Pavel ja zakładam, że może w tej historii być zupełnie inny scenariusz. Ja też spotykałam się z kolegą, wychodziłam wieczorami i piłam z nim drinki. Paradowałam z nim po mieście. Nawet wieczorem zaciągnęłam do domu. Kontakt non stop. I co zdradziłam? Nie. Miałam dość męża, chciałam odżyć i żeby zobaczył co traci. Całe szczęście mąż zachował się inaczej niż większość partnerów i nie okazał ani zazdrości, ani mnie nie sprawdzał, ani nie pytał. Nic. Wręcz mnie jeszcze zawoził, żebym mogła wypić. Jego pewność siebie i spokój pamiętam, że mnie mocno zdenerwowała i sfrustrowała i kolega poszedł w odstawkę. Gdyby mąż najeżdżał na mnie, prosił się, kontrolował, zabraniał, wkurzał się poszłabym w tą znajomość dalej, bo dał by mi powody kolejne by zakończyć ten związek.Pavel pisze: ↑24 sty 2022, 0:25Skoro ludzie widzą czerwone lampki, to piszą.Firekeeper pisze: ↑22 sty 2022, 17:09 W jaki sposób Rafałowi mają pomóc posty typu? To na pewno zdrada, żona świeci się na czerwono od sygnałów, zdrada to najgorsze co może być, łatwiej pogodzić się ze śmiercią i poroże jelenia?!
Ja rozumiem, że długi pobyt na forum, czytanie postów, własne doświadczenia z zdradą... Ale pisanie non stop komuś, że na pewno współmałżonek zdradza już mnie osobiście irytuję. Tym bardziej osobie, która traci nadzieję.
Ja jak bym przeczytała takie posty to bym męża spakowała i wystawiła za drzwi i wniosła pozew o rozwód skoro zdrada jest tak straszna i lepiej zostawić od razu, a nie ileś lat się męczyć. A w zasadzie to tak zrobiłam. Powiedział mąż, że mnie nie kocha i ma dość, więc jego rzeczy pofrunęły za okno. Całe szczęście przypadkiem szukając przykładu pozwu o rozwód wyświetliło mi się to forum...
Zapominamy, że zdradzający z jakiegoś powodu zdradza i część naszego udziału też w tym jest. Ja staram się skupić na zrozumieniu niż na gniewie i złości. Staram się zapomnieć wszytko co najgorsze spotkało mnie ze strony męża i iść do przodu nie patrząc w tył jak to robiłam do tej pory. Ja nie żałuję, że minęło 13 lat i dalej jesteśmy małżeństwem. Było źle czasami aż tragicznie, ale raz się wygrywa, a innym razem uczy. Ja się nauczyłam, że nikt nie jest perfekcyjny i idealny i każdemu zdarza się błądzić.
Ty może preferujesz błogą nieświadomość.
Ja na przykład wolę szczerość.
To jak ty, czy ktokolwiek inny reaguje na różne wiadomości - to odpowiedzialność tego kto reaguje.
Ja po słowach żony, że nie kocha, czy też po sygnałach o osobie trzeciej nie pakowałem żonie walizek.
Ja w naszym związku zachowuje się właśnie źle kontrolując go, wypominając, wisząc nad nim, prosząc się wręcz popycham go do szukania wsparcia u innych kobiet. Ja mam swój udział w zdradach mojego męża. I nie będę wypierać, że nie. Ja tak to widzę w moim małżeństwie. Mój mąż nie jest jedynym winnym i odpowiedzialnym za wszystkie nieszczęścia.Ja nie zapominam, że zdradzacz zdradza z jakiegoś powodu.
Natomiast powodem tym (głównym) jest jego nieuczciwość oraz zasady moralne jakimi się kieruje.
Nie masz moim zdaniem racji - osoba zdradzana nie ma udziału w zdradzie. Ja udziału w zdradach żony nie miałem.
Mialem natomiast udział w kryzysie, ale to nie to samo.
Za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie zdradzający.
To nie wypieranie swego udziału, a elementarna logika.
Napisałam to w kontekście mojej osoby. Która przez lata nie zapomniała mężowi ani jednej zdrady ani jednej krzywdy. Żyłam tylko tym co zrobił mi złego. Każda kłótnia to było wywalenie przeszłości od nowa. Mój mąż słusznie twierdził po co do tego wracać. Ja miałam potrzebę wracać i roztrząsać to na nowo. Zamiast iść do przodu ja żyłam przeszłością i tym co złego się stało. Nawet to co robił mąż dobrego było przysłonięte tym co było złe. Nie chodzi o zmianie pod dywan tylko przyjęcie stało się i znaleźć odpowiedź dlaczego?Zamiatanie pod dywan czy próba zapomnienia zła (zwłaszcza takiego które nie zostało „rozliczone” (czyli np. przepracowane) żadnego problemu nie rozwiąże wg mnie.
Tylko je spiętrza. W końcu wyjdą na powierzchnię.
Ja nie starałem się zapomnieć. Po co? To bardzo cenne lekcje. Bolesne, ale cenne.
Próba zapomnienia brzmi jak sztuczne wywoływanie sklerozy dla mnie.
Nie wiem nawet czy możliwe.
Starałem się natomiast zrozumieć żonę i mechanizmy wg których funkcjonowała, wybaczyć jej. Tak samo jak starałem się zrobić to samo z popapraniami dotyczącymi mnie.
Uważam, że z problemami warto się mierzyć, zamiast od nich uciekać. Uciekanie doprowadziło mnie do głębokiego małżeńskiego kryzysu.
Tylko jak Rafał dostaje wiadomości, że jego żona na pewno zdradza to na czym się skupi? Na pytaniu dlaczego czy na fakcie zdrady?
Jak ktoś pisze, że lepsza jest śmierć niż zdrada i żałuje, że nie zostawił żony wcześniej to jest to danie komuś nadziei, że warto ratować małżeństwo czy lepiej odpuścić sobie?
Będzie chciał się zmierzyć z problemami jakie ma on sam czy skupi się na problemie jakim jest zdrada żony?
Ja skupiałam się na fakcie zdrady. Na kontrolowaniu, doszukiwanie się, na mężu, na tym jakim jest potworem. Nie prowadziło mnie to że przez te wszystkie lata do niczego dobrego.
I to była właśnie ucieczka od zmierzenia się ze swoimi problemami, ze swoim udziałem negatywnym w małżeństwie.
Na moim przykładzie. Ja przez te lata żyłam w gniewie i złości i dużej frustracji. To ja sama sobie zafundowałam frustrację i nieszczęście pozostając w tych dla mnie złych emocjach. Jednorazowo może są naturalne gorzej jak przechodzą jak u mnie w permanentne zafiksowanie na krzywdzie i beznadziei, które nie pozwalają ani na kompromis ani na normalne relacje z partnerem. Ja próbuję zaakceptować fakty. Stało się. Zrozumieć. Ja mam w tym swój udział. Chce być z mężem razem i dbać o małżeństwo. Mam do wykonania swoją pracę żeby było lepiej. Staram się zrozumieć męża. Postawiłam linię nie wracam do przeszłości w rozmowach z mężem i nie będę mu wypominać nic co się wydarzyło w przeszłości. Koniec. Chce iść do przodu.W gniewie i złości nie ma nic złego. To naturalne emocje, które informują nas o czymś ważnym. Udawanie, że tak nie jest przynosi konsekwencje. Wypieranie jest krzywdzeniem samego siebie.
Złem może być niewłaściwe kanalizowanie tych trudnych emocji - tu warto pracować by nauczyć się to robić zdrowo i nie krzywdzić siebie i innych.