Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: nałóg »

Firekeeper pisze: 15 lut 2023, 8:10 Nie wszyscy pijący alkohol od razu są alkoholikami
jest taki powiedzenie że nie każdy pijak (pijący) jest alkoholikiem a za to każdy alkoholik jest pijakiem (pijącym)
Firekeeper pisze: 15 lut 2023, 8:10 Nie wszyscy pijący alkohol od razu są alkoholikami. Myślę, że problemem jest odróżnienie przyczyn od powodów
zaryzykuję stwierdzenie z własnego dość długiego okresu bycia czynnym alko i już dość długiego bycia trzeźwym alko, że nie wiem tak naprawdę czemu jestem alkoholikiem.
Z perspektywy kilkudziesięciu lat i analizy siebie mogę postawić tezę że ja po prostu od urodzenia miałem skłonności i predyspozycje do wejścia w nalóg. To że jest to alkoholizm ,to tylko zbieg okoliczności. Po prostu w mojej młodości narkotyki były trudno dostępne a klejów wąchać nie chciałem :lol: :lol: . Że nie zostałem hazardzistą? to chyba z lenistwa i skąpstwa bo żal mi było przegranej kasy a i dostep do kasyn i innych gier nie był tak powszechny. Alkohol był dostępny, był akceptowalny, a wręcz w pewnych środowiskach był nobilitujący i dlatego ja wybierałem właśnie takie środowiska.
PO CO? właśnie po akceptację i w celu podniesienie swojej(iluzorycznie) własnej wartości (iluzja że pijąc staje się bardziej wartościowy), choć w określonym środowisku był to sposób socjalizacji i miejsca w "stadzie" w drabinie hierarchii .
I kolejne doświadczenie
Niesakramentalny3 pisze: 14 lut 2023, 23:40 Choćby dzięki terapii 12 kroków.
Niesakramentalny3 pisze: 14 lut 2023, 23:40
Jeśli taki ktoś (ten uzależniony) nauczy się na terapii sposobów zaopiekowania własnymi trudnymi emocjami, wówczas często następuje "wyleczenie"
12 Kroków nie jest terapią!!!!!!!! bo to program duchowy a ja np. nie byłem na terapii a trzeźwieję w oparciu o program 12 Kroków :D :D i dziękuje za to Bogu.
Jest zapewne co najmniej kilka dróg wyjścia z czynnego uzależnienia lecz wg mnie w każdym trwałym wyjściu z czynnego uzależnienia jest palec Boży lub jak w niektórych wspólnotach się określa "Siła Wyższa) .
Ja stosowałem przysięgi, tzw "silna wolę" i nie picie , kudzu, biorezonas, akupunkturę , bioterapeutów i wytrzymywałem po seansie kilka czy kilkanaście dni.

Może trochę kontrowersyjnie , lecz wyjście z czynnego uzależnienia wg mnie jest CUDEM a utrzymanie trzeźwości jest już po stronie trzeźwiejącego i wymaga włożenia sporej pracy.
I nie ma znaczenia jakie to uzależnienie -nałóg........ pornografia i onanizm (często towarzyszy alkoholizmowi), narkomania, hazard, zapupoholizm, lekomania czy coraz częstsze uzależniania od socjal mediów i Internetu wśród młodzieży (kilka dni temu miałem info o detoksie (2 lub 3) 15 latka i poszukiwania dla niego zamkniętej terapii bo jest uzależniony od leków i smartfona.

Tak że można teoretyzować a tak naprawdę to chyba nie ma naukowych dowodów co powoduje że jedni sa bardzi czy mnie podatni na stanie się nałogiem.
PD
Ostatnio zmieniony 15 lut 2023, 12:09 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 13 lut 2023, 16:45
Niesakramentalny3 pisze: 13 lut 2023, 11:03
Każdy nałóg to bardzo trudna i ciężka choroba - rozumiem, że to objawy "są na wierzchu" i na nich najłatwiej się skupić (np. zarzygana podłoga) ... czy tam poplamione coś innego - jednak to są tylko skutki. Jeśli nie uda się dotrzeć do przyczyn, do źródła problemu - czyli zwykle do tego, co generuje trudne emocje, które są "regulowane" w niezdrowy sposób - może być trudno pomóc... i "pacjentowi" i sobie.
To co napisałeś całkowicie zaprzecza temu, czego dowiedziałam się o zdrowieniu z uzależnienia i wspóluzależnienia.

Długo myślałam, że uzależnionej osobie da się pomóc, wchodząc w głąb, szukając źródeł. Ja tak "pomagałam" mojemu mężowi. Dopiero Ksiądz Dziewiecki uświadomił mi, że to pijany i współuzależniony sposób myślenia.

Nie ma ani jednego powodu aby sięgać po papierosa, film pornograficzny, by zdradzać, by się upijać, odurzać, oddawać hazardowi.

Dopóki się myśli, że jest coś, co to powoduje, usprawiedliwia, generuje - dotąd jest się nie mniej pijaną osobą niż sam pijany. Wspóluzależniony takim myśleniem robi z siebie "ratownika". Pijany robi z siebie ofiarę i ma usprawiedliwienie dla swojego postępowania. Obojgu takie myślenie pozwala tkwić w bagnie. Może i śmierdzi, ale za to jak ciepło.

Najpierw zatrzymuje się szkodliwe zachowanie i prostuje co jest na bieżąco. A potem dopiero się grzebie w bebechach. Najpierw buduje dobrą teraźniejszość, potem wchodzi w przeszłość i to, co jest w niej do przepracowania, co rzutuje na teraz.

Żeby zatrzymać szkodliwe zachowanie, trzeba najpierw odczuć, że ono szkodzi. Dopiero gdy się odstawi alkohol, narkotyki, hazard, onanizm, internet, gry, papierosy, pornografię, można zacząć trzeźwieć. I pracować nad sobą. Z pijaną głową się nie da. Nie żebym nie próbowała. Ja jestem uparta. Wypróbowałam wszystkie możliwe i niemozliwe sposoby na trzeźwienie bez wytrzeźwienia i bez bolesnego pożegnania się z iluzjami. W tym taką, że jest we mnie i mężu jakies źródło z którego płyną nasze uzależnienia i kompulsje. I to z tymi źrodlami mielibyśmy się uporać... :shock:

Żona nie jest terapeutką. Żona jest żoną. Nie ma żadnego powodu, by dawać uzależnionemu małżonkowi taryfę ulgową, obniżać poprzeczkę. Ani by zajmować się męża leczeniem czy źrodłami choroby.
Ja kompletnie inaczej odebrałem post Niesakramentalnego3, z którym zresztą się zgadzam.
W jego poście nie było napisane, że to współmałżonek ma szukać tych źródeł czy być terapeutą, ja czytając to odebrałem, że to osoba uzależniona może (lub nie) się tym zająć - czyli zająć się sobą. I tylko (poza bezpośrednią interwencją z Nieba) dotarcie do źródeł i praca na tym poziomie może pomóc rozwiązać swój problem.

Tak przy okazji wymiany zdań o „powodach”.
Co oznacza wg ciebie słowo powód? Bo zgodnie z definicjami znaczenia tego słowa ja nie potrafię się zgodzić z tym co napisałaś. Inna rzecz, że obecnie są one (powód i przyczyna) uznawane za synonimy. Etymologicznie w przypadku nałogu bardziej pasuje mi słowo powód.
Dlaczego (czyli z jakich powodów lub przyczyn) zapaliłaś pierwszego papierosa, a później kolejne?
Dlaczego spożywałaś w swoim życiu alkohol?
Dlaczego grzeszysz?
Przecież dekalog wydaje się być dość banalny, a jakoś wszyscy (lub niemalże wszyscy) grzeszymy.

