Rozwód po katolicku
Moderator: Moderatorzy
Re: Rozwód po katolicku
A ja mam inaczej, teściowa zawsze mi mówiła jak mam postępować z jej synem, właśnie latać z nim z kapciami , podobnie robiła moja matka, zięć był ważniejszy niż ja. Żadna nie była ze mną bliżej, teściowa nie musiała, a matka ma w poważaniu. Jestem też z takiego zimnego chowu, ale moi bracia byli zawsze kochani i przytulani. Taki przypływ miłości teściowej do Twojej żony nie jest normalny, to jest manipulacja, dlatego taka wraca od niej. Ja musiałam postawić granice by matka mnie nie raniła, a robiła to z premedytacją np. mówiła "ty sobie z dzieckiem nigdy nie poradzisz, nie nadajesz sie"
Re: Rozwód po katolicku
Moja żona ma problemy z zatwardziałością serca, łatwo ją urazić, trudno wybacza. Początkowo ich lubiła ale wystarczyło kilka nieporozumień i z każdym kolejnym była coraz dalej, nie chciała przyjmować wyciągniętej dłoni. W późniejszym etapie zaczęło się porównywanie rodziców i z jej bilansu wychodziło, że jej są lepsi.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Rozwód po katolicku
O tym, że mama jest ważniejsza niż ja słyszałem wielokrotnie, moja żona nawet się z tym nie kryła.
Problem z tandemem żona-mama jest też taki, że one ślepo sobie ufają. Była kłótnia to od razu do mamy i przedstawiana jedyna słuszna wersja wydarzeń w dodatku przyjmowana bez zastrzeżeń i filtra a później mama nakręca żonę po wyrobieniu sobie opinii z kilku podobnych zdarzeń. Samemu udało mi się dowiedzieć co ona myśli o mnie przez przypadek. I tak dwie naraz się nakręcają, błędne koło.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Rozwód po katolicku
Rozumiem, że twoja żona z początku lubiła teściów i dopiero potem relacja się pogorszyła. I że pogarszała się w miarę kolejnych nieporozumień.Sefie pisze: ↑12 gru 2021, 14:02Moja żona ma problemy z zatwardziałością serca, łatwo ją urazić, trudno wybacza. Początkowo ich lubiła ale wystarczyło kilka nieporozumień i z każdym kolejnym była coraz dalej, nie chciała przyjmować wyciągniętej dłoni. W późniejszym etapie zaczęło się porównywanie rodziców i z jej bilansu wychodziło, że jej są lepsi.
Jednak pozostaje pytanie o te nieporozumienia. Z twojej perspektywy były błahe, ale żona mogła je odbierać inaczej.
Wiesz, jak trzy lata mieszkaliśmy koło rodziców męża, to mój mąż w drodze z pracy zaglądał do mamy po synka, którego ja zaprowadzałam koło 13.30 do teściów, żeby trochę popracować. I mama zawsze miała dla mojego męża obiad. A potem proponowała mu drzemkę, bo żona to mu zaraz każe coś robić. I mąż z synkiem przychodził do domu późnym wieczorem.
Mama stworzyła synowi idealne warunki do narkotyzowania się. Bo mąż odurzał się na koniec pracy, u mamy jadł i odsypiał i przeczekiwał czas w którym jego stan byłby dla mnie widoczny. Ale cała moja para szła w wojnę z teściową, prawdziwy problem pozostawał ukryty.
Jak przestałam zaprowadzać dziecko do teściów, mąż i tak chodził do nich po pracy. Zostałam na tamten czas wrogiem numer jeden męża i jego rodziców, bo "nie zgadzam się żeby spędzał czas z rodziną...". Co nie było prawdą, decyzję zostawiłam mężowi. Za to ja chciałam spędzać czas z synem. Zaczęłam pracować jak spał, albo gdy był spokojny.
Na zewnątrz jednak wyglądałam na stukniętą kobietę, co chce odizolować męża od rodziców i jeszcze od wnuka. A przecież nieba mi chcieli przychylić: i żebym mogła spokojnie pracować, i żebym gotować nie musiała, i ciszę w domu miała. W zasadzie to pewnie najlepiej jakbym się przeniosła do nieba od razu. A mój mąż miał front z rodzicami.
Wziąłeś pod uwagę, że twoja żona mogła mieć realne powody by przestać lubić twoich rodziców?
Re: Rozwód po katolicku
Tak, było jedno niefortunne zdarzenie, źle też odebrane, nie chcę się rozpisywać, jednak uważam że jeżeli ktoś przychodzi specjalnie do domu po to żeby przeprosić i wyjaśnić to trzeba przyjąć wyciągniętą dłoń, było to 10 lat temu. Moi rodzice nie wtrącali się do nas, dawali wolną rękę, jedyną uwagę, którą mieli przez wszystkie lata to to, że mogliby częściej widywać dzieci niż raz na miesiąc.Ruta pisze: ↑12 gru 2021, 14:39Wziąłeś pod uwagę, że twoja żona mogła mieć realne powody by przestać lubić twoich rodziców?Sefie pisze: ↑12 gru 2021, 14:02Moja żona ma problemy z zatwardziałością serca, łatwo ją urazić, trudno wybacza. Początkowo ich lubiła ale wystarczyło kilka nieporozumień i z każdym kolejnym była coraz dalej, nie chciała przyjmować wyciągniętej dłoni. W późniejszym etapie zaczęło się porównywanie rodziców i z jej bilansu wychodziło, że jej są lepsi.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Rozwód po katolicku
Tak było u mnie kiedy powiedziałam mamie o naszym kryzysie. Mama mnie nakręcała na męża jaki to on zły, niedobry, nieodpowiedni dla mnie a ja słuchając jej nabierałam jeszcze większego dystansu do męża i jeszcze większego poczucia jaka to ja jestem nie doceniana, nie szanowana i nie kochana. Teraz mieszkam z moją mamą ale postawiłam granicę w naszych relacjach i nie rozmawiam z nią o mężu, ona często zaczyna temat ale ja nie opowiadam jej o naszych relacjach teraz a kiedy mówi mi, że mam się zgodzić na rozwód i zapomnieć o nim bo z tego już nic nie będzie ale ja tylko grzecznie mówię, że to są sprawy mojej rodziny i nie chce ich poruszać.Sefie pisze: ↑12 gru 2021, 14:09O tym, że mama jest ważniejsza niż ja słyszałem wielokrotnie, moja żona nawet się z tym nie kryła.
Problem z tandemem żona-mama jest też taki, że one ślepo sobie ufają. Była kłótnia to od razu do mamy i przedstawiana jedyna słuszna wersja wydarzeń w dodatku przyjmowana bez zastrzeżeń i filtra a później mama nakręca żonę po wyrobieniu sobie opinii z kilku podobnych zdarzeń. Samemu udało mi się dowiedzieć co ona myśli o mnie przez przypadek. I tak dwie naraz się nakręcają, błędne koło.
Wiem, że ciężko uwolnić się z takiej relacji i dopóki Twoja żona nie poczuje takiej potrzeby ani siły żeby to zrobić to będzie w tym trwać tak jak i ja trwałam, bo sobie myślałam że to przecież moja mama i trzeba jej słuchać.
Re: Rozwód po katolicku
Tobie akurat na małżeństwie zależy u mnie jest odwrotnie to i raczej zdanie sobie z tego sprawy przez żonę potrwa znacznie dłużej. Cóż, jakoś trzeba dożyć do tego momentu, oby tylko życia starczyłoagnes94 pisze: ↑12 gru 2021, 16:32Tak było u mnie kiedy powiedziałam mamie o naszym kryzysie. Mama mnie nakręcała na męża jaki to on zły, niedobry, nieodpowiedni dla mnie a ja słuchając jej nabierałam jeszcze większego dystansu do męża i jeszcze większego poczucia jaka to ja jestem nie doceniana, nie szanowana i nie kochana. Teraz mieszkam z moją mamą ale postawiłam granicę w naszych relacjach i nie rozmawiam z nią o mężu, ona często zaczyna temat ale ja nie opowiadam jej o naszych relacjach teraz a kiedy mówi mi, że mam się zgodzić na rozwód i zapomnieć o nim bo z tego już nic nie będzie ale ja tylko grzecznie mówię, że to są sprawy mojej rodziny i nie chce ich poruszać.Sefie pisze: ↑12 gru 2021, 14:09O tym, że mama jest ważniejsza niż ja słyszałem wielokrotnie, moja żona nawet się z tym nie kryła.
