Spotkanie z kowalską...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Pavel »

3letniaMężatka pisze: 05 sty 2022, 17:55 Twój mąż żałuję. Ale może okazuje to na swój męski sposób. Faceci to nie kobiety, nie roztrząsają, nie analizują, zamykają tematy i idą dalej. To zadaniowcy.
Czy żałuje, wie tylko on sam.
Sposób w jaki to wg opisu christiny robi, sugeruje raczej próbę zamiecenia pod dywan.
Niechęć do przyjęcia tego co zrobił na klatę, przepracowania tego.
Oczywiście to niekoniecznie musi być kwestia złych intencji.
Może po prostu tak tylko potrafi.

Tyle, że aby to naprawić, potrzeba nauczyć się inaczej.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Sarah »

3letniaMężatka pisze: 05 sty 2022, 17:55 Gdybym zdradziła męża, postąpiłabym tam samo jak Twój mąż. Nie przyznałbym się. Na naukach przedmałżeńskich bardzo fajny ksiądz powiedział: "Jeśli doszło do zdrady i żałujecie, nie mówcie o tym drugiej osobie. Po co macie ją obciążać swoimi problemami z którymi to wy nie umiecie sobie sami prowadzić, a oczekujecie, że zdradzona osoba poradzi sobie lepiej od was? Dlaczego chcecie aby druga osobą cierpiała? W imię czego? Aby wam było lżej, że prawda wyszła na jaw? W poczuciu wyspowiadania się przed nią? Nieście ten krzyż, poczucie wstydu, do końca życia - to będzie wasza pokuta."
Trzyletnia mężatko, tu raczej chodzi o coś innego. Jeśli współmałżonek nie wie o zdradzie męża czy żony, to myślę, że takie podejście ma sens. Natomiast tutaj przecież Christina wie, dowiedziała się, a mąż zachowuje się tak, jakby lekceważył jej ból i zranienie (nie wiem na pewno czy faktycznie lekceważy, ale tak to wygląda). On nie sprawia wrażenia osoby chcącej nieść jakiś krzyż, wręcz przeciwnie, nie chce, by zdradzona żona go drażniła i irytowała swoim cierpieniem - sam twierdzi, że powinna się cieszyć, że do niej raczył wrócić... Nie ma co, łaskawy pan :twisted:
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: lustro »

Sarah pisze: 05 sty 2022, 20:36 Christina wie, dowiedziała się, a mąż zachowuje się tak, jakby lekceważył jej ból i zranienie (nie wiem na pewno czy faktycznie lekceważy, ale tak to wygląda). On nie sprawia wrażenia osoby chcącej nieść jakiś krzyż, wręcz przeciwnie, nie chce, by zdradzona żona go drażniła i irytowała swoim cierpieniem - sam twierdzi, że powinna się cieszyć, że do niej raczył wrócić... Nie ma co, łaskawy pan :twisted:
Daleko, za daleko, wyciągnięte wnioski, moim zdaniem.

To już było na forum też, że zdradzona żona niszczyła wszystko co było, co zostało i na czym można było budować, swoją nadmierną potrzebą wiedzy.

To, że mąż nie spełnia oczekiwań żony i nie zachowuje się tak, jak powinien się jej zdaniem zachować, wcale nie świadczy, że chce zamieść sprawy pod dywan i wykręca się od "niesienia krzyża"
Nie wiemy jaka jest pomiędzy nimi komunikacja - może nikt mu w sposób zrozumiały nie powiedzual, czego by potrzebowała żona?
Może mają różne języki miłości i nie rozumieją siebie na wzajem?
Może on uważa, że nie ma takiej potrzeby drążenia, bo to nic zdrowego?
Minęło kilka miesięcy, a żona "musi wiedzieć"
może to trwało miesiącami, latami, może gdy byliśmy na wspólnych wakacjach to on pisał z nią.
Może zaszła w ciążę, może poroniła a on był przy niej w szpitalu podczas zabiegu. Może kazał jej usunąć dziecko.
Może pisali razem pozew który miałam dostać. Może, może może. Nie mogę tak żyć. Wolę jedną prawdę, wolę przeboleć to co się naprawdę wydarzyło, niż tysiące wyobrażeń i możliwości, to mnie boli bardziej bo w wyobrażeniach widzę o wiele więcej niż pewnie się wydarzyło.

Jak widać wyobraźnia żony jest niepohamowana i ja mam podejrzenia, że przy większej wiedzy będzie się rozrastać, zamiast wyhamować.

Christina
Powiedziałaś mężowi czego potrzebujesz?
Ale nie zalanym łzami długim wywodem a prostym krótkim komunikatem?
Nie doczytałam - czy chodzisz na jakąś terapię własną? Masz pomoc?
christina
Posty: 9
Rejestracja: 02 sty 2022, 15:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: christina »

lustro pisze: 06 sty 2022, 7:40 Christina
Powiedziałaś mężowi czego potrzebujesz?
Ale nie zalanym łzami długim wywodem a prostym krótkim komunikatem?
Nie doczytałam - czy chodzisz na jakąś terapię własną? Masz pomoc?
Tak, powiedziałam mężowi wielokrotnie. W spokojnej rozmowie, krótkie komunikaty. Powiedziałam to, co napisałam tu Wam.
Nie chodzi o nadmierną potrzebę wiedzy, szczegóły łóżkowe którymi mogłabym się zadręczać, tylko jak to się zaczęło.
Nie pociągiem fizycznym, tylko zrozumieniem, przyjaźnią? Czym, jak, skąd? W którym momencie coś przegapiłam, kiedy jeszcze mogłam zadziałać?

Byłam u psychologa zaraz po dowiedzeniu się, nie pomogło mi to, nie złapałam wspólnego języka z panią, która cały czas powtarzała, że powinnam przyjść do niej z mężem. Mówiłam, że mąż mi odmówił więc przyszłam na terapię indywidualną, mimo wszystko co 10 min mówiła że byłoby lepiej jakbym przyprowadziła męża. Nie poszłam do niej więcej.

Drugi raz byłam wczoraj, u innej osoby, chciałam tak naprawdę dowiedzieć się czy mam jechać na to spotkanie, czy nie. Nie ukrywam, że zarówno tu na forum jak i 2 moich przyjaciół twierdzi, że lepiej nie wiedzieć. Nie zmienię tego, więc nie ma co się katować.

Natomiast pani psycholog powiedziała mi, że nie może mi nic sugerować, ale mam prawo wiedzieć. Że jest to nie w porządku wobec mnie, że mąż nie poniósł żadnych konsekwencji, że niejako daję mu przyzwolenie na takie zachowanie w przyszłości. Widzi, że zdradził, oszukiwał, okłamywał, pisał innej kobiecie rzeczy przeznaczone dla mnie, nie przyznał się sam, tylko sama znalazłam wiadomości, ja zrozpaczona pierwsze co zrobiłam to wybaczyłam.
Pytała co chciałabym usłyszeć i czego nie chciałabym usłyszeć. Powtarzałam, że cokolwiek usłyszę, nie będzie mowy o żadnych rozstaniach czy rozwodach, separacjach. Ona powiedziała, że może w takim razie warto się dowiedzieć, bo dzięki temu ściągnę męża z piedestału i postawię tam siebie.

Niestety dowiedziałam się również że moje objawy wyglądają na początek depresji. Dostałam kontakt do bardzo dobrego psychiatry, wg niej powinnam dostać leki. Pewnie pójdę pogadać też z psychiatrą, chcę zadbać o siebie.
Sarah pisze: 05 sty 2022, 20:36 Natomiast tutaj przecież Christina wie, dowiedziała się, a mąż zachowuje się tak, jakby lekceważył jej ból i zranienie (nie wiem na pewno czy faktycznie lekceważy, ale tak to wygląda). On nie sprawia wrażenia osoby chcącej nieść jakiś krzyż, wręcz przeciwnie, nie chce, by zdradzona żona go drażniła i irytowała swoim cierpieniem - sam twierdzi, że powinna się cieszyć, że do niej raczył wrócić... Nie ma co, łaskawy pan :twisted:
Dokładnie Sarah, o to mi chodzi... Wg niego to takie proste - zamknijmy drzwi i idźmy dalej, zgrzeszyłem ale nawróciłem się, jestem w Tobą, wybrałem, nie drąż więc, wybacz, weź mnie za rękę i idziemy dalej razem przez życie.
Niestety dla mnie albo jeszcze za mało czasu upłynęło albo nie umiem wybaczać... Nie, gdy nie czuję szczerego żalu, skruchy, chęci zadośćuczynienia.
Firekeeper pisze: 05 sty 2022, 16:55 Mój mąż nie miał typowej kochanki ale zawierał różne znajomości mniejsze bądź większe. Kiedyś popełniłam błąd i z jedną z dziewczyn rozmawiałam. Czułam się poniżona. Nie dlatego, że ona mi coś powiedziała czy zrobiła złego tylko czułam się poniżona faktem, że ja żona mojego męża w tajemnicy przed nim umawiam się z jego potencjalną kochanką. I pamiętam jedno pytanie tej kobiety ,,To On Ci nie powiedział?!" czułam się jak dno. Całe to wydarzenie sprawiło, że za każdym razem kiedy mąż nawiązywał kontakty z kimś ja nie wychodziłam już w kontakt z osobą trzecią, ale miałam potrzebę kontrolowania sytuacji. Wiedzieć co? Jak? Gdzie i kiedy? Przeglądałam profile na FB. W skrajnych momentach wręcz śledziłam męża gdzie się dało. Rosło moje poczucie bycia nikim, brak zaufania rósł, ja czułam się co raz gorzej. Porównywałam się, zastanawiałam się co jest ze mną nie tak. Wszystko to odwracało uwagę od sedna problemu. A problem był w relacji między mną, a mężem i na tych problemach powinnam się skupić i próbować rozwiązać, a nie na kontrolowaniu. Bo to jest złudna kontrola, zostaje po tym właśnie uczucie poniżenia.
Wiem jak kowalska wygląda. Byłam w październiku w jej miejscu pracy, chciałam ją zobaczyć. Chyba podświadomie chciałam, żeby to była piękna długonoga dwudziestolatka, blondynka, szczuplutka, niska, wyglądająca tak jak ideał mojego męża. Łatwiej byłoby mi zrozumieć i wybaczyć - no cóż, wzrokowiec, kryzys wieku średniego, poleciał na młode, świeże ciało.
Stety albo niestety kowalska jest ode mnie starsza o wiele lat, jest pod 50. Co najmniej 185 cm, nadwaga, ani grama makijażu, 3 włosy na krzyż. Jest totalnym przeciwieństwem ideału mojego męża. Oznacza to, że musiał się zaangażować emocjonalnie - ale też pokrywa się to z tym co mówił - bardzo dobrze mu się z nią rozmawiało, była miła, kochana, zainteresowana nim, zakochana, zrobiłaby wszystko dla niego. On mówił że chciał kogoś, kto go wysłucha, będzie podziwiał, wystarczył mu byle kto bo większosć kontaktu odbywała się wirtualnie. Seks nastąpił z desperacji, miał już dość i zrobił to.
Może też podświadomie chcę, żeby mnie zobaczyła i zorientowała się że od początku nie miała szans, on nigdy nie planował nas zostawić. Czuł się samotny, opuszczony więc znalazł pierwszą lepszą, która poleciała na jego bajerę. Z atrakcyjną dziewczyną pewnie musiałby się bardziej namęczyć i nie łyknęłaby tych wszystkich banałów, z taką zdesperowaną osobą, nieszczęśliwą w małżeństwie, z niskim poczuciem własnej wartości - łatwo było mu ją urobić.
lustro pisze: 05 sty 2022, 15:09 Myślę, że mocno przesadzasz. I to w każdą stronę.
Mam wrażenie, że nie chcesz prawdy a zemsty.
I zemścisz się - na samej sobie. I na własnym małżeństwie. I własnym życiu.
Szkoda.

Oczywiscie masz prawo zrobić wszystko. I ponieść konsekwencje wszystkiego.
Powtarza się taką "prawdę", że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie zrobiło.
Ja ze swojego życia wiem, że niektórych wspomnień wolała bym nie mieć. Choć wcale nie są przykre. Ale utrudniają życie.
Zawsze jednak decyzja należy do Ciebie.
Coś w tym jest. Dlatego nadal cały czas o tym myślę, czytam Wasze posty sto razy. Boję się, że macie rację ale nie umiem racjonalnie wytłumaczyć tej obsesji spotkania. Dlatego wciąż o tym piszę, myślę, że może coś mnie ruszy, coś mnie tknie i dam sobie spokój.
Zastanawiające jest to, że ona nie chciała mi wszystkiego napisać czy też powiedzieć. Dlaczego tak nalega na spotkanie? Chciała może mieć te kilka dni żeby sobie przygotować odpowiednią wersję żeby mnie jak najmocniej zranić? Mogła mieć już to za sobą, odbyć ze mną półgodzinną rozmowę, odpowiedzieć na 5 moich pytań i się pożegnać. Po co to spotkanie? Mam jeszcze 2 dni, przede mną podjęcie jednej z ważniejszych decyzji w moim życiu, chciałabym ją podjąć mądrze, nie wbrew sobie.
Al la pisze: 05 sty 2022, 13:47
Jeżeli masz trochę czasu, to wysyłam Ci link do audiobooka "Koniec Współuzależnienia" - Melody Beattie https://www.youtube.com/watch?v=T4MwECW ... --vakNg3Q0
Jest też książka o takim samym tytule.

Daj sobie czas, przemódl jeszcze i nie podejmuj decyzji w strapieniu.
Dziękuję za ten link, słuchałam tego wczoraj w pracy pół dnia. Bardzo mądry audiobook.
nałóg pisze: 05 sty 2022, 12:55 Może pomodlisz się tą modlitwą zanim się spotkasz z nałożnicą Twojego męża:

O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Dziękuję za tę modlitwę. Znam ją i wielokrotnie się już tak modliłam.
Jak ją wczoraj przeczytałam w Twoim poście, coś mnie tknęło, nie wiem czy to nie jakiś znak...
Nie mogę tego zmienić, nie zmienię, nie mam na to wpływu. Cokolwiek się dowiem, to przeszłość. PRZESZŁOŚĆ która juz nie wróci, jeśli na to nie pozwolę. Cokolwiek się wydarzyło, nie zmienię tego, nie cofnę czasu. Powinnam może skupić się na tym, co mogę zmienić. Co mogę zmienić u siebie, bo nie byłam w porządku i wiem że moje zachowanie miało bezpośredni wpływ na postępowanie męża.
Może niepotrzebnie marnuję czas, roztrząsam przeszłość, bardziej powinnam skupić się na wybaczeniu mężowi, na wybaczeniu sobie i na zadbaniu o siebie i nasze małżeństwo.

Cieszę się, że trafiłam na to forum. Cieszę się, że nie ma tu głaskania po główce, samych porad typu "zemścij się", "masz prawo wiedzieć". Ludzie tu mają masę mądrych przemyśleń, doświadczeń. Jestem wdzięczna, że poświęcacie swój czas i chcecie mi pomóc.
Bardzo Wam dziękuję, Wasze wypowiedzi otwierają mi szerzej oczy, pokazują inny punkt widzenia, udowadniacie, że niekoniecznie mam rację i jak można na to spojrzeć z innej strony.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: nałóg »

Wybaczenie nie musi oznaczać zapomnienia.Nawet więcej: może warto pamiętać aby chronić się przed powtarzaniem .
A zmienić możesz siebie!!! Warto przeczytać „ Miłość wymaga stanowczości”.
I jeszcze podzielę się z Tobą : moja współmałżonka kiedyś mi powiedziała , że gdybym zgłupiał i ją zdradził to nie mam prawa się jej do tego przyznawać.
Było to kilkadziesiąt lat temu. Nie musiałem się przyznawać .
PD
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Bławatek »

christina pisze: 06 sty 2022, 11:31
lustro pisze: 06 sty 2022, 7:40 Christina
Powiedziałaś mężowi czego potrzebujesz?
Ale nie zalanym łzami długim wywodem a prostym krótkim komunikatem?
Nie doczytałam - czy chodzisz na jakąś terapię własną? Masz pomoc?
Tak, powiedziałam mężowi wielokrotnie. W spokojnej rozmowie, krótkie komunikaty. Powiedziałam to, co napisałam tu Wam.
Nie chodzi o nadmierną potrzebę wiedzy, szczegóły łóżkowe którymi mogłabym się zadręczać, tylko jak to się zaczęło.
Nie pociągiem fizycznym, tylko zrozumieniem, przyjaźnią? Czym, jak, skąd? W którym momencie coś przegapiłam, kiedy jeszcze mogłam zadziałać?

Byłam u psychologa zaraz po dowiedzeniu się, nie pomogło mi to, nie złapałam wspólnego języka z panią, która cały czas powtarzała, że powinnam przyjść do niej z mężem. Mówiłam, że mąż mi odmówił więc przyszłam na terapię indywidualną, mimo wszystko co 10 min mówiła że byłoby lepiej jakbym przyprowadziła męża. Nie poszłam do niej więcej.

Drugi raz byłam wczoraj, u innej osoby, chciałam tak naprawdę dowiedzieć się czy mam jechać na to spotkanie, czy nie. Nie ukrywam, że zarówno tu na forum jak i 2 moich przyjaciół twierdzi, że lepiej nie wiedzieć. Nie zmienię tego, więc nie ma co się katować.

Natomiast pani psycholog powiedziała mi, że nie może mi nic sugerować, ale mam prawo wiedzieć. Że jest to nie w porządku wobec mnie, że mąż nie poniósł żadnych konsekwencji, że niejako daję mu przyzwolenie na takie zachowanie w przyszłości. Widzi, że zdradził, oszukiwał, okłamywał, pisał innej kobiecie rzeczy przeznaczone dla mnie, nie przyznał się sam, tylko sama znalazłam wiadomości, ja zrozpaczona pierwsze co zrobiłam to wybaczyłam.
Pytała co chciałabym usłyszeć i czego nie chciałabym usłyszeć. Powtarzałam, że cokolwiek usłyszę, nie będzie mowy o żadnych rozstaniach czy rozwodach, separacjach. Ona powiedziała, że może w takim razie warto się dowiedzieć, bo dzięki temu ściągnę męża z piedestału i postawię tam siebie.

Niestety dowiedziałam się również że moje objawy wyglądają na początek depresji. Dostałam kontakt do bardzo dobrego psychiatry, wg niej powinnam dostać leki. Pewnie pójdę pogadać też z psychiatrą, chcę zadbać o siebie.
Sarah pisze: 05 sty 2022, 20:36 Natomiast tutaj przecież Christina wie, dowiedziała się, a mąż zachowuje się tak, jakby lekceważył jej ból i zranienie (nie wiem na pewno czy faktycznie lekceważy, ale tak to wygląda). On nie sprawia wrażenia osoby chcącej nieść jakiś krzyż, wręcz przeciwnie, nie chce, by zdradzona żona go drażniła i irytowała swoim cierpieniem - sam twierdzi, że powinna się cieszyć, że do niej raczył wrócić... Nie ma co, łaskawy pan :twisted:
Dokładnie Sarah, o to mi chodzi... Wg niego to takie proste - zamknijmy drzwi i idźmy dalej, zgrzeszyłem ale nawróciłem się, jestem w Tobą, wybrałem, nie drąż więc, wybacz, weź mnie za rękę i idziemy dalej razem przez życie.
Niestety dla mnie albo jeszcze za mało czasu upłynęło albo nie umiem wybaczać... Nie, gdy nie czuję szczerego żalu, skruchy, chęci zadośćuczynienia.
Firekeeper pisze: 05 sty 2022, 16:55 Mój mąż nie miał typowej kochanki ale zawierał różne znajomości mniejsze bądź większe. Kiedyś popełniłam błąd i z jedną z dziewczyn rozmawiałam. Czułam się poniżona. Nie dlatego, że ona mi coś powiedziała czy zrobiła złego tylko czułam się poniżona faktem, że ja żona mojego męża w tajemnicy przed nim umawiam się z jego potencjalną kochanką. I pamiętam jedno pytanie tej kobiety ,,To On Ci nie powiedział?!" czułam się jak dno. Całe to wydarzenie sprawiło, że za każdym razem kiedy mąż nawiązywał kontakty z kimś ja nie wychodziłam już w kontakt z osobą trzecią, ale miałam potrzebę kontrolowania sytuacji. Wiedzieć co? Jak? Gdzie i kiedy? Przeglądałam profile na FB. W skrajnych momentach wręcz śledziłam męża gdzie się dało. Rosło moje poczucie bycia nikim, brak zaufania rósł, ja czułam się co raz gorzej. Porównywałam się, zastanawiałam się co jest ze mną nie tak. Wszystko to odwracało uwagę od sedna problemu. A problem był w relacji między mną, a mężem i na tych problemach powinnam się skupić i próbować rozwiązać, a nie na kontrolowaniu. Bo to jest złudna kontrola, zostaje po tym właśnie uczucie poniżenia.
Wiem jak kowalska wygląda. Byłam w październiku w jej miejscu pracy, chciałam ją zobaczyć. Chyba podświadomie chciałam, żeby to była piękna długonoga dwudziestolatka, blondynka, szczuplutka, niska, wyglądająca tak jak ideał mojego męża. Łatwiej byłoby mi zrozumieć i wybaczyć - no cóż, wzrokowiec, kryzys wieku średniego, poleciał na młode, świeże ciało.
Stety albo niestety kowalska jest ode mnie starsza o wiele lat, jest pod 50. Co najmniej 185 cm, nadwaga, ani grama makijażu, 3 włosy na krzyż. Jest totalnym przeciwieństwem ideału mojego męża. Oznacza to, że musiał się zaangażować emocjonalnie - ale też pokrywa się to z tym co mówił - bardzo dobrze mu się z nią rozmawiało, była miła, kochana, zainteresowana nim, zakochana, zrobiłaby wszystko dla niego. On mówił że chciał kogoś, kto go wysłucha, będzie podziwiał, wystarczył mu byle kto bo większosć kontaktu odbywała się wirtualnie. Seks nastąpił z desperacji, miał już dość i zrobił to.
Może też podświadomie chcę, żeby mnie zobaczyła i zorientowała się że od początku nie miała szans, on nigdy nie planował nas zostawić. Czuł się samotny, opuszczony więc znalazł pierwszą lepszą, która poleciała na jego bajerę. Z atrakcyjną dziewczyną pewnie musiałby się bardziej namęczyć i nie łyknęłaby tych wszystkich banałów, z taką zdesperowaną osobą, nieszczęśliwą w małżeństwie, z niskim poczuciem własnej wartości - łatwo było mu ją urobić.
lustro pisze: 05 sty 2022, 15:09 Myślę, że mocno przesadzasz. I to w każdą stronę.
Mam wrażenie, że nie chcesz prawdy a zemsty.
I zemścisz się - na samej sobie. I na własnym małżeństwie. I własnym życiu.
Szkoda.

Oczywiscie masz prawo zrobić wszystko. I ponieść konsekwencje wszystkiego.
Powtarza się taką "prawdę", że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie zrobiło.
Ja ze swojego życia wiem, że niektórych wspomnień wolała bym nie mieć. Choć wcale nie są przykre. Ale utrudniają życie.
Zawsze jednak decyzja należy do Ciebie.
Coś w tym jest. Dlatego nadal cały czas o tym myślę, czytam Wasze posty sto razy. Boję się, że macie rację ale nie umiem racjonalnie wytłumaczyć tej obsesji spotkania. Dlatego wciąż o tym piszę, myślę, że może coś mnie ruszy, coś mnie tknie i dam sobie spokój.
Zastanawiające jest to, że ona nie chciała mi wszystkiego napisać czy też powiedzieć. Dlaczego tak nalega na spotkanie? Chciała może mieć te kilka dni żeby sobie przygotować odpowiednią wersję żeby mnie jak najmocniej zranić? Mogła mieć już to za sobą, odbyć ze mną półgodzinną rozmowę, odpowiedzieć na 5 moich pytań i się pożegnać. Po co to spotkanie? Mam jeszcze 2 dni, przede mną podjęcie jednej z ważniejszych decyzji w moim życiu, chciałabym ją podjąć mądrze, nie wbrew sobie.
Al la pisze: 05 sty 2022, 13:47
Jeżeli masz trochę czasu, to wysyłam Ci link do audiobooka "Koniec Współuzależnienia" - Melody Beattie https://www.youtube.com/watch?v=T4MwECW ... --vakNg3Q0
Jest też książka o takim samym tytule.

Daj sobie czas, przemódl jeszcze i nie podejmuj decyzji w strapieniu.
Dziękuję za ten link, słuchałam tego wczoraj w pracy pół dnia. Bardzo mądry audiobook.
nałóg pisze: 05 sty 2022, 12:55 Może pomodlisz się tą modlitwą zanim się spotkasz z nałożnicą Twojego męża:

O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Dziękuję za tę modlitwę. Znam ją i wielokrotnie się już tak modliłam.
Jak ją wczoraj przeczytałam w Twoim poście, coś mnie tknęło, nie wiem czy to nie jakiś znak...
Nie mogę tego zmienić, nie zmienię, nie mam na to wpływu. Cokolwiek się dowiem, to przeszłość. PRZESZŁOŚĆ która juz nie wróci, jeśli na to nie pozwolę. Cokolwiek się wydarzyło, nie zmienię tego, nie cofnę czasu. Powinnam może skupić się na tym, co mogę zmienić. Co mogę zmienić u siebie, bo nie byłam w porządku i wiem że moje zachowanie miało bezpośredni wpływ na postępowanie męża.
Może niepotrzebnie marnuję czas, roztrząsam przeszłość, bardziej powinnam skupić się na wybaczeniu mężowi, na wybaczeniu sobie i na zadbaniu o siebie i nasze małżeństwo.

Cieszę się, że trafiłam na to forum. Cieszę się, że nie ma tu głaskania po główce, samych porad typu "zemścij się", "masz prawo wiedzieć". Ludzie tu mają masę mądrych przemyśleń, doświadczeń. Jestem wdzięczna, że poświęcacie swój czas i chcecie mi pomóc.
Bardzo Wam dziękuję, Wasze wypowiedzi otwierają mi szerzej oczy, pokazują inny punkt widzenia, udowadniacie, że niekoniecznie mam rację i jak można na to spojrzeć z innej strony.
Christina w tym swoim poście już sobie na wiele pytań odpowiedziałaś, wiesz kim jest kowalska, chyba też wiesz czego mąż u niej szukał, bo może mu tego u ciebie brakowało. Jego winą jest to, że nie rozmawiał wcześniej o tych swoich potrzebach z tobą, bo już wtedy moglibyście wiele zmienić w sobie i w małżeństwie, nie, on wolał poszukać tego co mu brakowało gdzie indziej. Mogę się mylić, ale w taki sposób działał mój mąż. Choć ja wiele razy mu mówiłam, że się źle czuję w małżeństwie, że się zmienił i oddalił, nie angażuje się w rodzinę to mój mąż wolał czekać na moje zmiany. Bo ja go nie doceniałam, nie wielbiłam, nie stawiałam na pierwszym miejscu. Wybrał kowalską, 1,5 roku nie mieszkał z nami, ale szedł w zaparte, że nikogo nie ma i nie chce mieć, aż w zeszłym roku w październiku przyznał się do kowalskiej i do dziecka, które im się urodziło. Ale nie chce z nią być bo ona jest złym człowiekiem, manipulowała nim itd. Nagle mojego męża oświeciło, że mi ślubował miłość i wierność na zawsze. Na razie mąż nie chce z nami mieszkać. A i ja na ten moment nie mam siły by z nim pod jednym dachem przebywać 24 godziny. Bo na tą chwilę do męża jeszcze nie dotarło jaką krzywdę zrobił nie tylko mi, ale też naszemu synowi, który kocha dzieci, ale przez zachowania różne mojego męża ja się nie odważyłam na drugie dziecko i niestety nasz syn jako jedynak zawsze cierpiał z powodu braku kompana do zabawy, a teraz co?, Ma się dowiedzieć, że jednak ma rodzeństwo? Jak to wyjaśnić 10 latkowi gdy ja w to dalej nie wierzę. Ale to wszystko odpowiedzialność i wina męża i jego konsekwencje.

Ja nie wiem czy bym chciała znać wszystkie szczegóły ich związku, ani poznawać kowalską czy z nią rozmawiać, bo wówczas wszystko to by ciągle ze mną było, rany by się pogłębiały.

Masz jeszcze czas do spotkania się z kowalską więc byłoby dobrze abyś na spokojnie przemyślała czy to spotkanie przyniesie więcej zła czy dobra.
konwalia123

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: konwalia123 »

christina pisze: 06 sty 2022, 11:31 Nie chodzi o nadmierną potrzebę wiedzy, szczegóły łóżkowe którymi mogłabym się zadręczać, tylko jak to się zaczęło.
Nie pociągiem fizycznym, tylko zrozumieniem, przyjaźnią? Czym, jak, skąd? W którym momencie coś przegapiłam, kiedy jeszcze mogłam zadziałać?
Ja się bardzo dziwię , że takich rzeczy chcesz się dowiedzieć od obcej kobiety. Ty jako żona bardziej powinnaś znać swojego męża a nawet jeśli coś przeoczyłaś to taką rozmowę warto podjąć z mężem. Nie z wyrzutami i lamentami ale spokojnie i konstruktywnie podejść do tematu. Obca kobieta nie ma w tym żadnego interesu by dać Ci to, czego oczekujesz.
Dla mnie byłoby to upokarzające pytać się obcej osoby o swojego męża.
christina
Posty: 9
Rejestracja: 02 sty 2022, 15:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: christina »

Moi drodzy,

Wieczorem przed planowanym spotkaniem ustalając szczegóły poprosiłam ją o informacje ile to trwało - mówiłam że może to, co mi powie sprawi, że będzie to zbyt bolesne zebym się z nią spotkała i odwołamy spotkanie. Napisała tylko ze poznali się 2 lata temu, mieli intensywny 3-miesięczny romans, półtora roku przerwy bez kontaktu i kontakt odnowił się we wrześniu zeszłego roku (wydało się w październiku).
Nie jest to tak okropne jak dwuletni romans, ale sam fakt że byłam oszukiwana już 2 lata temu + obecnie, z tą samą osobą - oznaczało dla mnie coś strasznego.

Zadzwoniłam do męża mówiąc mu co wiem, i kolejny raz błagając o informacje i wytłumaczenie. Był przyparty do muru, wydusiłam z niego te rzeczy. Straszna była ta rozmowa. Nie spodziewałam się tego, byłam uderzona jak obuchem w głowę.
Wyjeżdzał do innego miasta pod koniec 2019 roku na 3 dni w tygodniu, na pozostałe 4 wracał do nas - taką miał pracę. Tam ją poznał. Spotykali się w każdym tygodniu przez 3 miesiące. On twierdzi, że spali wtedy ze sobą 3-4 razy, ona twierdzi że "mnóstwo". To już w sumie nie ma dla mnie znaczenia. Sam fakt prowadzenia podwójnego życia, gdy ja zajmowałam się pracą, domem, dziećmi jest potwornie bolesny. Gdyby teraz romans nie rozpoczął się ponownie - nigdy bym się o tym nie dowiedziała.
Potrafił mieszkać z nią 3 dni, wracać do nas na pozostałe 4. Pięknie wymyślone. Byłyśmy od siebie oddalone o ok 400 km więc ryzyko wpadki znikome.
Spędzał z nią masę czasu, rozmawiali godzinami, kradli ten czas mi i naszym dzieciom. Spędzali czas w apartamentach, restauracjach, a my siedzieliśmy sami w tym czasie. Często urywał się z pracy na parę godzin, zeby być z nią, a gdy ja go prosiłam żeby wyskoczył i coś załatwił, mówił że nie da rady zerwać się z pracy bo szef się nie zgadza.
Opowiadał mi to wszystko przez 2 godziny, ja wpadłam w jakąś histerię, myślałam w pewnym momencie, że dostanę wylewu czy zawału. Najgorsze przeżycie w moim dotychczasowym życiu. Spaliłam ponad pół paczki papierosów, mimo, że od 7 lat nie palę. Dobrze, że nie kupiłam alkoholu.

Powiem Wam, że boli to strasznie. Jestem zrozpaczona, nie śpię kolejną noc z rzędu, oczy spuchnięte, głowa otępiała. W życiu nie spodziewałam się takiego rollercoastera.
Żałuję, że te informacje były mi dawkowane, szkoda że nie przyznał się od razu jak to wyszło. Może byłoby mi łatwiej, jeśli całość historii poznałabym od razu, a nie na raty. Nie zmienia to faktu, że cieszę się, że to z niego wydusiłam.
Jest to mega bolesne, nie wiem czy kiedykolwiek mu jeszcze zaufam i czy będziemy mogli być szczęśliwi, ale naprawdę potrzebowałam tej wiedzy. W tym momencie czuję, że znam całą historię, powiedział mi wszystko, czuję, że dzięki temu z niego też jakiś cięzar spadł, wie, że nie będę więcej go gnębić o szczegóły.

Dzień później pojechałam też na to spotkanie z kowalską, żeby zweryfikować to wszystko z nią. Chore i może niepotrzebne, tym bardziej że mąż już mi się do wszystkiego przyznał, ale chciałam zobaczyć czy dalej nie kłamał. Dane się zgadzają, mąż tylko pominął kilka faktów, które mogły być bolesne dla mnie a ona mi o nich opowiedziała, ale to nie ma znaczenia bo całość historii się pokrywa.
Ona tylko mówiła, że on o nią zabiegał, nalegał na spotkania, męczył ją, nie dawał jej spokoju, planował z nią życie, mówił, że będą mieszkać razem w mieszkaniu, które ja sama w tamtym czasie remontowałam... Wysyłał jej te same zdjęcia co mi...
Jak się z nią rozstawał 2 lata temu, powiedział że jestem w ciąży (w której oczywiście nie byłam) więc wraca do nas i chce być odpowiedzialnym mężem i ojcem.
On mi natomiast przedstawił to tak, że to ona o niego zabiegała, wydzwaniała, wypisywała, zaangażowała się. On ją owszem bajerował, karmił pięknymi słówkami po to, żeby dostać to co chciał. Prawda pewnie leży po środku jak zwykle.

Najbardziej chyba boli to, że te 2 lata temu to się zaczęło, trwało, skończyło - a ja nie wiedziałam. Gdyby się nie wydało teraz, nie dowiedziałabym się nigdy.
Skoro po półtora roku znów odnowił z nią kontakt, oznacza to chyba, że coś wtedy do niej czuł? A może nie chciało mu się urabiać nowej laski, skoro ta była chętna i zdesperowana.
Cała ta sprawa powoduje, że zastanawiam się co jeszcze się wydarzyło podczas trwania naszego małżeństwa.
Z racji pracy mąż bardzo często wyjeżdżał na różne delegacje, czasem w Polsce, czasem w Europie, czasem do egzotycznych krajów. Jaką mam pewność, że wtedy do niczego nie dochodziło? W tym momencie zerową.
Przez te lata czasem miałam jakieś podejrzenia, znalazłam raz np kosmyk włosów związany gumką z koralikiem (mnie na samym początku związku też o taki kosmyk poprosił) ale on to zbył mówiąc że to próbka do pracy.
Czasem widziałam wykasowane wiadomości, na bilingu coś było a u niego w telefonie nie. Też mówił coś o reklamach, kontaktach z banku - nie drążyłam. Wychodził niby z kolegą, okazywało się, ze był u koleżanki z pracy - twierdził, że nie chciał mi mówić, żebym się niepotrzebnie nie czepiała bo przecież to tylko koleżanka. Przez lata tego było naprawdę sporo, ale nigdy nie miałam twardych dowodów więc nie drążyłam.
Teraz mi się to wszystko kojarzy, przypomina, wspomnienia sprzed lat wracają i wydaje mi się że mógł mnie zdradzać latami.
Ta dziewczyna też twierdziła, że on jej się ostatnio przyznał do tego że miał romans podczas ich półtorarocznej przerwy, on zaprzecza.
Ja już nie chcę dociekać, już nie chcę się dręczyć tym wszystkim. Wystarczy.

Bardzo boli to, że on jej o mnie opowiadał, wyśmiewał niezaradność, auto, zachowanie, pracę, wykształcenie. Kłamał jak z nut o mnie. On też nie zaprzecza, mówił że chciał ją urobić więc faktycznie opowiadał takie bzdury. Wysyłał jej zdjecia naszych dzieci, obiecywał małżeństwo z nią po szybkim rozwodzie ze mną, wspólne życie. Wysyłał paczki ze swoją odzieżą, żeby czuła jego zapach. Namawiał ją na in-vitro, bo ona zawsze chciała być matką i nigdy się nie udało. Po tym powrocie do niej mówił ze przez te półtora roku planował cały czas życie z nią, kombinował jak się mnie pozbyć żeby zrobić miejsce dla niej. On to potwierdza, ale cały czas utrzymuje że było to po to, żeby nie musiał się szczególnie starać - ona mu we wszystko wierzyła.

Powiem Wam, że nie żałuję że się tego wszystkiego dowiedziałam. Bolesne przezycie, ale w jakimś stopniu oczyszczające.
Samo patrzenie na nieatrakcyjną, zakompleksioną kobietę, straumatyzowaną, wyglądającą jak 7 nieszczęść i słuchające jak mój mąż ją dotykał, mówił paskudne rzeczy o mnie i piękne rzeczy przeznaczone dla mnie, myślenie o tym że kradł czas mi i naszym dzieciom żeby spać z nią, chodzić z nią po hotelach i restauracjach zamiast z nami - nie życzę nikomu takiej traumy.

Nie zmienia to faktu, że nie żałuję, że się dowiedziałam wszystkiego, gdybym miała podjęć tę decyzję jeszcze raz, to bym ją podjęła.
Było to w jakimś stopniu oczyszczenie dla mnie. Odpowiedź na pytanie - Spotykać się z kochanką męża, czy nie? - nie będzie więc zawsze ta sama, zależy od człowieka. Jedna osoba będzie wolała żyć w niewiedzy, ja jestem osobą która musiała znać prawdę, nieważne jak bolesną.

Całość tej historii pozwala mi chyba zdystansować się od męża, przestać na nim wisieć, zobaczyć że nic nie jest nikomu dane na wieczność, że najbliższa osoba może być obca, że nie można wierzyć we wszystko co druga osoba mówi, że można być okłamywaną latami. Nie można w 100% oddać się komuś i mu ufać bezgranicznie bo później ból jest większy.

Zostaję przy mężu bo tu jest moje miejce, będę starała się wybaczyć, i próbować żyć dalej - nie chcę się więcej taplać w tym błocie.
Będę kontynuować terapię, postaram się odbudować poczucie własnej wartości, ale po takiej historii nie da się zaufać już chyba nigdy nikomu. Nie chcę być cerberem, sprawdzać go i osaczać, bo wiem, że on i tak zrobi to co będzie chciał - ważne jest chyba żeby swoim zachowaniem spowodować, żeby niczego nie szukał poza domem.
Tak jak mąż powiedział - to ja od 15 lat noszę jego nazwisko, to ze mną ma dzieci, i faktycznie jestem wdzięczna że nie muszę jeszcze o niego z kimś walczyć po takiej traumie. Nie odszedł, zadeklarował poprawę, lepszą komunikację bo to jej zabrakło, obiecał, że jeśli zabraknie mu czegoś to będzie o tym otwarcie mówił.
Będziemy próbować to sklejać, nie wiem jak wyjdzie ale jestem dobrej myśli.
Na razie moje zachowanie to totalna huśtawka, brak snu, histeria, ataki paniki, oblewają mnie poty, nachodzą złe myśli, jestem wściekła na męża, za chwilę na siebie, bo nic nie zauważyłam, bo mogłam coś zrobić. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, nie mogę się skupić na filmie, książce, dziecku. Ale będę walczyć. Cóż innego mi pozostało?
Kocham go bardzo mimo tego wszystkiego, wiem że jest człowiekiem i popełnił błąd, ale mam nadzieje że jego deklaracje się sprawdzą i po zdradzie nasz związek dostanie drugie życie.

Dużo pracy przede mną. Raz na jakiś czas przyjdę tu napisać jak mi idzie :) Mam nadzieję, że będą to same pozytywne wiadomości.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Nirwanna »

christina pisze: 09 sty 2022, 13:49 Dużo pracy przede mną. Raz na jakiś czas przyjdę tu napisać jak mi idzie :) Mam nadzieję, że będą to same pozytywne wiadomości.
Christina, skoro mówisz, że było Ci to potrzebne - to ok. Mam nadzieję, że za jakiś czas też będziesz tak sądzić. Ale nawet jeśli nie - to daj sobie prawo do tego, że też popełniasz błędne decyzje, bo jesteś człowiekiem. To też cena poznania siebie. Choć bywa bolesna.
I daj sobie prawo do tego, żeby pisać tu nie tylko pozytywne wiadomości ;-) Bo wiesz, mamy powiedzenie, że kryzys małżeński jest trudny, ale powrót małżonków do siebie - to dopiero Himalaje. I jak to w górach - są górki, przełęcze i doliny. To norma. Pamiętaj mieć na bieżąco zapas tlenu - czyli bliskość Boga, nie zaniedbaj tego.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
christina
Posty: 9
Rejestracja: 02 sty 2022, 15:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: christina »

Nirwanna pisze: 09 sty 2022, 16:22 Christina, skoro mówisz, że było Ci to potrzebne - to ok. Mam nadzieję, że za jakiś czas też będziesz tak sądzić. Ale nawet jeśli nie - to daj sobie prawo do tego, że też popełniasz błędne decyzje, bo jesteś człowiekiem. To też cena poznania siebie. Choć bywa bolesna.
I daj sobie prawo do tego, żeby pisać tu nie tylko pozytywne wiadomości ;-) Bo wiesz, mamy powiedzenie, że kryzys małżeński jest trudny, ale powrót małżonków do siebie - to dopiero Himalaje. I jak to w górach - są górki, przełęcze i doliny. To norma. Pamiętaj mieć na bieżąco zapas tlenu - czyli bliskość Boga, nie zaniedbaj tego.
Miałam pisać tylko pozytywne rzeczy, ale po 3 godzinach już przychodzę z tymi negatywnymi :(

Potrzebuję Waszej pomocy.
Wiszę emocjonalnie na mężu, nie umiem się sobą zająć. Wcześniej, tj zanim się dowiedziałam - potrafiłam się sobą zająć aż za bardzo (dlatego też poszedł do innej...).
Oglądałam filmy, seriale, czytałam książki, chodziłam na spacery, spotykałam się ze znajomymi, grałam na komputerze, biegałam, bawiłam się z dziećmi, miałam własne życie oprócz rodziny.
Teraz najchętniej załamałabym ręce i płakałabym nad własnym losem.
Jak mam mega dół emocjonalny, mówię o tym mężowi, on twierdzi, że histeryzuję i mam się uspokoić. Zdaję sobie sprawę, że to są wydarzenia sprzed 2 lat, sprzed 3 miesięcy i nie mam już na nie wpływu, ale to jest silniejsze ode mnie.
Chciałabym o tym non stop rozmawiać, mam jakąś chorą potrzebę o tym mówić. Wiem, że takie wyrzuty i wracanie do tego, babranie się w tym nie pomoże nikomu ale naprawdę nie umiem się powstrzymać.
Nie mam tak naprawdę komu się wygadać, rozmawiam o tym z jednym znajomym, ale też nie chcę go zamęczać szczególnie, że on jest świeżo po ślubie.
Jak mnie nachodzi taki dół to wychodzę z domu mówiąc że jadę do sklepu, jeżdżę w kółko po mieście, rozpaczając i wyjąc na głos.
Czasem mąż napisze, czy wszystko OK, wtedy odpisuję coś dramatycznego, on oddzwania, ja się zanoszę, on mnie uspokaja. Jego głos, jego słowa zawsze mnie uspokajały.
Słucha moich wyrzutów, stara się wszystko tłumaczyć setny raz, płynnie przechodzi do rozmowy o przyszłości, ja się totalnie uspokajam, planujemy przyszłość, wracam do domu.
Za 2 godziny lub kolejnego dnia to samo. Snu w nocy nie ma - jak jakimś cudem przyjdzie, budzę się po 2 godzinach i to koniec. Nie mogę odpocząć, nie umiem się wyciszyć, nie umiem o tym nie myśleć, jestem całe dnie otępiała, mózg nie pracuje tak jak powinien.
Zaniedbuję dom, siebie, dzieci, męża. Moje modlitwy zaczynają się normalnie, kończą pretensjami do pana Boga dlaczego na to pozwolił.
Masakra, ile to jeszcze potrwa :(
Może powinnam traktować to jako całkiem świeżą sprawę, bo całej prawdy dowiedziałam się wczoraj. Może potrzebuję po prostu więcej czasu.
Proszę podpowiedzcie co mam robić, nie chcę być taką wiecznie zapłakaną, zdołowaną, wiszącą na mężu osobą, zrozpaczoną i zgorzkniałą.
Cierpię, owszem, i będę pewnie do końca życia, ale on w końcu nie wytrzyma mojego zachowania i mnie zostawi. Dla mnie jest to męczące, a co dopiero dla osoby obok.
Muszę coś z tym zrobić, sama nie potrafię. Może psychiatra? Jakie leki mogę dostać, nasenne? Prześpię noc, i co dalej? Może jakieś antydepresanty pomogą?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Nirwanna »

Ja przez trochę ponad rok brałam lekkie antydepresanty, pomogły też gdy chodzi o sen.
Uważam, że to była dobra decyzja, to pójście do lekarza, zanim się całkiem posypałam. Pomogły wypłaszczyć najtrudniejsze emocje, nie likwidując ich całkiem, aż nauczyłam się radzić sobie z nimi.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
christina
Posty: 9
Rejestracja: 02 sty 2022, 15:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: christina »

Dzięki Nirwanno, umówiłam się na jutro do psychiatry, już od paru dni szukałam w internecie polecanych osób, dziś stwierdziłam, że nie ma na co czekać.
Rozmowa z psychologiem średnio mi pomogła, byłam w sumie u trzech różnych od października i jakoś nie "kliknęło" z żadnym. Nie czułam się lepiej po spotkaniu, nie czułam się zrozumiana, mam wrażenie że każdy naciskał, żebym przyszła z mężem. Przecież go na siłę nie zaciągnę, jeśli nie chce :(
Widocznie rozmowy to za mało, może lekarstwa pomogą mi przez to jakoś przejść.
Nowiutka

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Nowiutka »

Tak polecę psychiatrę. Nasenne, może antydepresanty to zależy już od oceny lekarza. Bałam się ale po dobiciu przez męża w zeszłym roku poszłam. I żałuję że nie poszłam za pierwszym razem gdy byłam w depresji poporodowej. Czasem trzeba się wesprzeć w kryzysie.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: ozeasz »

Christino przestrzegano Cię tutaj ogólnie przed szukaniem, drążeniem, trudno mi powiedzieć czy przeżywasz coś co ja przeżywałem wiele lat, jeśli tak, to już Ci współczuję.

Też byłem głuchy i nie chciałem słuchać kiedy mnie z różnych stron przestrzegano. Bóg "pytał " mnie czy Mu ufam, a ja uparcie sobie wmawiałem że jest mi to potrzebne, bo jeśli będę wiedział to będę spokojny, bo już nic ukrytego nie będzie mnie dręczyć.
Z perspektywy lat doświadczyłem jakie to kłamstwo, jak to doprowadziło do destrukcji moje myślenie, moje życie, naznaczyło depresją, koszmarami i beznadzieją, dotknęło przez moją osobę i najbliższych.

Wiele lat modliłem sie o ucięcie skutków mojej "ciekawości" dołożonej do i tak trudnych doświadczeń, dzięki Bogu zostałem wysłuchany, nie życzę tego nikomu.

W nienormalnych sytuacjach normalne środki nie wystarczają i potrzeba ogromnego dystansu którego nie zauważyłem w treści szczególnie ostatnich Twoich dwóch postów by to przetrwać bez uszczerbku na zdrowiu, zgadzam się tu z Nirwanną.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
jacek-sychar

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: jacek-sychar »

Christina

Odradzałem Ci spotkanie z kowalską, ale każdy z nas sam decyduje o swoim życiu.

Ja piszę w innej sprawie. Piszę jak mężczyzna, który się co prawda pogubił, ale zmądrzał. Niestety jego zdrada wyszła na jaw. I co ma teraz? Ma teraz żonę, która emocjami zalewa swojego męża (pisałem o tym wielokrotnie na forum, więc nie będę się powtarzał). Przypominam tylko, że mężczyzna bardzo źle znosi emocje. Jakiekolwiek emocje. Mężczyzna jest zadaniowcem i nie radzi sobie z emocjami. Na razie jeszcze to znosi, ale niedługo zacznie tracić cierpliwość.

Napiszę krótko Christina. Jak się nie ogarniesz, to niedługa Twój mąż całkiem odejdzie, bo nie da rady znosić Twoich emocji.
Chcesz tego? Jak nie, to się jakoś ogarnij, zajmij czymś. Daj mu trochę posiedzieć w swojej jaskini (o tym też była mowa).
ODPOWIEDZ