Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ewuryca

Re: Never ending story

Post autor: Ewuryca »

Firekeeper odnajduję siebie w tym twoim poszukiwaniu odpowiedzi. Kiedyś miałam ogromną potrzebę zrozumieć zachowania i działania nie-męża, jednocześnie nic co czytałam nie przynosiło odpowiedzi 'dlaczego', i szczerze ci powiem, że nigdy takiej odpowiedzi nie znalazłam, za to przyszedł moment kiedy przestałam jej szukać i dało mi to wolność. Z czasem też wyszło na jaw, że wszystkie tłumaczenia nie-męża były po prostu kłamstwem. Psycholog od początku uczyła mnie zostawienia tego i leczenia siebie a nie jego. Według mnie prawdziwe uzdrowienie nas samych ma dopiero wtedy miejsce kiedy zachownaie męża nie ma wpływu na nasze poczucie wartości. Czyli czujesz sie atrakcyjna bez względu na to czy mąż z tobą współżyje czy nie, bo wiesz że to jest jego problem a nie twój, inny przykład to taki, że zachownaie mężą nie powoduje takich strasznych zranień o których tu wspominały dziewczyny bo wiesz że twoja wartość nie zależy od tego czy mąż ma romans czy nie. Nie znaczy to oczywiście, że mamy się z automatu zgadzać na coś co nas krzywdzi ale znaczy to tyle, że widzę racjonalnie co jest moją winną a co nie, co ja mam do naprawy w sobie a co jest poza moją kontrolą. Według mnie jak znajdziesz w sobie takie poczucie godnośći to będziesz wiedziała czego chcesz a czego nie w kontaktach z mężem, więc zgadzam się z Niepoprawnym, że powinnaś zająć się sobą narazie a nie mężem. Skoro nie chcesz narazie szukać nigdzie pomocy dla siebie z zewnątrz to ja polecam ci dwie książki, od których zaczynałam terapie. pierwsza to "kobiety, które kochają za bardzo" (jakoś pasujesz mi do opisywanych tam przykładów), druga to "koniec współuzależnienia".
Ewuryca

Re: Never ending story

Post autor: Ewuryca »

Caliope pisze: 19 lut 2023, 23:29
nałóg pisze: 19 lut 2023, 22:29 Caliope, wg mnie wyjście z czynnego uzależnienia (każdego) jest łaską i cudem.Przyznają to nawet ci co mają dość trudne relacje z Bogiem(Siłą Wyższą).Znani mi „negujący” to i nie praktykujący czynnie nałogu są często” czynni na sucho” a ich życie i ich otoczenia to najczęściej „ małpi gaj i ściana płaczu”.
Dla mnie jest to właśnie cud od Boga, cud dla mnie, bo sama przyczyniłam się do tego cudu z Bożą pomocą. Łaska kojarzy się z zasługami, a ja nie zasłużyłam na łaskę, jestem grzeszna,piłam. Na mało zasługuję w życiu, więc dla mnie to zawsze będzie cud, że z tego wyszłam, żyję w abstynencji prawie 15 lat i nie zamierzam być czynna na sucho. Dla mnie to też jest pokora, bo jestem człowiekiem i popełniam błędy.
Caliope, właśnie Łaska oznacza coś za darmo, na łaskę od Boga nikt nie może zasłużyć. Także nasze zbawienie jest Łaską, jeśli ktoś myśli, że na zbawienie da się zasłużyć to jest to handel z Panem Bogiem i może się kiedyś zdziwić.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Nasze małżeńskie przygody dzielę na dwa okresy ten długi, który był związany z totalną destrukcją z obu stron. I ten od roku, który jest progresem i rewolucją.

Jesteśmy z mężem jak dwie szklanki, które przez tyle lat były puste. Skupialiśmy się na brakach. Tego czego nie mamy, szukając zastępstwa w nałogach. Mój mąż nie miał oczekiwań, a ja ich miałam za dużo. Wzajemnie się niszczyliśmy. W tym roku udało nam się te szklanki zapełnić. Ja skupiłam się na tym, czego mężowi zawsze brakowało czyli na docenieniu go, szacunku, chwaleniu. Mąż wypełnił moją szklankę drobnymi gestami, spokojnymi rozmowami. Myślę, że dzięki temu, że moja szklanka ma zasoby, czyli te wszystkie pozytywne chwile jestem w stanie ruszyć do przodu.

Moje założenia jakich podjęłam się przez ten rok okazują się słuszne.

Zamykając przeszłość jestem wstanie patrzeć na teraźniejszość. Więc ten styczeń nie spowodował lawiny wyrzutów jak to mój mąż w przeszłości mnie zawodził i nie daję się wciągnąć w rozmyślanie o przyszłości. Dzięki temu nie mam stanu załamania i beznadziei jakie miałam kiedyś.

Nauka komunikacji pomogła mi zapanować nad moimi emocjami. Nie męczyłam męża długimi wyczerpującymi pełnych emocji rozmowami bez sensu. Raz mi się zdarzyło ale się zorientowałam, że próbuje wzbudzić w nim poczucie winy i chcę kontrolować i manipulować więc się wycofałam. I to jest mój sukces. Nie daję się w to wciągnąć. Dzięki temu nie doszło do wzajemnego obwiniania się, rzucania słów które i tak nie mają sensu, a mają zranić. Nie doszło do psychicznego maltretowania się i do krzyków.

Na wpadkę męża też patrzę inaczej. Nie biorę tego do siebie. Bo przez ten rok czułam się szczęśliwą żoną i chcę dalej tak się czuć. Czerpię z zgromadzonych zasobów. Dzięki temu nie odbieram jej jako porażkę i bezsens, a kolejne doświadczenie. Nie czuję się idiotką, która naiwnie robiła wszystko byle było dobrze, a znów nie wyszło. To co robiłam przez rok żeby było dobrze, pozytywnie wpłynęło na mnie, bo podjęłam się rewolucji. Po za tym uświadomiłam sobie, że jestem współuzależniona i otworzyłam się na ten temat. I wiem ile jeszcze jest przede mną pracy.

Też zdałam sobie sprawę, że ja bym chciała wszystko na już i żeby było idealnie. Tak się nie da. Jeśli tyle lat żyliśmy w destrukcji to nie mogę oczekiwać, że już zawsze będzie dobrze. Dlatego w tej kwestii też chcę sobie odpuścić. Ja też mam swoje porażki i powracanie czasami automatyczne do niektórych zachowań, a oczekuje od męża perfekcjonizmu.

Więc zgodnie z tym co czuję i jak czuję idę dziś na randkę, bo chcę i tego potrzebuję. Nie będę jak kiedyś rezygnować i czuć się z tym źle lub czekać na to aż mąż będzie mnie namawiał lub wchodzić w inne akcje.

Dalej zamierzam pracować nad poprawą komunikacji. Co raz lepiej wychodzi mi mówienie mężowi czego chcę, a czego nie.
Ale nie tylko jemu. Zobaczyłam, że mam ogromny problem odmawiać innym. I często godzę się na coś co mi nie leży. Więc w ostatnim tygodniu udało mi się odmówić dyrektorce szkoły spotkania, na które zaprosiła mnie w ostatniej chwili. Kiedyś bym się zgodziła i poleciała jak głupia zmieniając na ostatnią chwilę plany, bo przecież to dyrekcja. Także każdy taki sukces mały jest dla mnie motywacją.

Kupiłam też sobie książkę ,,Porozumienie bez przemocy " Prezent na walentynki.
Mam co czytać, mam czym zająć głowę, a dziś po południu same przyjemności 😊 Na samą myśl, że wyjdę z domu bez dzieci już mnie uszczęśliwia. A oto też chodzi, żeby dalej kontynuować w naszym małżeństwie odstresowywanie się.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: ozeasz »

Firekeeper dobrze mi sie czyta to Twoje dzisiejsze świadectwo, pogody ducha i wytrwałości w obranej drodze.

Ewuryca odnajduje własne doświadczenia w tym co powyżej napisałaś, im dłużej jestem w kryzysie i staram się iść z Jezusem tym bardziej widzę że jedyna osoba na którą mam wpływ jestem ja sam i za Rosenbergiem powtórzę że nikt nie może mnie zranić, skrzywdzić jeśli ja się na to nie zgodzę, a to tylko rodzi pytanie skąd we mnie jest zezwolenie na takie myślenie?

Zarazem to pobudza mnie do wielkiej nadziei i optymizmu mimo okoliczności i chęci życia Ewangelią i okazywaniu Jej innym w swoim życiu, Dobra Nowina - Miłość w Jezusie Chrystusie objawiona nam ludziom jest rzeczywistością której nic przyćmić nie może, chyba że my sami.
Przytoczę tu cytat z listu do Rzymian św. Pawła 8, 35 -39:
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane:
Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień,
uważają nas za owce przeznaczone na rzeź14.
Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Za każdym razem słuchając tych słów zdaję sobie sprawę że jestem jedyną osobą która może to uczynić, ja mogę odłączyć się od Jezusa, proszę o to Jezusa by tak się nigdy nie stało ale świadomość że sam mogę się od Niego odwrócić jest dla mnie przestrogą i wskazaniem, że jest we mnie tyle słabości, że tylko łaska Boga (nie wiem dlaczego, tylko Miłość to tłumaczy) podtrzymuje mnie w dążeniu do Niego.

I jeszcze Firekeeper przypomniała mi się jedna moja myśl, o której niebacznie zapomniałem: wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, małżonkowie sakramentalni poza tym są widzialnym znakiem niewidzialnej obecności Boga i Bożej miłości. Z tego też względu jesteśmy na pierwszej linii frontu, bok w bok z kapłanami, rozbicie małżeńskiej jedności jest celem ojca kłamstwa i oskarżyciela naszych braci.
Kiedyś uświadomiłem sobie że nie ja jestem jedyną ofiarą w naszym małżeństwie, a jesteśmy jako małżonkowie razem ofiarami zwiedzenia i jego bezpośredniego uderzenia, diabeł w swej przebiegłości każdego z nas osobno atakuje tam gdzie jesteśmy najsłabsi, dodatkowo poróżniając nas, wbijając klin między małżonków wytrąca nam oręż wynikający z sakramentalnego małżeństwa, jedność obrazującą komunię Boga samego.

Przegrywamy kiedy widzimy w sobie nawzajem nieprzyjaciela, wroga i w tym realizujemy plan diabła którego jedno z imion to ten który dzieli.

Tu nikt nie jest lepszy, gorszy, bardziej czy mniej grzeszący, przegrywamy gdy pozwalamy by to kłamstwo żyło własnym życiem, kiedy jeden i drugi staje razem ramię w ramię, równy w godności do obrony tego co Bóg nam ofiarował, stajemy się na nowo świadectwem w tym świecie, świadectwem Jego obecności, miłości i działania.

Możemy być pewni że w tej walce On idzie przed nami, obyśmy się nie pogubili w tej drodze i z niej nie zeszli myśląc tylko o sobie.

Szczególnie ten czas Wielkiego Postu i rozpoczęte dzisiaj 40dniowe nabożeństwo - adoracja Najświętszego Sakramentu będzie czasem refleksji, przemiany i powrotu do realizacji Bożej wizji w naszym życiu, naszych małżeństwach i rodzinach. Pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 20 lut 2023, 0:51 Odpowiadając zbiorczo na kwestię obsesji, powodów, przyczyn nałogu i pretekstów.

To co przyczynia się do rozwoju nałogu, na przykład ekspozycja na dym tytoniowy w dzieciństwie, reklamy, dostępność nie jest powodem nałogowych zachowań. Nie dlatego palacz pali, że jego mama paliła w czasie karmienia, a kowboj na plakatach był kwintesensją przygody i męskości, ale dlatego, że jest uzależniony.

Z perspektywy osoby uzależnionej nie ma się obsesji, ma się za to powody, preteksty, a także usprawiedliwienia (mama paliła).

Z perspektywy osoby zdrowej palacz (i każdy inny uzależniony) żyje w obsesji. Którą sobie racjonalizuje. Wynajdując kolejne, bardziej lub mniej absurdalne, powody i usprawiedliwienia dla kontynuowania szkodliwych w oczywisty sposób zachowań.
Palenie paczki dziennie jest obsesją. Picie codziennie alkoholu lub upijanie się co weekend jest obsesją. Zapozyczanie się na kasyno lub na zaklady jest obsesją. Onanizowanie się po kilka godzin jest obsesją. Sypianie z kim popadnie jest obsesją. Ale zadna osoba w tej obsesji tego o sobie nie wie. Kazda za to poda wiele powodów dla których robi co robi. Wszystkie absurdalne. I usprawiedliwień. Absurdalnych.