Moim zdaniem wszystko ma swoje źródło do którego warto spróbować dotrzeć. Gdy zaś się to uda - w tym obszarze starać się leczyć, najlepiej z Bogiem i wszelakimi dostępnymi rozsądnymi metodami. I samemu chcieć wyzdrowieć, ma się rozumieć :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Nietaka pisze: 15 lut 2023, 9:29 Myślę, że stanowiska Niesakrementalnego, Ruty i Caliope w kwestii powodów sięgania po używki itp. nie są rozbieżne. Myślę, że jeśli nie kocha się siebie, jeśli się siebie nienawidzi i sobą pogardza, a w związku z tym nie cierpi się własnego życia, szuka się uśmierzenia bólu i zapomnienia - w czymkolwiek. Ja nie piję, nie palę, nie zdradzam. Czasem się objadam. Wpadam w dołki ,,bez powodu". Mąż nie chce ze mną posiedzieć na serialu? Dołek. Napisał suchego smsa. Dołek. Mąż przestał ze mną gadać? Jestem na dnie. Mam wiedzę. Wiem, że to nie powód. Że wyolbrzymiam. Wiem nawet skąd moje uzależnienie od męża. Ale jeszcze nie umiem w dołki nie wpadać. Jego zachowania nie są powodem mojego podjadania, załamek itp. A czasem komplement i przytulenie też wpędzają mnie w dołek. Bo na pewno było to nieszczere, bo pewnie ma coś na sumieniu, bo poklepał mnie po plecach jak psa po grzbiecie, bo mu mówię na bieżąco, a on i tak robi po swojemu... Czasami przestaję się dziwić, że woli tydzień nie gadać ze mną. Coś sprawia, że się odpalamy. Wszyscy jesteśmy wewnętrznie łatwopalni. Zdrowy, pewny siebie, kochający siebie człowiek ma na sobie niepalną, ochronną powłokę. Zazwyczaj jednak życie ją z nas zdziera. Niektórzy tracą ją wcześniej. Inni nagle. Tracimy ją też naturalnie, w wyniku eksploatacji, ale u zdrowych ona naturalnie odrasta. U chorych może stać się zwyrodniale grubą skórą i nic nie czują, a wewnątrz wrze, bo ogień został tam zamknięty. Czasami ktoś żyje z niechronionym łatwopalnym i go chce chronić, gasić pożary, a nie dba o swoją ochronę... Bez niepalnej powłoki, wszystko może być iskrą, która nas spali.
Czyli nie ma obiektywnie powodów do odpalenia się, bo nie da się ich wyeliminować, gdyż wszystko może być iskrą dla łatwopalnego. I nic nie spali chronionego (choć przecież może go osmalić).
Dobrze napisane Nietaka, dodam tylko, że można wyzdrowieć z tego idąc po pomoc. Powody i preteksty nie znikną, ale terapia uczy jak sobie poradzić by nie pić, nie brać, nie grać, podnieść poczucie wartości, odwiesić się od męża itd. Standardowy powód tu na forum : mąż/żona nie kocha, zdradził/a, odszedł/odeszła. U czynnego alko lub innego wywołałoby to od razu chęć wypicia, grania, brania, u trzeżwiejącego jak ja już nie jest to rozwiązaniem. Zawsze kiedy nachodzą mnie takie myśli mówię sobie: stracisz wszystko co osiągnęłaś, stracisz szacunek do siebie, nie ma to sensu dla jednej chwili.Piękna dziewczyno, córko Króla nie masz już powodu by regulować emocje w stary sposób, za to po swoich przejściach masz powód by dalej żyć jak potrafisz.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Niesakramentalny3 pisze: 14 lut 2023, 23:40 Jeśli taki ktoś (ten uzależniony) nauczy się na terapii sposobów zaopiekowania własnymi trudnymi emocjami, wówczas często następuje "wyleczenie"
Pozwolę sobie odnieść do tego kawałka, dziękuję nałogu, bo go nie zauważyłam wcześniej :)
Nie, nie następuje wyleczenie, do końca życia uzależniony jest osobą chorą i musi zachowywać całkowitą abstynencję od picia, brania, onanizmu, hazardu itp.. Mózg uzależnionego, nie potrafi się wyleczyć, a jedynie po terapii uczy się jak żyć by nie popłynąć z powrotem, a niestety dość często występuje nawrót choroby. Wiele zależy od tego od czego uzależnia się ten ktoś, jeśli od substancji chemicznych, w ostatniej fazie bez leczenia występuje śmierć, u tych co nie piją i nie biorą górę biorą trudne emocje.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 15 lut 2023, 23:22 Zawsze kiedy nachodzą mnie takie myśli mówię sobie: stracisz wszystko co osiągnęłaś, stracisz szacunek do siebie, nie ma to sensu dla jednej chwili.Piękna dziewczyno, córko Króla nie masz już powodu by regulować emocje w stary sposób, za to po swoich przejściach masz powód by dalej żyć jak potrafisz.
Caliope dokładnie tak samo ja sobie powtarzam. Nawet jakiś czas temu miałam PMS i zaczęłam krzyczeć na męża i od razu oprzytomniałam w trakcie, że jestem na złej drodze i mam zawracać póki mogę. Po długim czasie braku podnoszenia głosu, awantur, kłótni czułam już, że to mi nie leży. Nie pasuje. Nie chcę tak się zachowywać. To nie ja. Też nie chcę wrócić do tego co było i stracić do siebie szacunek.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Nietaka pisze: 15 lut 2023, 9:29 Wpadam w dołki ,,bez powodu". Mąż nie chce ze mną posiedzieć na serialu? Dołek. Napisał suchego smsa. Dołek. Mąż przestał ze mną gadać? Jestem na dnie. Mam wiedzę. Wiem, że to nie powód. Że wyolbrzymiam. Wiem nawet skąd moje uzależnienie od męża. Ale jeszcze nie umiem w dołki nie wpadać. Jego zachowania nie są powodem mojego podjadania, załamek itp. A czasem komplement i przytulenie też wpędzają mnie w dołek. Bo na pewno było to nieszczere, bo pewnie ma coś na sumieniu, bo poklepał mnie po plecach jak psa po grzbiecie, bo mu mówię na bieżąco, a on i tak robi po swojemu... Czasami przestaję się dziwić, że woli tydzień nie gadać ze mną.
Nietaka może to problem z Twoimi uczuciami? Co czujesz kiedy mąż nie chce obejrzeć z Tobą serialu. Co robisz z uczuciem jakie się pojawi?

Ja kiedy mój mąż przestawał się do mnie odzywać czułam się okropnie osamotniona. Jednocześnie zła i wściekła, zignorowana. Więc albo próbowałam ukryć moje uczucia i udawałam, że mnie to nie rusza albo wybuchałam, bo już dłużej kłębiących się emocji utrzymać nie mogłam. W takich momentach zarzucałam mu, że ma mnie w pupie, że nie interesuje go co się ze mną dzieje, nie kocha mnie, umarłabym i by się nie zorientował. Nakręcałam się tym wszystkim strasznie i robiłam emocjonalne jazdy mężowi, których on nie jest wstanie udźwignąć.

Odkąd zmieniłam podejście i zaczęłam wychodzić z schematu, czyli kiedy po raz kolejny mąż w moim mniemaniu przestał się odzywać podeszłam do niego i powiedziałam, że taka sytuacja kiedy się do siebie nie odzywamy jest trudna, bo czuję się z tym źle i przez to później wybucham. Poprosiłam żeby mi powiedział dlaczego tak robi. Mąż mi wytłumaczył, że potrzebuje czasu, swojego pustego pudełka, żeby się ogarnąć i żebym nie brała tego do siebie i też nie jest wstanie znieść moich rozmów, bo się wtedy jeszcze bardziej denerwuje i ucieka od nich. Teraz wiem, że jak się nie odzywa to nie dlatego, że ma mnie gdzieś tylko dlatego, że potrzebuje czasu i wtedy mi jest łatwiej zająć się sobą i dać mu przestrzeń. I dzięki temu nie mamy emocjonalnych dyskusji kończących się wielkim murem między nami więc on też nie musi uciekać. Wystarczy powiedzieć mi STOP. Ale dużo lepiej i ja się kontroluję i zauważam, kiedy moje rozmowy zaczynają być patologiczne i wycofuję się sama.
Nietaka
Posty: 3077
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nietaka »

Firekeeper pisze: 16 lut 2023, 9:30 Nietaka może to problem z Twoimi uczuciami? Co czujesz kiedy mąż nie chce obejrzeć z Tobą serialu. Co robisz z uczuciem jakie się pojawi?
Tak właśnie jest. Dzięki Sycharowemu forum wiem to od dawna. A Twoje, Firekeeper, posty bardzo mi pomagają, często utożsamiam się z Twoimi zachowaniami. Ja wiem, znam mechanizm rozumiem... Co z tego, skoro emocje właśnie mnie tak odpalają, jak nałogowca. Moje emocje to, mój narkotyk i zarazem pretekst. Zapętlam się w nich, biegam jak chomik w kołowrotku. Czasem widzę się z boku, zauważam co się dzieje, chcę i nie chcę tego. Mój mąż ma swoje popapranie, ale moje nie jest mniejsze ani lepsze. Jest inne. W myśl jedynej prawdy, że mogę zmieniać tylko siebie, że moja wolna wola, to moja wolność, a nie władza nad innymi, wciąż od nowa wstaję po upadku i pracuję nad tym.
Najtrudniejsze jednak, to stosować teorię w praktyce 😅. Dzięki Wam, staram się. Mozolnie, ale byle naprzód.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Niesakramentalny3 pisze: 14 lut 2023, 23:40
Ruta pisze: 14 lut 2023, 18:22 Niesakramentalny. Istnieje coś takiego jak wiedza. (...)
Na początku chciałem po prostu napisać, że nie podoba mi prowadzenie rozmowy w tym tonie... ale potem stwierdziłem, że jednak można podejść "na wesoło".

;) Tak owszem - istnieje coś takiego jak wiedza - zgoda - wręcz w ogromnych ilościach - proponuję wrzucić w "google" hasło "przyczyny i czynniki zwiększające ryzyko uzależnień" - np. pierwszy fragment z brzegu: "Badania przeprowadzane przez grupę naukowców na Uniwersytecie w Oklahomie wykazały, że jedną z przyczyn występowania skłonności do uzależnień u części osób jest gen COMT"
Ruta pisze: 14 lut 2023, 18:22 (...) powtórzę: nie ma ani jednego powodu do sięgania po papierosa, pornografię, onanizm, alkohol, narkotyk (...)
Jeśli nie było powodu (przyczyny) - to byłoby to bardzo smutne - że ludzie robiliby sobie krzywdę "bez powodu" i bez sensu. Dodatkowo takim osobom bardzo trudno byłoby pomóc. Ale na szczęście się pomaga. Często skutecznie. Choćby dzięki terapii 12 kroków. Jeśli ktoś nie radzi sobie z własnymi trudnymi emocjami, to często niestety albo się wiesza... albo właśnie ucieka w alkohol - najprostszy i pewnie najstarszy regulator napięcia. Jeśli taki ktoś (ten uzależniony) nauczy się na terapii sposobów zaopiekowania własnymi trudnymi emocjami, wówczas często następuje "wyleczenie". Mój prowadzący na 12 krokach był i alkoholikiem i narkomanem... i dzięki terapii i pracy ze swoimi emocjami... żyje w trzeźwości. Dostał narzędzia - alternatywę - oraz oczywiście sam wykonał ogromną pracę nad sobą (niektórym się nie udaje, poddają się w trakcie lub nawet nie chcą próbować - zgoda). Ów skaczący z mostu... też nie skacze dlatego, że żyje w szczęściu i harmonii... ale dlatego, że nie widzi innej alternatywy (nie dlatego, że ich nie ma - tych alternatyw - są są, ale ten czy ów jest w takim stanie, że już ich nie dostrzega).

Myślę, że mogłoby powstać alternatywne przysłowie... do "Syty głodnego nie zrozumie" ... "Zdrowy chorego nie zrozumie".

Może to i wygodnie stać na pozycji tego "zdrowego" i "mądrzejszego" ... i sypać zdaniami dodatkowo święcie wierząc w ich prawdziwość typu: "nie ma ani jednego powodu, aby kłamać" - tylko czy naprawdę nigdy, ani razu nie skłamałaś?

I na koniec raz jeszcze - nie usprawiedliwiam - a próbuję zrozumieć.
Niesakramentalny.

Co do mojego tonu. Napisałam: "Istnieje coś takiego jak wiedza. Nie mam wiedzy o ... (i tu wymieniłam poruszone przez ciebie kwestie o których nic nie wiem)." Nie był to przytyk w twoją stronę, a możliwe, że tak to odebrałeś.

Nie wypowiadam się w kwestiach, co do których nie mam wiedzy. To co mi się wydaje np. o bulimii, anoreksji nie ma żadnej wartości. Nie ma sensu, bym o tym pisała. Wypowiadam się za to także o tym, co jest moim doświadczeniem. Wtedy dzielę się moim osobistym odbiorem i mam szansę skorzystać z doświadczenia i wiedzy innych osób, by swoje postawy zrewidować.

Wracając do kwestii przyczyn. Naukowcy piszą o "przyczynach i czynnikach zwiększających ryzyko uzależnień". To zagadnienie z obszaru powstawania uzależnienia, tzw. genezy nałogu, a nie samego mechanizmu powtarzania danego destrukcyjnego zachowania.

Ten obszar obejmuje cechy osobnicze (m.in. budowę układu nerwowego, dysfunkcje mózgu, osobistą historię, uwarunkowania genetyczne, dysfunkcje osobowości) oraz środowiskowe (m.in. uwarunkowania, dostępność danej używki, tolerancja dla określonych zachowań, ilość fałszywych przekonań na temat danej używki, wiek przyzwolenia).

Podam przykład analizy czynnika ryzyka.

W Polsce do wielu słodyczy dodaje się alkohol. Nie ma powszechnej świadomości, że alkohol podawany dzieciom nawet w niewielkich ilościach jest czynnikiem znacząco zwiększającym ryzyko uzależnienia. Z tego powodu wiele dzieci spożywa alkohol. Czasem rodzice nie są świadomi, że podają w dzieciom alkohol w słodyczach. Inni sami podają dzieciom niewielkie ilości alkoholu.w słodyczach lub bezpośrednio, by dziecko "spróbowało". Niedojrzały układ nerwowy trenuje się w ten sposób do uzależnienia.

Nie u każdego z tych dzieci rozwinie się uzależnienie. Ale u wielu się rozwinie. Im wcześniejsza ekspozycja na daną używkę lub destrukcyjne zachowanie, tym wyższe ryzyko uzależnienia od niej. Dotyczy to także alkoholu, nikotyny, hazardu, pornografii. Podatność rozwijającego się mózgu jest większa. Wiemy o tym od dawna i ma przełożenie na normy. W większości kultur używki są niedostępne dla dzieci lub młodzieży. Dzięki rozwojowi neuronauk wiemy już nie tylko że tak jest, ale i więcej o tym, dlaczego tak jest.

Czynnikiem ryzyka jest też mechanizm odziaływania danej używki na mózg. Są używki tworzące tak ogromne ryzyko uzależnienia, że jedyną profilaktyką jest nie sięganie po nie. Dotyczy to m.in. pornografii i nikotyny, które uzależniają użytkowników nawet od pierwszego zetknięcia.

U dzieci i doroslych u których rozwinie się uzależnienie powodem sięgania po pornografię, papierosa, alkohol będzie wytworzony mechanizm uzależnienia, dzialający w mózgu. Jednostka odczuwa go jako przymus, obsesję. Jednocześnie mechanizmy racjonalizacji i kompensacji utrzymują jednostkę w nieświadomosci co do przymusowości danych zachowań. Jednym z mechanizmów jest racjonalizacja, a więc "powody". O tym napisała Caliope. W tym kontekscie znaczeniowym powód = pretekst.

Uzależniony nie pije dlatego, ze otrzymywał mikrodawki w dzieciństwie. Pije bo wytworzył się w nim przymus picia. Nie da się przepracować faktu z przesłości, mimo, że przyczynila się ona do rozowju choroby. Ale da się przestroić mózg, przez abstynencję, program rozwoju osobistego m.in. w terapii, programie rozwoju duchowego, pogłębianiu samoświadomosci, rozwojowi osobowosci, kompensacji deficytów. Nie pracuje się z uzależnieniem w przeszłości, ze "źródłami", tylko tu i teraz z obsesją i mechanizmami, takze przez psychoedukację, w tym rozbrajaniem przekonania, że istnieją racjonalne "powody" irracjonalnych szkodliwych zachowań.

Natomiast moja osobista obserwacja jest jedna. Zatrzymanie obsesji jest zawsze Łaską. Tego człowiek nie jest w stanie zrobić. Ani żaden terapeuta spowodować. Cała reszta należy do człowieka we wspólpracy z tą Łaską.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 15 lut 2023, 21:07
Ja kompletnie inaczej odebrałem post Niesakramentalnego3, z którym zresztą się zgadzam (...).
W jego poście nie było napisane, że to współmałżonek ma szukać tych źródeł czy być terapeutą, ja czytając to odebrałem, że to osoba uzależniona może (lub nie) się tym zająć - czyli zająć się sobą. I tylko (poza bezpośrednią interwencją z Nieba) dotarcie do źródeł i praca na tym poziomie może pomóc rozwiązać swój problem.

Tak przy okazji wymiany zdań o „powodach”.
Co oznacza wg ciebie słowo powód? Bo zgodnie z definicjami znaczenia tego słowa ja nie potrafię się zgodzić z tym co napisałaś. Inna rzecz, że obecnie są one (powód i przyczyna) uznawane za synonimy. Etymologicznie w przypadku nałogu bardziej pasuje mi słowo powód.
Dlaczego (czyli z jakich powodów lub przyczyn) zapaliłaś pierwszego papierosa, a później kolejne?
Dlaczego spożywałaś w swoim życiu alkohol?
Dlaczego grzeszysz?
Przecież dekalog wydaje się być dość banalny, a jakoś wszyscy (lub niemalże wszyscy) grzeszymy.

Moim zdaniem wszystko ma swoje źródło do którego warto spróbować dotrzeć. Gdy zaś się to uda - w tym obszarze starać się leczyć, najlepiej z Bogiem i wszelakimi dostępnymi rozsądnymi metodami. I samemu chcieć wyzdrowieć, ma się rozumieć :)
Geneza uzależnienia to nie to samo co powód powtarzania destrukcyjnego zachowania.

W ramach genezy nałogu np. palenia mieści się złożenie wielu różnych czynników (powodów). Powód palenia jest jeden: uzależnienie, obsesja, utrata kontroli.

Po pierwszego papierosa sięgnęłam jako młoda dziewczynka. Z ciekawości. Z chęci bycia atrakcyjną, o czym zadecydowały oglądane filmy, na których papierosy były jednym z atrybutów kobiecej siły, atrakcyjności, powabu. Z ekranu nie śmierdziało. Z chęci wejścia w dorosłość. Dorosły to był ten co palił i mógł pić alkohol. Uważałam, że papierosy są atrakcyjne. Tak było w reklamach. Także palące osoby w moim otoczeniu opiewały papierosy. Prawo zakazujace sprzedaży papierosów nieletnim nie było przestrzegane. Papierosy i zapałki kupiłam w kiosku. Dostępność.

Czemu się uzależniłam? W dzieciństwie wdychałam dym tytoniowy. Miałam deficyty emocjonalne i zaburzone poczucie własnej wartosci. Wierzyłam reklamom. Miałam pieniądze, by kupować sobie papierosy i nie było przeszkód bym je kupowała. I pewnie wiele innych czynników. O wielu pewnie nie wiem do dziś.

Myslę, że ważniejsze jest czemu nie palę. Wyszłam ze swoich urojeń, że są jakiekolwiek powody do palenia. Że jak dotrę do źródeł, to wtedy coś się zmieni (nie żebym nie próbowała tej "metody", wobec siebie i męża zresztą też). Stanęłam, wobec wielu porażek, w prawdzie o swojej bezsilności wobec mojego zniewolenia. Poprosiłam Boga o pomoc. Zostałam uwolniona z obesji i czasowo z głodu. Przepracowałam, przez upadki i nawroty to, co miałam do przepracowania. Ku mojemu zdumieniu nie było tam nic o źródłach, trudnym dzieciństwie, przeszłości. Było za to wiele o moich pokręceniach, głupich poglądach i fałszywym ego tu i teraz. Ja byłam ta lepsza uzależniona, bo "tylko" paliłam.

Przed nawrotami chroni mnie jedno. Wiem, że jestem chora, nie mam kontroli i nigdy jej nie odzyskam. A próbowałam. Jeden miał nie szkodzić. W pokusach uciekam się do Boga. Unikam sytuacji, które wywołują u mnie głód nikotynowy. I wiem, że mimo to mogę trzasnąć o glebę. Albo zaliczyć nawrót, gdy wyjdzie coś, czego nie przepracowałam, a co się tego domaga. Tyle, że wiem już, że można to przepracować na trzeźwo. Nie muszę czekać na kumulację, aż do nawrotu.

Więc powtórzę: nie ma ani jednego powodu, by palić, onanizować się, upijać, uprawiać hazard, ogladać pornografię, zażywać narkotyki. I nie ma znaczenia, ile źródeł przyczyniło się do rozwoju choroby. Ma znaczenie, by przestać. Tu i teraz. Najpierw abstynencja, potem praca z całą resztą.
Odwrotnie nie wychodzi. Przetestowałam we wszystkich wariantach, jakie mi przyszly do głowy. A miałam ku temu fantazję. Dziś wiem, że się tylko w ten sposób oszukiwałam, by ze spokojem palić.

Czemu pijąc nie uzależniłam się od alkoholu? Pewnie miałam szczęście, za mało mi się czynników nawarstwiło i w porę dowiedzialam się, by nie pić w stresie.

Co do przyczyn grzechu, nie wiem, nie jestem teologiem, więc się nie wypowiem. Nie widzę analogii między grzechem a nałogiem. Za to widzę analogię między wychodzeniem z grzechu i nałogu. Podstawą jest Łaska. I zgoda na upadki. Oraz wola do wstawania.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Ruta pisze: 17 lut 2023, 23:42
Mężczyźni, którzy odstawili pornografię i porządkują się, mówią, że dopiero wtedy wraca im empatia i szacunek wobec kobiet. A żona, ta sama, staje się na powrót atrakcyjna. Nie tylko w sferze fizycznej, ale w sferze psychicznej, czułości, dotyku, bliskości, więzi, oddalenia, odrębności, i wielu innych. Gdy wraca bliskość, a seksualność nie jest przeżywana w poczuciu winy i w sposób destrukcyjny, wraca także pragnienie relacji intymnej z żoną. Z taką jaką jest, z nadwagą, niedowagą, rozstępami, w dresie, w sukience, zmęczoną, wkurzoną, czułą, radosną, zamyśloną, zajętą. Ludzką, realną i przez to piękną. Wraca też zdolność do przeżywania przyjemności oraz obdarzania sobą żony.
Znasz kogoś realnie, kto z pornografii wyszedł na prostą i wróciło zainteresowanie żoną?
Zastanawia mnie ten fakt czy jest to w ogóle możliwe. Na dzień dzisiejszy jak tak przyglądam się mężowi z dystansu to nie wygląda to optymistycznie. Skala problemu jakby wzrosła w moim odczuciu. Tak samo zastanawia mnie czy utrzymywać współżycie z mężem czy zrezygnować.? Mam wątpliwości i dopóki je mam stwierdziłam, że nie będę się na nic godzić. A powodem moich wątpliwości jest fakt, że ze mną mąż współżyje tylko przy zamkniętych drzwiach, po ciemku i po cichu. A sam ze sobą przy zapalonym świetle, otwartych drzwiach. Na telefon może patrzeć na mnie nie. Wkurzyło mnie to. Dopóki nie miałam porównania nie zwróciłam na to uwagi. W ogóle bez sensu jest, że to rozważam bo wiadomo, że jak jest uzależniony to nie ma co w tym szukać logiki. Ale chciałam wyrzucić z siebie chodzące mi po głowie pytania.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 18 lut 2023, 0:32 Geneza uzależnienia to nie to samo co powód powtarzania destrukcyjnego zachowania.
To oczywiste, przynajmniej dla mnie.
Ruta pisze: 18 lut 2023, 0:32 W ramach genezy nałogu np. palenia mieści się złożenie wielu różnych czynników (powodów). Powód palenia jest jeden: uzależnienie, obsesja, utrata kontroli.

