Chce uratowac to malzenstwo...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: lustro »

Raku

Nie naciskaj za bardzo na terapię malzenską.
Powiedziales, zaproponowales...niech ona to przetrawi.
Z terapii na siłę nie będzie nic dobrego.
Tego trzeba chcieć. Poczuć prawdziwą wewnetrzną potrzebę.
I nie każdemu jest to koniecznie niezbędne do naprawy małżeńskich relacji.


Przyznam szczerze, ze ja w całej tej twojej sytuacji trochę się pogubilam.
Bo dla mnie małżeństwo mieszka razem.
A czynniki zewnętrzne sprawiajace, ze tak nie jest, są często tylko wygodnym pretekstem.

Jeżeli dwoje ludzi naprawde chce być razem, to "staną na głowie" żeby tak było.
Wystarczy popatrzeć co robią odchodzący do kowalskich małżonkowie. Nie ma dla nich przeszkód nie do pokonania.

Jeżeli można się wykazać taką determinacją, żeby zburzyć wszystko, by być z kowalskimi, to dlaczego nie wykazać takiej samej, by mieszkać z zoną?
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

TuPrzem, ja za Ciebie też trzymam kciuki, zwłaszcza, że parę razy napisałeś, że Twoja żona jakby się wahała, to jest szansa że uda Ci się ją przyciągnąć...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Grzegorz1985
Posty: 396
Rejestracja: 25 paź 2017, 21:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: Grzegorz1985 »

rak pisze: 06 lis 2017, 22:46 TuPrzem, ja za Ciebie też trzymam kciuki, zwłaszcza, że parę razy napisałeś, że Twoja żona jakby się wahała, to jest szansa że uda Ci się ją przyciągnąć...
Rak moja żona 03.11 złożyła pozew :( jak coś to proszę pisz w moim wątku
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 Przyznam szczerze, ze ja w całej tej twojej sytuacji trochę się pogubilam.
Ja przyznam się, że już dawno się pogubiłem, teraz staram się jakoś znaleźć ;)
lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 Jeżeli można się wykazać taką determinacją, żeby zburzyć wszystko, by być z kowalskimi, to dlaczego nie wykazać takiej samej, by mieszkać z zoną?
rozumiem, że w tym przypadku z mężem :) Ale zgadzam się w pełni.

Tak na poważnie nie podoba mi się jeszcze parę rzeczy (niedużo skruchy, niespecjalna ochota do większych napraw, duże pragnienie szukanie zastępczych zajęć czy przyjemności, itd - daleko do znalezienia siebie, jak to wcześniej napisałaś), dlatego myślałem o terapii, żeby jakoś to przerobić. Ale nie będę naciskał. Wydaje mi się, że coś tąpnęło i jakoś się toczy, kierunek też wydaje się właściwy, zobaczymy...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Wiedźmin

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: Wiedźmin »

lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 [...]
Jeżeli dwoje ludzi naprawde chce być razem, to "staną na głowie" żeby tak było.
Wystarczy popatrzeć co robią odchodzący do kowalskich małżonkowie. Nie ma dla nich przeszkód nie do pokonania.

Jeżeli można się wykazać taką determinacją, żeby zburzyć wszystko, by być z kowalskimi, to dlaczego nie wykazać takiej samej, by mieszkać z zoną?
Lustro - wybacz, ale żartujesz...? czy jak?
To nie jest dwoje świeżo zakochanych... którzy będą ukradkiem się spotykać nocą... i zrobią wszystko, by tylko spędzić ze sobą parę chwil.

To jest małżeństwo, z tego co zrozumiałem, jak większość tutaj, trawione ogromnym kryzysem.
Czyli jedna, albo druga strona miała już serdecznie DOŚĆ (albo obie na raz).
Czyli oni są w momencie, że ZASTANAWIAJĄ się czy chcą naprawdę być razem... i próbują.

