Saro, uzależnieni manipulują. Taka choroba. Obejrzyj Księdza Dziewieckiego. Dowiesz się jak się przed tym bronić.Sara123 pisze: ↑11 wrz 2021, 21:45 Znowu zmiany
Maz jednak zostal z nami...
Kiedy troche nerwy go opuscily poprpsilam zeby zajal sie najmlodszym synem. Widzialam, ze serce mu topnieje.
Rozplakalam sie. Ale tak bardzo rzewnie, ze az sie sama zdziwilam.
Wszystko zepsulam. Spekalam. Nie wytrzymalam cisnienia. Balam sie byc sama z 3 dzieci.
Maz powiedzial ze daje mi ostatnia szanse i jesli bede stosować przemoc fizyczna wobec niego to od razu sie pakuje i wyprowadza sie do swojej rodziny.
Czuje sie z tym niekomfortowo.
Gdyby nie glupota rodziny mojego meza moj plan by wypalil a maz bylby zdrowy a tak to będzie teraz pil bez opamietania. Dlaczego oni cos takiego zrobili?
Czy tak trudno zrozumieć mechanizmy jakie dzialaja u uzaleznionego? Wszystko im wylozylam , myslalam ze zrozumieli, w koncu to wykształceni ludzie. A oni skupili sie na omawianiu moich wad.
Ja wiem w jakiej jestem sytuacji...
Postanowilam bardziej zadbac o siebie i dzieci. Maz jesli chce sie zapijac to ok. Ja sie juz nie odezwe ani slowem. Dalej bedzie swoja rodzine oklamywac a oni beda mu wierzyc.
Mąż mowi, ze pojdzie na terapie ale ja w to nie wierze.
Coz... jest doroslym czlowiekiem i podejmuje samodzielne decyzje.
Rodziny mezs nie chce na oczy ogladac.
Starsi synowie maja do meza zal, widac to po nich.
Nie wiń siebie, że "pękasz". Twarda miłość to nie jest coś czego się uczymy od razu. Zanim dobrze się nauczymy, by nie było za twardo, by granice były we właściwych miejscach, by nasza postawa była spójna, by nie zmieniac co chwilę decyzji, by umieć się opierać manipulacjom, to trochę czasu mija. Uczymy się na błędach. To nie szkołą, że za błąd jest zła ocena. Tu każdy błąd to własnie lekcja.
Rodzina męża także się uczy. I także będzie "pękać". Zamiast się obrażać i tracić sojuszników, lepiej porozmawiac od serca. Słuchajcie, sama pękłam, choć wiem, że to nie jest dobre, to jednak zgodziłam się, by mąż został w domu. Więc rozumiem, że i wam trudno odmówić przyjęcia go. Jednak problem został. Nie wiem jeszcze jak go rozwiązać, ale bardzo się o męza martwię, widzę, że alkohol w takich ilościach rujnuje mu zdrowie. To jest poważna sytuacja. Dziękuję, że mogę na was liczyć. Coś w tym stylu....
Saro, a gdzie jest twoja granica? Czego ty chcesz dla siebie i dzieci? Nie po to, by mąż poszedł się leczyć, ale po to, by wam było dobrze, spokojnie, bezpiecznie? Jak się tego dowiesz patrząc w siebie, to będziesz mieć spójniejszą postawę, bo będzie w zgodzie z tobą - na razie miotasz się między nich pije, ja nie będę się tym zajmować, po nie zgadzam się na picie w domu, albo na to by walały się puszki. I to jest okej, bo rozważasz i sprawdzasz różne możliwości. Poszukaj takiej , która jest dobra dla ciebie i dzieci. Przy takiej najłatwiej będzie ci się konsekwentnie trzymać.
Nad agresją popracuj. Pogadaj o tym z terapeutką. Jest taki punkt, za którym trudno się wycofać. Jak nauczysz się go w sobie rozpoznawać, wtedy będziesz mogła wycofać się z rozmowy, interakcji czy tego co cię aktywuje, zanim ten punkt nastąpi. Pomocne. Ja krzyczałam. Teraz już nie krzyczę. Wycofuję się, gdy zaczyna się we mnie kłębić, zanim przejdę za ten punkt w którym usłyszę swój krzyk, tracąc kontrolę.
Łatwiej się sprawuje kontrolę nad sobą, mając świadomość, że osoba uzalezniona może zrobić wszystko, by sprowokować agresję wobec siebie. Na przykład po to, by nagrać parę takich scen, po to by przedstawić rodzinie, że żona jest wariatką i muszą mnie przyjąć, bo tam nie da się żyć i dlatego piję. A jeszcze znajomi i rodzina doradzają nagrywanie dowodów. Gdy ci narastają emocje i jestes bliska agresji, myśl o tym, i niech to będzie twój zimny prysznic.
Jak ja sobie poradzę (z trójką dzieci, z kotem, bez samochodu, bez pracy, sama w domu, z dużym psem) to stały motyw we współuzależnieniu. Gdy już trzeba sobie radzić - bo mąz się wyprowadzi, albo pójdzie na leczenie do ośrodka zamkniętego na rok, to się okazuje, że jest znacznie łatwiej. Bo ma się tylko troje dzieci i psa i dwa koty, czyli to co było dotąd, ale nie ma się już czynnego alkoholika. Czyli najbardziej uciązliwego dziecka. Przecież zapewne i tak większość rzeczy robisz sama. Czasem to kwestia finansów, gdy mąz mimo, że pije to pensję przynosi. I o tym warto pomysleć. Bo jak pije, to prędzej czy później straci pracę. Albo sam nie będzie już w stanie do niej chodzić. Albo podejmie leczenie.