Po pierwszego papierosa sięgnęłam jako młoda dziewczynka. Z ciekawości. Z chęci bycia atrakcyjną, o czym zadecydowały oglądane filmy, na których papierosy były jednym z atrybutów kobiecej siły, atrakcyjności, powabu. Z ekranu nie śmierdziało. Z chęci wejścia w dorosłość. Dorosły to był ten co palił i mógł pić alkohol. Uważałam, że papierosy są atrakcyjne. Tak było w reklamach. Także palące osoby w moim otoczeniu opiewały papierosy. Prawo zakazujace sprzedaży papierosów nieletnim nie było przestrzegane. Papierosy i zapałki kupiłam w kiosku. Dostępność.
Czyli jakieś powody wymieniłaś. Są oczywiście i inne, w zależności od indywidualnej sytuacji i umiejętności jej rozpracowania. Wcześniej i niżej piszesz, że nie ma ani jednego powodu. To w końcu są wg ciebie czy ich nie ma?
A może chodzi ci o to, że nie ma ani jednego obiektywnie mądrego, sensownego, dobrego powodu?
Bo wtedy bym się zgodził. I o tym również pisał Niesakramentalny3.
Ruta pisze: 18 lut 2023, 0:32 Czemu się uzależniłam? W dzieciństwie wdychałam dym tytoniowy. Miałam deficyty emocjonalne i zaburzone poczucie własnej wartosci. Wierzyłam reklamom. Miałam pieniądze, by kupować sobie papierosy i nie było przeszkód bym je kupowała. I pewnie wiele innych czynników. O wielu pewnie nie wiem do dziś.
U mnie w rodzinie cała nasza trójka (ja i bracia) miała wszystkie wymienione przez ciebie czynniki. Dwóch, w tym ja, pali, młodszy brat nie palił i nie pali. Do bycia uporządkowanym emocjonalnie mu daleko. Po mojemu to co wymieniłaś to czynniki sprzyjające podjęciu decyzji/wdepnięciu w nałóg.
Determinującym czynnikiem jest decyzja i brak zmiany tej decyzji.
Znam to z autopsji - palę od 25 lat z 2 przerwami: jedna roczna, druga dwuletnia. W obu przypadkach zgubiła mnie pojedyńcza impreza, a później poszło samo (wiesz jak to jest). Obecnie mam swój termin na koniec maja, wraz z terminem zjazdu do Polski. Do tego czasu moje nałogowe mechanizmy będą rozkoszować się nadzieją, że nie pierwszy raz sobie coś ustalałem a później wychodziło różnie ;)
Jak będzie - czas pokaże.
Ruta pisze: 18 lut 2023, 0:32 Przed nawrotami chroni mnie jedno. Wiem, że jestem chora, nie mam kontroli i nigdy jej nie odzyskam. A próbowałam. Jeden miał nie szkodzić. W pokusach uciekam się do Boga. Unikam sytuacji, które wywołują u mnie głód nikotynowy. I wiem, że mimo to mogę trzasnąć o glebę. Albo zaliczyć nawrót, gdy wyjdzie coś, czego nie przepracowałam, a co się tego domaga. Tyle, że wiem już, że można to przepracować na trzeźwo. Nie muszę czekać na kumulację, aż do nawrotu.
Z tym się utożsamiam.
Ruta pisze: 18 lut 2023, 0:32 Więc powtórzę: nie ma ani jednego powodu, by palić, onanizować się, upijać, uprawiać hazard, ogladać pornografię, zażywać narkotyki. I nie ma znaczenia, ile źródeł przyczyniło się do rozwoju choroby. Ma znaczenie, by przestać. Tu i teraz. Najpierw abstynencja, potem praca z całą resztą.
Powtarzając się, jeśli byś napisała „nie ma ani jednego obiektywnie mądrego, sensownego powodu” to się w pełni zgadzam. Bo subiektywne i obiektywnie nierozsądne, bezsensowne, niemądre już są. I to cała masa.
Ruta pisze: 18 lut 2023, 0:32 Co do przyczyn grzechu, nie wiem, nie jestem teologiem, więc się nie wypowiem. Nie widzę analogii między grzechem a nałogiem. Za to widzę analogię między wychodzeniem z grzechu i nałogu. Podstawą jest Łaska. I zgoda na upadki. Oraz wola do wstawania.
Ja osobiście widzę analogię i to dużą w dodatku.
Na pierwszy rzut oka widzę po sobie i innych, że nałogowo grzeszymy myślą, mową uczynkiem i zaniedbaniem. Zasady znamy, są dojść proste i przejrzyste, wierzymy w Boga, staramy się (jak deklarujemy) wierzyć Bogu, a mimo to regularnie wracamy do konfesjonału. Z tym samym zazwyczaj w dodatku. Wiem, że to nie są tylko moje doświadczenia, a doświadczenie powszechne.
Teoretycznie wystarczy podjąć decyzję: od teraz nie grzeszę. W praktyce jakoś to nie działa jakoś perfekcyjnie.
Wiemy, że to szkodzi a jakoś nas to nie powstrzymuje przed kolejnymi razami. Dlaczego?
To faktycznie temat na pasjonującą i chyba niekończącą się dyskusję teologiczną. Pewne odpowiedzi znam, ale czuję że sedna nawet nie widzę. Chyba, że zawrzeć je w hasłach takich jak: słabość człowieka, grzech pierworodny, wolna wola.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Firekeeper pisze: 18 lut 2023, 9:59
Ruta pisze: 17 lut 2023, 23:42
Mężczyźni, którzy odstawili pornografię i porządkują się, mówią, że dopiero wtedy wraca im empatia i szacunek wobec kobiet. A żona, ta sama, staje się na powrót atrakcyjna. Nie tylko w sferze fizycznej, ale w sferze psychicznej, czułości, dotyku, bliskości, więzi, oddalenia, odrębności, i wielu innych. Gdy wraca bliskość, a seksualność nie jest przeżywana w poczuciu winy i w sposób destrukcyjny, wraca także pragnienie relacji intymnej z żoną. Z taką jaką jest, z nadwagą, niedowagą, rozstępami, w dresie, w sukience, zmęczoną, wkurzoną, czułą, radosną, zamyśloną, zajętą. Ludzką, realną i przez to piękną. Wraca też zdolność do przeżywania przyjemności oraz obdarzania sobą żony.
Znasz kogoś realnie, kto z pornografii wyszedł na prostą i wróciło zainteresowanie żoną?
Zastanawia mnie ten fakt czy jest to w ogóle możliwe. Na dzień dzisiejszy jak tak przyglądam się mężowi z dystansu to nie wygląda to optymistycznie. Skala problemu jakby wzrosła w moim odczuciu. Tak samo zastanawia mnie czy utrzymywać współżycie z mężem czy zrezygnować.? Mam wątpliwości i dopóki je mam stwierdziłam, że nie będę się na nic godzić. A powodem moich wątpliwości jest fakt, że ze mną mąż współżyje tylko przy zamkniętych drzwiach, po ciemku i po cichu. A sam ze sobą przy zapalonym świetle, otwartych drzwiach. Na telefon może patrzeć na mnie nie. Wkurzyło mnie to. Dopóki nie miałam porównania nie zwróciłam na to uwagi. W ogóle bez sensu jest, że to rozważam bo wiadomo, że jak jest uzależniony to nie ma co w tym szukać logiki. Ale chciałam wyrzucić z siebie chodzące mi po głowie pytania.
Nie wypowiem się za tych mężczyzn o których pisze Ruta, moje osobiste doświadczenia są mocno inne, w lwiej części się z opisanymi przez Rutę nie pokrywają.
Ja w szponach pornografii i masturbacji tkwiłem ponad ćwierć wieku. Skończyło się to w trakcie kryzysu, gdy zrozumiałem źródła i konsekwencje tego, gdy nabrałem wiedzy, przejrzałem mity, przyjrzałem się sobie i swemu powołaniu (panowanie nad sobą).
Jedocześnie dla mnie żona nigdy nie była nieatrakcyjna fizycznie, co najwyżej zachowywała się jak totalna zołza. Czyli ja nie traciłem zainteresowania żoną, w moim przypadku to był raczej wątpliwej jakości zamiennik żony niezainteresowanej mną lub traktującej mnie podle. Oczywiście wynikało to w głównej mierze z mego nieuporządkowania - bo w końcu to ja jestem odpowiedzialny za moje reakcje. No, ale wtedy tego nie wiedziałem, czyli robiłem to jako rewanż za „nie bo nie”, albo dlatego, że „musiałem, bo ciśnienie”. Jednocześnie nie robiłem tego wcale w okresach gdy nasze pożycie było ok.
Robiłem zaś od późnego dzieciństwa do czasu gdy żonę poznałem - czyli z tym bałaganem wszedłem w relację z nią.

Poprzez pracę nad sobą faktycznie zwiększyła mi się empatia i szacunek do niej, zrozumienie jej potrzeb, funkcjonowania i korekta mego spojrzenia na obszar seksualności.
Zrozumiałem, że to jednak jest forma zdrady, łamania przysięgi małżeńskiej czego wcześniej do siebie nie dopuszczałem. Zrozumiałem, że to niszczy mnie.
Moja żona nie stała się na powrót atrakcyjna, bowiem nie przestała być dla mnie atrakcyjna (fizycznie).
Z mego doświadczenia, z tego co kiedykolwiek słyszałem od mężczyzn to (poza wyjątkami) rozstępy, nadwaga i inne „niedoskonałości” fizyczne żon to głównie ich problem, w dodatku niemały i mocno rzutujący na relacje intymne.
Dla mężów bowiem dużo bardziej istotne jest nie czy ta żona wyglada jak
5-10-15 lat temu (pomijając już, że to niemożliwe) ale jak się zachowuje, jaki ma stosunek do nich.
I aby była jasność, problem tkwi zazwyczaj po obu stronach. Ja od 7 lat jestem „czysty” w kwestiach porno i masturbacji, podchodzę do żony inaczej. Iż kiedyś, pewnie nie idealnie, ale w miarę wg właściwej instrukcji.
Nie spowodowało to radykalnych zmian w małżeństwie w tym obszarze, po prostu ja nie wybieram „łatwych” rozwiązań i ucieczki w destrukcyjne obszary.
W moim przypadku to żonie potrzebne są zamknięte drzwi i ciemność o których wspominała Firekeeper. Wszelkie niedoskonałości jej figury dla mnie są przypomnieniem czwórki pociech które urodziła, mi kompletnie nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie.

Po co to piszę?
Głównie po to by ostrzec przed wrzucaniem do jednego worka wszystkich.
Mam wrażenie, że przypadek taki jak mój, bazując na lekturze wątku Firekeeper, niekoniecznie jest zbieżny z przypadkiem jej męża.
Ja bowiem mając do wyboru żonę i porno/masturbację nie widzę i nie widziałem realnego dylematu wyboru. Żywa piękna kobieta kontra marnej klasy zamiennik w postaci samogwałtu.
Po prostu kiedyś uznawałem zasadę „na bezrybiu i rak ryba”, oczywiście nie jest to zasada godna polecenia i naśladowania. Nie bez powodu już jej nie praktykuję ;)

Czy da się wywalić ze swego życia porno i masturbację? Da.
Mi potrzebne było zauważenie problemu. Wiedza i analiza jak to wpływało na mnie, moje życie i małżeństwo. I tu się także zgadzam z tym co pisała Ruta - dopiero później docierałem do źródeł tego co sobie w ten sposób kompensowałem. Ta analiza o ile dobra i potrzebna, była jednak wtórna. Na początek wystarczyło zrozumienie, że nie funkcjonowałem właściwie. Że mężczyzna powinien panować nad swą chucią.

Jak jest z twoim mężem Firekeeper? Nie wiem, ty zapewne też, nie wiadomo czy wie to on sam.
I po mojemu to jego zadanie by sobie z tym poradzić. Bo dopiero gdy on sam zrozumie, że to realny problem (i dlaczego), sam może podejmie decyzję i będzie starał się z własnej woli kroczyć inną drogą, może się to zmienić. Co nie wyklucza upadków, cofania się.
Nie odważę się z pewnością sugerowania ci jaką postawę przyjmować wobec męża w takiej sytuacji.
Ty znasz go najlepiej i co istotniejsze - twoje są konsekwencje.
Wierzę natomiast, że dasz radę podjąć właściwe decyzje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Pavel pisze: 18 lut 2023, 15:36
Jak jest z twoim mężem Firekeeper? Nie wiem, ty zapewne też, nie wiadomo czy wie to on sam.
I po mojemu to jego zadanie by sobie z tym poradzić. Bo dopiero gdy on sam zrozumie, że to realny problem (i dlaczego), sam może podejmie decyzję i będzie starał się z własnej woli kroczyć inną drogą, może się to zmienić. Co nie wyklucza upadków, cofania się.
Nie odważę się z pewnością sugerowania ci jaką postawę przyjmować wobec męża w takiej sytuacji.
Ty znasz go najlepiej i co istotniejsze - twoje są konsekwencje.
Wierzę natomiast, że dasz radę podjąć właściwe decyzje.
Dziękuję Ci Pavle za swoje świadectwo 🙏

Na stan dzisiejszy nie wiem jak jest z moim mężem.

Mój mąż uzależniony jest od pornografii od ok 16 roku życia. Miał przede mną tylko jedną dziewczynę z którą zaczął poznawać seks. Była od niego młodsza. Niepełnoletnia. Więc nigdy nie uprawiali seksu w łóżku tylko gdzieś ukradkiem w plenerze. Ona go zdradziła. I pojawiłam się ja. W ogóle mi się nie podobał. Moja ,,miłość" do niego zaczęła się kiedy na moje 18te urodziny odrzucił moje zaproszenie żeby mi towarzyszył na dyskotece i zaprosił swoją byłą. I tam oczywiście się z nią zjawił. Byłam wtedy mocno już zaburzona życiem pod wpływem jazd emocjonalnych jakie miałam w domu z pijącym ojcem więc kolejna drama była dla mnie tak ekscytująca, że tak to rozegrałam, że pozbyłam się rywalki. Ale ja żyć spokojnie nie umiałam więc jak się dowiedziałam, że jest uzależniony to zamiast uciec to poczułam się jak w domu. Miałam misję. I tak się rozwijało co raz mocniej moje uzależnienie. Mąż siedział w porno, ja robiłam akcje. Potem ślub, dzieci i było co raz gorzej. Pierwszy raz mąż skorzystał z pomocy 10 lat temu. Wtedy też weszłam pierwszy raz na sychar. Zagrozilam mu rozwodem. Mieliśmy mediację. To był czas, że mąż w ogóle nie krył się z porno. A ja też byłam w takim stanie, że sama z nim oglądałam albo kupowaliśmy gazety. Był na kilku mitingach i miał sponsora. Zrozumiał wtedy, że to nie jest ok. I na jakiś czas się poprawiło. Ale zamienił wtedy masturbację i porno na flirty i czaty. Tego już nie udźwignęłam psychicznie i zaczęła się faza gdzie rozpoczęła się moja destrukcja. Chciałam go zdradzić, zamordować, zniszczyć. Czułam do niego taką nienawiść, pogardę, złość wszystko co najgorsze. Kompletnie straciliśmy do siebie szacunek. Awantury, próby samobójcze, grożenie, wyzwiska, manipulacje. Przemoc. Zdecydowałam się na 12 kroków. Ale nie byłam wstanie przyznać, że jestem współuzależniona. Po 12 krokach zaczęłam pracę, starałam się usamodzielnić ale wszystko na swój sposób. Polepszyło się też wtedy między nami, ale głównie dlatego, że ja zmieniłam środowisko, poczułam się pewniej, miałam swoje zajęcia i nie zwracałam uwagi na męża. W łóżku też nam się układało na tyle dobrze, że zdecydowaliśmy się na ciążę. I to był moment gdzie mąż mnie zostawił. Wyniósł się z sypialni jak tylko się dowiedział o ciąży. Ja obiecałam sobie, że tym razem nie dopuszczę do jakiej kolwiek krzywdy. Spędziłam 9 miesiącu kompletnie opuszczona. Po porodzie wrócił do sypialni jak syn miał rok. Kiedy tylko wrócił, a ja poczułam się pewniej moje współuzależnienie się również odezwało. Traktowałam go jak służącego, kontrolowałam, nie pozwalam na nic. Robiłam jazdy. Nie szanowałam. Przemoc w białych rękawiczkach. PMS. Mąż zaczął się robić agresywny. Ale chciał się leczyć. Poszedł do psychiatry. Równolegle do terapeuty od uzależnień. Jak zaczął brać proszki z początku było dobrze. Był zadowolony, wyluzowany. Spokojniejszy. Wrócił też seks ale nie na długo. Bo tabletki, które brał miały skutek uboczny, więc w łóżku było źle. On się zaczął tym dołować. Ja w sumie jeszcze bardziej. Zaczęło się zamienianie tabletek. W końcu doszło do tego, że mąż przestawał je brać żeby móc współżyć ale wtedy zaczynała się u niego agresja. Miał straszne wahania nastroju. Ja w końcu w desperacji wyrzuciłam mu te tabletki, bo już miałam dość takiej sytuacji, że bałam się oddychać w własnym domu. Mąż odżył na tyle, że zafascynowała go kolejna kobieta. Zaczął kłamać mi prosto w oczy. Do tego był podejrzany o zdradę małżeńską. Chyba wtedy poczuł co to znaczy zdradzić kogoś. Bo zdecydował się na kolejną terapię. Ja weszłam ponownie na Sychar i od tamtej pory jest lepiej pod tym względem, że nie ma między nami przemocy, komunikacja jest lepsza. Nie ma awantur. Ja dużo pracuję nad sobą. Mam do niego szacunek. Nie traktuję go jak największe zło na świecie. Nie czuję, że moje życie się wali, że jesteśmy bez wyjścia. Miał w tym roku 3 wpadki wszystkie w wyniku stresującej sytuacji. I to wyszło na terapii. Nie umie sobie poradzić w sytuacjach nagłych i stresujących. Wtedy sięga po porno. Do tego, dalej po tej akcji z proszkami ma w głowie, że podczas współżycia nie stanie na wysokości zadania i mnie zawiedzie i ja wtedy będę miała do siebie pretensje. ( Miałam załamanie nerwowe z tego powodu ) Bardzo to sobie nabił do głowy. Więc koło się zamyka. Unika współżycia ze mną bo go to zaczęło stresować ale wpada w porno, bo łatwiej i prościej. Nie wiem jak to traktować. Gdyby zdobył się na szczerość to moglibyśmy razem znaleźć rozwiązanie. Ale on wybrał uciekanie od problemu znów w nałóg. I to mnie chyba najbardziej zabolało. Porozmawialiśmy o tym ale mam wątpliwości. Bo jeśli faktycznie taki jest powód, że boi się współżycia ze mną, a wierzę, że tak może być to coś w tym celu zrobić mogę. Ale jeśli jest to kolejne wytłumaczenie nałogowe. Bo może wcale to nie o strach chodzi tylko powodem jest to, że ja go już tak nie ruszam? Może on dużo więcej w tym siedzi tylko ja nie zwróciłam uwagi, bo go faktycznie nie sprawdzam i nie kontroluję.
Stąd moje wątpliwości czy kontynuować współżycie, czy pójść w abstynencję.

Mój mąż i tak dużo więcej mówi i się otwiera ale ja czasami nie wiem czy mu wierzyć czy nie. Też mam jeszcze dużo swoich nawyków i zachowań, że czasami nie wiem po prostu nie wiem co robić. Aczkolwiek dziś tak mnie już nosiło, że miałam ochotę wybuchnąć złością. Ale myślę sobie, że nie ma ani co wybuchać ani co tego trzymać. Mąż na szczęście stanął na wysokości zadania. Zapytał co jest. Powiedziałam, że jestem zła i nie radzę sobie z tą sytuacją. Nie tłumaczył się, po prostu przytulił, pojechał do sklepu i kupił mi ulubionego batonika. Oczywiście zapytałam jak to ja. Dlaczego to robi. Odpowiedział, że dlatego, że chce. I złość mi przeszła jak ręką odjął. Może to naiwne tak się cieszyć z ,, batonika" ale dla mnie to mimo wszystko duży postęp zwłaszcza jak przez tyle lat jedynie doświadczałam w takiej sytuacji, albo właśnie tłumaczeń albo oskarżania lub trzaskania drzwiami.

Strasznie to wszystko jest skomplikowane.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 17 lut 2023, 10:20
Podam przykład analizy czynnika ryzyka.

W Polsce do wielu słodyczy dodaje się alkohol. Nie ma powszechnej świadomości, że alkohol podawany dzieciom nawet w niewielkich ilościach jest czynnikiem znacząco zwiększającym ryzyko uzależnienia. Z tego powodu wiele dzieci spożywa alkohol. Czasem rodzice nie są świadomi, że podają w dzieciom alkohol w słodyczach. Inni sami podają dzieciom niewielkie ilości alkoholu.w słodyczach lub bezpośrednio, by dziecko "spróbowało". Niedojrzały układ nerwowy trenuje się w ten sposób do uzależnienia.
Nie zgadzam się z tym, za moich czasów słodycze były towarem deficytowym i nie miałam w ustach alkoholu dopóki nie skończyłam 14 lat.
Ruta pisze: 17 lut 2023, 10:20 Nie u każdego z tych dzieci rozwinie się uzależnienie. Ale u wielu się rozwinie. Im wcześniejsza ekspozycja na daną używkę lub destrukcyjne zachowanie, tym wyższe ryzyko uzależnienia od niej. Dotyczy to także alkoholu, nikotyny, hazardu, pornografii. Podatność rozwijającego się mózgu jest większa. Wiemy o tym od dawna i ma przełożenie na normy. W większości kultur używki są niedostępne dla dzieci lub młodzieży. Dzięki rozwojowi neuronauk wiemy już nie tylko że tak jest, ale i więcej o tym, dlaczego tak jest.
Też się nie zgadzam, ja widziałam jak ojciec pije i jest mu tak dobrze i chciałam sama spróbować tego raju.
Ruta pisze: 17 lut 2023, 10:20 Czynnikiem ryzyka jest też mechanizm odziaływania danej używki na mózg. Są używki tworzące tak ogromne ryzyko uzależnienia, że jedyną profilaktyką jest nie sięganie po nie. Dotyczy to m.in. pornografii i nikotyny, które uzależniają użytkowników nawet od pierwszego zetknięcia.
To nie jest ryzyko, to jest uzależnienie. Uzależnianie idzie powoli, nie od razu człowiek się uzależnia.
Ruta pisze: 17 lut 2023, 10:20 U dzieci i doroslych u których rozwinie się uzależnienie powodem sięgania po pornografię, papierosa, alkohol będzie wytworzony mechanizm uzależnienia, dzialający w mózgu. Jednostka odczuwa go jako przymus, obsesję. Jednocześnie mechanizmy racjonalizacji i kompensacji utrzymują jednostkę w nieświadomosci co do przymusowości danych zachowań. Jednym z mechanizmów jest racjonalizacja, a więc "powody". O tym napisała Caliope. W tym kontekscie znaczeniowym powód = pretekst.
Widzę, że wiesz lepiej co sie dzieje w np. mojej głowie niż ja sama wiem :D nie miałam jakoś żadnej obsesji.Mechanizm nie działa na mózg, na niego działa alkohol, narkotyk, pieniądze czy filmy. Mechanizm jest skutkiem uzależnienia.
Ruta pisze: 17 lut 2023, 10:20 Uzależniony nie pije dlatego, ze otrzymywał mikrodawki w dzieciństwie. Pije bo wytworzył się w nim przymus picia. Nie da się przepracować faktu z przesłości, mimo, że przyczynila się ona do rozowju choroby. Ale da się przestroić mózg, przez abstynencję, program rozwoju osobistego m.in. w terapii, programie rozwoju duchowego, pogłębianiu samoświadomosci, rozwojowi osobowosci, kompensacji deficytów. Nie pracuje się z uzależnieniem w przeszłości, ze "źródłami", tylko tu i teraz z obsesją i mechanizmami, takze przez psychoedukację, w tym rozbrajaniem przekonania, że istnieją racjonalne "powody" irracjonalnych szkodliwych zachowań.

Natomiast moja osobista obserwacja jest jedna. Zatrzymanie obsesji jest zawsze Łaską. Tego człowiek nie jest w stanie zrobić. Ani żaden terapeuta spowodować. Cała reszta należy do człowieka we wspólpracy z tą Łaską.
Nie zgadzam się z tym, sam piciorys zaczyna się od pierwszej dawki alkoholu, czyli przeszłość, rodzina pierwotna ma bardzo dużo wspólnego z teraźniejszością. Nie miałam nigdy obsesji powtórzę, uzależnienie, to choroba iluzji i zaprzeczeń, nie obsesyjne myślenie o używce. Po to właśnie istnieją powody i preteksty.
Zielony
Posty: 8
Rejestracja: 25 maja 2022, 8:51
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Zielony »

Firekeeper pisze: 18 lut 2023, 9:59
Ruta pisze: 17 lut 2023, 23:42
Mężczyźni, którzy odstawili pornografię i porządkują się, mówią, że dopiero wtedy wraca im empatia i szacunek wobec kobiet. A żona, ta sama, staje się na powrót atrakcyjna. Nie tylko w sferze fizycznej, ale w sferze psychicznej, czułości, dotyku, bliskości, więzi, oddalenia, odrębności, i wielu innych. Gdy wraca bliskość, a seksualność nie jest przeżywana w poczuciu winy i w sposób destrukcyjny, wraca także pragnienie relacji intymnej z żoną. Z taką jaką jest, z nadwagą, niedowagą, rozstępami, w dresie, w sukience, zmęczoną, wkurzoną, czułą, radosną, zamyśloną, zajętą. Ludzką, realną i przez to piękną. Wraca też zdolność do przeżywania przyjemności oraz obdarzania sobą żony.
Znasz kogoś realnie, kto z pornografii wyszedł na prostą i wróciło zainteresowanie żoną?
Zastanawia mnie ten fakt czy jest to w ogóle możliwe. Na dzień dzisiejszy jak tak przyglądam się mężowi z dystansu to nie wygląda to optymistycznie. Skala problemu jakby wzrosła w moim odczuciu. Tak samo zastanawia mnie czy utrzymywać współżycie z mężem czy zrezygnować.? Mam wątpliwości i dopóki je mam stwierdziłam, że nie będę się na nic godzić. A powodem moich wątpliwości jest fakt, że ze mną mąż współżyje tylko przy zamkniętych drzwiach, po ciemku i po cichu. A sam ze sobą przy zapalonym świetle, otwartych drzwiach. Na telefon może patrzeć na mnie nie. Wkurzyło mnie to. Dopóki nie miałam porównania nie zwróciłam na to uwagi. W ogóle bez sensu jest, że to rozważam bo wiadomo, że jak jest uzależniony to nie ma co w tym szukać logiki. Ale chciałam wyrzucić z siebie chodzące mi po głowie pytania.
U mnie jest trochę podobieństw do tego co pisał Pavel.
Z pornografią zmagam się od prawie 30 lat. Miewałem okresy krótszej i dłuższej abstynencji - max kilka(naście) miesięcy.
W okresie dojrzewania pierwsze "materiały edukacyjne" pożyczałem od kolegów. W domu ani w szkole nie poruszało się takich tematów. Szukałem więc na własną rękę. A po nauczeniu się jak to się robi okazało się że to pomaga na wiele problemów. Łagodziło stres, relaksowało, pozwalało na chwilę zapomnieć o problemach nie tylko szkolnych.
Od razu dodam, że pochodzę z wielodzietnej rodziny katolickiej. W najbliższej rodzinie nie znam osób mających problemy z jakimiś używkami.
Ja nigdy nie paliłem papierosów, alkoholu też nie lubię.

Moja żona bardzo mi się podoba i bardzo ją kocham.
U mnie ucieczka w porno nie powodowała odrzucenia żony. Tak właściwie głównym powodem było to że zbyt rzadko mogłem z żoną współżyć ( 2-5 razy / m-c). I to też nie wyglądało tak że ulegałem każdej potrzebie, bo wtedy to pewnie byłoby co 2-3 dni. No ale upadałem wielokrotnie.

My w sypialni to faktycznie po ciemku i nie za głośno, ale to nie ja gasiłem światło.
Nie przypominam sobie abym kiedykolwiek odmówił.
W moim przypadku filmy nie powodowały że inaczej patrzyłem na moją żonę. Natomiast miałem ochotę próbować pewnych podpatrzonych akcji. Na większość nie było zgody - nie nalegałem, odpuszczałem.

Obecnie od roku między nami jest niewidzialny mur, jak do tej pory nie udało mi się go rozebrać.
Od początku kryzysu próbuję przeciwstawić się nałogowi ale kilkukrotnie upadłem.

To wszystko oczywiście moje subiektywne odczucia, nie wiem jak widzi i czuje to moja żona. Prawdopodobnie nie wie o moim problemie, ale pewnie jak to niektórzy wskazują - czuje to.

Przepraszam, że tak trochę chaotycznie.

Dodam jeszcze na koniec, że z rozmów z moimi kolegami wywnioskowałem iż dla większości z nich pornografia i onanizm to proza dnia codziennego. Bo jak to mówią, żona (partnerka) nie zawsze ma ochotę i czasem trzeba sobie ulżyć. I uważają że to nic złego. Lepiej samemu po cichu w domu niż płacić za usługę albo szukać kochanki.
ODPOWIEDZ