Mój mąż znowu jest taki, że dla niego koledzy są jak wyrocznia. Co oni powiedzą to jest święte ja mogłam się zagadać ale nie wygrałam nigdy z żadnym kolegą. Jak np. umówił się z kolegą na jakieś wyjście czy coś takiego to nic nie było w stanie go zatrzymać. Wiele razy jak wychodził to widział, że zostawia mnie z dwójką zapłakanych dzieci bo starsza córka ząbkowała a młodsza miała kolkę i prosiłam, żeby został i zajął się chociaż tą starszą córką ale nie było mowy bo on już obiecał koledze i jak on by wyglądał w jego oczach jakby go wystawił. Serio, mi w takich chwilach było tak strasznie przykro i ciężko i mówiłam mu o tym ale on zaraz zaczynał awanturę, że ja zawsze znajduje jakieś powody żeby on nie szedł.Ruta pisze: ↑29 paź 2021, 0:05 Mój mąż stał się takim kolegą. Nasi znajomi są razem, mają dziecko. Mój mąż w wersji wyjściowej namawiał ich na zawarcie ślubu, nawrócenie. Wspierał też mężczyznę w byciu ojcem, dzielił się doświadczeniem, przekonywał, że to nie wstyd iść do przedszkola. Mąż w wersji beta zakumplował się z mężczyzną i nakręcał go przeciwko kobiecie. Było mi bardzo przykro, bo mój mąż mocno przyczynił się do ich trudności. Tamten chłopak brał bardzo serio, co mówił mój mąż.
Mój mąż z kolei wcześniej korzystał z pomocy dwóch starszych kolegów, którzy się sami rozwiedli. I dostawał od nich "instrukcje".
Tak więc i owszem, panowie się na sobie nawzajem wzorcują. Nie zmienia to jednak jak sądzę tego, że w tej grze przekonuje się tylko przekonanych. Nieprzekonani w takie znajomości nie wchodzą.
Czasami w takich właśnie chwilach, kiedy mnie zostawiał i wychodził nie zastanawiając się jak ja sobie poradzę, czy ja mam siłę jeszcze to sobie myślałam, że Ci koledzy są dla niego ważniejsi niż ja, niż rodzina.
Tęsknię za nim, za przytuleniem, za bliskością z nim, za naszym wspólnym czasem ale nie chce go takiego jakim jest teraz. Tak bardzo bym chciała, żeby przejżał na oczy, żeby jego serce otworzyło się na mnie ale myślę, że na to potrzeba dużo czasu i przede wszystkim jego chęci a tego ewidentnie brak.
Chciałabym też wrócić do naszego miasta, w głowie mam plan, żeby od września dzieci poszły do żłobka a ja chciałabym iść do pracy akurat wtedy córeczki będą miały 1,5 i 2,5 roku więc myślę, że będą gotowe i ja będę gotowa na nowe kroki w życiu. Tylko cały czas się boję, czy sobie poradzę bo tam jestem zdana sama na siebie. Rodzice daleko, mąż niby na miejscu ale czy będę mogła liczyć, że np zajmie się dziećmi, nie wiem. Mieszkam teraz u rodziców ale nie jest mi z tym dobrze, moja mama strasznie wchodzi mi do głowy, wręcz mówi mi co mam robić, jak mam robić a jak mówię, że chciałabym z dziećmi zamieszkać sama to tylko słyszę, że sobie nie poradzę itp. A ja potrzebuję takiej odrębności, życia oddzielnie tylko przez to, że mam tak małe dzieci boje się, że samej będzie mi bardzo ciężko.