Ja na przyklad paliłam, bo... lubiłam, bo miałam do tego prawo, bo nikomu tym nie szkodziłam, bo potrzebowałam się zrelaksować lub uspokoić albo nagrodzić się, bo sama na to zarabiałam, bo pomagało mi to w trudnościach z oddychaniem, bo pomagało mi to w kontaktach społecznych, bo dzięki temu miałam przerwę w pracy, bo szybciej nawiązywałam więzi na konferencjach, bo kawa i papieros to był zestaw idealny. Zdrowa osoba postuka się w głowę przy każdym z tych powodów. Przy niektórych kilka razy.

Paliłam także "nie ze swojej winy". Winni byli dorośli, którzy przy mnie palili, reklamy, filmy z mojego dzieciństwa, osoby, które łamały prawo i sprzedawały mi papierosy, gdy byłam młodziutka, fałszywe wizje doroslości, fałszywy obraz przyjemności z nałogu. To wszystko były czynniki, które przyczyniły się do rozwoju nałogu. Ale żaden z nich nie był powodem, bym sama sobie szkodziła. Ja je sobie stosowałam jako usprawiedliwienie. Co pozwalało mi kontynuować szkodliwe zachowanie - czyli palenie.

Paliłam z jednej tylko przyczyny. Jestem uzależniona i w tej sferze nie mam i nie będę już nigdy mieć zadnej kontroli. Nawet jeden paieros, albo pół, oznaczają dla mnie powrót obsesji, którą zapewne natychmiast zracjonalizuję, od nowa wchodząc w system iluzji i zaprzeczeń. Przerobiłam.

Nie bylo nigdy powodu bym paliła i nadal takiego nie ma. Ale możliwe, że jeszcze kiedyś sobie jakiś wymyślę.

Mogę wrócić do nalogu takze inną drogą. Przez nawrót obsesji. To się odzywa najczęściej jako głód. Pierwsze co zostało mi na drodze Łaski zabrane. I co czasem wraca. I z czym powoli uczę się sobie radzić. Szczególnie z tym, czego mam unikać, by głód się nie pojawiał.
Mam swoje wyzwalacze. Nie jest prosto. Jak już głód się pojawi i go przetrzymam, to wywala mi w kompulsjach. Podjadam. Wkurzam się. Gram w głupie gry na telefonie. Trzeba byc ostrożnym, łatwo sobie zacząc szkodzic na inne sposoby. Ale też ufam. Że skoro zwrócilam się o pomoc do Boga i ją dostalam, to teraz to z czym się mierzę choc trudne, jest potrzebne. Jeszcze nie wiem co się robi w fazie kompulsji. Ale pewnie się dowiem :)

To mam na myśli mówiąc o wspólpracy z Łaską. Ja to potrzebuję przepracować, nauczyć się zdrowych mechanizmów, wyprostować swoje myślenie, i swoje głupie przekonania.
Dalej nie widzę w tym wszystkim obsesji, ciągle nawracających myśli i czynności od których nie można się uwolnić. Przecież uzależniony potrafi nie pić, nie brać,nie onanizować się jakiś czas, czyli nie myśli o tym kompulsywnie i bez przerwy. Gdyby tak było, nie dałoby się pracować, żyć, a co dopiero utrzymywać abstynencję .Od razu by się każdy zapił na śmierć, myśląc obsesyjnie o piciu i realizowałby to tak długo, aż by umarł. Nałóg nie jest obsesją, a po prostu nałogiem.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Ewuryca pisze: 20 lut 2023, 9:46
Caliope pisze: 19 lut 2023, 23:29
nałóg pisze: 19 lut 2023, 22:29 Caliope, wg mnie wyjście z czynnego uzależnienia (każdego) jest łaską i cudem.Przyznają to nawet ci co mają dość trudne relacje z Bogiem(Siłą Wyższą).Znani mi „negujący” to i nie praktykujący czynnie nałogu są często” czynni na sucho” a ich życie i ich otoczenia to najczęściej „ małpi gaj i ściana płaczu”.
Dla mnie jest to właśnie cud od Boga, cud dla mnie, bo sama przyczyniłam się do tego cudu z Bożą pomocą. Łaska kojarzy się z zasługami, a ja nie zasłużyłam na łaskę, jestem grzeszna,piłam. Na mało zasługuję w życiu, więc dla mnie to zawsze będzie cud, że z tego wyszłam, żyję w abstynencji prawie 15 lat i nie zamierzam być czynna na sucho. Dla mnie to też jest pokora, bo jestem człowiekiem i popełniam błędy.
Caliope, właśnie Łaska oznacza coś za darmo, na łaskę od Boga nikt nie może zasłużyć. Także nasze zbawienie jest Łaską, jeśli ktoś myśli, że na zbawienie da się zasłużyć to jest to handel z Panem Bogiem i może się kiedyś zdziwić.
Rozumiem, że w takim razie każdy otrzymuje łaskę,ale nie każdy ją wykorzystuje ? być może nie potrafi jej wziąć i nie może wyjść z nałogu. Tak to rozumiem, jak np. mąż Firekeeper.
Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niepoprawny83 »

Caliope pisze: 20 lut 2023, 19:17
Ewuryca pisze: 20 lut 2023, 9:46
Caliope pisze: 19 lut 2023, 23:29
Dla mnie jest to właśnie cud od Boga, cud dla mnie, bo sama przyczyniłam się do tego cudu z Bożą pomocą. Łaska kojarzy się z zasługami, a ja nie zasłużyłam na łaskę, jestem grzeszna,piłam. Na mało zasługuję w życiu, więc dla mnie to zawsze będzie cud, że z tego wyszłam, żyję w abstynencji prawie 15 lat i nie zamierzam być czynna na sucho. Dla mnie to też jest pokora, bo jestem człowiekiem i popełniam błędy.
Caliope, właśnie Łaska oznacza coś za darmo, na łaskę od Boga nikt nie może zasłużyć. Także nasze zbawienie jest Łaską, jeśli ktoś myśli, że na zbawienie da się zasłużyć to jest to handel z Panem Bogiem i może się kiedyś zdziwić.
Rozumiem, że w takim razie każdy otrzymuje łaskę,ale nie każdy ją wykorzystuje ? być może nie potrafi jej wziąć i nie może wyjść z nałogu. Tak to rozumiem, jak np. mąż Firekeeper.
Arcybiskup Fulton Sheen mówił, że Łaska Boża dla grzesznika jest jak budzik dla śpiącego, budzi człowieka, ale to czy człowiek wstanie czy znów zaśnie zależy już tylko od śpiącego.
Zaufaliśmy miłości.
Lawendowa
Posty: 7688
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Lawendowa »

Przekopiowałam z innego wątku, żeby nie robić offtopu:
Firekeeper pisze: 23 lut 2023, 16:17 Autentyczny przykład z wczoraj. Mąż wyjął bułeczki i rzucił dwa opakowania po nich na środek podłogi w kuchni. Przesunęłam je chociaż pod ścianę. Mąż zrobił sobie zapiekanki, napił się czyli był w kuchni....

Potem jeszcze ułożył z synem klocki. Oczywiście papierki po nich też zostawił na podłodze w salonie.
Przyznaję, że od kilku dni próbuję zrozumieć, ale ... nie potrafię. I o ile druga sytuacja jakoś mniej mnie zaskakuje, to pierwsza wygląda, aż abstrakcyjnie.
Więc zapytam. Czy w innych przestrzeniach np. pracy mąż też tak funkcjonuje i jak zje jogurt to kubek rzuca na środek podłogi w biurze?
Jak w takich okolicznościach nauczyć dzieci sprzątania po sobie? :roll:
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Lawendowa pisze: 27 lut 2023, 20:35 Przekopiowałam z innego wątku, żeby nie robić offtopu:
Firekeeper pisze: 23 lut 2023, 16:17 Autentyczny przykład z wczoraj. Mąż wyjął bułeczki i rzucił dwa opakowania po nich na środek podłogi w kuchni. Przesunęłam je chociaż pod ścianę. Mąż zrobił sobie zapiekanki, napił się czyli był w kuchni....

Potem jeszcze ułożył z synem klocki. Oczywiście papierki po nich też zostawił na podłodze w salonie.
Przyznaję, że od kilku dni próbuję zrozumieć, ale ... nie potrafię. I o ile druga sytuacja jakoś mniej mnie zaskakuje, to pierwsza wygląda, aż abstrakcyjnie.
Więc zapytam. Czy w innych przestrzeniach np. pracy mąż też tak funkcjonuje i jak zje jogurt to kubek rzuca na środek podłogi w biurze?
Jak w takich okolicznościach nauczyć dzieci sprzątania po sobie? :roll:
Dlaczego te papierki po bułkach zostawił na podłodze to i ja nie wiem 🤷 Może był roztargniony. Czasem mu się zdarzy wyjąć pizzę z opakowania, włożyć do piekarnika, ja w tym czasie coś się zapytam, albo dzieci i jego schemat jest zaburzony i zapomina wyrzucić. Ja już przywykłam do tego. Dlatego, wiem że u niego jest tak, że jak coś robi to od początku do końca. I najlepiej jak się skupi na jednej czynności. Ale ogólnie nie mam co narzekać. A dzieci sprzątają, bo ja jestem pod tym względem mocno przewrażliwiona ale, że ostatnio odpuszczam więc mają pokoje nie jak u perfekcyjnej pani domu, a jak normalne nastolatki.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Update

Oswajam lęki. Na początek największy lęk. Boję się powiedzieć, że jestem szczęśliwą żoną i jest dobrze, bo na drugi dzień może się coś zmienić. Ale czas to przeskoczyć. Jestem szczęśliwą żoną, od roku nie wspomniałam mężowi o rozwodzie 😉

Jutro oswajanie kolejnego lęku. Jedziemy we dwoje w samotną podróż w góry, zdobywać kolejny szczyt. Wiem nic takiego. Ale do tej pory czyli od 6 lat jak moj mąż pierwszy raz mnie uderzył na wakacje zaczęliśmy jeździć ale z moimi rodzicami. Jeszcze dwa lata temu jak przestał brać leki na depresję wolałam iść za nim niż przed nim. W tamtym roku poszliśmy sami i było super. Teraz krok dalej.

Jestem tak zestresowana tym wyjazdem, że zdążyłam już posprzątać cały dom jak na święta. Mam wszystko zaplanowane co gdzie i o której. Już mam czarne wizje, że mnie zje niedźwiedź, będziemy mieć wypadek, zlecę z góry. Mój katastrofizm się odzywa. Do tego fobia społeczna. 6 lat jeździmy w to samo miejsce do tej samej Pani, bo ją znam. Teraz jedziemy w obce miejsce i już mam niepokój.

Wszystkie moje lęki są irracjonalne. Ale ten rok to jest pokonywanie ich, a nie siedzenie w domu. Idzie mi raz lepiej, raz gorzej ale generalnie do przodu. Jeszcze cała masa wyzwań przede mną. To co dla innych zwykła codzienność dla mnie rollercoaster.

Z mężem nie kłócimy się w takim stopniu jak kiedyś. Zdarzają nam się gorsze dni. Głównie mój mąż nie radzi sobie jeszcze z emocjami. Dalej potrafi nie powiedzieć mi czegoś od razu tylko trzyma to w sobie i wybucha. Ale ja już na tyle sobie z tym radzę, że nie robię z tego dramatu. Ostatnio przepłakałam cały dzień, bo mąż się źle do mnie odezwał. Miałam takie wizje i myśli, że na drugi dzień sama zreflektowałam, że przesadzam. To moje współuzależnienie się odzywa. Poradziłam sobie z tym, więc kolejny raz kiedy mąż mnie wkurzył nie doszło do dramy z mojej strony.

Są dni kiedy brakuje mi silnych emocji jak kiedyś. Myślę o tym czy mąż mnie jeszcze zdradzi czy nie. Fantazjuję. Na szczęście zamiast dać się pochłonąć wymyślam sposoby na pozytywne emocje. Jak np. Wyjazd jutro z okazji naszej 14 rocznicy ślubu.

Jeszcze dużo pracy przede mną ale jestem szczęśliwa, bo w końcu ja ruszyłam do przodu. Chce mi się zmieniać. Próbować. Stawiać wyzwania. Realizować cele. A najbardziej cieszy mnie spokój jaki jest u nas w domu. Bez krzyków, bez przemocy, bez kontroli, bez obrzucania się winą.
Awatar użytkownika
Mała Księżniczka
Posty: 66
Rejestracja: 03 mar 2023, 22:04
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Mała Księżniczka »

Firekeeper pisze: 01 cze 2023, 11:44 Jeszcze dużo pracy przede mną ale jestem szczęśliwa, bo w końcu ja ruszyłam do przodu. Chce mi się zmieniać. Próbować. Stawiać wyzwania. Realizować cele. A najbardziej cieszy mnie spokój jaki jest u nas w domu.
Witaj Fire keeper!
Jak miło jest przeczytać takie słowa!
Dziękuję Ci za nie serdecznie! ❤️
Budzą wiarę i nadzieję, że z Bożą pomocą wszystko jest możliwe! Życzę Wam pięknego czasu wspólnego zdobywania Gór!
"Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana." (Rz, 14.7-8)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nirwanna »

Firekeeper, dziękuję Ci za to piękne świadectwo dobrej codzienności :-)
Dobrego czasu w relacji z mężem i w relacji z górskim światem przez Boga stworzonym :-D
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Niesakramentalny3
Posty: 242
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Totalna pustka - nie wiem co dalej

Post autor: Niesakramentalny3 »

Firekeeper - często bywa tak, że lepiej widzimy u innych to, czego nie chcemy zobaczyć w sobie.
Zacytuję Cię z sąsiedniego wątku jak dajesz pewną radę, schemat postępowania Kumenowi:
Firekeeper pisze: 02 wrz 2023, 11:38 (...) Jestem opanowany i spokojny. Nawiązuję dialog z osobą, okazuję jej wsparcie. Akceptuję ją. Jako osoba dojrzała pokazuję żonie, że jestem z nią z tym, że może na mnie liczyć. Nie rozliczam, nie wyciągam konsekwencji, nie każę, nie straszę. (...)
a następnie wracając do opisywanej przez Ciebie sytuacji we własnym małżeństwie, jak poniżej:
Firekeeper pisze: 01 wrz 2023, 16:55 Po wakacjach wyprowadził się z sypialni i unika współżycia. Zaprowadziłam go przed kalendarz i pokazałem palcem gdzie ostatni raz się kochaliśmy i ile czasu minęło. Fakty. Na drugi dzień siedział załamany jaki to on jest biedny i w ogóle. Próba zwrócenia mojej uwagi. Kazałam wziąć mu się w garść tyle bez zbędnych dialogów. (...)

Zobaczył, ze mam dużo zajęć ciekawszych od niego i znów zaczął się starać.
Ja nie mam zamiaru być jego coachem, pouczać go i się prosić. (...)
Zastanawiam się, czy z równą miarą i spokojnym sposobem podejścia, widzisz własne sytuacje małżeńskie.

Charakterystyczna jest też literówka - "pokazałem" palcem - zamiast "pokazałam" - mogąca dawać wskazówkę - kto u Was w domu nosi spodnie.

Czyli dałaś taki a nie inny opis zachowania męża (w wędrówce na szczyt), bo to ciekawe doświadczenie. OK - przyjmuję.
Firekeeper pisze: 01 wrz 2023, 16:55 (...) mówię mu, że wejdę na ten szczyt i jak go zdobędę to pierwsze co zrobię to wystąpię o separację. 50 metrów od szczytu mąż błagał mnie żebyśmy tam nie szli, bo on się boi przepaści, ma lęk wysokości, jest za wysoko i w ogóle. Wróciliśmy. W drodze powrotnej musiał mnie gonić (...)
i teraz ponownie:
Firekeeper pisze: (...) Musiał mnie gonić, bo założył że jestem słaba, a pokazałam mu, że mam kondycję. Jestem silną kobietą, poradzę sobie z nim czy bez niego. Nie złamie mnie kryzys po drodze. Będę szła do przodu. (...)
"Musiał gonić"? - to też było ciekawe doświadczenie, czy może jednak coś mężowi albo sobie - chciałaś udowodnić? Bo ktoś inny w tej sytuacji, pewnie po prostu by poczekał na męża(żonę) jeśli akurat ten drugi (ta druga) miałaby słabszą formę/kondycję/cokolwiek.
Firekeeper
Posty: 804
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Totalna pustka - nie wiem co dalej

Post autor: Firekeeper »

Niesakramentalny ale mnie przeanalizowałeś. 😱Podziwiam zmysł detektywistyczny i chęci.

Po zestawieniu moich wypowiedzi to co ja w nich widzę to fakt, że nadużywam słowa ,, muszę " co zmienia odbiór moich wypowiedzi mimo, że ja je widzę i odbieram inaczej.

Z kalendarzem wytłumaczyłam Ci nie będę się powtarzać.

Słowo ,, pokazałem " jest literówką dopiero jak o tym napisałeś zwróciłam uwagę.

Z straszeniem separacją napisałam, że jestem świadoma mojego zagrania. Nie jestem idealna i wiem o tym, że w niektórych sytuacjach postępuję starą dobrze poznaną metodą, a taka była przyjęta przez większość naszego małżeństwa.

Niesakramentalny3 pisze: 02 wrz 2023, 15:32
"Musiał gonić"? - to też było ciekawe doświadczenie, czy może jednak coś mężowi albo sobie - chciałaś udowodnić? Bo ktoś inny w tej sytuacji, pewnie po prostu by poczekał na męża(żonę) jeśli akurat ten drugi (ta druga) miałaby słabszą formę/kondycję/cokolwiek.
Słabszą kondycję mam ja. Mój mąż ma dużo lepszą niż moja. Lubię rywalizację, tak sprawia mi to radość. Mój mąż wytknął mi, że jestem słabiakiem. Często tak działa jak jest w stresie, czepia się mnie, czasami palnie coś głupiego, a ja już potrafię to rozdmuchać jak też jestem wkurzona. Ja wtedy atakuję jego albo popadam w czarną rozpacz. Nie zaatakowałam go, a czarna rozpacz mnie ogarniała wiec zostało jedyne wyjście jakie mi wtedy przyszło do głowy to ,, zobaczysz jakim to ja słabiakiem jestem !" Jak mnie ktoś wkurzy to muszę się wyładować, bo energia mnie rozpiera. Mój mąż dał mi takiego kopa, że weszłam, nie poddałam się. Zaczął mnie też od tego momentu wspierać. A sam wycofał się przed szczytem co uważam za duży sukces, bo powiedział mi o swoich uczuciach dlatego ja ani z niego się nie nabijałam, ani na złość jemu nie weszłam sama na ten szczyt. ,, Musiał mnie gonić " to nasza anegdotka. Ja pod górę idę jak ślimak, mój mąż za to jak kozica. Ja schodzę tempem geparda, a mąż żółwia. Poprzednie wypady mąż czekał na mnie ja na niego. Od początku luz i respekt. Ten był inny. Pisałam w wątku Pavla. Potrzebuję emocji. Potrzebuję żeby coś się działo. No to się zadziało. To doświadczenie pokazało obszary w których jeszcze nie jest ok. Gdzie trzeba więcej popracować. Uczę się również, że nawet takie doświadczenia nie są tragedią. Przecież jakiś dłuższy czas temu to byłabym taką akcją załamana. Pisałbym, że mąż mnie nie kocha, a cały mój wysiłek poszedł na marne, a ja jestem głupią idiotką co się dała nabrać.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: nałóg »

Firekeeper, uśmiechnąłem się gdy czytałem że unikasz określenia „ szczęśliwa żona” z lęku aby jutro lub za jakiś czas to „szczęście” nie znikneło.

W AA jest taki skrót myśliwy o trzeźwości: „tylko dziś, 24h „(slogan aowski dotyczący niepicia alkoholu) a Ty zapożyczając go powiedziała sobie że :„ dziś jestem szczęśliwą żoną”?
A tego Ci życzę👍👍😄😄😄PD
ODPOWIEDZ