Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Niepoprawny83
Posty: 270
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niepoprawny83 »

Firekeeper pisze: 11 lut 2023, 16:29 Dziś w wyniku splotu różnych wydarzeń w końcu mnie oświeciło.


I dziś tak siedzę nad tym i dostrzegam w końcu swoje problemy. I mam nad czym pracować. Bardzo dużo moich reakcji jest nawykiem, które nie do końca kontroluję i rozpoznaję. Rezygnuję też z terapii małżeńskiej, bo to nie jest czas i moment na to. Ja potrzebuję teraz wsparcia. W poniedziałek mam nadzieję, że się przełamię i zapiszę do psychiatry. Czuję, że na początek bez wsparcia farmakologicznego nie ruszę z racji dużej ilości lęków jakie mam i innych problemów z zdrowiem wynikających z dużego stresu.

Pozdrawiam
Owocnej pracy Fireekeper życzę, dużo zdrówka i mam nadzieję, że będziesz się dzieliła w miarę możliwości postępami na swej drodze,
wiele z tego co piszesz rezonuje u mnie. Trzymaj się ciepło :D
Zaufaliśmy miłości.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

Firekeeper pisze: 11 lut 2023, 16:29 Dziś w wyniku splotu różnych wydarzeń w końcu mnie oświeciło.

(...) JA sama jestem problemem i to, że na serio jestem współuzależniona i to bardziej niż myślałam

I dziś tak siedzę nad tym i dostrzegam w końcu swoje problemy. I mam nad czym pracować. Bardzo dużo moich reakcji jest nawykiem, które nie do końca kontroluję i rozpoznaję. Rezygnuję też z terapii małżeńskiej, bo to nie jest czas i moment na to. Ja potrzebuję teraz wsparcia (...)
Jestem pod wrażeniem. Pozytywnym wrażeniem.
Świetny początek weekendu... praca nad sobą i swoim życiem :)
Napisałbym "trzymam kciuki" ale pamiętam, że takie zabobony nie są tu mile widziane - to powiem tylko szczere: powodzenia Firekeeper! :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Firekeeper,
Wychodzenie ze współuzależnienia to proces. Czasem się idzie dwa kroczki do przodu, trzy do tyłu, czasem stoi. Ale czasem są takie przeskoki, gdzie w jednej chwili dokonuje się ogromny postęp. Twój wpis odbieram jako taki przeskok.

Wychodzenie ze współuzależnienia warto oprzeć o terapię, o grupę. Dla mnie grupa była bardzo pomocna, bo to czego nie potrafiłam dostrzec w sobie, mogłam zobaczyć w innych osobach. Mnie to trzeźwiło. Motywowało. Do wprowadzania zmian, szukania, eksperymentowania.

W sumie moja terapia w całości była dla mnie. Jednym z niespodziewanych efektów była poprawa mojego stanu zdrowia. Zeszłam bez leków z nadciśnienia, bo nauczyłam się radzić sobie ze stresem, zamiast go kumulować. Odmroziłam też sobie emocje. Nauczyłam się że da się żyć bez napięcia, że można odczuwać spokój jako stan podstawowy.

Dalej mam masę pracy. Ale jak są efekty, to jest też motywacja do zmian.

W dużym stresie i napięciu psychiatra jak najbardziej. Ale we współuzależnieniu to jest tylko pierwsza pomoc. Operacja robi sie dopiero na terapii.

Pogadaj sobie ze Świętą lub Świętym z ktorymi dobrze się czujesz, poproś o opiekę i prowadzenie. Wtedy zdrowienie idzie szybciej. Święci upraszają wiele łask. Doświadczyłam tego osobiście.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Firekeeper, to nie Ty jesteś problemem jako osoba, a różne twoje zachowania i tylko zachowania. Nad tym można porządnie popracować i ty o tym wiesz jak ja. Jestem z tobą, przytulam wirtualnie i wierzę, że dasz radę. Pogody ducha :)
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: marylka »

Hej.
Przeżyłam kilka nawrotów nałogu męża. U nas było tak że to ja wychodziłam z sypialni i ja mu mówiłam że z pijanym nie gadam. Jak mi wciskał że nic nie robi złego i kiedy będę wiedziała że jest trzeźwy mówiłam że
jeśli poczuję to że to JA jestem gotowa z nim nawet na trzeźwo gadać. A teraz niech spada bo z pijanym nie gadam. Tyle że u nas to jest na maksa -, zero obiadków pod nos prania sprzątania itp
Najbardziej boli mnie jak czytam że gość ma nałóg a to żona chodzi do psychiatry i faszeruje się lekami żeby żyć. Co to za życie? Prawdziwe? I w imię czego?
Gdzie są granice zdrowego przebywania ze sobą jako nawet małżeństwem?
Gdybym ja zdała sobie sprawę że przez niego potrzebuję leków albo jest realne zagrożenie że dzieci go z siusiakiem na wierzchu zobaczą to tu nie żartuję - odeszłabym. Można wiele poświęcać i spalać się. Ale gdy płonie cała rodzina i wszyscy łącznie z dziećmi potrzebują antydepresantów ażeby tatuś tylko był to uważam że to nie jest dobrze pojęta miłość.

Sprawa samochodu - no u mnie to by takie coś nie przeszło. Ja mam mu samochodu szukać????????
Gdyby mąż MI nie był w stanie samochodu znależć fajnego to poprosiłabym jakiegoś kumpla - mechanika. A ja jemu mam szukać????? :shock:

Kochana.....popraw koronę i zachowuj się jak Córka Króla. Bo na razie to on jeździ po Tobie jak mu się podoba. A on jest pijany. I na razie trzeba go zostawić.

U nas tylko konsekwencje są w stanie go zatrzymać przed nałogiem.
I to mega bolesne. Mąż wie że nawet jestem w stanie to powiedzieć rodzinie. Tego też się boi

Pozdrawiam
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Dziękuję wszystkim za dobre słowo. 😊 Jest motywacja 💪

Dalej kontynuuję to co już wprowadziłam wcześniej czyli skupiam się na dziś. Nie wybiegam w przyszłość i przeszłość zostawiam w tyle.
Na docenieniu tego co jest. Na spokojnym podchodzeniu do spraw i ograniczenia działania w emocjach.

Uświadomiłam sobie, że kiedy mną, a mężem jest dobrze to i zmiany wychodziły mi lepiej. Moment kryzysowy mam jak wszystko się w moim mniemaniu wali ( oczywiście nic się nie wali ale moje myślenie jest zawsze skrajne). Wtedy też atakują mnie negatywne myśli, lęki i dużo innych problemów.

Wczoraj zaczęłam kolejny krok, czyli odwracanie uwagi. Jakoś wcześniej było mi łatwiej zaakceptować to co robi mąż, a wczoraj zwróciłam uwagę na to jak wiele przykuwa moją uwagę i mnie męczy. Począwszy od w jakim humorze wróci, czy się do mnie odezwie, czy zrobić mu obiad czy nie, na co patrzy się w telefon,co robi znowu łazience. Więc priorytet na te dni to tak zorganizować się, żeby nie dać się wciągnąć w myślenie.

Dalej nie kontroluję go w sensie nie mam potrzeby sprawdzać jego telefonu ale złapałam się na tym, że ja kontroluję dużo więcej niż tylko męża. Np. są ferie, a ja dalej mam potrzebę sprawdzać librusa. Po co?! Na zebraniu w sprawie dziecka. Dokładnie powiedziałam nauczycielowi jak ma postępować z moim dzieckiem. Podsunęłam jej dużo pomysłów i rozwiązań, zamiast wymagać od nauczyciela większego zaangażowania. Takich przykładów oczywiście jest więcej, gdzie próbuję wszystkim rządzić.

Kolejna sprawa to grupa wsparcia nie ma w tym momencie najmniejszych szans żebym do takiej grupy poszła. Nie z takim poziomem lęku. Mam fobię społeczną, która nasila się jak między mną, a mężem jest źle. Żeby zobrazować skalę problemu to nie jestem wstanie zrobić zakupów w sklepie spożywczym, a co dopiero iść na spotkanie grupy.

Część pracy związanej z fobią już rozpoczęłam. Małymi krokami wychodzę z strefy komfortu. Np. dziś pojechałam do Kościoła co prawda nie sama ale się odważyłam.

Drugi problem jest taki, że jak uda mi się wyjść. Są miejsca które mam już wypracowane. Ale zakładam wtedy maskę. Mam to od zawsze. Ludzie postrzegają mnie jako zarozumiałą, pewną siebie, taką która nie boi się powiedzieć co myśli, optymistkę. Dwie sprzeczności. Osoba która boi się wyjść z domu ale jak wyjdzie to jest ,,Hej do przodu".

Trzeci problem, który mnie martwi w związku z taką grupą to fakt, że ja wtedy zaczynam żyć problemami innych. Dużo razy mi się to zdarzyło. Na 12 krokach również. Zwróciłam na to uwagę nawet tu na sychar, że niektóre wątki potrafią mnie pochłonąć. Czyli myślę, co napisać, jak się sytuacja dalej potoczy, analizuję itd A ja właśnie powinnam iść w drugą stronę, czyli zająć się sobą, a nie robić wszystko, by zająć głowę problemami innych i przeżywać. Nawet książki do czytania wybieram zawsze takie, które są najbardziej dramatyczne z skrajnymi emocjami. A to co mi jest potrzebne to uspokojenie emocji.

Rewolucja więc dalej w toku ale tym razem z skupieniem na sobie, bo roboty jest dość. Jestem na razie zadowolona, że nie wybucham jak kiedyś. Nie czuję się wariatką, a to już duży postęp.
Nietaka
Posty: 3077
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nietaka »

Hej Fire, dzień dobry!
Tak, wiem - nie znamy się... Tzn. ja tu przychodzę z 10 lat... Od czterech chyba mam profil ... I znam Twój wątek. I inne. Tak jak napisałaś o sobie, potrafię bardzo zaangażować się w czytanie. Jednak świadomość, że nie mam do czynienia z fikcją literacką, często mnie przygniata. A jednak wracam. Wasze relacje są dla mnie motywacją i inspiracją do zmian. Twój wątek to zapis dobrego, powolnego wzrastania. Ale, pozostając przy ogrodniczych przenośniach, nie wzrastasz sztucznie, jak na dawce azofoski😉, nie ciągniesz do słońca efektownie, szybko... Nie idziesz w masę zieloną, nie bierzesz kolejnej dawki chemii, żeby zawiązać popisowy kwiat. Wiesz, co dzieje się z tymi roślinami, prawda? Cieszą oko. Sąsiadka zazdrości. A potem pierwszy deszcz, upał czy wichura i po efektach. A jeśli byłabyś, dajmy na to takim kalafiorem 😂 na dopalaczach, to zjeść się tego nie da. Podczas gotowania śmierdzi i szkodzi zdrowiu. Bo jest sztuczny, na niby, udawany. Zostańmy więc nadal w ogródku. Ty nie wzrastasz sztucznie, szybko i na pokaz. Dbasz o podłoże. Budujesz naturalnie silną masę korzeniową. Hartujesz się. Rośniesz powoli, czasem wcale, ale tylko pozornie, bo Twoje korzenie w tym czasie rozgałęziają się i zakotwiczają Cię w gruncie. I wiesz, będziesz zdrowa i silna. Jak drzewo. Lipa (drzewo Maryjne, symbol kobiecości) korzeni się solidnie i wtedy idzie w górę. Kwitnie pięknie, pachnąco. Przyciąga pszczoły. Jej kwiaty i owoce leczą. Można obciąć jej wszystkie gałęzie, a ona nie umrze i pięknie odrośnie.
Ja też uczę się skupiania na sobie. Dobra dla siebie i spokojna jestem tylko, gdy mój mąż jest dobry dla mnie. Dobry tak jak tego ja od oczekuję, oczywiście. Wystarczy jego gorszy nastrój, wystarczy chwila obojętności i świat mi się wali. I wszczynam awantury. Szkoda gadać, co się ze mną dzieje, gdy przestaje się do mnie odzywać... Więc tak, czytam Was wszystkich i widzę że można i trzeba. Widzę, jak to robicie.- uczycie się ,,kochać siebie samego". Żeby umieć prawdziwie ,,kochać bliźniego swego" (małżonek też bliźni, nie;))?).
To żmudny proces. Ale bez sycharowego forum pewnie bym go nie podjęła. Bóg zapłać.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

marylka pisze: 12 lut 2023, 11:34 (...)
U nas tylko konsekwencje są w stanie go zatrzymać przed nałogiem.
I to mega bolesne. Mąż wie że nawet jestem w stanie to powiedzieć rodzinie. Tego też się boi
Widzę w tym trochę taką relację "mama - dziecko".
"Nie rób tak, bo powiem mamie/wychowawczyni".

Każdy nałóg to bardzo trudna i ciężka choroba - rozumiem, że to objawy "są na wierzchu" i na nich najłatwiej się skupić (np. zarzygana podłoga) ... czy tam poplamione coś innego - jednak to są tylko skutki. Jeśli nie uda się dotrzeć do przyczyn, do źródła problemu - czyli zwykle do tego, co generuje trudne emocje, które są "regulowane" w niezdrowy sposób - może być trudno pomóc... i "pacjentowi" i sobie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Wiesz, z początku jak mój mąż wchodził w fazę czynną, to miałam poczucie, jakbym w jednej chwili sama wracała do stanu zero. Jakbym traciła wszystko co wypracowałam. Rozbijało mnie to.

Potem odkryłam, że w relacji z osobą uzależnioną każdą fazę cyklu przepracowuje się osobno. Dlatego postępy w czasie abstynencji nie przekładają się na postępy w fazie czynnej. W fazie czynnej robiłam osobne postępy. Ty teraz też je robisz.

W każdym cyklu, każdej jego fazie robiłam postęp, czasem mały, czasem większy, aż przyszedł dzień w którym... wyszłam z pralki.

Tak nam nasz terapeuta tlumaczył, że te nasze cykle są jak program prania. Najpierw jest nawet miło, leje się woda, podgrzewa, potem lekko buja. Potem jednak jest jazda na maksa, gorąca woda, zimna woda, ostro rzuca, a na koniec jeszcze wirowanie. Cykl się kończy i wszyscy w pralce są zupełnie wyczerpani, ale cieszą się, że przeżyli.

W każdej rodzinie z tymi programami jest trochę inaczej. W jednej sie nastawia zawsze ten sam program. W innej sie te programy zmienia, czasem krótki cykl, czasem długi, czasem mile 40 stopni, czasem pranie z gotowaniem. Wirowanie mocne albo słabe.

Nauczyłam się z czasem do tej pralki nie wchodzić. Przez jakiś czas jeszcze stałam obok i patrzyłam jak mój mąż się kręci. Teraz już nie. Jak mąż jest w pralce, to i tak nie ma co do niego gadać, bo w bębnie tak huczy, że nic nie doleci, nawet jak będę krzyczeć. Jak jest wymięty, zaraz po praniu, to nie ma siły i też nie ma co mu wtedy się naprzykrzać. Ale jak już podeschnie, to zanim wejdzie do pralki na powrót, można nawet miło porozmawiać, czasem i spędzić czas. Im dalej od pralki tym lepiej. Mężowi też przecież fajnie zobaczyć, że poza pralnią mamy wiele innych pokoi. Mysmy wyrastali w pralniach, a korzystania z reszty domu potrzebujemy sie nauczyć.

W tych innych pokojach jest bałagan, no bo większą część małżeństwa siedzieliśmy w pralce. No to jak mąż siedzi znowu w pralce, to ja sobie sprzątam salon, urządzam sobie swój pokój, ogródek, pokręcę się po kuchni, wykąpię, na spacer pójdę. Męża przestrzenie staram się zostawić mężowi. Żeby mu zostalo jakieś zatrudnienie.
Jak mąż wyjdzie z pralki i nie będzie mu się już kołowac w glowie, może zajrzy kiedyś do salonu. A tam kominek, przytulnie, muzyczka, radość... Pewnie posiedzi, spędzimy miło czas, a potem mąż i tak pójdzie do tej pralki. Mi sie pusto zrobi. Smutno. To jasne. Troche sie na podloge rzuce, poplacze, potupie. Wolno mi. No ale potem wstane, bo mam robote. I wiem, że każdy cykl sie konczy. A mąż na razie inaczej nie umie, nie ma co sie z nim szarpac i na sile ciagnac. Ale będzie już przecież pamiętać, że mamy i salon. Może przyjdzie i dzień, w którym odkryje, że milej jest w salonie i w reszcie domu, a do pralki lepiej wstawic pranie. A jak sie potrzebuje emocji, to sobie można na ognisko do Sycharu przyjść, zatrudnić się na jakąś posługę i emocje bedą. Albo pojechać z dziećmi na energylandy i tam się wybujać. Bo tam mają jeszcze lepsze programy, jak te nasze domowe pralki.

