Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nowiutka pisze: ↑30 wrz 2021, 21:34
Mnie ksiądz mówił, że warto uporządkować sprawy jeśli mąż będzie chciał zalegalizować tamten związek.
Nowiutka co miałoby oznaczać to „uporządkowanie spraw”?
Przepraszam, ze pytam w tym wątku a nie w wątku Nowiutkiej.
Kontekst rozmowy był o weryfikacji ważności małżeństwa, chodziło o to żeby nie stać w rozkroku tylko ... No właśnie, "rozwieść się" bo tak to odczułam. Dlatego nie działałam w tej sprawie mimo że mi sugerował że są podstawy i nie ma co prosić się o miłość.
Koszmar pisze: ↑01 paź 2021, 14:52
Nie chodzi o to by śmiać się przez łzy, raczej o to by śmiać się bo świat jest piękny.Cieszy słońce,udany obiad czy wypad na grzyby,cieszy przespana noc , czy dobry dzień w pracy,cieszy wygrana w karty czy odwzajemniony uśmiech przechodnia.
Mąż myślał , że mój świat po jego zniknięciu runie .
Pomylił się .Nie znaczy to , że byłam przygotowana , bo to było jak śmierć , a na nią nigdy nie jesteśmy gotowi.
Jednak żyje dalej , dom jest zadbany, syn ma ciepły obiad i pogodną choć czasem zmęczoną matkę.
Przyjaciele mają we mnie uśmiechnięta koleżankę, która mimo samotności żyje też ich światem , a nie tylko swoimi problemami .
Wg zasady co Cię nie zabije to Cię wzmocni.
I nawet jesień potrafi być piękną mimo ponurej pogody.
Dojdziesz Nowiutka jeśli tylko bardzo będziesz tego chcieć .
Nie myśl o rozwodzie.On nic nie zmieni.Ja wiem , że wkrótce Kowalska będzie naciskać męża,by się rozwiódł tak jak ona.Pewnie gdy zacznie tracić grunt to uda się do podstępu czy manipulacji by się udało .Po jakimś czasie chce się więcej i więcej .Przede wszystkim chce się być żoną a nie tylko kochanka.Poza tym sprawy majątkowe.
Ja nie myśle o rozwodzie .Ślubowałam aż śmierć nas nie rozłączy I tego się trzymam.
Wracam tu po długim czasie.
Znów jestem w kropce.
Wrócił deklarując chęć zmian i wiele innych rzeczy.
Przyjęłam kolejny raz.
I co?
Półtora roku kolejnej męki i znów decyzja o wyprowadzce.Tak nie da się żyć.
Przyjęłam wierząc, że tym razem się uda.
Że skoro rozstał się z Kowalską tzn ,że jednak mnie kocha albo pokocha na nowo.
Jakże się myliłam.
Wrócił nie do mnie tylko do domu, do wspólnego mieszkania, nawet nie życia.
Inny, nowy, obcy.
Nie wykazał żadnej chęci ratowania zgliszczy naszego małżeństwa.
Wpuściłam do swojego - naszego łóżka.
Przez tyle miesięcy nawet mnie nie przytulił.
Teraz stwierdził , że nie jesteśmy w stanie dać sobie tego co potrzebujemy , spełnić swoich oczekiwań.
Ja jego oczekiwań nawet nie znam.
Nie rozmawiał ze mną ani i nich ani o wielu innych rzeczach.
Problem zamiótł pod dywan.
Moje oczekiwania były wręcz śmieszne.
Chciałam tylko żeby mnie znów pokochał,bym znów stała się dla niego ważna.
Co dostałam?
Oziębłość, obojętność,lekceważenie.
Uciekał w każdy weekend , może już nie z Kowalską tylko z kolegami , ale byle daleko ode mnie.
Pytałam czy tak chce żyć? Czy po to wracał?
Nawet sensownie nie odpowiadał.
Za kilka dni się wyprowadza.
A ja?
Ja już godzę się na wszystko.
Ból odrzucenia jest tak wielki , że nie mam sił już walczyć.
Zdeptana kolejny raz marzę tylko o spokojnym życiu.
Bez kogoś kto mieszka obok w pokoju i mnie nie widzi.
To było trudne 15 miesięcy.
Nie mam już ani wiary , siły ani nadziei na zażegnanie tego kryzysu.
Poddaje się.
Rzeczywiście długo Cię tu nie było. Nie chciałaś wrócić wcześniej na forum, gdy było tak źle po powrocie męża?
Koszmar pisze: ↑18 sie 2023, 8:13
Chciałam tylko żeby mnie znów pokochał,bym znów stała się dla niego ważna.
Co dostałam?
Oziębłość, obojętność,lekceważenie.
Moim zdaniem to trudne wymaganie do spełnienia. Twoja historia jest raczej potwierdzeniem, że powroty powinny być stopniowe. Uważam, że to chcący wrócić małżonek powinien najpierw udowodnić, że na taki powrót "zasługuje". Niech jego czyny o tym świadczą a nie słowa.
Dawałam nam czas licząc chyba na cud.
A zamiast niego dostałam potwierdzenie, że mój " święty" mąż, który jeździł co miesiąc 80 km na spotkania Sycharu,który pojechał rowerem do Wilna na pielgrzymkę , spotykał się z Kowalską w kościele nawet po powrocie do mnie.