Problem z tandemem żona-mama jest też taki, że one ślepo sobie ufają. Była kłótnia to od razu do mamy i przedstawiana jedyna słuszna wersja wydarzeń w dodatku przyjmowana bez zastrzeżeń i filtra a później mama nakręca żonę po wyrobieniu sobie opinii z kilku podobnych zdarzeń. Samemu udało mi się dowiedzieć co ona myśli o mnie przez przypadek. I tak dwie naraz się nakręcają, błędne koło.
Wiem, że ciężko uwolnić się z takiej relacji i dopóki Twoja żona nie poczuje takiej potrzeby ani siły żeby to zrobić to będzie w tym trwać tak jak i ja trwałam, bo sobie myślałam że to przecież moja mama i trzeba jej słuchać.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Rozwód po katolicku
Sefie
Przeczytałem Twój post z samego rana, ale nie miałem czasu odpisać. Więc teraz spróbuję.
Wiele osób już napisało. Kilka ciekawych rzeczy i wiele nie na temat.
Niestety doświadczenie obcowania z dorosłymi dziećmi nabyłem przez swoje małżeństwo. Na początku małżeństwa było wszystko OK. Schody zaczęły się później, gdzieś po kilkunastu latach. Ostatecznie żona odeszła. W ostatnim okresie przestałem ją rozumieć. Dopiero po jej odejściu trafiła w moje ręce książka:
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
fragment za darmo jest tutaj:
http://www.rozwinacskrzydla.pl/studenci ... dzicow.pdf
Dopiero wtedy otwarły mi się oczy i zrozumiałem w jakiś sposób postępowanie mojej żony.
Ogólnie związek z dorosłym dzieckiem jest bardzo trudny, często wręcz nie może się skończyć dobrze.
Ponieważ w swoim poście pytasz Sefie o to, jak dotrzeć do swojej żony omijając teściową, to uważam, że nie masz na to szans.
Dorosłe dzieci nie potrafią się oderwać od swoich rodzin pierwotnych. Są od nich organicznie uzależnione.
W moim domu praktycznie ciągle był ktoś z rodziny żony. W którymś momencie doszło do wielkiej awantury, gdy siostrzeniec żony codziennie przychodził z budowy, na której pracował, pijany. W końcu postawiłem warunek: albo on, albo ja. Już było tak źle.
Dla żony moja mama był całym złem, choć praktycznie nas nie odwiedzała, bo chora ciągle musiała być niedaleko swojego szpitala (konieczność dializ). Jak przyjeżdżała, to najwyżej na jeden dzień. Nie to co matka mojej żony, która przyjeżdżała tylko raz w roku. Ale za to na pół roku. Na całą zimę.
Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale żona ciągle musiała się kontaktować ze swoją rodziną. Czasami były to kilkugodzinne nawet rozmowy telefoniczne. Nieważne jaką głupotę by powiedział ktoś z jej rodziny, to była świętość, a gdy ja coś powiedziałem, to ...
Druga sprawa to podejście matek. Tutaj bardzo bym chciał polecić książkę:
Henry Cloud, John Townsend, "Mamo, to moje życie"
Na zachętę podam spis treści:
Wstęp
1. A właściwie, dlaczego mama?
2. Mama Manekin
3. Odbudowanie więzi
4. Mama Porcelanowa Figurka
5. Połączenie
6. Mama Kontroler
7. Stawać się sobą
8. Mama Puchar Zwycięstwa
9. Prawdziwe ja
10. Mama Zawsze Szef
11. Przebudować dorosłość
12. Mama Master Card
13. Opuścić dom we właściwy sposób
14. Tylko dla kobiet
15. Tylko dla mężczyzn
16. Co teraz?
I jeszcze małe świadectwo. Dwa lata temu, moja najstarsza córka oświadczyła mi, że idzie na terapię, bo stwierdziła u siebie objawy stresu pourazowego. Powodem tego miałem być podobno ja i moje metody wychowawcze, gdy była dzieckiem. Po jakimś roku czasu okazało się jednak, że to nie ja jestem głównie winnym jej problemów, tylko na terapii wyszło, że ... matka. Okazało się, że ciągłe intrygi i manipulacje ...
