Zostać czy uciekać?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Stonka
Posty: 16
Rejestracja: 30 gru 2021, 20:59
Płeć: Kobieta

Zostać czy uciekać?

Post autor: Stonka »

Dzień dobry,
Moja sytuacja jest beznadziejna na moje życzenie... byłam ślepo zakochana, nie słuchałam krytycznych opinii o moim mężu, lekceważyłam to że mnie obrażał, nie uciekłam jak po raz pierwszy spotkałam jego mamę, sądząc że jest sprzątaczką w ich domu, nie uciekłam jak wracał do domu i wołał mamę aby odgrzewała mu obiad... nie uciekłam widząc jak jego rodzice się kłócą, jak siłą zmusza psa do posłuszeństwa... nie uciekłam... co zrobiłam? Po kilku latach związku zasugerowałam ślub... :oops:

Potem był czas który wspominam dobrze... mieliśmy dużo znajomych, miłe życie, wyjazdy, podróże, atrakcje... mąż zaczął namawiać mnie na dziecko... umówiliśmy się na partnerski związek... starania trwały długo ... ciąża okazała się zagrożona, a ja zmuszona byłam do leżenia w łóżku ... a potem w szpitalu. On żył normalnie, więc nie widział tego że ja rozpaczliwie potrzebuję towarzystwa... że siedzenie z laptopem i od czasu do czasu odwiedzinami rodziny i znajomych nie jest dla mnie wystarczające, byłam dla niego nudna, "o czym mamy rozmawiać". Zdarzało mu się mimo mojego niełatwego stanu kłócić ze mną. W szpitalu odwiedzał mnie na 15 min, "bo po co on ma tam siedzieć". Chodził do pracy, na imprezy... na nic nie zdawały się prośby żeby ze mną pobył. Podczas jednej z imprez zadzwoniłam do niego, bo wymiotowałam krwią, powiedział że mam zadzwonić za pół godziny i jak mi nie przejdzie to przyjedzie. Poród był koszmarnie trudny, po miesiącach leżenia plackiem nie miałam siły rodzić... dziecko urodziło się niedotlenione, nie mogłam go przytulić. Dopiero dwie godziny później okazało się że żyje i mogę zobaczyć je w inkubatorze. Zawsze zależało mi aby mieć partnerskie wsparcie, uważałam że pępkówka to idiotyzm, dlatego wynajęliśmy prywatną salę poporodową, gdzie razem mieliśmy zajmować się maluszkiem. Jednak maluszek był na intensywnej terapii, więc mąż szybko zorganizował sobie kolegów na pępkówkę, obiecając że rano przyjedzie. Dziecko na szczęście dołączyło do mnie rano, ale męża nie było. Zjawił się ze dwie godziny po moim telefonie... niedługo przed 12. Potem lekarze będąc świadkami jak mąż pomaga, rzucali w jego stronę kąśliwe uwagi w stylu " przyjechał do hotelu się wyspać"... W szpitalu byliśmy długo. Powrót do domu był wspaniały, ale szybko zaczęły się problemy. Maluszek ulewał, a może wręcz wymiotował jedzeniem, nie dało się go odbić, siedziałam całymi nocami trzymając go w pionie żeby po karmieniu które trwało bardzo długo coś zostawało w tym małym brzuszku... chodziłam jak zombiee, mąż pomagał może dwa tygodnie, może miesiąc... potem powiedział że on chodzi do pracy i nie będzie pomagać w nocy bo on musi się wyspać... poza tym zupełnie nie słyszał jak dzieciak się budzi i płacze... chodził do pracy, wracał późno i był zbyt zmęczony aby pomagać... na początku mówił tylko że jestem wspaniałą mamą... jednak już dwa miesiące po porodzie zaczął domagać się seksu, szantażował że poszuka gdzie indziej... Ja rodziłam naturalnie i miejsce szwu który pozostał jako pamiątka porodu bolało potwornie... jednak naciskał tak mocno że mimo totalnego zmęczenia płakałam z bólu podczas stosunku. Karmiłam piersią, co przestało mu odpowiadać po około 3 miesiącach, zaczął nazywać mnie krową, mówić że się doję... a mi bardzo zależało na tym aby karmić jak najdłużej... problemy seksu pojawiały się wielokrotnie, wyzwiska również. W tym czasie budowaliśmy dom (tzn ja budowałam, a on czepiał się że wykonawcy bywają nieterminowi). Przeprowadziliśmy się do nowego domu jak dzieciaczek miał około 10 miesięcy... mąż pracował bardzo dużo, nocami zamiast mi pomagać, wściekał się że dziecko płacze a że on musi spać. Kiedyś powiedział mi że je "zabije jak się nie zamknie". Wtedy rozpoczęłam nocne usypiania jeżdżąc autem po okolicy... dawało to dobry efekt, ale było koszmarnie męczące. Jedną z rzeczy która dawała mi przed ciążą dużo radości był basen, dlatego po przeprowadzce, gdy już na głowie nie miałam już budowy, postanowiłam zostawiać dzieciaka na godzinkę z mężem i jechać się odstresować... po pierwszym takim samotnym wypadzie odechciało mi się jakichkolwiek aktywności... gdy wróciłam, on trzymał dziecko i trzęsącymi się rękami wręczył mi je mówiąc " weź je bo je zabiję". Czułam się coraz bardziej samotna, po przeprowadzce nie miałam w okolicy żadnych znajomych, sklepy oddaliły się na tyle, że dystans pieszy wydawał mi się za duży, a zostawienie dziecka z mężem wiązałoby się ze zbyt dużym stresem...

Życie toczyło się dalej... wyzwiska, wychodzenie na imprezy bo jemy się należy coś od życia. Po roku macierzyńskiego wróciłam do pracy, ale jako że zawsze pracowałam z domu, nie mogłam oderwać się w 100% od tego co dzieje się z dzieciakiem. Niania angażowała mnie różnymi pytaniami. Gdy kończyłam pracę byłam wykończona (dziecko wciąż wymagało dużej atencji nocami, praca 8h) ...potem zabawa z dzieckiem... a gdy przychodził mąż miałam nadzieję że choć trochę mnie odciąży... ale jego zaangażowanie zwykle kończyło się na tym że szedł do warsztatu podłubać sobie coś, postukać czymś... co irytowało mnie dodatkowo bo budził tymi stukami dziecko, albo wskakiwał na rowerek treningowy i zajmował się swoją formą. Wyzwiska stały się normalnością. Zaczęłam się zastanawiać nad odejściem od niego... ale wtedy coś jakby drgnęło, zrobiło się lepiej... pojechaliśmy na wakacje, na wakacjach wydawał się takim super tatą... miał czas i ochotę zajmować się maluchem... te wakacje zapoczątkowały życie drugiego naszego dzieciaczka... bardzo bałam się że druga ciąża skończy się tak jak pierwsza na patologii ciąży, dlatego starałam się dbać o siebie i angażowałam męża ile się dało w opiekę nad starszym dzieckiem. Niestety on szybko tracił cierpliwość. Postanowił np że musi wyprowadzić dziecko do swojego pokoju, bo ma już prawie 2 lata. Zgadzałam się z tym w obawie jak wyglądać będzie życie z niemowlakiem i starszakiem w jednym pokoju... ale w duszy czułam że starszak potrzebuje nas obok. Zamiast nas .. dostawał męża podniesiony głos " idź natychmiast spać", czasem dziecko zasypiało dopiero jak na nie nakrzyczał. Było to dla mnie koszmarne, ale czułam że nie dam sobie rady z dwójką naraz, tym bardziej jak coś pójdzie nie tak... mąż z dzieckiem doskonale czuł się podczas zabaw w warsztacie, ale nie ogarniał tego żeby je nakarmić... udało się, ciąża przebiegła bez powikłań, maluszek pojawił się na świecie, ale tym razem nawet nie prosiłam męża o pomoc w nocy, sama zajęłam się wszystkim. Starszaka usypiałam zaglądając co chwilka do pokoju, chodząc w tym czasie z maluszkiem i śpiewając im obu kołysanki... Starszak bardzo cieszył się z rodzeństwa i bardzo mi pomagał. Niestety znów pojawiły się wyzwiska od krów... znów pojawił się problem seksu... zaczął mnie do niego zmuszać, krzyczał na mnie i wyzywał mnie (mimo iż np właśnie uśpiłam młodsze dziecko, lub dzieci były jeszcze na nogach). Czułam że sama z dwójką małych dzieci sobie nie poradzę... więc przebiegające od czasu do czasu myśli o odejściu usuwałam w kąt... dzieci rosły, a nasza relacja była jak w rollercosterze, raz było koszmarnie... a potem było przez chwilę super, co dawało mi wiarę że będzie dobrze... i tak wciąż i wciąż... zaczęłam jednak notować co mi mówi, dzieliłam się tymi przykrościami z kilkoma osobami, które szybko przestały chcieć mnie słuchać "widziały gały co brały", "ja ci już przed ślubem mówiłam jaki on jest", "rozwiedź się". Wtedy miałam moment gdy ręka pod obrączką zaczęła mnie strasznie palić... musiałam dostać jakiejś alergii, ale koincydencja z gigantycznymi problemami małżeńskimi była dla mnie jasna. Zaczęłam się więcej modlić, szukałam wsparcia w Biblii, zrobiłam kilkukrotną spowiedź generalną (bo po każdej kolejnej wychodziły nowe poziomy szamba), zaczęłam słuchać kazań na yt. Wtedy mąż zaczął wyzywać mnie od katoli...

A potem zaczął się covid i ja zaczęłam bardzo martwić się o nasze zdrowie, z czego on się śmiał... pewnie przejmowałam się za bardzo, ale czułam że w trakcie chorób jestem zdana na siebie (kiedyś, gdy jedno z dzieci miało gorączkę, kazał mi samej sobie pojechać do apteki nocnej po lek obniżający temperaturę, innym razem gdy dziecko było w szpitalu, jedyne co dał z siebie to to że nocował z nim, a ja wracałam do młodszego które karmiłam nocą piersią), potem zaczął mnie nie tylko wyzywać ale i straszyć "albo cię zmienię albo zniszczę", mówił że mnie zniszczy również w kontekście rozwodu gdy będę chciała aby dzieci zostały ze mną... zostawił mnie z tematem zamkniętych przedszkoli, i problemem mojej niewykonanej pracy (aż zaczęłam pracować po nocach do 3-4 rano, a potem zajmować się dziećmi od 8- 9), chciał mnie wysadzić z auta na drugim końcu Polski gdy wracaliśmy z wakacji, gdy bałam się o dzieci które po wakacjach miały wrócić do przedszkola i rozważałam rezygnację z pracy by się nimi zająć, zmusił mnie do tego aby je posłać do dzieci, co zaowocowało moim totalnym rozstrojem nerwowym. Czułam się w pułapce, byłam zupełnie sama (bałam się widywać ze znajomymi przez covid, moi rodzice i siostra widywali się z nami tylko przez szybę albo w ogrodzie z dużym dystansem... zostałam sama z mężem który nie wspierał mnie ani mentalnie ( a wręcz mnie niszczył).

Wakacje w 2021 już nie były takie same... miej się kłóciliśmy, ludzie to zauważyli, jedni gratulowali, inni widzieli że ja się psychicznie poddałam. Czułam się niepewna własnych możliwości, pewnego dnia opowiedziałam znajomym że czuję że on stosuje przemoc psychiczną i że ja się go boję. Okazało się że to usłyszał, kazał mi wszystko "odszczekać" i groził natychmiastowym rozwodem i oczywiście tym że mnie zniszczy... dzień później ładnie odszczekałam... jakoś się "poukładało"...

Bywa dobrze, bywa tragicznie... z jednej strony wiem on teraz jest już naprawdę niezłym ojcem... i bywa dobrym mężem... ale ostatnio kłócimy się co drugi - trzeci dzień... zdarza się że chwilkę jest dobrze, ale zauważyłam że to dobrze zwykle wiąże się z jego zaspokojeniem seksualnym. Jak jest jak w filmach, cudowna rodzinka, uśmiechnięte twarze, seks... to potem jest uroczy... jak seksu nie ma troszkę dłużej to jest koszmar... ostatnio zaczęłam czuć że ja muszę coś zmienić, że to nie może tak wyglądać że ja proszę o wsparcie, o przytulenie... a on mi to daje tylko licząc na coś więcej... że nie mogę się z nim kochać gdy moje dzieci wciąż słyszą że matka jest "p......a", "g.......ą", "p........a", "co ona w domu robi, nic nie robi", albo że ma "zamknąć pysk". Czuję że byłam głupia wychodząc za mąż... ale byłam jeszcze głupsza nie sprzeciwiając się temu stanowczo... i teraz nie wiem co dalej :(
myślałam o terapii małżeńskiej, mąż wciąż wyzywa mnie od katoli i do kościoła chodzi raz na dwa miesiące jak mu się zachce, więc angażowanie go w jakieś rekolekcje da odwrotny skutek od zamierzonego...

Co gorsza prawdopodobnie mam nerwicę i boję się samej myśli że mogłabym mieszkać sama lub sama z dziećmi.

Przepraszam za wszystkie wulgaryzmy.

Proszę o jakieś wskazówki... :cry:
Ostatnio zmieniony 02 lut 2022, 15:54 przez Al la, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: usunięto wulgaryzmy
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Al la »

Witaj, Stonka, na naszym forum.

Dużo emocji z siebie wyrzuciłaś, pewnie trudno było Tobie wszystko opisać.
Nikt Tobie nie powie: zrób tak albo tak, a coś się zmieni.

Możemy jedynie podzielić się swoim doświadczeniem przeżywania i wychodzenia z różnych kryzysów.
Ty ze swojej strony możesz zrobić jedno, zainwestować w siebie i zdobyć wiedzę o relacjach, komunikacji, uczuciach.

Tutaj masz naszą stronę pomocową http://sychar.org/pomoc/, znajdziesz tam konferencje ze wspólnotowych rekolekcji http://www.rekolekcje.sychar.org/, również polecane lektury viewtopic.php?f=10&t=383#p8621.

Pozdrawiam i życzę Tobie, abyś uzyskała wsparcie od forumowiczów.

Pamiętaj też, że internet nie jest anonimowy, zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów.

Ps, wulgaryzmy usunięte
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: marylka »

Hej
Naprawdę nie wiem co napisać...
W pierwszej chwili pomyślałam że to ściema i niemożliwe żeby w dzisiejszych czasach tak mądra, świadoma i zaradna kobieta znalazła się w takiej sytuacji razem ze swoimi dziećmi.

Jeśli to faktycznie jest prawdą to do jednego cię zachęcę - podziel się swoim przeżyciem z najbliższymi osobami i poszukaj pomocy dla ofiar przemocy
Potrzebujesz wsparcia i otoczenia opieką.
I to w realu
Jeżeli tyle rzeczy ogarniałaś sama łącznie z budową domu prowadzeniem własnej działalności i praktycznie samotnemu wychowywaniu dzieci to jestem pewna że wiesz gdzie po tą pomoc się udać w realu
Dużo sił ci życzę
Pozdrawiam
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Sefie »

Wybacz, że to napiszę ale swego czasu żona nazywała mnie egoistą i że nie mam pojęcia jak dobrzy są inni faceci dla swoich kobiet.
Chętnie bym wydrukował Twój post i jej pokazał.
A tak na serio ... mało piszesz o swojej rodzinie. Jest jakiś powód, że mało się widujecie? Może u nich warto poszukać wsparcia jak u męża jest ciężko.
Co do nawracania na siłę to moim zdaniem męża nie nawrócisz. To musi być świadoma decyzja, poparta własną chęcią. Życie czyjąś wiarą, to życie pustą wiarą. Tyle w niej autentyczności co mięsa w kebabie :D
Mąż ma uczulenie na katoli? Ok, ja też kiedyś miałem. Wyraża chęci na terapię? Jak tak to co masz do stracenia?
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Stonka
Posty: 16
Rejestracja: 30 gru 2021, 20:59
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Stonka »

Trafiłam tu po wysłuchaniu chyba wszystkich konferencji na yt. Dopiero wtedy do mnie dotarło że to tak nie powinno funkcjonować … do niedawna miałam wrażenie że w małżeństwie powinnam trwać, zrozumiałam że separacja jest jedną z dróg. Kto wie, może wlasnie dla mnie 😭

Obecnie czuję się jakby wszystkie pokłady siły zostały we mnie wyczerpane… jakbym była złamana … ale ponoć kryzysy są potrzebne… wierzę że mój również. Może miał mi po prostu otworzyć oczy na to na co pozwalałam.

Mąż do terapii zawsze miał podejście „ pójdziemy po to żebyś się zmieniła”. Obecnie mówi że pójdzie . Wiec szukam namiarów na kogoś kto nam ewentualnie pomoże a nie zaszkodzi.
Nowiutka

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Nowiutka »

Podpisuję się pod postem marylki.

Miałam podobnie, z tym, że mój to jest introwertykiem i imprez nie było. Jego imprezy to granie online i spanie.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Bławatek »

Witaj na forum,

Smutna i przerażająca jest Twoja historia.

Mój mąż miał wiele cech twojego - m.in. nie pomagał mi w domu i przy dziecku, często wytykał mi błędy, szydził ze mnie, żądał seksu w sytuacjach gdy ja wymęczona pracą zawodową, obowiązkami domowymi i opieką nad dzieckiem oraz tylko 4 godzinnym snem marzyłam aby się tylko położyć i spać, spać, spać. Ale nawet jak prosiłam męża o pomoc choćby tylko w tym żeby poszedł z synem na długi spacer czy na plac zabaw to zawsze od niego słyszałam, że musi odpocząć po pracy lub pogrzebać przy aucie. A ja zamiast w domu posprzątać spacerowałam 2 godziny po okolicy bo tylko w wózku na spacerze syn spał. I bolało gdy mąż się wtedy czepiał, że coś nie zrobione, żądał ciepłych kolacji, porządku, ale sam palcem nie kiwnął. I mój mąż też chciał abym się zmieniała - bo nie byłam taka jak on chciał, głównie pokorna i służebna. Jedynie wyzwisk u nas nie było, bo mój mąż tego nie lubi, za to karał mnie milczeniem, cichymi dniami, obrażaniem się.

Poszukaj terapii dla siebie. Jeśli mąż nie mówi nie, to możecie iść na terapię małżeńską, ale może być tak jak u nas - gdy tylko terapeutka zwróciła mężowi uwagę, że źle postępował nie angażując się w dom, relację to mój mąż zakończył spotkania, zresztą terapeutka sama zasugerowała, że nie widzi sensu z nami rozmawiać bo mój mąż nie chce nic zmieniać.

Jesteś silną osobą, mamą, która powinna z radością wychowywać dzieci, kobietą, która zasługuje na szacunek szczególnie od najbliższej osoby czyli męża.

Już zrobiłaś pierwszy krok, ale to dopiero początek drogi zmian. Życzę sił i powodzenia.

Pomaga przylgnięcie do Boga i modlitwa.
Stonka
Posty: 16
Rejestracja: 30 gru 2021, 20:59
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Stonka »

Bławatek pisze: 03 lut 2022, 7:18 Witaj na forum,

Smutna i przerażająca jest Twoja historia.

Mój mąż miał wiele cech twojego - m.in. nie pomagał mi w domu i przy dziecku, często wytykał mi błędy, szydził ze mnie, żądał seksu w sytuacjach gdy ja wymęczona pracą zawodową, obowiązkami domowymi i opieką nad dzieckiem oraz tylko 4 godzinnym snem marzyłam aby się tylko położyć i spać, spać, spać. Ale nawet jak prosiłam męża o pomoc choćby tylko w tym żeby poszedł z synem na długi spacer czy na plac zabaw to zawsze od niego słyszałam, że musi odpocząć po pracy lub pogrzebać przy aucie. A ja zamiast w domu posprzątać spacerowałam 2 godziny po okolicy bo tylko w wózku na spacerze syn spał. I bolało gdy mąż się wtedy czepiał, że coś nie zrobione, żądał ciepłych kolacji, porządku, ale sam palcem nie kiwnął. I mój mąż też chciał abym się zmieniała - bo nie byłam taka jak on chciał, głównie pokorna i służebna. Jedynie wyzwisk u nas nie było, bo mój mąż tego nie lubi, za to karał mnie milczeniem, cichymi dniami, obrażaniem się.

Poszukaj terapii dla siebie. Jeśli mąż nie mówi nie, to możecie iść na terapię małżeńską, ale może być tak jak u nas - gdy tylko terapeutka zwróciła mężowi uwagę, że źle postępował nie angażując się w dom, relację to mój mąż zakończył spotkania, zresztą terapeutka sama zasugerowała, że nie widzi sensu z nami rozmawiać bo mój mąż nie chce nic zmieniać.

Jesteś silną osobą, mamą, która powinna z radością wychowywać dzieci, kobietą, która zasługuje na szacunek szczególnie od najbliższej osoby czyli męża.

Już zrobiłaś pierwszy krok, ale to dopiero początek drogi zmian. Życzę sił i powodzenia.

Pomaga przylgnięcie do Boga i modlitwa.
A jak wyglada obecnie Twoja sytuacja?
Jesteście w separacji? Czy mąż się zmienił?
Nowiutka

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Nowiutka »

Bławatek pisze: 03 lut 2022, 7:18 Poszukaj terapii dla siebie. Jeśli mąż nie mówi nie, to możecie iść na terapię małżeńską, ale może być tak jak u nas - gdy tylko terapeutka zwróciła mężowi uwagę, że źle postępował nie angażując się w dom, relację to mój mąż zakończył spotkania, zresztą terapeutka sama zasugerowała, że nie widzi sensu z nami rozmawiać bo mój mąż nie chce nic zmieniać.
Pamiętajmy o jednym - terapia małżeńska ma na celu rozwiązanie konfliktu nie naprawy małżeństwa. Podkreślam bo żyłam w wizji że to po to by naprawić, ale jest też po to by godnie i w przyjaźni się rozstać. Więc nawet jakby chęć była to nie oznacza że można to uratować.
No u do tanga trzeba dwojga. Mój też absolutnie nie zamierza iść ze mną na terapię, z kowalską jest szczęśliwy. O ile nadal ją ma bo sprzeczne informacje ostatnio do mnie dochodzą.
Stonka, szukaj dla siebie wsparcia, Bogu oddaj męża.
Nie chcę pesymizmem siać ale tacy ludzie raczej się nie zmieniają. Przeczytaj swoje posty jakbyś czytała o kimś obcym. Czy on kiedykolwiek naprawdę chciał tej relacji? Czy ty tworzylas tą relacje za was dwoje?
Stonka
Posty: 16
Rejestracja: 30 gru 2021, 20:59
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Stonka »

Ja tez nie byłam idealną żoną, myśle że terapia mogłaby nam pomóc popatrzyć na nasze problemy oczami kogoś z zewnątrz… ja na terapii indywidualnej dowiedziałam się ile ja rzeczy źle robiłam w małżeństwie … choć ta wiedza była bardzo bolesna.
Nowiutka

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Nowiutka »

Nikt nie jest idealny. Jesteśmy tylko ludźmi. Ale on musi chcieć zmieniać siebie nie ciebie. Dopytałabym raczej o jego intencje. No i może podpytaj go o to gdzie by chciał isć, by też szukał, wykazal się. Nie staraj się za dwoje - bądźcie w tym razem.
Stonka
Posty: 16
Rejestracja: 30 gru 2021, 20:59
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Stonka »

Ciężko znaleźć kogokolwiek wolnego 🥵wiec pewnie wszyscy dobrzy terapeuci są zajęci 😭

A mąż… już od wielu lat mówi mi że mnie nie kocha, czasem że nienawidzi … że jest ze mną tylko ze względu na dzieci… a ostatnio mówi że już ma dosyć.
Stonka
Posty: 16
Rejestracja: 30 gru 2021, 20:59
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Stonka »

Mąż mówi nie raz że go okłamałam przed ślubem, bo obiecałam że się nie zmienię … nie chciałam się zmieniać, nie chciałam tych wszystkich trudów które przyszły… też sobie wszystko wyobrażałam zupełnie inaczej 😢
Mirakulum
Posty: 2648
Rejestracja: 16 sty 2017, 19:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Mirakulum »

Witaj Stonko, ja napisałam do Ciebie na priwa.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Zostać czy uciekać?

Post autor: Bławatek »

Stonka pisze: 03 lut 2022, 10:21
Bławatek pisze: 03 lut 2022, 7:18 Witaj na forum,

Smutna i przerażająca jest Twoja historia.

Mój mąż miał wiele cech twojego - m.in. nie pomagał mi w domu i przy dziecku, często wytykał mi błędy, szydził ze mnie, żądał seksu w sytuacjach gdy ja wymęczona pracą zawodową, obowiązkami domowymi i opieką nad dzieckiem oraz tylko 4 godzinnym snem marzyłam aby się tylko położyć i spać, spać, spać. Ale nawet jak prosiłam męża o pomoc choćby tylko w tym żeby poszedł z synem na długi spacer czy na plac zabaw to zawsze od niego słyszałam, że musi odpocząć po pracy lub pogrzebać przy aucie. A ja zamiast w domu posprzątać spacerowałam 2 godziny po okolicy bo tylko w wózku na spacerze syn spał. I bolało gdy mąż się wtedy czepiał, że coś nie zrobione, żądał ciepłych kolacji, porządku, ale sam palcem nie kiwnął. I mój mąż też chciał abym się zmieniała - bo nie byłam taka jak on chciał, głównie pokorna i służebna. Jedynie wyzwisk u nas nie było, bo mój mąż tego nie lubi, za to karał mnie milczeniem, cichymi dniami, obrażaniem się.

Poszukaj terapii dla siebie. Jeśli mąż nie mówi nie, to możecie iść na terapię małżeńską, ale może być tak jak u nas - gdy tylko terapeutka zwróciła mężowi uwagę, że źle postępował nie angażując się w dom, relację to mój mąż zakończył spotkania, zresztą terapeutka sama zasugerowała, że nie widzi sensu z nami rozmawiać bo mój mąż nie chce nic zmieniać.

Jesteś silną osobą, mamą, która powinna z radością wychowywać dzieci, kobietą, która zasługuje na szacunek szczególnie od najbliższej osoby czyli męża.

Już zrobiłaś pierwszy krok, ale to dopiero początek drogi zmian. Życzę sił i powodzenia.

Pomaga przylgnięcie do Boga i modlitwa.
A jak wyglada obecnie Twoja sytuacja?
Jesteście w separacji? Czy mąż się zmienił?
Stonko długi opis tego co było u nas znajdziesz w moim wątku "Mąż odszedł - nie wiem jak go traktować, co robić".

Obecnie jesteśmy w nieformalnej separacji, tzn. mieszkamy osobno i zauważyłam, że mojemu mężowi to odpowiada - żyje kawalerskim życiem, wpada do nas gdy mu wygodnie i siedzi tyle ile uważa, niekoniecznie ile by syn potrzebował, ale tak było zawsze, przez całe małżeństwo, więc ja już odpuściłam, bo dopóki mąż nie będzie chciał się zmienić to ja nic nie zrobię. Mój mąż to po części egoista i niedojrzały człowiek, a do tego wychowany przez ojca autorytarnego i też by tak chciał być w domu 'panem', przy czym najlepiej za nic nie odpowiadać. Teraz mi się śmiać chce jak sobie przypomnę, że przed ślubem ja nie mogłam uwierzyć, że taki skarb mi się trafił 😱 - tak, z wierzchu piękny ideał, a po zajrzeniu do środka masakra😱😱😱. Wszystkie koleżanki mi go zazdrościły, rodzina była oczarowana, a tu taki niewypał.

Mi się nasze małżeństwo od samego początku nie podobało, bo ze wszystkim mąż zawsze zostawiał mnie samą - dom, wychowywanie dziecka, troska o sprawy materialne (w sumie dzięki temu, że musiałam być taka zaradna i obrotna to teraz sobie świetnie daje radę sama) - i wielokrotnie mu mówiłam, że trzeba by było coś zmienić, ale mój mąż uważał, że jak ja się zmienię tj. będę potulną, uległą żoną to będzie nam lepiej, niestety mi rola poddanej służki nie odpowiadała 😉. 3 lata temu mój mąż zaczął się zmieniać, bardziej zamykać w sobie, a że wtedy miał dużo pracy i stresów w pracy to ja to wszystko zwalałam na problemy w pracy, a prawdopodobnie już wtedy koleżanka zaczęła się nim interesować. Mój mąż nawet kiedyś wyszedł z inicjatywą abyśmy coś zmienili w naszej relacji, bo mu źle i on w końcu odejdzie bo tyle miłych koleżanek ma a ja zołza (dla niego byłam zołzą bo mu wypominałam, że się w domu nie angażuje, że ciągle zajmuje się swoim hobby, że brakuje nam pieniędzy na życie - nasz syn od urodzenia dużo chorował i ciągle prywatnie go diagnozowalismy). Mieliśmy oboje się zmieniać - ja według jego oczekiwań, on wg moich. Niestety mąż wytrzymał jakieś 2 miesiące i nagle przyszedł z pracy, zabrał kilka swoich rzeczy, przy synu oświadczył, że ma dość, nie kocha mnie i odchodzi. Ja się bardzo wtedy załamałam. Ledwo mój mąż odeszedl, a już załatwiał rozwód - i liczył, że za porozumieniem stron na pierwszej rozprawie dostanie. Cios. Próbowałam wpłynąć na męża, ale był niewzruszony. Później oczerniał mnie pisemnie w odpowiedziach do sądu. Taka szarpanina trwała do zeszłych wakacji - 1,5 roku. W między czasie byliśmy na mediacjach i terapii wspólnej, ale mój mąż nie chciał przyjąć, że ja mam rację w tematach: powinien pomagać w domu i więcej dokładać się do wydatków - więc stwierdził, że jestem pazerna i do tego nic bym w domu nie chciała robić (co nie jest prawdą, bo z racji tego, że ja też pracuję to chciałam aby on czasami zrobił śniadanie, obiad, kolację, aby czasami to on posprzątał mieszkanie, żeby czasami zrobił pranie, a nie zawsze wszystko ja). Mężowi odechciało się naprawiać. W zeszłe wakacje miał więcej czasu dla syna, a i dla mnie był milszy oraz okazało się, że nie odwiesił naszej sprawy rozwodowej i sprawa się naturalnie wygasiła, więc ja zaczęłam się zastanawiać co on kombinuje. W końcu w październiku mój mąż przyznał się do kowalskiej, z którą miał dłuższą relacje, a nawet na świat przyszło ich wspólne dziecko. Mój mąż stwierdził, że ona jest złą kobietą, która chciała głównie dziecka i on nie zamierza już z nią być, tym bardziej, że dotarło do niego to co ja mu zawsze mówiłam, że nasza przysięga obowiązuje na całe życie i on ma nadzieję, że może kiedyś będziemy razem. A ja na tą chwilę nie potrafię mu zaufać, za dużo się podziało. A poza tym ani mnie nie przeprosił, ani jakiejś skruchy u niego nie widzę. Po prostu zrzucił z siebie ciężar, który go niszczył. Tu na forum nauczyłam się, żeby dbać o siebie, nie pozwalać się niszczyć mężowi i tego się trzymam.

Ty też dasz radę - nawet z dwójką dzieci. A wiem jak raniące bywają słowa osoby z którą się ślub brało i którą się kocha i która kochać obiecywała. Korzystaj z pomocy bliskich, nie bądź z tym wszystkim sama, niech czasami ktoś zajmie się maluchami, a ty zadbaj wtedy o siebie - popołudnie z książką, spacer, zakupy, terapia. Potrzebujesz mieć dodatkową przestrzeń, bo dzieci są kochane, ale też dużo pracy trzeba włożyć w opiekę i wychowanie i później matki zapominają o sobie, czasie dla siebie - ja tak miałam.

A, choć to trudne to próbuj nie brać do siebie wszystkich raniących słów męża, czasami brak naszej reakcji działa na nich otrzeźwiajaco.
ODPOWIEDZ