To tak jakby Tobie jak szłaś w tango (no albo nawet już owe tango kończyłaś) ktoś prawił tanie morały typu:
lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 Jeżeli dwoje ludzi naprawde chce być razem, to "staną na głowie" żeby tak było.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Aleksander pisze: 07 lis 2017, 0:10 To jest małżeństwo, z tego co zrozumiałem, jak większość tutaj, trawione ogromnym kryzysem.
Czyli jedna, albo druga strona miała już serdecznie DOŚĆ (albo obie na raz).
Czyli oni są w momencie, że ZASTANAWIAJĄ się czy chcą naprawdę być razem... i próbują.
Zgadza się Aleksandrze, wydaje mi się, że obie strony miały już siebie serdecznie dość, tylko każda pokazywała to na inny sposób... A teraz po prostu "testujemy" się trochę jakby to miało wyglądać.

Ale z drugiej strony to co napisała Lustro:
lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 Jeżeli dwoje ludzi naprawde chce być razem, to "staną na głowie" żeby tak było.
Brakuje mi właśnie takiej motywacji ze strony żony, wydaje mi się, że woli stawiać wymagania i patrzyć, czy się dostosuję. Ten brak skruchy i ochoty naprawy fundamentów, co się między nami popsuło (wręcz ochota tylko na przyjemne spędzanie czasu) b. mnie martwi. No ale wielokrotnie tu mówiliśmy, że zmieniamy się sami dla siebie, nie czekając na małżonka. Na razie się cieszę i nie chcę psuć tego co mamy.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: ozeasz »

Mam dzisiaj chyba taki szczególny dzień dzielenia się .

Na wczorajszej Eucharystii czytana była Ewangelia o tym żeby nie zapraszać na ucztę tych którzy mogą Ci oddać ,ale żebraków ,ułomnych ,biednych .

Ksiądz wyszedł od tego z myślą że tak jest nieraz z człowiekiem że w relacji z Bogiem ,człowiekiem jest interesowny , nawet dobro czyni licząc na zbawienie ,tak w skrócie .

I skwitował to czymś takim , że tak to zrozumiałem i zapamiętałem :
można kochać egoistycznie - (licząc na miłość) ja tak zdałem sobie sprawę , po latach , kochałem na początku żonę ,mówiąc "kocham Cię (w domyśle chce być kochany przez Ciebie),
można kochać jakby licząc na wzajemność - Ty mi ,ja Tobie
można kochać bo Bóg mówi że mnie kocha ,więc i ja powinienem kochać bezinteresownie i bez wzajemności na Jego wzór,
I można kochać BO SIĘ CHCE OBDAROWYWAĆ I MIŁOŚĆ STAJE SIE MOJĄ NATURĄ NIE POWINNOŚCIĄ .

Rak mówiąc to Tobie ,mówię to przede wszystkim do siebie : Kochaj ,bo zostałeś umiłowany Miłością która nie ma granic , nie stawia warunków , która CHCE dawać nie patrząc czy otrzyma , dobrego dnia . :)
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: lustro »

Rak

Zamiast czekać na nie wiadomo co, sam coś zaproponuj.
Np.wspólne mieszkanie w połowie drogi. Albo nawet trochę bliżej miejsca pracy żony ?
(ciężkie jest życie polskiego dżentelmena 😉)

Uwierz, strasznie jest frustrujace czekanie, aż bierny facet coś sam z siebie wymyśli i zaproponuje. Że o realizacji nie wspomnę.

Skoro możemy zmieniac tylko siebie i tylko na siebie mamy wplyw, to zmień siebie w tym miejscu.
Miej gotową konkretną propozycje.
Mieszkanie w tym konkretnym miejscu, konkretnie od kiedy i za ile...musisz rozeznać temat.
I przemysl sposób waszego codziennego funkcjonowania w tym nowym miejscu - czas i drogą dojazdu do pracy szczególnie zony, pobliskie sklepy itp.
Jakieś atuty tego nowego miejsca - cisza spokój blisko las...albo piekna okolica...albo blisko kina...no nie wiem

Myśl facet.
Pokaż, ze to dla Ciebie wazne. Że jesteś zdeterminowany.

