Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

nałóg pisze: 28 sty 2022, 15:11
Firekeeper pisze: 28 sty 2022, 11:17 Ciągle mam obawy, że przestanę go kontrolować, a on np. nawiąże z kimś znajomość i zacznie się wszystko od nowa, a ja nawet się nie zorientuję
a jak będziesz kontrolować to uważasz, że to 100% eliminuje takie zagrożenia?
Wiem, że nie eliminuję zagrożenia. Tu nie chodzi o eliminowanie zagrożenia, a bardziej moją obawę o to, że nie będę świadoma, że np. znów coś jest nie tak, a ja o tym nie wiem. I chciałabym właśnie się tej obawy pozbyć, ale jednocześnie zastanawiam czy, to nie naiwność.

Firekeeper pisze: 28 sty 2022, 11:17 Ale to jest błędne koło i zastanawiam się jak to ogarnąć, żeby było dobrze. Chce to zakończyć ale ciągle mam z tyłu głowy ,, jesteś naiwna" ,, znów Cię oszuka" itp.
Jesteś bezsilna wobec potencjalnego zagrożenia lecz nie bezradna . Relacja, komunikacja ,sposób porozumiewania się, wyrażania uczuć, dialog małżeński ..... jesteś stroną i jak to będziesz realizować zależy od Ciebie. Nie można iść bezpiecznie do przodu z głowa zwróconą do tyłu.......

Możę przemedytujesz tę sytuację przy pomocy tej modlitwy?:

O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Właśnie tak to odbieram na stan dzisiejszy. Nie mogę iść do przodu z zwróconą głową. Dlatego zamknęłam przeszłość i nie będę do tego wracać w relacji z mężem. To jest jeden z kroków, który podjęłam. Najcięższy dla mnie krok właśnie to zaufać na tyle, by przestać kontrolować. Choć wiem, że to bezsensu.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: marylka »

Nie wiem jak to odbierzesz ale ja mam taki stosunek do męża że on jest wolny
Nie kontroluję go bo ufam Bogu
Już tyle razy dowudy wpadły mi w ręve mimo braku kontroli że wiem po prostu wiem że i tym razem mi wpadną.
Natomiast nie wiem czy ktoś ufa po zdradzie
Ja nie
Ja wiem że człowiek jest do wszystkiego zdolny

Dla mnie najważniejsza jest świadomość że nic nie muszę
Nie muszę nikomu z niczego się tłumaczyć.
A jeżeli ewentualną zdrada mnie przerośnie - też nie muszę niczego.
Mój mąż jest wolny
Ale i ja jestem wolna
I jeżeli sytuacja mnie przerośnie - odejdę

Już nieraz czytałam tu osądy mojej postawy co powinnam a co nie

Piszę szczerze - męża będę kochać zawsze.
Ale czy zawsze z nim będę - to już nie zależy tylko ode mnie
Bo już odrzuciłam i kontrolę i spinę i jest mi dobrze.
I chcę żyć a nie męczyć się.
Mam wiele powodów do życia i chcę się w to zaangażować a nie za bezsensownym lataniem za mężem na którego i tak nie mam wpływu

Pozdrawiam
_Michal_
Posty: 52
Rejestracja: 17 gru 2021, 12:19
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: _Michal_ »

marylka pisze: 28 sty 2022, 18:22 Natomiast nie wiem czy ktoś ufa po zdradzie
Ja nie
Ja wiem że człowiek jest do wszystkiego zdolny
Ja po pierwszej zdradzie żony zaufałem na nowo, nie kontrolowałem jej, mimo że momentami zachowywała się podejrzanie, mam na myśli czas zaraz po tym jak do siebie wróciliśmy.
Już w jednym temacie napisałem jak się to skończyło: mimo, że lampki świeciły na czerwono i głupi powinien się domyśleć, że "coś tu nie halo" ja się nie domyślałem, bo mi obiecała, że się to więcej nie powtórzy.
A może nie chciałem się domyśleć? Trudno ocenić.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

marylka pisze: 28 sty 2022, 18:22 Nie wiem jak to odbierzesz ale ja mam taki stosunek do męża że on jest wolny
Nie kontroluję go bo ufam Bogu
Już tyle razy dowudy wpadły mi w ręve mimo braku kontroli że wiem po prostu wiem że i tym razem mi wpadną.
Natomiast nie wiem czy ktoś ufa po zdradzie
Ja nie
Ja wiem że człowiek jest do wszystkiego zdolny

