Odetchnęła. A ja z braku pomysłu co dalej, straciłam chęć do wszystkiego. Zaraz idę na Mszę św. może coś mądrego usłyszę.
A od Was spodziewam się lania. Że jak typowa ofiara… itp.
Ruta, dziekuję za kazde dobre słowo i przepraszam, ze tak szybko zawiodłam.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek kobr

Post autor: Caliope » 23 kwie 2021, 18:58

Kobr, a czego ty chcesz? może to jest jakiś znak. Ja bym poszła na terapię i wróciła do mojego domu z siłą by sobie poradzić z takim mężem. Takie mam zdanie, nawet wydzieliłabym sobie swoje miejsce, by sobie żyć w spokoju, bez tułania się na wynajmach.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości