Firekeeper pisze: ↑18 lut 2023, 9:59
Ruta pisze: ↑17 lut 2023, 23:42
Mężczyźni, którzy odstawili pornografię i porządkują się, mówią, że dopiero wtedy wraca im empatia i szacunek wobec kobiet. A żona, ta sama, staje się na powrót atrakcyjna. Nie tylko w sferze fizycznej, ale w sferze psychicznej, czułości, dotyku, bliskości, więzi, oddalenia, odrębności, i wielu innych. Gdy wraca bliskość, a seksualność nie jest przeżywana w poczuciu winy i w sposób destrukcyjny, wraca także pragnienie relacji intymnej z żoną. Z taką jaką jest, z nadwagą, niedowagą, rozstępami, w dresie, w sukience, zmęczoną, wkurzoną, czułą, radosną, zamyśloną, zajętą. Ludzką, realną i przez to piękną. Wraca też zdolność do przeżywania przyjemności oraz obdarzania sobą żony.
Znasz kogoś realnie, kto z pornografii wyszedł na prostą i wróciło zainteresowanie żoną?
Zastanawia mnie ten fakt czy jest to w ogóle możliwe. Na dzień dzisiejszy jak tak przyglądam się mężowi z dystansu to nie wygląda to optymistycznie. Skala problemu jakby wzrosła w moim odczuciu. Tak samo zastanawia mnie czy utrzymywać współżycie z mężem czy zrezygnować.? Mam wątpliwości i dopóki je mam stwierdziłam, że nie będę się na nic godzić. A powodem moich wątpliwości jest fakt, że ze mną mąż współżyje tylko przy zamkniętych drzwiach, po ciemku i po cichu. A sam ze sobą przy zapalonym świetle, otwartych drzwiach. Na telefon może patrzeć na mnie nie. Wkurzyło mnie to. Dopóki nie miałam porównania nie zwróciłam na to uwagi. W ogóle bez sensu jest, że to rozważam bo wiadomo, że jak jest uzależniony to nie ma co w tym szukać logiki. Ale chciałam wyrzucić z siebie chodzące mi po głowie pytania.
Nie wypowiem się za tych mężczyzn o których pisze Ruta, moje osobiste doświadczenia są mocno inne, w lwiej części się z opisanymi przez Rutę nie pokrywają.
Ja w szponach pornografii i masturbacji tkwiłem ponad ćwierć wieku. Skończyło się to w trakcie kryzysu, gdy zrozumiałem źródła i konsekwencje tego, gdy nabrałem wiedzy, przejrzałem mity, przyjrzałem się sobie i swemu powołaniu (panowanie nad sobą).
Jedocześnie dla mnie żona nigdy nie była nieatrakcyjna fizycznie, co najwyżej zachowywała się jak totalna zołza. Czyli ja nie traciłem zainteresowania żoną, w moim przypadku to był raczej wątpliwej jakości zamiennik żony niezainteresowanej mną lub traktującej mnie podle. Oczywiście wynikało to w głównej mierze z mego nieuporządkowania - bo w końcu to ja jestem odpowiedzialny za moje reakcje. No, ale wtedy tego nie wiedziałem, czyli robiłem to jako rewanż za „nie bo nie”, albo dlatego, że „musiałem, bo ciśnienie”. Jednocześnie nie robiłem tego wcale w okresach gdy nasze pożycie było ok.
Robiłem zaś od późnego dzieciństwa do czasu gdy żonę poznałem - czyli z tym bałaganem wszedłem w relację z nią.
Poprzez pracę nad sobą faktycznie zwiększyła mi się empatia i szacunek do niej, zrozumienie jej potrzeb, funkcjonowania i korekta mego spojrzenia na obszar seksualności.
Zrozumiałem, że to jednak jest forma zdrady, łamania przysięgi małżeńskiej czego wcześniej do siebie nie dopuszczałem. Zrozumiałem, że to niszczy mnie.
Moja żona nie stała się na powrót atrakcyjna, bowiem nie przestała być dla mnie atrakcyjna (fizycznie).
Z mego doświadczenia, z tego co kiedykolwiek słyszałem od mężczyzn to (poza wyjątkami) rozstępy, nadwaga i inne „niedoskonałości” fizyczne żon to głównie ich problem, w dodatku niemały i mocno rzutujący na relacje intymne.
Dla mężów bowiem dużo bardziej istotne jest nie czy ta żona wyglada jak
5-10-15 lat temu (pomijając już, że to niemożliwe) ale jak się zachowuje, jaki ma stosunek do nich.
I aby była jasność, problem tkwi zazwyczaj po obu stronach. Ja od 7 lat jestem „czysty” w kwestiach porno i masturbacji, podchodzę do żony inaczej. Iż kiedyś, pewnie nie idealnie, ale w miarę wg właściwej instrukcji.
Nie spowodowało to radykalnych zmian w małżeństwie w tym obszarze, po prostu ja nie wybieram „łatwych” rozwiązań i ucieczki w destrukcyjne obszary.
W moim przypadku to żonie potrzebne są zamknięte drzwi i ciemność o których wspominała Firekeeper. Wszelkie niedoskonałości jej figury dla mnie są przypomnieniem czwórki pociech które urodziła, mi kompletnie nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie.
Po co to piszę?
Głównie po to by ostrzec przed wrzucaniem do jednego worka wszystkich.
Mam wrażenie, że przypadek taki jak mój, bazując na lekturze wątku Firekeeper, niekoniecznie jest zbieżny z przypadkiem jej męża.
Ja bowiem mając do wyboru żonę i porno/masturbację nie widzę i nie widziałem realnego dylematu wyboru. Żywa piękna kobieta kontra marnej klasy zamiennik w postaci samogwałtu.
Po prostu kiedyś uznawałem zasadę „na bezrybiu i rak ryba”, oczywiście nie jest to zasada godna polecenia i naśladowania. Nie bez powodu już jej nie praktykuję
Czy da się wywalić ze swego życia porno i masturbację? Da.
Mi potrzebne było zauważenie problemu. Wiedza i analiza jak to wpływało na mnie, moje życie i małżeństwo. I tu się także zgadzam z tym co pisała Ruta - dopiero później docierałem do źródeł tego co sobie w ten sposób kompensowałem. Ta analiza o ile dobra i potrzebna, była jednak wtórna. Na początek wystarczyło zrozumienie, że nie funkcjonowałem właściwie. Że mężczyzna powinien panować nad swą chucią.
Jak jest z twoim mężem Firekeeper? Nie wiem, ty zapewne też, nie wiadomo czy wie to on sam.
I po mojemu to jego zadanie by sobie z tym poradzić. Bo dopiero gdy on sam zrozumie, że to realny problem (i dlaczego), sam może podejmie decyzję i będzie starał się z własnej woli kroczyć inną drogą, może się to zmienić. Co nie wyklucza upadków, cofania się.
Nie odważę się z pewnością sugerowania ci jaką postawę przyjmować wobec męża w takiej sytuacji.
Ty znasz go najlepiej i co istotniejsze - twoje są konsekwencje.
Wierzę natomiast, że dasz radę podjąć właściwe decyzje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk