Zwracam tylko uwagę, że pisałem o dwustronnych działaniach „kastrujących”.Firekeeper pisze: ↑13 cze 2022, 22:49Tak cały czas jednak to gdzieś mnie dotyka, że może z inną kobietą byłby normalny, a to ja działam na niego w jakiś sposób, że go stresuję i się mnie boi. A to przez moje skrajne zachowania kiedy nie panowałam nad sobą. Jak to Pavel mi napisałam wykastrowałam go. Więc czuję się w obowiązku też odpowiedzieć za swoją cześć i naprawić to co ja mogę.Nirwanna pisze: ↑13 cze 2022, 22:02 Firekeeper, może warto przyjrzeć się temu swojemu poczuciu odtrącenia.
Bo dopiero co pisałaś o tym, że mąż się podzielił w rozmowie przyczynami takiego, a nie innego postępowania.
Z którego wynika, że on nie odrzuca cię intencjonalnie, tylko dlatego, że sobie nie radzi. Gdyby dowolna inna kobieta była na Twoim miejscu, problem byłby ten sam. Bo on nie radzi sobie sam ze sobą, a nie intencjonalnie przeciw Tobie lub komukolwiek. Tak odczytałam Twoją relację.
I w świetle poprzedniej mojej wypowiedzi nie mówię że masz wracać do kontrolowania. Wszak raczej brak kontrolowania daje Ci większy spokój. I tym się warto ucieszyć, oraz pozbywać się oczekiwań. Na zasadzie - jak przestanę kontrolować, to mąż się zmieni, będzie czuły i wróci do sypialni. Nie musi tak być. Zajęcie się sobą i zaprzestanie kontrolowania ma dać spokój i dobrostan mnie, jak mąż się zmieni to super, ale jak nie - to ja mam wciąż spokój i dobrostan.
Tak do tego podeszłam. Dla mnie jest spokój. Nie czuję przymusu, że muszę go sprawdzić. Było ciężko nawet bardzo ciężko ale widzę, że jest mi lepiej z tym. Nie pytam kto dzwoni i po co tylko zajmuje się dalej tym czym się zajmowałam.Zajęcie się sobą i zaprzestanie kontrolowania ma dać spokój i dobrostan mnie, jak mąż się zmieni to super, ale jak nie - to ja mam wciąż spokój i dobrostan.
Czyli mentalnie powodujących wycofanie, brak chęci itp.
Bardzo natomiast bliskie mi jest to co napisałaś: wzięcie odpowiedzialności za swoją część i próba naprawy tejże.
Nawiążę także, tak sumie mało optymistycznie (chociaż może i wręcz odwrotnie), do początku powyższego wpisu.
Wg mego myślenia, analizy (przeprowadzonych na sobie i moim małżeństwie, ale ta prawidłowość przekłada się na przynajmniej większość przypadków na forum i nie tylko), twój mąż mógł wybrać lepiej. Mógł też gorzej.
Nie mógł natomiast, przy zachowaniu pozostałych zmiennych, wybrać tak, że byłby w takim hipotetycznym związku jak to określiłaś „normalny”.
Pogubienia się przyciągają.
Zdrowa osoba szybko, świadomie lub podświadomie, wyłapie pewne sygnały i ewakuuje się z relacji z pogubioną.
Związek bowiem - narzeczeństwo, małżeństwo - to nie warsztaty terapeutyczne. Nie ma w założeniu takiego celu.
Zdrowa osoba jednak woli się nie katować i wybrać inną zdrową osobę. Nikt dojrzały i świadomy nie bawi się zapałkami i benzyną w magazynie z amunicją.
Ja, brutalnie szczerze, gdybym swą żonę poznał z obecnym stanem świadomości i dojrzałości - uciekając pobiłbym rekord świata w biegu z przeszkodami
Gdyby ona nie była „popaprana” również po poznaniu mnie by szybciutko się ulotniła. Bo ja również zwiastowałem pewne jak w banku problemy.
Nie biadolę - ona jest moją drogą do zdrowienia i świętości.
Ja zaś jestem jej drogą.
O ile zechcemy i solidnie będziemy nad tym pracować, czy to w dwójkę czy indywidualnie, możemy „oszukać „przeznaczenie”” - czyli się naprostować, uleczyć.
Z pomocą i pod kierownictwem Szefa ma się rozumieć.