To wszystko jest proces. I dobrze sobie z nim radzisz. Nie wchodzisz do pralki. Czuję się z ciebie dumna. Tyle solidnej roboty wykonałaś. Przytulam cię mocno. I wspieram modlitwą 💕
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: nałóg »

Niesakramentalny3 pisze: 13 lut 2023, 11:03 marylka pisze: ↑12 lut 2023, 11:34
(...)
U nas tylko konsekwencje są w stanie go zatrzymać przed nałogiem.
I to mega bolesne. Mąż wie że nawet jestem w stanie to powiedzieć rodzinie. Tego też się boi
Widzę w tym trochę taką relację "mama - dziecko".
"Nie rób tak, bo powiem mamie/wychowawczyni".
Ja akurat zgadzam się z Marylką.......bardzo przeważający odsetek uzależnionych zaczyna szukać drzwi ze swojego chlewika uzależnienia wtedy gdy przyjemności związane z mieszkaniem w chlewiku są zdecydowanie mniejsze od dyskomfortu, bólu i cierpienia(konsekwencji) tkwienia w chlewiku nałogu.
Z pozoru postawa Marylko może "trącić" szantażem i manipulacją,lecz jest to uświadomienie "popaprańcowi" dotkliwych konsekwencji tkwienia w "popapraniu" dla ułudy swoistego komfortu i przyjemności.
Małe, dość łatwe do akceptacji niedogodności nie powodują że trzeba cos z tym zrobić.

Dla zobrazowania poniżej opowiastka psie i gwoździu:

"Pewnego razu człowiek przechodził koło domu i zobaczył odpoczywająca na werandzie starszą parę. Pomiędzy nimi leżał pies i skomlał. Człowiek zdziwił się, ale nic nie powiedział. Następnego dnia historia się powtórzyła: człowiek znów przechodził obok tego domu, starsza para odpoczywała sobie w bujanych fotelach, pies leżał w tym samym miejscu i skomlał. Człowiek postanowił, że jeśli nazajutrz znów zobaczy tę samą scenę i usłyszy skomlenie psa, to zapyta o co chodzi. Trzeciego dnia człowiek zastaje ten sami widok: starsza pani pije herbatę, starszy pan czyta gazetę, a pies leży pomiędzy nimi i skomli. Człowiek nie mógł już tego dłużej znieść i spytał:
- Przepraszam, co się dzieje z waszym psem?
- Z psem? – odpowiedziała starsza pani, - pies leży na gwoździu wystającym z desek werandy.
Zdumiony jej odpowiedzią człowiek zapytał:
- Jeżeli pies leży na gwoździu i cierpi, to czemu nie wstanie i nie położy się w innym miejscu?
Starsza pani uśmiechnęła się i odparła:
- To oznacza, że boli go na tyle, żeby skomleć, ale nie na tyle, żeby ruszyć się z miejsca…"


W tej opowieści bohaterem jest pies. Jesteśmy jednak pewni, że pies dawno by wstał i poszukał sobie innego miejsca… Co innego - człowiek… Czy wciąż siedzisz na gwoździu ? "

Tym GWOŻDZIEM jest tolerowanie uzależnienia i współuzależnienie.
PD
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

nałóg pisze: 13 lut 2023, 13:06 Ja akurat zgadzam się z Marylką.......bardzo przeważający odsetek uzależnionych zaczyna szukać drzwi ze swojego chlewika uzależnienia wtedy gdy przyjemności związane z mieszkaniem w chlewiku są zdecydowanie mniejsze od dyskomfortu, bólu i cierpienia(konsekwencji) tkwienia w chlewiku nałogu.
Zgoda w tym, że nie należy "tępić owego gwoździa" ani go zaginać.
Czyli odczucie konsekwencji jest ważne - tak zgadzam się.

Czyli w tym przypadku, konsekwencją byłoby poinformowanie rodziny, a nie "straszenie": " no uważaj, bo poinformuję".

Natomiast nie zgodzę się ze zdaniem, że " (...) tylko konsekwencje są w stanie zatrzymać go przed nałogiem."
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Rodzina wie o problemie męża i najbliżsi znajomi również. Kilka lat temu teściowa zwaliła winę na mnie, przyjechała z synem po rzeczy i zabrała do siebie do domu. Ogólnie ma to gdzieś. Moja matka z racji, że mój tata jak pił to schodziła się cała rodzina na różne sposoby zmuszać i manipulować moim ojcem żeby się leczył. Nikt na nas nie zwracał uwagi. Kiedy wiedziała, że mąż jest w złym stanie robiła to samo. Siedziała nad nim i manipulowała, robiąc sceny. Więc pewien wzorzec wiszenia nad uzależnionym mam po niej. Mój tata trzeźwy alkoholik trzyma się od tego z daleka. Wychodzi z założenia, że mój mąż niech robi co chce. A ja to mam się ogarnąć, a nie głupotami zajmować. Reszta rodziny uważa, że mój mąż jest super facetem, a ja to powinnam się lepiej starać, bo mnie w końcu zostawi. Kiedy mój mąż przekroczył granicę w kontaktach z jedną z dziewczyn po rodzinie. Mnie zwyzywano od patologii, bo powinnam męża pilnować i zająć się nim, bo pewnie skoro z nim nie śpię to nie dziwne, że szuka gdzie indziej. Do tego ograniczyliśmy liczbę znajomych. Bo często w spotkaniach dogryzano mi lub padały żarty seksualne. Więc suma summarum to ja poniosłam największe szkody psychiczne związane z ujawnieniem nałogu męża, a nie sam mąż. Do póki mnie nie zdradził fizycznie to to co robi mąż jest akceptowane przez większość, albo jest to moją winą, bo jestem taka i siaka. Wydaje mi się, że dużo łatwiej jest kiedy uzależniony widać, że jest uzależniony i zaniedbuje rodzinę. Mój mąż w rodzinie już pisałam jest wzorem męża i ojca. Pomocny, zaradny, rozmowny, pracowity itd. Ja najgorsza.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: nałóg »

Niesakramentalny, Marylka napisała :
marylka pisze: 12 lut 2023, 11:34 U nas tylko konsekwencje są w stanie go zatrzymać przed nałogiem
a ty opuszczając te "u nas" wypaczyłeś jej stwierdzenie. Marylka ograniczyła postawę podbijania dna do jej rodziny .
Natomiast tak ogólnie to pewnie masz rację
Niesakramentalny3 pisze: 13 lut 2023, 13:21 Natomiast nie zgodzę się ze zdaniem, że " (...) tylko konsekwencje są w stanie zatrzymać go przed nałogiem."
.....choć ja nie znam żadnego nałoga który zechciał podjąć wysiłek wyjścia z czynnego uzależnienia mimo tego że było mu miło, bezpiecznie, fajnie i nie przeszkadzało to w życiu :lol:
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 Kiedy wiedziała, że mąż jest w złym stanie robiła to samo. Siedziała nad nim i manipulowała, robiąc sceny. Więc pewien wzorzec wiszenia nad uzależnionym mam po niej.
no cóż.. inaczej nie umiała...... współuzależnienie i stereotypy postaw i zachowań.
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 Mój tata trzeźwy alkoholik trzyma się od tego z daleka. Wychodzi z założenia, że mój mąż niech robi co chce.
a co ma robić ? ma w pewnym sensie rację. To męża życie a jako uzależniony nie kieruje własnym życiem w zakresie swojej seksualności. On onanizmem rozładowuje swoje napięcie a inni alkoholem, hazardem, papierosami, narkotykami, lekami , zakupami
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 ja to mam się ogarnąć, a nie głupotami zajmować
no cóz.... w podtekście jest :zostaw męża w spokoju i zajmij się sobą dziewczyno.
Niech się onanizuje do takiego stopnia aż wyląduje w psychiatryku (znam takich mężczyzn. )
Fire...... Ty znasz pojęcie "bezsilności" (wspominałaś o 12 Krokach) , wiec rozumowo , mentalnie zostawisz męża z jego onanizmem? bo jesteś "bezsilna"......
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 Reszta rodziny uważa, że mój mąż jest super facetem
bo pewnie jest a nie radzi sobie w zakresie seksualności
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 Kiedy mój mąż przekroczył granicę w kontaktach z jedną z dziewczyn po rodzinie. Mnie zwyzywano od patologii, bo powinnam męża pilnować i zająć się nim, bo pewnie skoro z nim nie śpię to nie dziwne, że szuka gdzie indziej
a jak to można skomentować? gdyby głupota była lżejsza od powietrza to by lewitowali :lol:
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 Mój mąż w rodzinie już pisałam jest wzorem męża i ojca. Pomocny, zaradny, rozmowny, pracowity itd
:lol: :lol: taki mi to jakoś znane...... :lol: mi, bo o mnie podobnie mówiono ,że tylko czasami za dużo pije i za często.