I nastaw się, ze nie musi to wcale żony zachwycić...niestety
Ale warto przecież się wykazać I pokazac, ze Ty jesteś gotowy na zmiany i kompromisy. Żeby was ratować.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: lustro »

rak pisze: 07 lis 2017, 10:14
Ale z drugiej strony to co napisała Lustro:
lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 Jeżeli dwoje ludzi naprawde chce być razem, to "staną na głowie" żeby tak było.
Brakuje mi właśnie takiej motywacji ze strony żony, wydaje mi się, że woli stawiać wymagania i patrzyć, czy się dostosuję. Ten brak skruchy i ochoty naprawy fundamentów, co się między nami popsuło (wręcz ochota tylko na przyjemne spędzanie czasu) b. mnie martwi. No ale wielokrotnie tu mówiliśmy, że zmieniamy się sami dla siebie, nie czekając na małżonka. Na razie się cieszę i nie chcę psuć tego co mamy.
Tak trochę w kontekście tego, co napisał Ozeasz... Pytanie do Ciebie Rak

Dlaczego od razu twój wniosek - brak mi motywacji ze strony żony...???

A może raczej - brak takiej wyraźnej motywacji z twojej strony?

Dlaczego oglądasz się stale na żonę?
Na pisząc to, pisałam przecież do Ciebie. Twojej żony tu nie ma.
Tylko ty mogłeś to przeczytać z was obojga. A Ty piszesz - brak motywacji zony.

Może pora zmienić tok myślenia?
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

lustro pisze: 07 lis 2017, 11:50 Zamiast czekać na nie wiadomo co, sam coś zaproponuj.
Np.wspólne mieszkanie w połowie drogi.
...Mieszkanie w tym konkretnym miejscu, konkretnie od kiedy i za ile..
...Jakieś atuty tego nowego miejsca
Lustro to zrobiem, konkretne miejsce, od konkretnego czasu niezależnie od innych czynników. Były też atuty. No przyznam się na kina i sklepy nie patrzyłem ;) Ale miasto jest uważane za najlepsze miejsce do mieszkania w kraju, w którym jesteśmy.
Czas dojazdu może być problematyczy, szczególnie gdy żona zmieni pracę (niewchodząc w szczegóły logistyczne to będzie wymagało kolejnej zmiany).
lustro pisze: 07 lis 2017, 11:50 Pokaż, ze to dla Ciebie wazne. Że jesteś zdeterminowany.
I nastaw się, ze nie musi to wcale żony zachwycić...niestety
Pokazałem i to właśnie nie zachwyciło, moja determinacja skończyła się sporą sprzeczką. Plusem, że żona intensywnie zaczęła szukać pracy, nawet wczoraj jakąs ofertę znalazła, więc chyba chwila czekania tutaj to jest ten kompromis o którym piszesz.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

rak pisze: 07 lis 2017, 10:14 I skwitował to czymś takim , że tak to zrozumiałem i zapamiętałem :
można kochać egoistycznie - (licząc na miłość) ja tak zdałem sobie sprawę , po latach , kochałem na początku żonę ,mówiąc "kocham Cię (w domyśle chce być kochany przez Ciebie),
...
Rak mówiąc to Tobie ,mówię to przede wszystkim do siebie : Kochaj ,bo zostałeś umiłowany Miłością która nie ma granic , nie stawia warunków , która CHCE dawać nie patrząc czy otrzyma , dobrego dnia .
Ozeaszu też zauważyłem u siebie ten pierwszy akapit, niestety nie mogę zaprzeczyć. Stopniowo to u mnie ewoluowało, ale tempo było strasznie ślamazarne, a konsekwencje zaniechań bolesne.
Ciekawe u mojej żony wydaje mi się, że było odwrotnie, zaczęła bez granic i warunków, a później (pewnie przeze mnie) przesunęła się do pierszego akapitu ;(
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: lustro »

rak pisze: 07 lis 2017, 12:12
Pokazałem i to właśnie nie zachwyciło, moja determinacja skończyła się sporą sprzeczką. Plusem, że żona intensywnie zaczęła szukać pracy, nawet wczoraj jakąs ofertę znalazła, więc chyba chwila czekania tutaj to jest ten kompromis o którym piszesz.
Nie zachwyciło...Ale jednak zaczęło przynosić jakieś efekty - żona szuka pracy, rozumiem, ze bliżej twojej?


