lustro pisze: ↑16 gru 2021, 14:13
Firekeeper pisze: ↑16 gru 2021, 12:18
Ja wiem z czym mam problemy, wiem gdzie nawalam, wiem, że jeszcze jest dużo do przerobienia. Czasami gniew, złość i nienawiść wraca.
Skoro wszystko wiesz - to po co tu jesteś?
Są rzeczy, których nie rozumiem w Twoich wypowiedziach. Takie niekonsekwencje lub pokazywanie tej samej rzeczy z innej strony w zależności od potrzeb.
Firekeeper pisze: ↑15 gru 2021, 14:28
Ale to, że sobie dam radę sama nie znaczy, że mam sobie radzić sama. Czy udowadniać komuś, że sobie poradzę sama. Bo mój mąż ma takie samo prawo do dzieci i ich utrzymywania i zajmowania się nimi jak i ja. I nie będę męża wyrzucać z domu i unosić się honorem, bo ja od dziś sobie będę radzić sama i nikogo nie potrzebuję
a teraz piszesz
Firekeeper pisze: ↑15 gru 2021, 14:28
Groziłam rozwodem / proponuję separację
To nie jest jak dla mnie jedyna sprzeczność.
Twoje pisanie jest dla mnie takie w odbiorze - nie mam siły, mam dość, jestem sfrustrowana i wściekła, widzę konieczność zrobienia czegoś by to zmienić ale jest dobrze, układa się, maż jest dobry, doceniam go i kocham i chcę z nim być i...o co wam ludzie chodzi ??
Wymieniłaś całą długą listę tego, co twoim zdaniem zmieniłaś na lepsze. I super.
Ale nadal tkwisz w punkcie pt. " chcę mieć fajna normalna rodzinę"
Czyli cel nie został osiągnięty.
Czy aby jedynym warunkiem do spełnienia tego jest szukanie atencji u innych kobiet ze strony twojego męża?
Maż ma się zmienić i wszystko będzie super?
Firekeeper pisze: ↑15 gru 2021, 14:28Tak mam problemy z emocjami.(...) czasami jestem zła i zmęczona i krzyczę żeby zrzucić z siebie
Mnie się wydaje, że problem leży w trochę innym miejscu.
Moze w braku wzajemnego zrozumienia swoich potrzeb?
Nie wiem. To twoje życie i twoje małżeństwo...i twój codzienny problem. Jak dla mnie - warto w nim pokopać.
Skoro wszystko wiesz - to po co tu jesteś?
A Ty dlaczego tu jesteś? Bo mogę być, bo mi to daje inne spojrzenie. Na 12 krokach bardzo dużo wyciągnęłam dla siebie czytając innych. Nie miałam nawet pojęcia, że mam z czymś problem i dlaczego. Może też z sentymentu.
Są rzeczy, których nie rozumiem w Twoich wypowiedziach. Takie niekonsekwencje lub pokazywanie tej samej rzeczy z innej strony w zależności od potrzeb.
Firekeeper pisze: ↑15 gru 2021, 14:28
Ale to, że sobie dam radę sama nie znaczy, że mam sobie radzić sama. Czy udowadniać komuś, że sobie poradzę sama. Bo mój mąż ma takie samo prawo do dzieci i ich utrzymywania i zajmowania się nimi jak i ja. I nie będę męża wyrzucać z domu i unosić się honorem, bo ja od dziś sobie będę radzić sama i nikogo nie potrzebuję
a teraz piszesz
Firekeeper pisze: ↑15 gru 2021, 14:28
Groziłam rozwodem / proponuję separację
To nie jest jak dla mnie jedyna sprzeczność.
Twoje pisanie jest dla mnie takie w odbiorze - nie mam siły, mam dość, jestem sfrustrowana i wściekła, widzę konieczność zrobienia czegoś by to zmienić ale jest dobrze, układa się, maż jest dobry, doceniam go i kocham i chcę z nim być i...o co wam ludzie chodzi ??
Tak przed rokiem 2015 chciałam rozwodu, bo moje zachowania prowadziły do autodestrukcji. Później proponowałam mężowi separację. Bo nie chce rozwodu. Rozwód nie załatwi sprawy.
Przyjmuje, że taki może być odbiór. Bo nie ukrywam, że czasami sił brak, mam dość i jestem sfrustrowana, a za chwilę jest inaczej szukam rozwiązań, motywuję się, zbieram w sobie.
No tak mam teraz. Uważam, że to postęp w porównaniu do nie chce mi się żyć lub uciekam na koniec świata.
Dobrze nie jest i nie układa się dobrze. Ale na pewno jest znacznie lepiej niż kiedyś.
Wymieniłaś całą długą listę tego, co twoim zdaniem zmieniłaś na lepsze. I super.
Ale nadal tkwisz w punkcie pt. " chcę mieć fajna normalna rodzinę"
Czyli cel nie został osiągnięty.
Czy aby jedynym warunkiem do spełnienia tego jest szukanie atencji u innych kobiet ze strony twojego męża?
Maż ma się zmienić i wszystko będzie super?
Tkwię w kilku punktach i jeszcze pewnie sporo mogłabym dopisać.
Absolutnie nie uważam, że mąż przestanie pisać z kobietami i będzie dobrze. Ale to blokuje nawiązanie między nami relacji bliższych niż tylko przyjacielem. Ja postawiłam granicę dopóki mąż uczęszcza na terapię nie rozstajemy się, ale nie zbliżamy się do siebie. Za szybko i naiwnie dawałam szansę. Był to moment kiedy ja byłam po terapii i było dobrze, w ogóle nie myślałam o tym co robi mąż, zdecydowaliśmy się na dziecko i bardzo bolesne było dla mnie to, że się odsunął. Drugi moment to był po dwóch latach, skupiliśmy się na diagnozie dwójki dzieci, zaczęliśmy wyjeżdżać na wakacje, więcej czasu spędzaliśmy razem, mąż zaczął terapię i jednocześnie chodził do psychiatry. Niestety zatrzymało się wszytko na przepisywaniu i mieszaniu różnych leków. Mąż po lekach faktycznie w ogóle nie pisał z kobietami na początku było dobrze, a z czasem ale odrzucił całkowicie mnie jako kobietę prawdopodobnie dlatego, że tabletki na depresję mają w skutkach ubocznych obniżenie libido. No i teraz kolejna terapeutka. Szukaliśmy takiej z jak najlepszymi opiniami i żeby była też mediatorem. Ja sama mam dużo do zrobienia. Cała ta lista jest do pilnowania i poprawiania. Dalej mam silną potrzebę kontrolowania go. Prawdo podobnie też wyolbrzymiam niektóre fakty. Potrafię bardzo się czepiać, dogryzać, ironizować. Wkurzać. Leży między nami kwestia zaufania, szacunku do siebie wzajemnie.