Fire....z ciekawością czytałem o Twoich przemianach i zastanawiałem się czasami na ile trwałe będą te Twoje "osiągnięcia", zmiany w postawach bo były dość gwałtowne i szybkie.
Dasz rade popracowac nad "fundamentem " pod trwałe zmiany?

Polecam Modlitwę o Pogodę Ducha
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Doszłam do wniosku, że na ten moment moim celem nie jest zajmowanie się tym, czy mój mąż poniesie konsekwencje czy nie i w jaki sposób.
Nie będę rozważać czy go wyrzucić z domu, czy gotować i sprzątać, czy powiedzieć mamie, że znów jest to samo.

Tym zajmowałam się kilkanaście lat. Jak zrobić coś żeby mąż się zmienił lub poczuł wyrzuty sumienia.

Przeszłam już wszystko i samotne mieszkanie, poinformowanie rodziny, mediację, terapie, 5 lat braku spania w jednym łóżku, akcje z rozwodem, wywoływanie zazdrości, starsze je, grożenie. Cała gama skrajnych zachowań.

Wszystko co robiłam, żeby mąż poniósł konsekwencje odbijało się na mnie negatywnie i dochodziłam za każdym razem do ściany, a frustracja i gniew rósł.

Ja teraz zostawiam to wszystko mężowi i zajmuję się sobą SAMĄ. Nie chcę na ten moment ani myśleć co on myśli, ani snuć planów, ani rozmawiać o nas. Cel mój na każdy dzień to przeżyć go dobrze. A odwracanie uwagi od męża pomaga mi. I nawet jestem spokojna.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

nałóg pisze: 13 lut 2023, 16:03
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 Mój tata trzeźwy alkoholik trzyma się od tego z daleka. Wychodzi z założenia, że mój mąż niech robi co chce.
a co ma robić ? ma w pewnym sensie rację. To męża życie a jako uzależniony nie kieruje własnym życiem w zakresie swojej seksualności. On onanizmem rozładowuje swoje napięcie a inni alkoholem, hazardem, papierosami, narkotykami, lekami , zakupami
Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 14:01 ja to mam się ogarnąć, a nie głupotami zajmować
no cóz.... w podtekście jest :zostaw męża w spokoju i zajmij się sobą dziewczyno.
Niech się onanizuje do takiego stopnia aż wyląduje w psychiatryku (znam takich mężczyzn. )
Fire...... Ty znasz pojęcie "bezsilności" (wspominałaś o 12 Krokach) , wiec rozumowo , mentalnie zostawisz męża z jego onanizmem? bo jesteś "bezsilna"......
Tak jestem bezsilna wobec nałogu męża. To jest jego nałóg i to on, a nie ja mam sobie z nim poradzić.

Myślę, że mój tata wie, że aby wyjść z nałogu trzeba spaść na dno. Ja na tym dnie byłam i nie zamierzam wrócić do dawnej wariatki jaką byłam.

Fire....z ciekawością czytałem o Twoich przemianach i zastanawiałem się czasami na ile trwałe będą te Twoje "osiągnięcia", zmiany w postawach bo były dość gwałtowne i szybkie.
Dasz rade popracowac nad "fundamentem " pod trwałe zmiany?

Polecam Modlitwę o Pogodę Ducha
Gwałtowne i szybkie?! 😊 Ja wiem, że to tak na forum może wyglądać ale ja juz tyle lat się ,, ogarniam". W moim odczuciu to się to ciągnie i ciągnie 🤦 Ale może po prostu do niektórych spraw się dochodzi z wiekiem i doświadczeniem. Nie wiem czy dam radę, na pewno chcę. A modlitw o Pogodę Ducha to u mnie co dziennie. Z dodatkowym zdaniem żeby mi się chciało jak mi się nie chce.
ODPOWIEDZ