nie wiem co mam zrobić

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Dzis zainicjowałam rozmowę. Otwarcie, bez oczekiwan. Powiedzialam, że ja nie mogę tak dłużej zyc, nie wiedząc jaka jest perspektywa mojego męża. Jakie są jego oczekiwania, przemyślenia odnośnie przyszłości naszego malzenstwa. To była spokojna rozmowa dwojga mocno pokiereszowanych ludzi. On potrzebuje czasu. Mnie ten czas zabija. Może leki pomogą.. Powiedział, że nie może teraz wrócić do domu. Ze wtedy oklamywalby mnie. Ze ona wciąż jest dla niego ważna i czuje się za nią odpowiedzialny. Ze spotkania są rzadkie. Nie zapytałam co to znaczy. Ze nie wyobraza sobie teraz bycia ze mna w domu, bo to by się nie udało. Ze wspolne wakacje były dla niego momentem zwrotnym, ze możemy być ze sobą. Potem powrot i znów ja takimi rozmowami rozgrzebuje ten syf. Przypomniałam mu, że w wakacje jasno wyjaśniłam ze jedziemy razem, ja zostawiam wszystko w rodzinnym mieście, ona jest daleko, nie ma kontaktu i wtedy zobaczymy czy potrafię z nim być. Potrafiłam. Stanowczo powiedzialam, żeby nie przerzucał na mnie odpowiedzialności za jakikolwiek syf. Nie ja go zrobiłam. Wyjaśniłam, że jestem gotowa zainwestować w naszą relacje, ale tylko i wyłącznie w sytuacji gdy jesteśmy w tym małżeństwem we dwoje, a nie troje. W związku z tym do tego momentu nie ma wspólnie spędzanego czasu na spacerach i innych wyjściach. To jest moja granica. On nie bardzo to rozumie... nie ważne, dla mnie to wszystko co mogę zrobić dla naszego malzenstwa. Pol roku to czas, gdy musi się określić.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Caliope »

Julit pisze: 27 wrz 2021, 19:24 Dzis zainicjowałam rozmowę. Otwarcie, bez oczekiwan. Powiedzialam, że ja nie mogę tak dłużej zyc, nie wiedząc jaka jest perspektywa mojego męża. Jakie są jego oczekiwania, przemyślenia odnośnie przyszłości naszego malzenstwa. To była spokojna rozmowa dwojga mocno pokiereszowanych ludzi. On potrzebuje czasu. Mnie ten czas zabija. Może leki pomogą.. Powiedział, że nie może teraz wrócić do domu. Ze wtedy oklamywalby mnie. Ze ona wciąż jest dla niego ważna i czuje się za nią odpowiedzialny. Ze spotkania są rzadkie. Nie zapytałam co to znaczy. Ze nie wyobraza sobie teraz bycia ze mna w domu, bo to by się nie udało. Ze wspolne wakacje były dla niego momentem zwrotnym, ze możemy być ze sobą. Potem powrot i znów ja takimi rozmowami rozgrzebuje ten syf. Przypomniałam mu, że w wakacje jasno wyjaśniłam ze jedziemy razem, ja zostawiam wszystko w rodzinnym mieście, ona jest daleko, nie ma kontaktu i wtedy zobaczymy czy potrafię z nim być. Potrafiłam. Stanowczo powiedzialam, żeby nie przerzucał na mnie odpowiedzialności za jakikolwiek syf. Nie ja go zrobiłam. Wyjaśniłam, że jestem gotowa zainwestować w naszą relacje, ale tylko i wyłącznie w sytuacji gdy jesteśmy w tym małżeństwem we dwoje, a nie troje. W związku z tym do tego momentu nie ma wspólnie spędzanego czasu na spacerach i innych wyjściach. To jest moja granica. On nie bardzo to rozumie... nie ważne, dla mnie to wszystko co mogę zrobić dla naszego malzenstwa. Pol roku to czas, gdy musi się określić.
A jeśli nie starczy pół roku, to co wtedy? to jest jakiś limit, ale co wtedy nastąpi?
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: 3letniaMężatka »

Julit, lekarz napewno Ci powie, ile czasu musi minąć aby leki zadziałały. Obserwuj swój organizm. Ja po miesiącu musiałam zmienić na inne - z powodu senności i dziwnych snów (nie wiedziałam, że to skutek uboczny) Każdy organizm reaguje inaczej, ale obserwuj siebie dokładnie przez pierwszy miesiąc 🙂
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: 3letniaMężatka »