Wicie, rozumicie ...
Ale co ja się naprzejmowałem, jak też swojej córce zniszczyłem życie, to moje. Potem usłyszałem jeszcze, że dobrze postępowałem te 10-11 lat temu, gdy miała maturę.
Tak więc drogie Panie, jak jesteście matkami, z dodatkowo zostawił Was mąż, to koniecznie to jest książka dla Was.
Re: Rozwód po katolicku
PavelPavel pisze: ↑12 gru 2021, 12:45 Pogubieni się przyciągają.
Osoba ze zdrowo funkcjonującej rodziny wg mnie nie ma szans w taką dysfunkcyjną rodzinę „wdepnąć”. Bo ma system alarmowy który przed ślubem da o sobie znać.
Jedyne wyjątki od tej „reguły” to relacje z wybitnie potrafiącymi się zakamuflować psychopatami.
Nie do końca zgadzam się, że osoba ze zdrowo funkcjonującej rodziny nie ma szans wdepnąć w osobę z rodziny dysfunkcyjnej, szczególnie w dorosłe dziecko.
Otóż na początku mojego małżeństwa było całkiem dobrze. Oczywiście było kilka sytuacji, które obecnie byłyby dla mnie sygnałem ostrzegawczym, ale wtedy ani nie miałem wiedzy o dorosłych dzieciach, ani o zachowaniu kobiet.
Gdy było ciężko materialnie, gdy mieliśmy kłopoty z mieszkaniem, to dalej wszystko było dobrze. Można powiedzieć, że rozumieliśmy się bez słów. Dopiero potem, gdy nasza sytuacja materialna i mieszkaniowa się ustabilizowała, a dzieci trochę podrosły, zaczęły się schody. Dlaczego? Więcej pieniędzy spowodował zmianę zachowania żony. Przestała być oszczędna, wpadła w zakupoholizm. Do tego ostatnim gwoździem do trumny mojego małżeństwa stała się taryfa telefoniczna "darmowe wieczory i weekendy". Po południu były seriale a od wieczora godzinne rozmowy z psiapsiółkami i rodziną. I gdy wszyscy już się zgodzili na kochanka i go zaakceptowali, to co ja miałem już mieć do powiedzenia?
A każde dorosło dziecko jest patologicznym kłamcą. Czy to potrzeba, czy nie. Bo nauczyło się w dzieciństwie, że mówienie prawdy jest niebezpieczne i może się skończyć kłopotami, a mówienie kłamstwa zwykle jest bezpieczniejsze. Oczywiście ta taktyka sprawdza się tylko w patologicznych rodzinach, ale my przecież o takich mówimy, bo z jakich rodzin wywodzą się dorosłe dzieci?
Czy jest inne tego wytłumaczenie?
No, chyba że ja pochodzę z rodziny totalnie dysfunkcyjnej, a tego do tej pory nie zauważyłem.
Niezależnie jednak od właściwego rozwiązania, serdecznie polecam książkę:
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
Uważam nawet, że kto tej książki nie przeczytał, to nie powinien zabierać głosu w dyskusji o dorosłych dzieciach.
Ostatnio zmieniony 12 gru 2021, 23:54 przez Pavel, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Wycięto fragment na który byłoby miejsce w innym miejscu forum
Powód: Wycięto fragment na który byłoby miejsce w innym miejscu forum
Re: Rozwód po katolicku
Samym tytułem książki trafiłeś w punkt. Moja teściowa nie kocha swojego męża, żona powtarzała mi to wielokrotnie, że jest z nim ze względu na dzieci i że nie ma żadnych uczuć między nimi. Po odejściu dzieci do swoich rodzin jest z nim z przyzwyczajenia bo nie ma gdzie pójść a gdyby miała to by dawno poszła.jacek-sychar pisze: ↑12 gru 2021, 19:03Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości.
