Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Niesakramentalny3
Posty: 242
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 14:45 Trzeba spalić doszczętnie. Tak żeby popiół nawet nie został. Bo moja wrodzona naiwność za pół roku się odezwie i od nowa będzie to samo.
Ha :) ale to może zamiast inwestować energię i uwagę w palenie mostów - to może warto popracować z równą intensywnością nad sobą i swoją "naiwnością" :) - i żeby to co "na zewnątrz" już nie miało takiego wpływu na Ciebie. Żeby jak piszesz - żeby Cię to "nie wykańczało" - te czyjeś górki i doliny.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13376
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nirwanna »

Firekeeper, mosty zawsze będą między Wami istnieć, choćbyś napalmem naparzała. Po 1. macie dzieci, a one będą potrzebowały kontaktu z ojcem. Po 2. macie związek sakramentalny, Bóg nie wycofuje swojego przymierza z małżonkami, a prawa życia duchowego działają dokładnie tak samo jak grawitacja, tj. - działają zawsze, czy respektujesz te prawa, czy też nie.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Niesakramentalny3 pisze: 11 kwie 2022, 15:13
Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 14:45 Trzeba spalić doszczętnie. Tak żeby popiół nawet nie został. Bo moja wrodzona naiwność za pół roku się odezwie i od nowa będzie to samo.
Ha :) ale to może zamiast inwestować energię i uwagę w palenie mostów - to może warto popracować z równą intensywnością nad sobą i swoją "naiwnością" :) - i żeby to co "na zewnątrz" już nie miało takiego wpływu na Ciebie. Żeby jak piszesz - żeby Cię to "nie wykańczało" - te czyjeś górki i doliny.
Moja naiwność jest nieuleczalna. To jakaś cecha rodzinna. Nie będzie miało na mnie wpływu, bo podjęłam decyzję nie chcę z nim być. To od początku nie miało żadnego sensu. Więc trzeba wrócić do początku i wybrać właściwie. A właściwa droga to ta żeby ze sobą nie być. Z dziećmi kontaktu mu bronić nie będę. Nie będę się na nim mścić ani na siłę mu życia utrudniać. Jako małżeństwo nie istniejemy, nigdy nim nie byliśmy. To była farsa. Ciągnięcie teatru na siłę. Czas pokazał, że się myliłam, nie da się. Zwyczajnie się nie da. Próbowałam ratować na wszystkie możliwe sposoby. Nie da się. Jedyne co mogę w końcu zrobić dla siebie samej to to skończyć i zacząć budować swoje własne, niezależne, samodzielne życie.
Niesakramentalny3
Posty: 242
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 17:47 Moja naiwność jest nieuleczalna. To jakaś cecha rodzinna. Nie będzie miało na mnie wpływu, bo podjęłam decyzję nie chcę z nim być. To od początku nie miało żadnego sensu. Więc trzeba wrócić do początku i wybrać właściwie. A właściwa droga to ta żeby ze sobą nie być. Z dziećmi kontaktu mu bronić nie będę. Nie będę się na nim mścić ani na siłę mu życia utrudniać. Jako małżeństwo nie istniejemy, nigdy nim nie byliśmy. To była farsa. Ciągnięcie teatru na siłę. Czas pokazał, że się myliłam, nie da się. Zwyczajnie się nie da. Próbowałam ratować na wszystkie możliwe sposoby. Nie da się.
Hmm... rozumiem i nie rozumiem.
Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 17:47 Jedyne co mogę w końcu zrobić dla siebie samej to to skończyć (...)
Co chcesz skończyć? Skoro wcześniej piszesz, że już nie istniejecie:

- "nie miało żadnego sensu"
- "nie da się"
- "nie istniejemy"
Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 17:47 (...) i zacząć budować swoje własne, niezależne, samodzielne życie.
I bardzo dobrze. Do tego i ja Cię zachęcam.
Własne szczęśliwe życie jest podstawą do bycia szczęśliwym - czy to samotnie czy to w związku :)
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Niesakramentalny3 pisze: 11 kwie 2022, 18:43
Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 17:47 Moja naiwność jest nieuleczalna. To jakaś cecha rodzinna. Nie będzie miało na mnie wpływu, bo podjęłam decyzję nie chcę z nim być. To od początku nie miało żadnego sensu. Więc trzeba wrócić do początku i wybrać właściwie. A właściwa droga to ta żeby ze sobą nie być. Z dziećmi kontaktu mu bronić nie będę. Nie będę się na nim mścić ani na siłę mu życia utrudniać. Jako małżeństwo nie istniejemy, nigdy nim nie byliśmy. To była farsa. Ciągnięcie teatru na siłę. Czas pokazał, że się myliłam, nie da się. Zwyczajnie się nie da. Próbowałam ratować na wszystkie możliwe sposoby. Nie da się.
Hmm... rozumiem i nie rozumiem.
Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 17:47 Jedyne co mogę w końcu zrobić dla siebie samej to to skończyć (...)
Co chcesz skończyć? Skoro wcześniej piszesz, że już nie istniejecie:

- "nie miało żadnego sensu"
- "nie da się"
- "nie istniejemy"
Firekeeper pisze: 11 kwie 2022, 17:47 (...) i zacząć budować swoje własne, niezależne, samodzielne życie.
I bardzo dobrze. Do tego i ja Cię zachęcam.
Własne szczęśliwe życie jest podstawą do bycia szczęśliwym - czy to samotnie czy to w związku :)
Niesakramentalny. To małżeństwo nie powinno istnieć. Od samego początku to był błąd. Ja nie wzięłam ślubu z miłości. Dzień ślubu to najgorszy dzień w całym moim dotychczasowym życiu. Ja nie mam miłych wspomnień, nie mam chwil, które miały by mi przypominać, że było dobrze było fajnie. Nawet dni narodzin dzieci potrafił mąż zamienić w traumę. Tyle lat utrzymywałam trupa przy życiu. Zamiast dać mu umrzeć. To musiało runąć. Nie będę ciągle tego reanimować, bo upłyną kolejne lata mojego życia skupione na czymś co nie powinno istnieć.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Rozumiem, że jest ci trudno.
Emocje jak widać buzują na maksa.
Skądś to znam ;)

Ja proponuję dać tym emocjom się wyszaleć, przepłynąć.
A dopiero gdy ostygną podejmować jakiekolwiek istotne decyzje.

Ty już decyzję podjęłaś? Nawet jeśli, zawsze możesz zmienić. Moja żona odchodząc też podjęła, wracając zmieniła. Nie jest wstydem wycofać się z nierozsądnej decyzji, niespecjalnie mądrze w takowej trwać tylko dlatego, że coś tam pod wpływem emocji się urodziło.

Gdy już ochłoniesz, proponuję ci przeczytać swój wątek od początku.
Zobaczysz może wtedy, czy na pewno zrobiłaś wszystko co możliwe, czy też wszystko co uważałaś na bieżąco za jedyne słuszne wyjścia z sytuacji.
Zobaczysz może też co się (w zwrotach forumowiczów) powtarza, a czego nie zrobiłaś lub zrobiłaś po swojemu.

Wg mnie, jakkolwiek trudno to aktualnie zabrzmi, dobrze, że jest jak jest.
Runął pomnik fałszywego szczęścia, nierealnych alternatyw, taki....posąg cielca złotego.

Teraz możesz popłakać, powściekać się. Na to też warto znaleźć czas.
Później warto posprzątać i budować na zdrowych zasadach.
Nie wg swego „widzi mi się”, a wg zamysłu Pana Boga, bo jego plany akurat nie zawodzą (nawet gdy po ludzku inaczej to odbieramy).
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Pavel pisze: 12 kwie 2022, 9:32 Rozumiem, że jest ci trudno.
Emocje jak widać buzują na maksa.
Skądś to znam ;)

Ja proponuję dać tym emocjom się wyszaleć, przepłynąć.
A dopiero gdy ostygną podejmować jakiekolwiek odistotne decyzje.

Ty już decyzję podjęłaś? Nawet jeśli, zawsze możesz zmienić.
To nie jest decyzja podjęta w emocjach. Chciał ratować, chciał zmienić, poszedł do terapeuty. Dałam mu szansę. Nie wykorzystał. Zwalił wszystko na maksa. Ja się tego spodziewałam. Nie jest to dla mnie ani zaskoczenie ani powód do płaczu. Nie jestem załamana obrotem sprawy.
Nie zmienię zdania i zrobię wszystko żeby do tego nie doszło. A dlaczego? Bo znów było by to samo. A ja nie chcę powtórki z rozrywki. W moim przypadku po tylu latach jedyną rozsądną decyzja to jest rozstać się z tym człowiekiem i nie tworzyć z nim pseudo związku. A jemu życzę dobrze, niech sobie szuka swojego szczęścia.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Firekeeper pisze: 12 kwie 2022, 14:03
Pavel pisze: 12 kwie 2022, 9:32 Rozumiem, że jest ci trudno.
Emocje jak widać buzują na maksa.
Skądś to znam ;)

Ja proponuję dać tym emocjom się wyszaleć, przepłynąć.
A dopiero gdy ostygną podejmować jakiekolwiek odistotne decyzje.

Ty już decyzję podjęłaś? Nawet jeśli, zawsze możesz zmienić.
To nie jest decyzja podjęta w emocjach. Chciał ratować, chciał zmienić, poszedł do terapeuty. Dałam mu szansę. Nie wykorzystał. Zwalił wszystko na maksa. Ja się tego spodziewałam. Nie jest to dla mnie ani zaskoczenie ani powód do płaczu. Nie jestem załamana obrotem sprawy.
Nie zmienię zdania i zrobię wszystko żeby do tego nie doszło. A dlaczego? Bo znów było by to samo. A ja nie chcę powtórki z rozrywki. W moim przypadku po tylu latach jedyną rozsądną decyzja to jest rozstać się z tym człowiekiem i nie tworzyć z nim pseudo związku. A jemu życzę dobrze, niech sobie szuka swojego szczęścia.
Może się obrazisz, ale co mi tam:
Jasne, jasne, nie w emocjach. Wcale. Zupełnie.

Te emocje czuć nawet przez ekran telefonu ;)

Tak jak pisałem - zachęcam do przeczytania swego wątku od początku.
Możesz sporo się z niego dowiedzieć...o sobie.
O swoich mechanizmach.

O tym na przykład jak usprawiedliwiałaś męża, wybaczałaś kolejne potknięcia, upadki, smoki w przepaść po których lądował na jakiejś gałęzi.
Czy na pewno to pierwszy raz kiedy masz serdecznie dość? Męża, ratowania małżeństwa itd. itp?
Śmiem wątpić.

To nie jest naigrywanie się z ciebie, ani namawianie do żelaznej konsekwencji teraz.
Po prostu dostałaś kolejny cios, twe oczekiwania, nadzieje zostały brutalnie rozwiane.
Także rozumiem ból, gniew, poczucie beznadziei.
Ba, może ci nawet tak zostanie.
Ja tylko zachęcam do tego co napisałem - dać się tym emocjom wyszumieć, dać im przepłynąć.
W końcu to informacje, twój system obronny.

A co później? To co będzie później, warto sobie to na chwilę obecną odpuścić.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Pavel właśnie dlatego, że ja nie umiem się obrażać, gniewać i szybko mi przechodzi wiem, że tym razem trzeba to skończyć definitywnie, żeby nie było tak jak przez ostatnie 15 lat. Właśnie teraz jest czas na żelazną konsekwencję. Mąż przez 15 lat igrał z ogniem. Ile można?
Co będzie później? To co teraz. Więcej przez te 15 lat bycia z nim byłam sama więc jakoś szczególnie samotność nie jest mi obca. Nie mieliśmy więzi między nami. Nie ma bliskości, nie ma nic szczególnego. Jest mi tak dobrze, nie ma go. Jestem szczęśliwa. Odczuwam ulgę będąc bez niego.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Firekeeper, w zasadzie mam do napisania to, co pisałam już wcześniej w twoim wątku. Tylko teraz napiszę krócej. Męża z uzależnienia nie wyciągniesz ani nie wyleczysz, ale ze swoim współuzależnieniem możesz coś zrobić. Ciężka robota, ale warto. Pracuję nad tym ze sobą i zmiany, które zachodzą we mnie są warte tej pracy.

Jeśli nie potrafisz się obronić przed krzywdą ze strony uzależnionego męża, jesteś zbyt słaba, wpadasz w górki, dołki, miesiące miodowe, separacja jest narzędziem, które może być pomocne w wyjściu z tego, w nauce stawiania granic, w zdrowieniu relacji. Ale wymaga to rozeznania. Natomiast rozwód, bo jak rozumiem to rozwód obecnie rozważasz, nie rozwiązuje ani problemu uzależnienia, ani współuzależnienia. Aczkolwiek rozumiem cię. Moje dno zaczęło się od tego, że miałam dość do tego stopnia, że zaczęłam postrzegać rozwód jako jedyne możliwe rozwiązania, które zakończy to, co robił mi wówczas mąż i to jak mnie traktował.

Dodam, że jako osoba współuzależniona odpowiadałam tym tylko na zapotrzebowanie męża, który nawiązał romans i manipulował mną właśnie po to, bym wystąpiła o rozwód i wyrzuciła go z domu. Poszłam z tym na Adorację, bo nie byłam w stanie tego wszystkiego dźwignąć. Najlepsza decyzja jaką mogłam wtedy podjąć. Ta jedna Adoracja otworzyła mi oczy i zmieniła wszystko.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Ruta pisze: 13 kwie 2022, 0:19 Firekeeper, w zasadzie mam do napisania to, co pisałam już wcześniej w twoim wątku. Tylko teraz napiszę krócej. Męża z uzależnienia nie wyciągniesz ani nie wyleczysz, ale ze swoim współuzależnieniem możesz coś zrobić. Ciężka robota, ale warto. Pracuję nad tym ze sobą i zmiany, które zachodzą we mnie są warte tej pracy.

Jeśli nie potrafisz się obronić przed krzywdą ze strony uzależnionego męża, jesteś zbyt słaba, wpadasz w górki, dołki, miesiące miodowe, separacja jest narzędziem, które może być pomocne w wyjściu z tego, w nauce stawiania granic, w zdrowieniu relacji. Ale wymaga to rozeznania. Natomiast rozwód, bo jak rozumiem to rozwód obecnie rozważasz, nie rozwiązuje ani problemu uzależnienia, ani współuzależnienia. Aczkolwiek rozumiem cię. Moje dno zaczęło się od tego, że miałam dość do tego stopnia, że zaczęłam postrzegać rozwód jako jedyne możliwe rozwiązania, które zakończy to, co robił mi wówczas mąż i to jak mnie traktował.

Dodam, że jako osoba współuzależniona odpowiadałam tym tylko na zapotrzebowanie męża, który nawiązał romans i manipulował mną właśnie po to, bym wystąpiła o rozwód i wyrzuciła go z domu. Poszłam z tym na Adorację, bo nie byłam w stanie tego wszystkiego dźwignąć. Najlepsza decyzja jaką mogłam wtedy podjąć. Ta jedna Adoracja otworzyła mi oczy i zmieniła wszystko.
Ja go nie zamierzam wyciągać z uzależnienia. Mieli to zrobić ,,specjaliści" i on. Jak widać nie ma takiej możliwości. Ja z nim byłam żeby dzieci miały ojca. Żeby tworzyć w miarę jak na taką sytuację normalny dom. Jedyne czego od niego oczekiwałam to szacunku. Teraz nic już od niego nie chcę. Sama sobie poradzę, nie zamierzam go już o nic prosić. Wczoraj przy okazji montowania pralki zobaczyłam, że nie mam kluczy płaskooczkowych znów musiałam iść do mojego ojca szukać narzędzi. A gdzie wszystkie narzędzia? Już przeniesione do drugiego domu. Zabiera już swoje zabaweczki tylko zapomniał, że akurat mam takie samo do nich prawo jak on. U nas nie będzie zdrowej relacji, bo nie da się jej stworzyć z kimś takim jak on. Jestem osobą cierpliwą i empatyczną. Wytrzymywałam za długo. Nie rozważam rozwodu. Podjęłam decyzję, że z nim nie będę do tego rozwód nie jest mi potrzebny. Nie chcę już z nim mieć jakichkolwiek relacji wyłączając wychowanie dzieci. Dla mnie jest skreślony na amen jako mąż i mężczyzna.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Minął miesiąc. Jesteśmy po komunii naszego dziecka. Spędziliśmy ją nie odzywając się do siebie. Jak najdalej. Ja przestałam próbować, ocieplać atmosferę, starać się, prosić, tłumaczyć. I zostałam sama. Nastał nowy porządek. Każdy zajmuje się sobą. Następuje rozpad totalny. O ile kiedyś prowadziliśmy przyjacielski związek tak teraz nawet to nie jest możliwe. Stałam się jego wrogiem. Widocznie tak musiało się stać.
Nowiutka

Re: Never ending story

Post autor: Nowiutka »

Firekeeper pisze: 12 kwie 2022, 16:31 Nie mieliśmy więzi między nami. Nie ma bliskości, nie ma nic szczególnego. Jest mi tak dobrze, nie ma go. Jestem szczęśliwa. Odczuwam ulgę będąc bez niego.
Firekeeper pisze: 13 kwie 2022, 8:05 Ja z nim byłam żeby dzieci miały ojca.
Jasne, że do tanga trzeba dwojga, ale czy na pewno był chociaż jeden tancerz?
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Nowiutka pisze: 16 maja 2022, 5:53
Firekeeper pisze: 12 kwie 2022, 16:31 Nie mieliśmy więzi między nami. Nie ma bliskości, nie ma nic szczególnego. Jest mi tak dobrze, nie ma go. Jestem szczęśliwa. Odczuwam ulgę będąc bez niego.
Firekeeper pisze: 13 kwie 2022, 8:05 Ja z nim byłam żeby dzieci miały ojca.
Jasne, że do tanga trzeba dwojga, ale czy na pewno był chociaż jeden tancerz?
Nowiutka nie ma tancerzy bal się skończył. Ja zawsze dawałam szansę. Nigdy się na niego nie zamknęłam na amen. Próbowałam na wszystkie sposoby żeby mieć z nim bliskość i relacje małżeńskie. Za każdym razem kiedy ja tańczyłam za nas dwoje on szedł w długą na inny parkiet. Po tylu latach spania sama w sypialni małżeńskiej, nie współżyjąc z nim, nie spędzając razem czasu, nie rozmawiając ze sobą nie zostaje już nic. Jest między nami cisza przerywana docinaniem męża, bo dla niego po tylu latach to niecodzienna sytuacja, że ja w końcu przestałam mówić i się prosić. Zmartwiony nie jest, raczej wygląda na szczęśliwego. A ja zaczynam akceptować, że nic z tego nie będzie.
Nowiutka

Re: Never ending story

Post autor: Nowiutka »

Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 8:21
Nowiutka pisze: 16 maja 2022, 5:53
Firekeeper pisze: 12 kwie 2022, 16:31 Nie mieliśmy więzi między nami. Nie ma bliskości, nie ma nic szczególnego. Jest mi tak dobrze, nie ma go. Jestem szczęśliwa. Odczuwam ulgę będąc bez niego.
Firekeeper pisze: 13 kwie 2022, 8:05 Ja z nim byłam żeby dzieci miały ojca.
Jasne, że do tanga trzeba dwojga, ale czy na pewno był chociaż jeden tancerz?
Nowiutka nie ma tancerzy bal się skończył. Ja zawsze dawałam szansę. Nigdy się na niego nie zamknęłam na amen. Próbowałam na wszystkie sposoby żeby mieć z nim bliskość i relacje małżeńskie. Za każdym razem kiedy ja tańczyłam za nas dwoje on szedł w długą na inny parkiet. Po tylu latach spania sama w sypialni małżeńskiej, nie współżyjąc z nim, nie spędzając razem czasu, nie rozmawiając ze sobą nie zostaje już nic. Jest między nami cisza przerywana docinaniem męża, bo dla niego po tylu latach to niecodzienna sytuacja, że ja w końcu przestałam mówić i się prosić. Zmartwiony nie jest, raczej wygląda na szczęśliwego. A ja zaczynam akceptować, że nic z tego nie będzie.
Nie ma, ale czy był chociaż jeden tancerz? Bo może on słyszał o czym ta piosenka do tańca jest, jakie były motywacje.
ODPOWIEDZ