Caliope pisze: 27 wrz 2021, 21:25
Julit pisze: 27 wrz 2021, 19:24 Dzis zainicjowałam rozmowę. Otwarcie, bez oczekiwan. Powiedzialam, że ja nie mogę tak dłużej zyc, nie wiedząc jaka jest perspektywa mojego męża. Jakie są jego oczekiwania, przemyślenia odnośnie przyszłości naszego malzenstwa. To była spokojna rozmowa dwojga mocno pokiereszowanych ludzi. On potrzebuje czasu. Mnie ten czas zabija. Może leki pomogą.. Powiedział, że nie może teraz wrócić do domu. Ze wtedy oklamywalby mnie. Ze ona wciąż jest dla niego ważna i czuje się za nią odpowiedzialny. Ze spotkania są rzadkie. Nie zapytałam co to znaczy. Ze nie wyobraza sobie teraz bycia ze mna w domu, bo to by się nie udało. Ze wspolne wakacje były dla niego momentem zwrotnym, ze możemy być ze sobą. Potem powrot i znów ja takimi rozmowami rozgrzebuje ten syf. Przypomniałam mu, że w wakacje jasno wyjaśniłam ze jedziemy razem, ja zostawiam wszystko w rodzinnym mieście, ona jest daleko, nie ma kontaktu i wtedy zobaczymy czy potrafię z nim być. Potrafiłam. Stanowczo powiedzialam, żeby nie przerzucał na mnie odpowiedzialności za jakikolwiek syf. Nie ja go zrobiłam. Wyjaśniłam, że jestem gotowa zainwestować w naszą relacje, ale tylko i wyłącznie w sytuacji gdy jesteśmy w tym małżeństwem we dwoje, a nie troje. W związku z tym do tego momentu nie ma wspólnie spędzanego czasu na spacerach i innych wyjściach. To jest moja granica. On nie bardzo to rozumie... nie ważne, dla mnie to wszystko co mogę zrobić dla naszego malzenstwa. Pol roku to czas, gdy musi się określić.
A jeśli nie starczy pół roku, to co wtedy? to jest jakiś limit, ale co wtedy nastąpi?
Julit, to będzie ciężki czas. Ja przez te limity dawane mojemu mężowi, dostałam załamania nerwowego. Przez rok czasu nie pracowałam, tylko czekałam na każdy nowy dzień aż mój mąż podejmie decyzję: czy jednak mnie kocha czy nie. I tak mijał dzień za dniem. Postawiłam granice - za słabe granice. Kazałam mu tylko mnie nie zdradzać w tym czasie. Zdrady jednak były, kolejne limity były - ale już nie czasowe. Tak jak u Ciebie: zakochałem się, nie mogę jej zawieść i sprawić żeby cierpiała.
Naucz się czekać nie czekając (bardzo mądre słowa, które nauczyłam się na forum) bez projektowania przyszłości.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

3letniaMężatka pisze: 27 wrz 2021, 22:06
Caliope pisze: 27 wrz 2021, 21:25
Julit pisze: 27 wrz 2021, 19:24 Dzis zainicjowałam rozmowę. Otwarcie, bez oczekiwan. Powiedzialam, że ja nie mogę tak dłużej zyc, nie wiedząc jaka jest perspektywa mojego męża. Jakie są jego oczekiwania, przemyślenia odnośnie przyszłości naszego malzenstwa. To była spokojna rozmowa dwojga mocno pokiereszowanych ludzi. On potrzebuje czasu. Mnie ten czas zabija. Może leki pomogą.. Powiedział, że nie może teraz wrócić do domu. Ze wtedy oklamywalby mnie. Ze ona wciąż jest dla niego ważna i czuje się za nią odpowiedzialny. Ze spotkania są rzadkie. Nie zapytałam co to znaczy. Ze nie wyobraza sobie teraz bycia ze mna w domu, bo to by się nie udało. Ze wspolne wakacje były dla niego momentem zwrotnym, ze możemy być ze sobą. Potem powrot i znów ja takimi rozmowami rozgrzebuje ten syf. Przypomniałam mu, że w wakacje jasno wyjaśniłam ze jedziemy razem, ja zostawiam wszystko w rodzinnym mieście, ona jest daleko, nie ma kontaktu i wtedy zobaczymy czy potrafię z nim być. Potrafiłam. Stanowczo powiedzialam, żeby nie przerzucał na mnie odpowiedzialności za jakikolwiek syf. Nie ja go zrobiłam. Wyjaśniłam, że jestem gotowa zainwestować w naszą relacje, ale tylko i wyłącznie w sytuacji gdy jesteśmy w tym małżeństwem we dwoje, a nie troje. W związku z tym do tego momentu nie ma wspólnie spędzanego czasu na spacerach i innych wyjściach. To jest moja granica. On nie bardzo to rozumie... nie ważne, dla mnie to wszystko co mogę zrobić dla naszego malzenstwa. Pol roku to czas, gdy musi się określić.
A jeśli nie starczy pół roku, to co wtedy? to jest jakiś limit, ale co wtedy nastąpi?
Julit, to będzie ciężki czas. Ja przez te limity dawane mojemu mężowi, dostałam załamania nerwowego. Przez rok czasu nie pracowałam, tylko czekałam na każdy nowy dzień aż mój mąż podejmie decyzję: czy jednak mnie kocha czy nie. I tak mijał dzień za dniem. Postawiłam granice - za słabe granice. Kazałam mu tylko mnie nie zdradzać w tym czasie. Zdrady jednak były, kolejne limity były - ale już nie czasowe. Tak jak u Ciebie: zakochałem się, nie mogę jej zawieść i sprawić żeby cierpiała.
Naucz się czekać nie czekając (bardzo mądre słowa, które nauczyłam się na forum) bez projektowania przyszłości.
Dokładnie taki mam plan. Tylko jeszcze musze się tego czekania nauczyc. B. liczę na te leki, chociaż boje się że efekt nie bedzie dla mnie zadawalajacy.
Odpowiadając na pytanie Caliope - nie wierze chyba w te pol roku, chociaż cuda się przecież zdarzają. Czuje spokój, bo przynajmniej jest to jakiś plan. Oboje wiemy na jakich warunkach funkcjonujemy i ze ta sytuacja nie moze trwać wiecznie. Co potem? Separacja sadowa.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Jak rozumiecie to pojęcie 'czekania nie czekając?
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Caliope »

Julit pisze: 28 wrz 2021, 7:28 Jak rozumiecie to pojęcie 'czekania nie czekając?
Czekanie nie czekając, to zajęcie się sobą, swoimi sprawami, dziećmi, a męża zostawienie Bogu. Odwieszenie emocjonalne, nie zajmowanie się mężem i jego życiem.
Co do limitów, to się nie sprawdzają, jeśli masz ustalony jakiś, to jeśli po nim nic się nie stanie, to przegrasz. Twoje słowa nie będą nic znaczyć, nie uzyskasz szacunku. Tak ja to widzę, nigdy nie stawiam takich warunków, bo może się wszystko zmienić, a ja sobie zrobię krzywdę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Pavel »

Julit pisze: 28 wrz 2021, 7:28 Jak rozumiecie to pojęcie 'czekania nie czekając?
Przeczytaj to:
viewtopic.php?f=10&t=233
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Koszmar
Posty: 97
Rejestracja: 28 maja 2019, 20:26
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Koszmar »

Gdy Cię czytam Julit- to widzę siebie: niecierpliwą, udającą stanowczość, czekającą na cud.
U mnie on nie nastąpił .
Mąż po 2 latach nie przestał romansować,wręcz umocnił się w przekonaniu, że wszystko zniosę i zawsze może do mnie wrócić.
Ja zaliczyłam depresję i nerwice.
Dziś nie ma go z nami.Mieszkam z synem sama .
Granice postawiłam jemu- nie chce Cię kochającego inna i sobie- nie przyjmę Cię póki nie zechcesz być tylko że mną.Spie jak tu piszą że swoją racją i czekam nie czekając.Oddalam pogubionego męża Bogu.Niech działa.Moze jemu się uda to co mi nie udało przez ponad 2 lata.Jesli nie tzn ,że Bóg miał taki plan .
Odkąd pogodziłam się z samotnością to czuje spokój .
Już mi się nie wydaje , że tego nie przeżyje, już nie marzę tylko by obudzić się w innym świecie .
Życie jest zbyt piękne by ofiarować go osobie ,która nas nie chce.Lepiej oddać je Bogu.On zawsze nas chce.
Tak sobie powtarzam odkąd w uszach mi dźwięczą bolesne słowa męża: nie chce cię,kocham tylko ją , nigdy cię już nie pokocham.Pana Boga nie muszę prosić by mnie kochał a moją miłość Bóg przyjmuje z szacunkiem i jej nie odrzuca jak mąż.
Dzięki temu odzyskasz spokój ducha.
Zyskasz nowe życie.I nawet jeśli Panu Bogu nie uda się " naprawić" mojego męża to trudno .Widocznie tak musi być. Przynajmniej już nikt mnie nie upokarza i nie poniża.
Wiem ,że to trudne zostawić życie własnemu biegowi,nie próbować nic robić , nic zmieniać , na nic nie mieć wpływu,ale skoro mi się nie udało przez 2 lata tzn że komuś trzeba więcej czasu i nic nie da określenie daty .
Możesz za to pracować nad sobą,swoją siłą ,wzmocnić się.Pol roku temu wydawało mi się ,że życie bez męża nie ma sensu .Miałam myśli samobójcze .
Dziś żyje bez niego i nawet się uśmiecham.Czuje ,że nie jestem z tym sama,bo ktoś obok mnie czuwa i daje mi siłę by wstać i iść dalej mimo potknięć .Tego Ci życzę.I pamiętaj nie jesteś sama nawet jak czujesz się samotna czy opuszczona.
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: 3letniaMężatka »

Koszmar pisze: 28 wrz 2021, 16:52 Mąż po 2 latach nie przestał romansować,wręcz umocnił się w przekonaniu, że wszystko zniosę i zawsze może do mnie wrócić.
Tak było i u mnie. Pogubiłam się w stawaniu granic, godząc się na kowalskie i cierpliwie czekając na męża. Ale ciągle ten czas przesuwalam. Za miesiąc, dwa, pół roku, rok odejdę. Będę silniejsza i powiem, że nie potrafię żyć w trójkącie. I ciągle tchórzyłam. A mój mąż upewniał się, że fajnie żyć w trójkącie. Jak z kowalską nie wychodziło to miał gdzie wracać. Teraz znowu "odszedł za zakochaniem" a ja znowu czekam. Ponad 3 lata czekania.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Dziekuje Dziewczyny za Wasze sugestie. Choc nie jest mi łatwo czytać je wszystkie, bo wciąż gdzieś tli się nadzieja, że wydarzy się cud, wiem ze musze przygotować się i na takie scenariusze. Z separacji nie zrezygnuje, stad ta granica czasowa. Te kwestie postawiłam uczciwie. Separacja nieformalna pol roku, potem sadowa. Podświadomie czuje, że zyskam wzgledny spokój. Pewien etap mojego malzenstwa zostanie po prostu domknięty. Rzeczywistosc, w której i tak zyje od kilku miesięcy zostanie formalnie okreslona. Juz wiem, ze rozwod i tak nic nie zmieni.
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: sajmon123 »

Julit pisze: 28 wrz 2021, 21:39 Dziekuje Dziewczyny za Wasze sugestie. Choc nie jest mi łatwo czytać je wszystkie, bo wciąż gdzieś tli się nadzieja, że wydarzy się cud, wiem ze musze przygotować się i na takie scenariusze. Z separacji nie zrezygnuje, stad ta granica czasowa. Te kwestie postawiłam uczciwie. Separacja nieformalna pol roku, potem sadowa. Podświadomie czuje, że zyskam wzgledny spokój. Pewien etap mojego malzenstwa zostanie po prostu domknięty. Rzeczywistosc, w której i tak zyje od kilku miesięcy zostanie formalnie okreslona. Juz wiem, ze rozwod i tak nic nie zmieni.
Warto projektować? Warto oczekiwać? Dlaczego zakładasz, że będzie orzeczona separacja sądowa? Jeśli Ty złożysz o separację, a mąż o rozwód, to sąd będzie rozpatrywał rozwód. Nie warto zakładać ze będzie po naszej myśli.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Caliope »