A tak cofajac się jeszcze trochę, napisales, ze żonę interesuje tylko mile wspólne spędzenie czasu.
Dobrze, ze choć to.
Mnie mój mąż przestał interesować jako towarzystwo na dlugi czas. Nie chciałam nic od niego.
Więc wykorzystuj to, co jest Ci dane. Bo to wcale nie tak mało.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

lustro pisze: 07 lis 2017, 13:10 Więc wykorzystuj to, co jest Ci dane. Bo to wcale nie tak mało.
OK tak zrobię
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

Witam,

trochę mnie nie było. Cieszyłem się wspólnymi chwilami, dalej sprawiają mi dużą przyjemność - dużą przyjemność naprawdę. Ale właśnie na tej przyjemności się kończy.
Każda próba poważniejszej rozmowy o przyczynach kryzysu, kończy się albo komentarzem, że pora dnia nieodpowiednia, że cały czas wałkujemy to samo, albo że jak zaczniemy, to już cały dzień do końca będzie skopany... Zero ochoty do pracy nad nami, nawet rozmowy, odpuściłem przez jakiś czas wspólną terapię, ale nie chcę być "tylko" czy jak niektórzy pisali "aż" kolegą od przyjemnego spędzania czasu, a tak to w tej chwili odbieram... I nie mogę też cały czas poczas spotkań udawać, że wszystko jest dobrze, czuję się świetnie i nieskończenie krzesać humor i dobry nastrój, to się po prostu wypala...
lustro pisze: 07 lis 2017, 12:03 Dlaczego od razu twój wniosek - brak mi motywacji ze strony żony...???
pozwól Lustro, że odpowiem Ci własnym cytatem...
lustro pisze: 06 lis 2017, 22:28 Przyznam szczerze, ze ja w całej tej twojej sytuacji trochę się pogubilam.
Bo dla mnie małżeństwo mieszka razem.
A czynniki zewnętrzne sprawiajace, ze tak nie jest, są często tylko wygodnym pretekstem.
Z tym mam największy problem. Niby ustalamy, że od nowego roku, później słyszę, że zaczynamy szukać dopiero w nowym roku (może problem w komunikacji, może), a po chwili rozmowy, że nie chce jej się marnować czasu przed świętami na szukanie mieszkania ...
Proponuje wyjazd na narty (co roku jeździmy) i słyszę może, potwierdzam mimochodem spotkanie w piątek (niby ustalone) i znowu słyszę może ...(gdzie tu motywacja, gdzie to staranie się zadeklarowane).

To właśnie była ta granica, którą postawiłem wcześniej, jak usłyszałem, że jest moją żoną i chce się starać, to byłem cały happy i chciałem tego wieczoru świętować, a nie obgadywać szczegóły i się nimi handlować jak przekupka. Następnego dnia pierwszy zimny prysznic, przecież nic nie ustaliliśmy to nic nie muszę robić / zmieniać. Chciałbym, żeby coś od niej wyszło - nie chcę narzucać, naprawdę (dorosłowego człowiek się nie zmienia - dzięki lustro), ale tracę nadzieję, że coś od niej wyjdzie. Jest jej tyle o tyle ale wygodnie w tej sytuacji, gdy sama nic nie musi robić. Szczerze robi drobne kroki i doceniam to też słownie, jednak wszystkie z zakresu przyjemnego spędzania czasu, jeśli już coś robi się nieprzyjemne to ucieka, ... To już było, chwila przed zdradą i przed jej powtórką... Za każdym razem prośba o czas, żebym zaufał i że się ułoży.

Jeśli żona potrzebuje czasu, dam jej go, to jej decyzja co chce dalej, ale szczerze wspólne przyjemne spędzanie czasu też ma swoją cenę, przy tylu nierozwiązanych problemach, to narasta i budzi frustrację ...jest to tez forma uczieczki przed problemami, szczególnie po deklaracji powrotu i pracy. To trochę jak ciągłę podkładanie głowy, kontynuacja tego samego i liczenie, że coś się zmieni. Ja sam chciałbym usłyszeć poważne zapewnienie o powrocie do małżeństwa ze szczegółami, co chce zrobić, a nie kolejny false start.
Czytam, że większość na forum jest w gorszej sytuacji ode mnie, może zmyjecie mi tu głowę, że mamy tak dobrze i chcę to zmarnować, problem w tym, że nie jestem pewien tego co teraz mamy...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Chce uratowac to malzenstwo...