Dla mnie najważniejsza jest świadomość że nic nie muszę
Nie muszę nikomu z niczego się tłumaczyć.
A jeżeli ewentualną zdrada mnie przerośnie - też nie muszę niczego.
Mój mąż jest wolny
Ale i ja jestem wolna
I jeżeli sytuacja mnie przerośnie - odejdę

Już nieraz czytałam tu osądy mojej postawy co powinnam a co nie

Piszę szczerze - męża będę kochać zawsze.
Ale czy zawsze z nim będę - to już nie zależy tylko ode mnie
Właśnie doszłam do podobnego zdania. Mąż jest wolny i ja jestem wolna. Jesteśmy niezależnymi jednostkami, o różnych zainteresowaniach, różnych poglądach i innych charakterach ale realizujący wspólnie misję małżeństwo. Jeśli przyjdzie nam jednak żyć oddzielnie też się da.
Bo już odrzuciłam i kontrolę i spinę i jest mi dobrze.
I chcę żyć a nie męczyć się.
Mam wiele powodów do życia i chcę się w to zaangażować a nie za bezsensownym lataniem za mężem na którego i tak nie mam wpływu
Właśnie o to mi chodzi. Mnie to męczy kontrolowanie. Nie jest mi z tym dobrze. Chce to puścić wolno. Co będzie. Do tej pory angażowałam się ze strachem i jednak z negatywnym podejściem i z niezamkniętą przeszłością i nie było dobrze.
Natomiast nie wiem czy ktoś ufa po zdradzie
Ja nie
Ja wiem że człowiek jest do wszystkiego zdolny
Czyli jednak mimo braku zaufania układa Wam się dobrze?
Ja nie chcę żeby mój brak zaufania powodował, nieracjonalną zazdrość i właśnie chęć kontroli. To właśnie muszę sobie poukładać.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nino »

Moim zdaniem idziesz w dobrym kierunku.
Odpuszczenie sobie kontroli. To na pewno jest uwalniajace, choć ja mam jeszcze napadowe lęki, ze cos się dzieje..Ale to juz rzadko. Chyba sie tez po prostu starzeję i moj maz tez.

Podobnie jak Marylka, jesli maz zdradzi, ja sie dowiem i to mnie przerosnie: tym razem odejde. Zdrada/y?? mego meza pozostaly pelne niedomowien: nigdy nie dowiem sie, ile w nich czego bylo, a ile moich dopowiedzen.
Maz szczerze sie przede mna nie otworzyl w tym temacie. Uwazam to za tchorzostwo, ale nie zmusze go. Jak to sie mowi: przestalam tykac g....

Lepiej mi sie zyje, gdy przylozylam rękę do pługa i wstecz sie nie oglądam.
A z tym zaufaniem do meza....Hmmm, szczerze? To mnie sie nie chce juz tak o to zabiegac. Szkoda mi czasu. Czas pedzi jak szalony. Staram sie jak najwiecej czerpac z tego, ze nastąpilo polepszenie. Praca nad sobą tez zabiera mi duzo czasu i energii. Ale lepsze to, niz ciągle rozkminianie malzonka.
Odmawiaj egzorcyzm malzenski, jak odczuwasz niepokoj.
Pozdrawiam !
_Michal_
Posty: 52
Rejestracja: 17 gru 2021, 12:19
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: _Michal_ »

Nino pisze: 28 sty 2022, 22:10 Moim zdaniem idziesz w dobrym kierunku.
Odpuszczenie sobie kontroli. To na pewno jest uwalniajace, choć ja mam jeszcze napadowe lęki, ze cos się dzieje..Ale to juz rzadko. Chyba sie tez po prostu starzeję i moj maz tez.
A masz jakąś terapię? Bo ja tych lęków nie leczyłem i zmagałem się z nimi przez 11 lat, wyniszczyło mnie to mocno i pewnie rodzinę też.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: marylka »

Firekeeper pisze: 28 sty 2022, 18:53
Czyli jednak mimo braku zaufania układa Wam się dobrze?
Ja nie chcę żeby mój brak zaufania powodował, nieracjonalną zazdrość i właśnie chęć kontroli. To właśnie muszę sobie poukładać.
To że nie ufam mężowi nie znaczy że mu o tym przypominam

Szczerze to ja nawet nie wiem czy mąż wie że mu nie ufam.

Już dawno mieliśmy taką rozmowę że po tym wszystkim niemożliwe jest żebym ja mu uwierzyła.
Powiedział wtedy że będzie się starał
I ja nawet widzę i doceniam te starania.
Dlatego nam się układa bo żyjemy dniem dzisiejszym


Ja myślę że na początku małżeństwa popełniłam błąd wierząc mu bezgranicznie
I się na tym nieźle przejechałam.
To piękne obdarzać kogoś takim uczuciem
Tyle że małżonek to człowiek a człowiek z natury jest ułomny...

Z jednej strony czuję się odarta z braku koło siebie człowieka któremu właśnie mogłabym zaufać.
Z drugiej strony wiem że takie związki istnieją.
Ale w mojej sytuacji tak nie jest i z tym musiałam się pogodzić.
Dlatego staram się doceniać w mężu inne cechy które ma i które pomagają w naszym wspólnym życiu.
To jakoś rekompensuje brak zaufania

Pozdrawiam
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: nałóg »

100% zaufania raczej nie można mieć i to nie tylko do męża czy żony lecz i do siebie też.Znamy siebie tylko na tyle na ile zostaliśmy sprawdzeni.Pewnie tylko do Boga można mieć pełne zaufanie lecz i ono jest skażone własnymi wyobrażeniami.Co pozostaje? Akceptacja i Wdzięczność!!!
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

marylka pisze: 29 sty 2022, 14:46
Firekeeper pisze: 28 sty 2022, 18:53
Czyli jednak mimo braku zaufania układa Wam się dobrze?
Ja nie chcę żeby mój brak zaufania powodował, nieracjonalną zazdrość i właśnie chęć kontroli. To właśnie muszę sobie poukładać.
To że nie ufam mężowi nie znaczy że mu o tym przypominam

Szczerze to ja nawet nie wiem czy mąż wie że mu nie ufam.
Właśnie ja mojemu mężowi aż nadto przypominałam, że mu nie ufam. On zawsze odpowiada tak samo: ,,Wiem, że mi nie ufasz ale postaram się to zmienić"
Zmienia muszę przyznać. Choćby właśnie nie wychodzi i rozmawia przez telefon przy mnie.
Już dawno mieliśmy taką rozmowę że po tym wszystkim niemożliwe jest żebym ja mu uwierzyła.
Powiedział wtedy że będzie się starał
I ja nawet widzę i doceniam te starania.
Dlatego nam się układa bo żyjemy dniem dzisiejszym
Dlatego właśnie zamknęłam przeszłość. Staram się żyć tym co jest dziś. Na razie czuję się z tym dobrze. Nawet bardzo dobrze. Doceniam jego starania i staram się je zauważyć. Kiedyś złość, uprzedzenia i duma nie pozwalały mi ani przeprosić go ani podziękować. Wszystko z mojej strony to były rozkazy i rozliczanie.
Z jednej strony czuję się odarta z braku koło siebie człowieka któremu właśnie mogłabym zaufać.
Z drugiej strony wiem że takie związki istnieją.
Ale w mojej sytuacji tak nie jest i z tym musiałam się pogodzić.
Dlatego staram się doceniać w mężu inne cechy które ma i które pomagają w naszym wspólnym życiu.
To jakoś rekompensuje brak zaufania
Czyli można 😊 Dajesz nadzieję, że i nasz związek w końcu po tylu latach kryzysu wyjdzie na prostą. Bardzo dobra terapeutka się trafiła. Mam wrażenie, że przez zaledwie kilka wizyt szybciej postawiła mojego męża na nogi i przy okazji mnie niż poprzedni terapeuci. Albo po prostu czas zrobił swoje. Bo mija ok 3 lat jak mąż zaczął terapie.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nino »

Nino pisze: ↑Moim zdaniem idziesz w dobrym kierunku.
Odpuszczenie sobie kontroli. To na pewno jest uwalniajace, choć ja mam jeszcze napadowe lęki, ze cos się dzieje..Ale to juz rzadko. Chyba sie tez po prostu starzeję i moj maz tez.
A masz jakąś terapię? Bo ja tych lęków nie leczyłem i zmagałem się z nimi przez 11 lat, wyniszczyło mnie to mocno i pewnie rodzinę też.

Jak miałam ostatnio taki napad lęku, to zadzwoniłam do dobrej i mądrej znajomej, która zna moją historię i powiedziałam jej:
- Słuchaj, jeśli uważasz, że tworzę konfabulacje i mam problem, to mi powiedz.
- Tak. Tworzysz.
I otrzeźwiło mnie to.
Jak przychodzi napad, to...przyjmuję go, a potem decyduję o tym, aby mu nie ulegać ( czasami potrzebny mi taki kop, jak od zaufanej koleżanki).
Jestem w Krokach. Wierzę, że doprowadzą mnie m.in. do szczerego i autentycznego wybaczenia mężowi jego przewinien oraz ( to juz sie dzieje ) (na)uczą mnie przyjmować jakies kolejne ciosy od losu i niedoskonałości pozycia malzenskiego z pogoda ducha, akceptacją i nawet wdziecznoscią ;)
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Było miło i się skończyło tym razem dołączę do grona kobiet na amen zamkniętych na swojego męża i podążę jedyną drogą, która mi została.
Mieliśmy rozpocząć terapię dla par żeby umocnić związek niestety trzeba to zamienić na mediacje. Mój mąż jest niereformowalny, ani psychiatra, ani leczenie depresji, ani kolejny terapeuta nie są w stanie nic z nim zrobić. Na stan obecny, wyprowadził się ponownie z sypialni, zajęty jest wieczorami tylko swoim telefonem. Wraca z pracy i jedzie do matki. Mi przestał pomagać. Jest mu na rękę, że przestałam się do niego i ja odzywać, nie ma już sensu żaden kontakt między nami. Wybrał.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Firekeeper, piszesz, że twój mąż wybrał. Jeżeli jest osobą uzależnioną, niczego nie wybiera. Funkcjonuje w rytmie swojego nałogu. Dla wielu uzależnionych, ale też dla ich rodzin oznacza to górki, a potem dołki.

Każda górka, czyli na przykład zaczęta terapia, albo i poprawa funkcjonowania niezwiązana z terapią, więcej uwagi dla domowników, dzieci, żony, większy spokój, empatia, bliskość rozbudzają ogromną nadzieję, radość i dają ułudę bezpieczeństwa. A potem dochodzi do załamania, rozczarowania, bo uzależniony robi po jakimś czasie to, co robi uzależniony. Zaczyna coraz więcej zawalać i wraca na stare tory.

Funkcjonowaliśmy tak z mężem wiele lat. Górka, dołek. Mylnie uważałam, że mam wybór i mąż go ma. I mylnie sądziłam, że górki to objaw naszego zdrowienia. Byłam też pewna, że te górki to efekt moich działań, starań, perswazji, współpracy. W jakimś sensie tak. Moja presja na jakiś czas motywowała męża do lepszego ukrywania nałogu i większego zaangażowania. Moja współpraca z mężem, współuczestniczenie w jego nałogach i uwikłaniach także dawały efekt górki. Górki były też gdy negocjowalismy moją zgodę na niektóre używki, wydawało mi się wtedy że kontroluję nałóg męża (chociaż nie był w moich oczach uzależniony :shock: ) i teraz mniej szkodliwie używa używek, bo rozmawialiśmy i sądziłam, że mąż już "zrozumiał". Wszystkie górki trwały do czasu, aż mąż osiągał swoją granicę i ponownie zapadał się w nałóg. A potem ja osiągałam swoją. A potem znów górka. A potem dołek.

Takie cykle nie przerwą się dopóki nie osiągnie się swojego dna. Od tego dna można odbijać się na różne sposoby.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Ruta ja mam wybór. Nie chcę już z nim być. Palę obecnie wszystkie mosty. Nie będę się psychicznie wykańczać tymi górkami i dolinami. Od 2019 roku zaliczył dwie terapie i leczenie psychiatryczne. Pomogło? A skąd. To jest bez sensu.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 7:45 Ruta ja mam wybór. Nie chcę już z nim być. Palę obecnie wszystkie mosty. Nie będę się psychicznie wykańczać tymi górkami i dolinami. Od 2019 roku zaliczył dwie terapie i leczenie psychiatryczne. Pomogło? A skąd. To jest bez sensu.
Hmm... taka luźna tylko uwaga - nie trzeba "palić mostów", aby z kimś "nie być".
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Trzeba spalić doszczętnie. Tak żeby popiół nawet nie został. Bo moja wrodzona naiwność za pół roku się odezwie i od nowa będzie to samo.
ODPOWIEDZ