Ja to wiedziałam , bo zmienił godzinę mszy, ale moja teściowa , a nawet matka , które należą do tych z pierwszej ławki wierzyły mu bezgranicznie.
Przecież on przyjmuje komunie.
To śmieszne jak niektórym wystarczą pozory i gra aktorska, w której mój mąż jest mistrzem.
Ciągle zadawał mi tylko jedno pytanie: czy ktoś był lub pojawił się w moim życiu jak jego w nim nie było.
No tak - każdy mierzy nas swoimi kategoriami.
Nie stroniłam od towarzystwa , nie unikałam ludzi, ale daleko mi do osoby , która chciałby że mnie zrobić , by sam się wybielić i oczyścić.
W podświadomości wiem , że czekałam na powrót " zdrowego " męża, niestety on wrócił jeszcze bardziej chory niż przed zamieszkaniem z Kowalską.
Teraz też twierdzi , że ktoś powinien dać mi szczęście , bo przecież on nie potrafi, bo się w stosunku do mnie wypalił.
Jestem już zmęczona, bezsilna.
Nie chcę nic poza spokojem, a i tak wiem , że zostanę oceniona jako ta która się nie starała , nie wybaczyła , nie zapomniała.
Nie wracałam Ozeaszu na forum, bo wiem , ze on mnie tu odnalazł.
Zresztą dziś to już nie ma znaczenia.
Nawet ludzie ze wspólnoty Sychar dali się nabrać na jego nawrócenie , więc co się dziwić.
Ja od 2 lat jestem na terapii, uczę się żyć bez niego, bo wiem że zmienić można tylko siebie, a on ciągle powtarza , że on się już nie zmieni.
Temu nie szukałam tu już wsparcia.
Napisałam dziś , bo czasem ktoś potrzebuje świadectwa innych nie tylko gdy się uda.
Nam się nie udało.
Koszmar pisze: ↑18 sie 2023, 16:26
Nawet ludzie ze wspólnoty Sychar dali się nabrać na jego nawrócenie , więc co się dziwić.
(...)
Napisałam dziś , bo czasem ktoś potrzebuje świadectwa innych nie tylko gdy się uda.
Nam się nie udało.
Może on sam wierzy w swoje nawrócenie, umysł potrafi czasem płatać takie figle, wiem, że to dla ciebie niewiele zmienia, ale może pozwoli ci łagodniej na niego spojrzeć. I na ludzi z ze wspólnoty, którzy dali się na to nabrać.
Myślę, że twoje świadectwo jest istotne, zwłaszcza dla osób, które zarzucają sobie, że coś z nimi jest nie tak lub mogły zrobić coś lepiej, bo przecież komuś się udało, a im nie. Tymczasem każda sytuacja jest przecież na swój sposób wyjątkowa.
Koszmar pisze: ↑18 sie 2023, 16:26
Nawet ludzie ze wspólnoty Sychar dali się nabrać na jego nawrócenie , więc co się dziwić.
Możesz dopowiedzieć skąd ta informacja? Byliście razem na spotkaniu Sycharu? Nie wiem jak jest w innych ogniskach, ale w moim każdemu daje się możliwość powiedzenia o sobie i o swoim kryzysie małżeńskim. Nikt nie weryfikuje czy ktoś skłamał czy nie.
Nie zrezygnowałam.
Poddałam się , dla mnie to ogromna różnica.
Ja mojego męża nie skreślam, nie wyrzucam ze swojego życia. Pozwalam mu tylko się z niego wypisać.
Nie zmienię jego decyzji.
Wybrał życie w grzechu - jego sprawa.
Znosiłam jego odejścia i powroty.Przyjmowalam gdy chciał wrócić, puszczałam gdy chciał odejść.
Prosiłam tylko żeby mnie nie oszukiwał i nie kłamał.Nie potrafił.
Zawiódł kolejny raz. To że nie mam już sił walczyć ,po tych kilku latach wahań , nie oznacza ,że zwątpiłam w siłę sakramentu.
Słowa " dawałam nam czas licząc chyba na cud" dotyczyły ostatniego okresu, gdy łudziłam się , że mieszkając w domu zapomni o Kowalskiej i pozwoli nam dać sobie na nowo szansę.
Mój mąż nie szukał w Sycharze pomocy dla nas.
On naprawiał swój wizerunek.
Taka pokazówka dla innych, by uwierzyli w jego przemianę.
Może nawet chciał wierzyć w to , że to mu pomoże.
Ja nie oceniam jego wiary , tylko postępowanie.
Każdy grzesznik ma prawo zwrócić się do Boga.
Może kiedyś zrozumie , że kroczy złą drogą.
Jest mi dziś bardzo trudno go zrozumieć.
Zbyt wiele emocji jeszcze mną szarpie.
To wszystko jest zbyt świeże , by ocenić realnie ten stan.
Wciąż boli. Potrzebuje czasu i spokoju , by na nowo dostosować się do sytuacji.
Wróciłam do punktu sprzed 2 lat.
Tylko z mniejszą niż wtedy nadzieją.
To jest bardzo trudne, bo razem pracujemy.
Można powiedzieć , że żyje w ten sposób kilka lat.
Jednak teraz ciężko się patrzy na jego szczęście , gdy mój świat kolejny raz legł w gruzach.
Ja wiem , że wkrótce się podniosę, już tyle razy to przerabiałam , że powinnam być uodporniona, jednak każdy kolejny raz boli.