Dziękuję za lekturę, dzisiaj zacznę!
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II
Re: Rozwód po katolicku
SefieSefie pisze: ↑12 gru 2021, 19:44 Samym tytułem książki trafiłeś w punkt. Moja teściowa nie kocha swojego męża, żona powtarzała mi to wielokrotnie, że jest z nim ze względu na dzieci i że nie ma żadnych uczuć między nimi. Po odejściu dzieci do swoich rodzin jest z nim z przyzwyczajenia bo nie ma gdzie pójść a gdyby miała to by dawno poszła.
Autor tej książki w wieku około 40 lat chciał z sobą skończyć, bo uważał, że jest nic niewart. Miał w tym czasie ukończone chyba dwa fakultety, kilka książek i wiele innych sukcesów. Dopiero terapia mu pomogła.
Czemu tak się czuł? Bo jego ojciec nie kochał jego matki. Nie byli osobno. Byli razem, ale byli rozwiedzeni emocjonalnie.
Ja też spotkałem osobiście dziewczynę, która miała sukcesy w życiu zawodowym, ale gdy tylko do czegoś doszła, to zaraz z tego rezygnowała. Była w związkach, ale zawsze ona z nich uciekała. Taka "uciekająca panna młoda". I znowu powodem byli rozwiedzeni emocjonalnie jej rodzice.
Niesamowite, ale prawdziwe.
Re: Rozwód po katolicku
Ja jestem dowodem na to, że terapia DDA daje rezultaty, wolę być sama bez męża niż z toksyczną matką w komitywie. Ja jako DDA zawsze chciałam sprostać jej wymaganiom, żeby mnie kochała. Na szczęście mi przeszło i życzę takiego podejścia do sprawy twojej żonie Sefie.
Re: Rozwód po katolicku
Jacku, zgadzam się z tym co piszesz, czyli przyznaję do błędu podczas pisania swego postu.jacek-sychar pisze: ↑12 gru 2021, 19:23PavelPavel pisze: ↑12 gru 2021, 12:45 Pogubieni się przyciągają.
Osoba ze zdrowo funkcjonującej rodziny wg mnie nie ma szans w taką dysfunkcyjną rodzinę „wdepnąć”. Bo ma system alarmowy który przed ślubem da o sobie znać.
Jedyne wyjątki od tej „reguły” to relacje z wybitnie potrafiącymi się zakamuflować psychopatami.
Nie do końca zgadzam się, że osoba ze zdrowo funkcjonującej rodziny nie ma szans wdepnąć w osobę z rodziny dysfunkcyjnej, szczególnie w dorosłe dziecko.
Otóż na początku mojego małżeństwa było całkiem dobrze. Oczywiście było kilka sytuacji, które obecnie byłyby dla mnie sygnałem ostrzegawczym, ale wtedy ani nie miałem wiedzy o dorosłych dzieciach, ani o zachowaniu kobiet.
Gdy było ciężko materialnie, gdy mieliśmy kłopoty z mieszkaniem, to dalej wszystko było dobrze. Można powiedzieć, że rozumieliśmy się bez słów. Dopiero potem, gdy nasza sytuacja materialna i mieszkaniowa się ustabilizowała, a dzieci trochę podrosły, zaczęły się schody. Dlaczego? Więcej pieniędzy spowodował zmianę zachowania żony. Przestała być oszczędna, wpadła w zakupoholizm. Do tego ostatnim gwoździem do trumny mojego małżeństwa stała się taryfa telefoniczna "darmowe wieczory i weekendy". Po południu były seriale a od wieczora godzinne rozmowy z psiapsiółkami i rodziną. I gdy wszyscy już się zgodzili na kochanka i go zaakceptowali, to co ja miałem już mieć do powiedzenia?
A każde dorosło dziecko jest patologicznym kłamcą. Czy to potrzeba, czy nie. Bo nauczyło się w dzieciństwie, że mówienie prawdy jest niebezpieczne i może się skończyć kłopotami, a mówienie kłamstwa zwykle jest bezpieczniejsze. Oczywiście ta taktyka sprawdza się tylko w patologicznych rodzinach, ale my przecież o takich mówimy, bo z jakich rodzin wywodzą się dorosłe dzieci?
