Dlaczego to jest wielki problem powiedzieć co jest do zrobienia? Tłumaczę. Zależy od kontekstu. Ja pisałam na własnym doświadczeniu. Jeśli mój mąż nie robi nic, a ja nie wiem gdzie ręce wsadzić. A on się pyta w czym mi pomóc rodzi we mnie frustruje. Inna sytuacja jest, kiedy oboje nie mamy gdzie ręce włożyć i mąż pyta co jeszcze ogarnąć. W pierwszym przypadku mam wrażenie robienia mi łaski w drugim szczere zaangażowanie. Dlaczego ja nie chcę mówić mężowi co ma robić? Dlatego, że ja za dużo kazałam mu robić. A on posłusznie wykonywał. Ja miałam wrażenie, że on to robi bo uważa, że taki jego obowiązek, a robił to żebym siedziała cicho. Dodatkowo u niego wyrobiła się bierność. Czekał aż mu powiem co ma zrobić. A potem było na mnie jak zrobił to źle lub inaczej. Bo przecież ja mu kazałam. Kolejny punkt brak szacunku. Nie czułam do niego szacunku jak wszystko robił. Ja mu narzucałam więcej i więcej.I odpowiadanie na takie pytania to jest partnerstwo. Partnerzy, małżonkowie powinni się komunikować, wzajemnie sobie podpowiadać, zasapakajać swe potrzeby, SŁUŻYĆ sobie. Komunickacja zaś oznacza, że dążymy do wzajemnego zrozumienia. We właściwie każdej ksiązce o tej tematyce którą przeczytałem, jasno jest napisane, że tak funkcjonują standardowi mężczyźni, że potrzebują by wskazać nam rzeczy które chce się by zostały wykonane. Czyli - to pretensja do mężczyzny za to, że jest mężczyzną. Nie rozumiem dlaczego to taki wielki problem powiedzieć zrób to, tamto i jesz
cze owamto. Przecież ja bez zrobienia części z tych rzeczy żyłbym sobie bardzo dobrze
Rozwiązanie: mąż stał się asertywny. Zaczął mi odmawiać zrobienia czegoś o co go ,, proszę ". To pozwoliło mi dostrzec mój rozkazujący ton. Doszłam do tego, że nie mam do niego szacunku i wyładowuję się na nim zarzucając go wszystkim. Było to na tyle już poważne, że wystarczyło, że usiadł na chwilę i już go ganiałam. Uświadomiło mi to też, że nie mogę swojego poczucia wartości budować na byciu perfekcyjną gospodynią domową i matką. Musiałam zejść ze standardów sobie narzuconych i odpuścić. Odpuszczając zmniejszyła się moja frustracja, a tym samym znalazłam więcej czasu na relaks. Mając więcej czasu na relaks dostrzegłam, że mój mąż go nie miał prawie wcale. Więc skończyłam z ganianiem go zaraz po pracy do innych czynności. Przeorganizowałam nasze życie rodzinne tak by mąż po pracy mógł odpocząć, a dopiero później ustalamy co jest do zrobienia. Mój mąż widząc, że skończyłam z rozkazywaniem, miał większe pole do własnego działania. Zaczął się więcej sam angażować. Ja czując jego zaangażowanie czułam się bardziej doceniona. Jego asertywność i przejęcie kontroli nad naszą rodziną dało mi poczucie bezpieczeństwa i zaczęłam go szanować. Wraz z szacunkiem do męża pojawiły się u mnie takie zwroty jak proszę, dziękuję, przepraszam. Dopiero teraz kiedy nasze życie jest stabilne i pozbawione wzajemnych pretensji i frustracji łatwiej jest nauczyć się komunikacji. Praktycznie nie kłócimy się. Razem ogarniamy co jest do ogarnięcia. Dopiero w takich stosunkach poproszenie męża o to, by zrobił tamto czy siamto nie jest z mojej strony ani rozkazem, który musi wykonać, ani dla niego przymusem do zrobienia.