Sajmon ma rację, zresztą starczy kolejny lockdown i sądy nie będą działać, któreś z was się rozchoruje i nie przyjdzie. Życie to nie jest komputer, że system będzie pracował stabilnie po poprawkach.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

sajmon123 pisze: 28 wrz 2021, 21:52
Julit pisze: 28 wrz 2021, 21:39 Dziekuje Dziewczyny za Wasze sugestie. Choc nie jest mi łatwo czytać je wszystkie, bo wciąż gdzieś tli się nadzieja, że wydarzy się cud, wiem ze musze przygotować się i na takie scenariusze. Z separacji nie zrezygnuje, stad ta granica czasowa. Te kwestie postawiłam uczciwie. Separacja nieformalna pol roku, potem sadowa. Podświadomie czuje, że zyskam wzgledny spokój. Pewien etap mojego malzenstwa zostanie po prostu domknięty. Rzeczywistosc, w której i tak zyje od kilku miesięcy zostanie formalnie okreslona. Juz wiem, ze rozwod i tak nic nie zmieni.
Warto projektować? Warto oczekiwać? Dlaczego zakładasz, że będzie orzeczona separacja sądowa? Jeśli Ty złożysz o separację, a mąż o rozwód, to sąd będzie rozpatrywał rozwód. Nie warto zakładać ze będzie po naszej myśli.
Maz nie chce rozwodu, bo jesteśmy zwiazani sakramentem, więc i tak nic się nie zmieni. Pisalam o tym we wcześniejszych wpisach. Może nie dość wyraźnie.. Ale zgadzam się, że nie warto pisać scenariuszy. Każdy dzień przynosi cos nowego. Od tego projektowania czuje się b. zmęczona. Ale jeszcze wiele pracy przede mną w tej materii wyzbywania się oczekiwan i czekania nie czekając.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Wracam do pisania w swoim wątku, bo pytanie z tytułu bardziej aktualne niż kiedykolwiek.
Wycofałam się z relacji z mężem, ograniczając kontakt do minimum. Nie spędzamy wspólnie czasu, ani razem, ani z dziećmi. To moja granica, którą postawiłam sobie, żeby nie mieć poczucia, że wciąż muszę coś udowadniać, brać udział w jakimś chorym konkursie na 'lepsze życie'. Kontakt męża z kowalską wciąż trwa. Obiad raz w tygodniu, rozmowa przez telefon - tak twierdzi. Nie zrezygnuje z tego kontaktu, bo za mu na nim zależy. Czy mu wierzę? Nie. Tydzień temu rozpoczęliśmy wspólną terapię. Cele nakreśliliśmy chyba inne. On - czy możemy jeszcze być razem. Stwierdził, że jest wiele kwestii, o które możemy się rozbić. Ja - stworzyć dzieciom dom, w którym są obecni oboje rodzice, dom który nie byłby dysfunkcyjny (są przecież różne rodzaje dysfunkcji). Zaznaczyłam jednak, że nie za wszelką cenę. Oboje mamy wiele do przepracowania i czy się uda zależy od tej drogi w terapii. Ja uczęszczam też na terapię indywidualną. Zbliżyłam się też do Boga - modlitwa, msza, spowiedź, eucharystia. Jestem spokojniejsza. Już nie ma we mnie tego lęku i paniki na wypadek gdyby on nie wrócił do małżeństwa i domu. Może to również zasługa leków od psychiatry. Kwestie finansowe uregulowane formalnie, za obopólną zgodą. Właściwie on zgodził się na wszystkie warunki. Dzisiaj wróciłam do tematu terapii. Nie wiem jak to się stało. Nie planowałam tego. Wiem z waszego doświadczenia, którym się dzielicie, że takie rozmowy są bezsensu. On chce chodzić na terapie. Ja chyba mogę tylko na nią chodzić, bo wspólnie spędzanego czasu sobie nie wyobrażam. Czy dobrze robię? On wraca wciąż do wakacji, że wtedy mogliśmy być razem, to dlaczego nie teraz? I dlaczego nie mogę przejść nad tym kontaktem z kowalską? No właśnie nie mogę... Dlaczego? Bo wtedy straciłabym szacunek do samej siebie. Jestem żoną. Jesteśmy 21 lat razem. W tym czasie wielokrotnie udowodniłam, że potrafię wiele rzeczy wyprzeć, zapomnieć, poświęcić... Nie chcę być już taka jak przez te ostatnie trzy lata. Uległa, zalękniona, bo jak jemu się nie spodoba to będzie dramat dla mnie. Ale z drugiej strony - może to poczucie zachowania szacunku wynika z mojej obniżonej samooceny? Dlaczego ten kontakt z kowalską mnie rani, dotyka, a może najbardziej - UPOKARZA. Może właśnie powinnam pokazać, że mam to w nosie. Że spędzamy razem czas, bo wtedy dzieci są szczęśliwe. Bo dopiero wtedy będziemy mieli okazję przyjrzeć się sobie i zdecydować, czy to co widzę cieszy mnie, czy nie...
ODPOWIEDZ