Czy jest inne tego wytłumaczenie?
No, chyba że ja pochodzę z rodziny totalnie dysfunkcyjnej, a tego do tej pory nie zauważyłem.
Niezależnie jednak od właściwego rozwiązania, serdecznie polecam książkę:
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010
Uważam nawet, że kto tej książki nie przeczytał, to nie powinien zabierać głosu w dyskusji o dorosłych dzieciach.
Ten margines wyjątków od reguły jest jednak szerszy niż tylko wyjątkowo dobrze kłamiący psychopaci.
Zagalopowałem się, przesadziłem.
Nie zmienia to całości, że to wyjątki od reguły, nawet przy takiej ilości osób z rodzin dysfunkcyjnych.
Nie zmienia to również mojej sugestii, że warto rodzinie pochodzenia przyjrzeć się poprzez rożne nowe instrumenty.
Ale finalnie, może być przecież jak opisujesz, że symptomy są dość niewidoczne w określonych okolicznościach i poprzez inne, albo z czasem wybuchają po dłuższym czasie, czasami po wielu latach.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Re: Rozwód po katolicku
Pavel
Nie ma co pisać o błędach. Po prostu (ale na szczęście dla Ciebie) nie zostałeś tak doświadczony kontaktem z dorosłym dzieckiem.
A u mojej żony to był trójpak (DDA, DDD i DDRR).
Zaraz po ślubie mówiła na wsi, skąd pochodziła, że nigdy nie zrobi swoim dzieciom tego, co jej zgotowali rodzice, a jak się skończyło?
I jeszcze osobiste moje wspomnienie dosłownie z ostatnich dni.
Mój najmłodszy syn robił porządki w mieszkaniu po mojej wyprowadzce i znalazł zaproszenie na mój ślub. I mówił mi potem, że zrobiło mu się przykro.
To są skutki mało ważne, ale są i ważniejsze.
Pozdrawiam
Nie ma co pisać o błędach. Po prostu (ale na szczęście dla Ciebie) nie zostałeś tak doświadczony kontaktem z dorosłym dzieckiem.
A u mojej żony to był trójpak (DDA, DDD i DDRR).
Zaraz po ślubie mówiła na wsi, skąd pochodziła, że nigdy nie zrobi swoim dzieciom tego, co jej zgotowali rodzice, a jak się skończyło?
I jeszcze osobiste moje wspomnienie dosłownie z ostatnich dni.
Mój najmłodszy syn robił porządki w mieszkaniu po mojej wyprowadzce i znalazł zaproszenie na mój ślub. I mówił mi potem, że zrobiło mu się przykro.
To są skutki mało ważne, ale są i ważniejsze.
Pozdrawiam
Re: Rozwód po katolicku
Jacek,jacek-sychar pisze: ↑13 gru 2021, 8:39 Pavel
Nie ma co pisać o błędach. Po prostu (ale na szczęście dla Ciebie) nie zostałeś tak doświadczony kontaktem z dorosłym dzieckiem.
A u mojej żony to był trójpak (DDA, DDD i DDRR).
Zaraz po ślubie mówiła na wsi, skąd pochodziła, że nigdy nie zrobi swoim dzieciom tego, co jej zgotowali rodzice, a jak się skończyło?
I jeszcze osobiste moje wspomnienie dosłownie z ostatnich dni.
Mój najmłodszy syn robił porządki w mieszkaniu po mojej wyprowadzce i znalazł zaproszenie na mój ślub. I mówił mi potem, że zrobiło mu się przykro.
To są skutki mało ważne, ale są i ważniejsze.
Pozdrawiam
Moja żona również porównywała małżeństwo swoich rodziców do naszego. Jeszcze przed ślubem mówiła że jej małżeństwo takie nie będzie. Ogólnie sporo rzeczy miało być innych niż jej dzieciństwo i małżeństwo jej rodziców, miała duże oczekiwania którym ani ja ani ona nie sprostaliśmy. Z książki która poleciłeś a którą czytam to moja żona jest DDD + DDRR ale emocjonalnie.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jan Paweł II