Post autor: rak »

parę dni się nosiłem ze wpisem,

generalnie wydaje się, że jest lepiej, ale ja chyba jestem na krawędzi mojej wytrzymałości psychicznej, więc proszę o wsparcie, żebym po ludzku nie pokpić sprawy

dalej przyjemnie spędzamy czas, ale zaczęliśmy też trudniejsze rozmowy i możemy nawet na siebie nie krzyczeć w trakcie (dużo pracy z obu stron) :shock: W ciągu ostatnich tygodni żona przeczytała "5 języków miłości" i nawet zaczęła mówić moim (co się wcześniej nie zdarzało), przesłuchaliśmy 3 płyty akrobatyki i kilka konferencji ks. Dziewieckiego i Szustaka - b. dobry odbiór, choć czasem polemika. Ale przede wszystkim oboje staramy się o dobre chwile i czas tylko dla siebie, jak jesteśmy razem. Też jest kilka b. dobrych sygnałów, na weekend chciała szukać wspólnego mieszkania, a parę dni temu powiedziała, że zrezygnuje ze świąt u siebie i .... przyjedzie do mnie jak przed kryzysem ustaliliśmy :D

Generalnie super, ale... żona często występuje z pozycji siły, będzie jak ona chce, albo wcale (chyba Aleksandrze miałeś racje, w jednym z poprzednich postów), ja generalnie staram się nie poddawać presji i czasami zmienia zdanie, ale tylko wtedy jak dostanie silny odpór i każde swoje ustępstwo chce odtrąbić, mówi że się poświęca i oczekuje po nich wielkiej wdzięczności - staram się zauważać każdy dobry gest, ale to dopiero początek drogi, na razie odwracamy kilka podstawowych decyzji w kryzysie i budujemy ładne opakowanie, a trzeba jeszcze popracować nad zawartością. Martwi mnie, że sama z siebie nie za bardzo chce coś robić, oczekuje pracy ode mnie, a ona się najwyżej dopasuje, taki pasywny związek to mieliśmy wcześniej... Strasznie ją ciągnie do starego układu, gdzie wszystko ważne, a nie małżeństwo. Jej hardość, duma i złość, która czasami wypływa to niezłe wyzwanie i wiem, że to jej praca nad sobą, ale jak czasami narusza moje granice to staram się na bieżąco komunikować...

Ze swojej strony cały czas okazuję miłość, uczę się kontrolować emocje, powoli buduję i poszerzam granice i chyba uczę modlić (rzeczywiście w każdą relację, też z tą Bogiem trzeba najpierw zainwestować), ale jestem psychicznie nieźle poharatany i teraz jak coś pozytywnie tąpnęło, to też paradoksalnie zaczynam mocniej odczuwać wysiłek ostatnich miesięcy. Chyba trzeba trochę zwolnić.

Jakiś czas temu mieliśmy dyskusje o książkach, chciałem podsunąć jej drugą pod choinkę, jak dobrze zareagowała na pierwszą. Myślałem o Perle, ale szczerze nie czuję tej książki w kontekście mojej żony, pierwsze rozdziały w moim odbiorze "wzmacniają" kobietę w jej dążeniu do niezależności, i "uczą" jak wyjść spod ucisku męża, co w tej sytuacji jest trochę dziwne. Może otwieram się tutaj na krytykę i mojego "zbyt aktywnego" podejścia" i odbioru książki. Nie mam nic złego we wzmacnianiu kobiety, ale przy braku skruchy i szczerego przepraszam, nie wiem, czy chcę dawać jej takie narzędzie (pamiętam jak w kryzysie inne rzeczy potwierdzały ją w raz obranej drodze). Jakieś sugestie?
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
ODPOWIEDZ