Firekeeper pisze: ↑18 maja 2022, 20:26
Pavel pisze: ↑18 maja 2022, 18:43
No to wygląda mi na to Firekeeper, że oboje się wzajemnie solidnie poraniliście, oszukaliście.
Nie wiem jak było z twym mężem wcześniej, zapewne w szponach porno, nieczystości, kompleksach tkwił już zanim cię poznał.
Natomiast patrząc z mojej perspektywy - solidnie mu nie zazdroszczę, bowiem twój opis sugeruje mi trwanie w małżeństwie z rozsądku, z powodów religijnych, ale bez świadomości bycia kochanym, podziwianym, bez realnej perspektywy wzrostu relacji, bliskości.
Zapewne swoją postawą ci nie pomagał (a wręcz przeciwnie), ale rozumiem jego (jak sobie wyobrażam) tęsknotę za byciem kochanym, podziwianym, ważnym, pożądanym, jedynym.
Tak jak on odrzucał i ranił ciebie, tak dostawał to samo od ciebie.
Skądś to znam, też sobie z żoną zrobiliśmy krzywdę przed ślubem.
Da się to naprawić, ale potrzeba wiedzy, zmiany myślenia, ciężkiej pracy, czasu i chęci.
Obojga małżonków.
Chociaż wystarczy, by na początek wystartował tylko jeden i wespół z Bogiem zaorał „starego” siebie i zbudował nowego.
Pavel próbowałam nic z tego. Weźmy już nawet ostatni czas. Podjęłam kolejną próbę. Równocześnie miał terapeutkę. Odcięłam całkowicie przeszłość, ani razu mu nie wypomniałam nic. Przeprowadziłam go z salonu do sypialni. Nie czepiałam się. Jak mnie prowokował, cierpliwie czekałam aż mu przejdzie. Nie krzyczałam. To on chciał odnowić przysięgę. Byłam szczęśliwą, uśmiechniętą kobietą. Nie było kłótni. Chwaliłam go i doceniałam. Zrezygnowałam z kontrolowania go. Robił co chciał. I co? Od nowa to samo. Zaczął unikać seksu, aż wstałam w nocy, a on się masturbował. I koniec, wyprowadził się z sypialni. I ma mnie totalnie w poważaniu jako kobietę i żonę. Nie rozmawia ze mną. Nie powiedział mi nawet, że zmienił pracę. Rozmawia z koleżankami przez telefon. Ja go nie interesuje. Ja nie mam problemu traktować go jak męża i widzieć w nim mężczyznę pomimo wszystko. Ja zaorać już się bardziej nie mogę.
Przepraszam mogę, ale to będzie oznaczać to co piszesz znów podejmę trud i ciężką pracę, by on się czuł kochany, podziwiany, ważny i pożądany i jedyny, a w zamian za to po jakimś czasie znów okaże się, że byle bot w serwisie jest bardziej interesujący jak ja.
Nie jest moją intencją mądrzenie się, tak samo jak uzurpacja monopolu na prawdę, rację itp.
To tak na wszelki wypadek, by była jasność.
Chcę przekazać swój odbiór wycinka tego co opisujesz. Czyli to co napiszę dotyczy tylko części istoty problemu, patrząc z mojej perspektywy oczywiście.
Wiele innych kwestii już się w wątku przewinęło, jeszcze inne czekają na odkrycie.
Ja nie wątpię, że przez te lata podejmowałaś próby. Niezliczoną ich ilość. To jasno przebija z twoich wpisów.
Tak jak to, że bardzo się starałaś.
Chciałbym zwrócić uwagę na coś innego, kilka aspektów.
Subiektywnie oczywiście, bo to moje myślenie i odbiór twych wpisów.
Masturbacja, porno, wszelakie romanse, flirty itd. - to z pewnością jest dla ciebie destrukcyjne, odpycha od męża, zniechęca do niego, jest takim swoistym „kastrowaniem” ciebie.
Równocześnie, wnioskując po twoim opisie, ty również „kastrowałaś” męża.
Takie słowa jak „dzień ślubu to najgorszy dzień w moim życiu” pozostają zapewne w głowie na długo, być można zawsze. Zwłaszcza wtedy, gdy ma to potwierdzenie w nastawieniu, czynach, podejściu.
Zapewne to nie jedyny przejaw „kastrowania”, sama możesz dojść do tego jakie mogły być inne.
Możliwe, ja przecież was nie znam i mało o was wiem, że główną przyczyną działań twego męża jest uzależnienie od porno, zakompleksienie, seksoholizm itp.
Jednocześnie gdy opisujesz go jako ojca oraz kwestie waszej relacji, jej początki itd. Coś we mnie w środku mówi, że może powód jest inny. A te porno,romanse, flirty to objaw nieumiejętnosci poradzenia sobie z zastaną rzeczywistością.
Że może to rozpaczliwe (i niewłaściwe) próby szukania miłości, akceptacji, desperacka chęć by być kochanym. I próby napełniania zbiorników miłości, a że w destrukcyjny dla wszystkich zainteresowanych sposób, to już inna sprawa.
Przerażajace dla mnie jest, że przez tyle lat nie zdobył się na szczerą rozmowę, zwłaszcza w obliczu tego, że przeróżne próby terapii, leczenia jednak podejmował.
Znaczy to, że niekoniecznie chciał rozstania.
Że może podobnie jak tobie, zależy mu na małżeństwie. Jakiekolwiek są tego główne intencje.
Po tym co ostatnio opisałaś wszystko jawi mi się jako znacznie bardziej skomplikowane.
I przykro mi, że oboje cierpicie, że mimo podejmowanych prób i starań nie potraficie ruszyć do przodu.
Może warto jeszcze raz przeanalizować to wszystko i podjąć inne działania, skoro dotychczasowe próby okazały się nieskuteczne?
Tobie z pewnością chciałbym polecić warsztat 12 kroków.
Warto się zapisać jak najszybciej, bo czas oczekiwania bywa długi.
A warsztat ten na pewno, o ile zechcesz i tym chęciom dopomożesz swą pracą, odmieni znacząco twe życie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk