Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...
: 06 lut 2022, 7:57
Witam,
Na forum trafiłam niedawno, szkoda, że nie wiedziałam o nim wcześniej, może byłabym teraz w innym miejscu.
Jestem w związku małżeńskim od 11 lat. Początki naszej miłości były takie magiczne, zupełnie tak jakbyśmy byli sobie przeznaczeni, nadal tak myślę. Po pięciu latach wzięliśmy ślub. Cztery lata po ślubie urodził się synek, a 7 lat po ślubie córeczka.
Dla mnie osobiście to od minionych wakacji zaczął się zły czas. Dowiedziałam się, że mąż pisze wiadomości z pewną dziewczyną, swoją pracownicą, którą zatrudnił jakiś czas temu, w sposób taki, jakby była kimś wyjątkowym dla niego. Później widziałam jakieś inne wiadomości wymieniane między nimi, o różnych porach. Ja się o tym dowiedziałam nie zostawiłam tego dla siebie, tylko zaczęłam zamęczać mojego męża pytaniami i rozmowami, czyli jak już teraz wiem, gorzej zrobić nie mogłam. W sumie on potrafił wszystko w miarę logicznie wyjaśnić, ale ponieważ miały później miały miejsce różne sytuacje, cały czas mnie to gdzieś męczyło i dopytywałam męża co to właściwie znaczy. On pod wpływem tych rozmów zaczął miewać bóle serca. Nie przyznał się, że łączy go z Tą dziewczyną coś więcej, ale nigdy też nie udowodnił, że między nimi nic nie zaszło. Dla mnie to był taki flirt między nimi, ale czy było coś więcej to nie wiem.
Chciałam się również do niego zbliżyć, częściej chciałam się "przytulać", bo mąż miał również pretensje, że go odrzucałam jako mężczyznę. W ogóle nie rozumiał, że po całym dniu pracy zawodowej, zajmowaniu się po pracy dziećmi, gdy wracał do domu późno, a on chciał się przytulać a jak gotowałam posiłek na następny dzień, nie byłam chętna na "przytulanki". Zaczęłam mu też dziękować jak coś zrobił dla domu, żeby czuł się potrzebny. Mimo to czułam jednak, że on coraz bardziej się ode mnie oddala,.
Żałuję też, że o swoich podejrzeniach powiedziałam teściowej, myślałam, że jakość wpłynie na męża, bo on liczy się z jej zdaniem. Jednak to był błąd, po tym jak dowiedział się, że jej powiedziałam, sytuacja się pogorszyła, tym bardziej, że ona przeinaczyła fakty. Ja to widzę tak, że przeraził się jak ta sytuacja wygląda, i może żeby siebie usprawiedliwić, zaczął mówić o mnie że jestem złą żoną, nawet powiedział, że chce mu coś zrobić, bo jak był w chorobie przechodziłam koło łóżka i on nagle się ocknął z strachem.
Pod wpływem tych moich rozmów (według męża oskarżeń) on zaczął mówić, że Ja zawsze byłam niedobra, że go raniłam, bo co by nie zrobił było źle, że jestem zła i jest ze mną nieszczęśliwy, że ja też jestem z nim nieszczęśliwa, bo jakbym była z nim szczęśliwa to bym nie mówiła mu słów, które go ranią. On uważa, że wie wszystko, bo tylko w ten sposób, że byłam z nim nieszczęśliwa i że jestem zła, potrafi sobie wytłumaczyć że mówiłam mu rzeczy które były dla niego przykre. Mówi też, żeby był złym ojcem i mężem, bo zwrócenie mu jakiejkolwiek uwagi o tym świadczy, bo on chciałbym robić zawsze wszystko dobrze. Ja nigdy nie powiedziałam, że jest złym ojcem, złym mężem, zawsze chciałam, żeby był więcej w domu i więcej czasu spędzał z dziećmi, ale ma taką pracę i prowadzi własną działalność i to wszystko jest czasochłonne.
W związku z tymi podejrzeniami wobec męża i tym że on cały czas pracował z tą dziewczyną i z tymi emocjami, nie zawsze zachowywałam się racjonalnie. Zaczęłam być bardziej podejrzliwa, zazdrosna, a wcześniej nie byłam zazdrosna.
Mąż uważa, że od kilku lat już nie jest dobrze i że to się w nim kumulowało, on jest wrażliwy i każdą uwagę pod jego adresem bardzo przeżywa. W ogóle teraz to on nie pamięta dobrych chwil z naszego życia, tylko mówi, o kłótniach, chociaż on mówiąc o kłótniach ma na myśli słowa, które mówiłam, a były przykre dla niego. Ponadto mówi, że go nie szanowałam i czuł się niepotrzebny. Nie wiem dlaczego czuje się niepotrzebny, skoro większość spraw rodzinnych załatwiał on. Mówi, że takie wzorce wyniosłam z domu, bo moja mama często narzeka na mojego tatę i często mu "wyrzuca", że coś źle zrobił.
Mąż zarzuca mi również, że źle odnoszę się do jego rodziców, którzy zajmują się naszymi dziećmi, jak jesteśmy w pracy. Kiedy powiem, że dziadkowie dają za dużo słodyczy, albo dzieci oglądają za dużo bajek, to według niego jestem niewdzięczna. Sam natomiast wobec swojej mamy jest bezkrytyczny i nigdy nie staje po mojej stronie, nawet jak ewidentnie nie ma racji, bo według niego ona ma zawsze dobre intencje, a ja jak coś powiem, to tak chciałam i nic mnie nie usprawiedliwia i miałam coś złego na myśli.
To prawda, że jak pojawiły się dzieci, opieka nad nimi przysłoniła mi inne sfery życia, dodatkowo pracuję zawodowo, do pracy daleko dojeżdżam, a zawsze chciałam zająć się dziećmi tak, żeby tego nie odczuły, że wróciłam do pracy. Przez to wszystko byłam zmęczona i czasami sfrustrowana, nie raz mówiłam mężowi, że sobie nie radzę, ale on to bagatelizował. Czasami coś ugotował, raz na dwa tygodnie, coś zrobił, ale to było tak z doskoku. Poza tym mąż bardzo dużo czasu poświęca pracy, jest jej pasjonatem. Generalnie w domu robił zakupy i woził dzieci na zajęcia dodatkowe, ale inne obowiązki były na mojej głowie, a jak coś się zepsuło to zajmowałam się tym ja (jeśli dałam radę), ale najczęściej naprawiał to jego tata.
Bywało, że słyszałam od męża, że źle czuję, nie powinnam się czymś przejmować, np. po trudnym pierwszym porodzie i w innych trudnych sytuacjach.
Jeszcze w wakacje mówił, że jeszcze trochę mnie kocha, za chwilę, że już nie, później, że jakoś sobie poradzimy. Mówił też, że jest zagubiony i wewnętrznie rozdarty, mówił, że kocha dzieci. Powiedział jeszcze, że najpierw muszę zacząć go szanować.
Po pewnej uroczystości rodzinnej na której okazałam zazdrość, wyprowadził się z domu do rodziców, według mnie ty był tylko pretekst, tak miał już zaplanowane. Nic przy tym nie powiedział, że nie wróci na noc. Przez jakiś czas sypiał w domu tylko w weekendy, ale później przestał w ogóle nocować. Zabrał również swoje ubrania, które nosi do pracy, też zrobił to "cichaczem". Bywa w domu rano żeby zawieźć dzieci do szkoły (nie zawsze) i czasami odwozi je wieczorem od dziadów, czasami coś zje w domu. Przychodzi do domu kiedy chce i wychodzi kiedy chce, ma nadal klucze. Robi zakupy żywnościowe. Ogólnie mówi, że mogłam mieć wszystko i wszystko zniszczyłam, że miałam tyle lat żeby wszystko naprawić i sama jestem sobie winna. Teraz mówi, że już nie czuje się moim mężem i że już ze mną nie będzie.
Dodam, że chodzimy na terapię małżeńską, ale cały czas zastanawiam się czy mąż ma dobre intencje, czy robi to w dobrej wierze, bo mam podejrzenia, że robi to, żeby dobrze wypaść na sprawie rozwodowej, że próbował ratować, ale się nie udało. Już nie raz mówił, że nie chce tam chodzić. Po jednej z terapii, gdy wspomniałam o jego relacji z Kowalską (nie wiem czy można ją tak nazwać) i wracaliśmy był strasznie zdenerwowany, mówił, że przecież już dawno było źle. Powiedział, też że nie będzie już cierpiał. Jak powiedziałam mu, że dla mnie związek małżeński jest nierozerwalny i przed Bogiem zawsze będziemy małżeństwem, i i Ja chcę dochować przysięgi małżeńskiej, to powiedział, że jestem złośliwa.
Ja kocham męża, ale on w to nie wierzy, albo mówi, że jeżeli go kocham to moja miłość jest toksyczna i destrukcyjna. Mówi, że on modlił się kiedyś, żebym się zmieniła i że Bóg go opuścił, bo pozwala mu tak cierpieć.
Zaczął twierdzić również, że jestem chora psychicznie, że go nękałam. Co jakiś czas straszy, że zabierze mi dzieci, bo mówi, że jeśli jest mi ciężko to on może je wychować.
Boli mnie też, że naopowiadał te wszystkie złe rzeczy rodzinie (chociaż rozumie to w jakiś sposób) i znajomym. Ja zostawiłam wszystko dla siebie i o sprawach małżeństwa nie rozpowiadam.
Nie wiem jak do niego dotrzeć i czy to w ogóle jest możliwe, wytworzył taki mur, nie do przejścia. Parę razy wspomniał o rozwodzie, że chce się uwolnić.
Bardzo w tym czasie zbliżyłam się do Boga i zaczęłam się modlić, co według niego jest na pokaz. Generalnie mój mąż też mówi, że się modli, ale raczej nie w intencji naszego małżeństwa.
Na forum trafiłam niedawno, szkoda, że nie wiedziałam o nim wcześniej, może byłabym teraz w innym miejscu.
Jestem w związku małżeńskim od 11 lat. Początki naszej miłości były takie magiczne, zupełnie tak jakbyśmy byli sobie przeznaczeni, nadal tak myślę. Po pięciu latach wzięliśmy ślub. Cztery lata po ślubie urodził się synek, a 7 lat po ślubie córeczka.
Dla mnie osobiście to od minionych wakacji zaczął się zły czas. Dowiedziałam się, że mąż pisze wiadomości z pewną dziewczyną, swoją pracownicą, którą zatrudnił jakiś czas temu, w sposób taki, jakby była kimś wyjątkowym dla niego. Później widziałam jakieś inne wiadomości wymieniane między nimi, o różnych porach. Ja się o tym dowiedziałam nie zostawiłam tego dla siebie, tylko zaczęłam zamęczać mojego męża pytaniami i rozmowami, czyli jak już teraz wiem, gorzej zrobić nie mogłam. W sumie on potrafił wszystko w miarę logicznie wyjaśnić, ale ponieważ miały później miały miejsce różne sytuacje, cały czas mnie to gdzieś męczyło i dopytywałam męża co to właściwie znaczy. On pod wpływem tych rozmów zaczął miewać bóle serca. Nie przyznał się, że łączy go z Tą dziewczyną coś więcej, ale nigdy też nie udowodnił, że między nimi nic nie zaszło. Dla mnie to był taki flirt między nimi, ale czy było coś więcej to nie wiem.
Chciałam się również do niego zbliżyć, częściej chciałam się "przytulać", bo mąż miał również pretensje, że go odrzucałam jako mężczyznę. W ogóle nie rozumiał, że po całym dniu pracy zawodowej, zajmowaniu się po pracy dziećmi, gdy wracał do domu późno, a on chciał się przytulać a jak gotowałam posiłek na następny dzień, nie byłam chętna na "przytulanki". Zaczęłam mu też dziękować jak coś zrobił dla domu, żeby czuł się potrzebny. Mimo to czułam jednak, że on coraz bardziej się ode mnie oddala,.
Żałuję też, że o swoich podejrzeniach powiedziałam teściowej, myślałam, że jakość wpłynie na męża, bo on liczy się z jej zdaniem. Jednak to był błąd, po tym jak dowiedział się, że jej powiedziałam, sytuacja się pogorszyła, tym bardziej, że ona przeinaczyła fakty. Ja to widzę tak, że przeraził się jak ta sytuacja wygląda, i może żeby siebie usprawiedliwić, zaczął mówić o mnie że jestem złą żoną, nawet powiedział, że chce mu coś zrobić, bo jak był w chorobie przechodziłam koło łóżka i on nagle się ocknął z strachem.
Pod wpływem tych moich rozmów (według męża oskarżeń) on zaczął mówić, że Ja zawsze byłam niedobra, że go raniłam, bo co by nie zrobił było źle, że jestem zła i jest ze mną nieszczęśliwy, że ja też jestem z nim nieszczęśliwa, bo jakbym była z nim szczęśliwa to bym nie mówiła mu słów, które go ranią. On uważa, że wie wszystko, bo tylko w ten sposób, że byłam z nim nieszczęśliwa i że jestem zła, potrafi sobie wytłumaczyć że mówiłam mu rzeczy które były dla niego przykre. Mówi też, żeby był złym ojcem i mężem, bo zwrócenie mu jakiejkolwiek uwagi o tym świadczy, bo on chciałbym robić zawsze wszystko dobrze. Ja nigdy nie powiedziałam, że jest złym ojcem, złym mężem, zawsze chciałam, żeby był więcej w domu i więcej czasu spędzał z dziećmi, ale ma taką pracę i prowadzi własną działalność i to wszystko jest czasochłonne.
W związku z tymi podejrzeniami wobec męża i tym że on cały czas pracował z tą dziewczyną i z tymi emocjami, nie zawsze zachowywałam się racjonalnie. Zaczęłam być bardziej podejrzliwa, zazdrosna, a wcześniej nie byłam zazdrosna.
Mąż uważa, że od kilku lat już nie jest dobrze i że to się w nim kumulowało, on jest wrażliwy i każdą uwagę pod jego adresem bardzo przeżywa. W ogóle teraz to on nie pamięta dobrych chwil z naszego życia, tylko mówi, o kłótniach, chociaż on mówiąc o kłótniach ma na myśli słowa, które mówiłam, a były przykre dla niego. Ponadto mówi, że go nie szanowałam i czuł się niepotrzebny. Nie wiem dlaczego czuje się niepotrzebny, skoro większość spraw rodzinnych załatwiał on. Mówi, że takie wzorce wyniosłam z domu, bo moja mama często narzeka na mojego tatę i często mu "wyrzuca", że coś źle zrobił.
Mąż zarzuca mi również, że źle odnoszę się do jego rodziców, którzy zajmują się naszymi dziećmi, jak jesteśmy w pracy. Kiedy powiem, że dziadkowie dają za dużo słodyczy, albo dzieci oglądają za dużo bajek, to według niego jestem niewdzięczna. Sam natomiast wobec swojej mamy jest bezkrytyczny i nigdy nie staje po mojej stronie, nawet jak ewidentnie nie ma racji, bo według niego ona ma zawsze dobre intencje, a ja jak coś powiem, to tak chciałam i nic mnie nie usprawiedliwia i miałam coś złego na myśli.
To prawda, że jak pojawiły się dzieci, opieka nad nimi przysłoniła mi inne sfery życia, dodatkowo pracuję zawodowo, do pracy daleko dojeżdżam, a zawsze chciałam zająć się dziećmi tak, żeby tego nie odczuły, że wróciłam do pracy. Przez to wszystko byłam zmęczona i czasami sfrustrowana, nie raz mówiłam mężowi, że sobie nie radzę, ale on to bagatelizował. Czasami coś ugotował, raz na dwa tygodnie, coś zrobił, ale to było tak z doskoku. Poza tym mąż bardzo dużo czasu poświęca pracy, jest jej pasjonatem. Generalnie w domu robił zakupy i woził dzieci na zajęcia dodatkowe, ale inne obowiązki były na mojej głowie, a jak coś się zepsuło to zajmowałam się tym ja (jeśli dałam radę), ale najczęściej naprawiał to jego tata.
Bywało, że słyszałam od męża, że źle czuję, nie powinnam się czymś przejmować, np. po trudnym pierwszym porodzie i w innych trudnych sytuacjach.
Jeszcze w wakacje mówił, że jeszcze trochę mnie kocha, za chwilę, że już nie, później, że jakoś sobie poradzimy. Mówił też, że jest zagubiony i wewnętrznie rozdarty, mówił, że kocha dzieci. Powiedział jeszcze, że najpierw muszę zacząć go szanować.
Po pewnej uroczystości rodzinnej na której okazałam zazdrość, wyprowadził się z domu do rodziców, według mnie ty był tylko pretekst, tak miał już zaplanowane. Nic przy tym nie powiedział, że nie wróci na noc. Przez jakiś czas sypiał w domu tylko w weekendy, ale później przestał w ogóle nocować. Zabrał również swoje ubrania, które nosi do pracy, też zrobił to "cichaczem". Bywa w domu rano żeby zawieźć dzieci do szkoły (nie zawsze) i czasami odwozi je wieczorem od dziadów, czasami coś zje w domu. Przychodzi do domu kiedy chce i wychodzi kiedy chce, ma nadal klucze. Robi zakupy żywnościowe. Ogólnie mówi, że mogłam mieć wszystko i wszystko zniszczyłam, że miałam tyle lat żeby wszystko naprawić i sama jestem sobie winna. Teraz mówi, że już nie czuje się moim mężem i że już ze mną nie będzie.
Dodam, że chodzimy na terapię małżeńską, ale cały czas zastanawiam się czy mąż ma dobre intencje, czy robi to w dobrej wierze, bo mam podejrzenia, że robi to, żeby dobrze wypaść na sprawie rozwodowej, że próbował ratować, ale się nie udało. Już nie raz mówił, że nie chce tam chodzić. Po jednej z terapii, gdy wspomniałam o jego relacji z Kowalską (nie wiem czy można ją tak nazwać) i wracaliśmy był strasznie zdenerwowany, mówił, że przecież już dawno było źle. Powiedział, też że nie będzie już cierpiał. Jak powiedziałam mu, że dla mnie związek małżeński jest nierozerwalny i przed Bogiem zawsze będziemy małżeństwem, i i Ja chcę dochować przysięgi małżeńskiej, to powiedział, że jestem złośliwa.
Ja kocham męża, ale on w to nie wierzy, albo mówi, że jeżeli go kocham to moja miłość jest toksyczna i destrukcyjna. Mówi, że on modlił się kiedyś, żebym się zmieniła i że Bóg go opuścił, bo pozwala mu tak cierpieć.
Zaczął twierdzić również, że jestem chora psychicznie, że go nękałam. Co jakiś czas straszy, że zabierze mi dzieci, bo mówi, że jeśli jest mi ciężko to on może je wychować.
Boli mnie też, że naopowiadał te wszystkie złe rzeczy rodzinie (chociaż rozumie to w jakiś sposób) i znajomym. Ja zostawiłam wszystko dla siebie i o sprawach małżeństwa nie rozpowiadam.
Nie wiem jak do niego dotrzeć i czy to w ogóle jest możliwe, wytworzył taki mur, nie do przejścia. Parę razy wspomniał o rozwodzie, że chce się uwolnić.
Bardzo w tym czasie zbliżyłam się do Boga i zaczęłam się modlić, co według niego jest na pokaz. Generalnie mój mąż też mówi, że się modli, ale raczej nie w intencji naszego małżeństwa.