Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Julit
Posty: 143
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Julit »

Jastarnio,
w wątku Tycjany "Jak się wybacza" jest rozmowa wokół cytatu z "Małego Księcia" - Antoine de Saint-Exupéry: "Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było."
We mnie od kilku dni jakoś mocno pracuje ten tekst. Pomyśl spokojnie. Ja zanim 'zamilkłam emocjonalnie' nad tymi słowami, trochę się szarpałam i buntowałam. Trwało to jakiś dłuższy czas. Teraz czuję spokój. I ulgę.
Dobrego dnia!
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Flawless pisze: 09 maja 2022, 23:21 Cześć Jastarnia!
Czytam Twój warek od samego początku.
Bardzo wspierająca jest dla mnie każda odpowiedź w moim wątku.
Flawless pisze: 09 maja 2022, 23:21 Ja Cię doskonale rozumiem, sama mam dość wałkowania tematu mojego rozwodu. Jasne ze część osób pyta z troski, ale mam tez wrażenie ze cześć pyta z ciekawości. A ci którzy nie wiedza pytają ot tak co tam słychać. A to tez nie smakuje. Wiem ze nie jest to łatwe, tez z mężem każdą wolna chwile spędzaliśmy aktywnie (zanim zaszłam w ciaze) i najczęściej razem.
Jedyne co mi pomaga najskuteczniej to czas.
Ja mojego męża widzę codziennie. A uwierz mi te uczucia które mam tez powoli słabną.

U mnie czas działa zdecydowanie na moją niekorzyść. Nie goi ran, a rozdrapuje.
Trudne jest odpowiadanie komukolwiek na pytania o męża, no bo co mam powiedzieć? Mąż odszedł a ja nie wiem dlaczego? Tego nie powiem, bo odszedł kiedy przyznałam się że wiem o kowalskiej. Mąż odpłynął z kochanką? Nawet nie mam pewności jak wygląda ich relacja obecnie. Nie chcę męża oczerniać, tym bardziej że gdyby cudem powrócił, to miałby do mnie żal, że o nim coś mówię.
Ale on może mówić...
Zazdroszczę Ci że go widzisz codziennie. Ja mojego nie widziałam ani nie słyszałam kilkanaście tygodni.
A rower chyba powinnam kupić. Choć wstydziłabym się jeździć sama, to malutkie miasteczko gdzie wszyscy się znają.
Z Twojego postu mam wrażenie - radość bije po oczach. Ludzie w kryzysie, skąd Wy ją bierzecie? Dajcie trochę :roll:
Julit pisze: 10 maja 2022, 9:24 Jastarnio,
w wątku Tycjany "Jak się wybacza" jest rozmowa wokół cytatu z "Małego Księcia" - Antoine de Saint-Exupéry: "Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było."
We mnie od kilku dni jakoś mocno pracuje ten tekst. Pomyśl spokojnie. Ja zanim 'zamilkłam emocjonalnie' nad tymi słowami, trochę się szarpałam i buntowałam. Trwało to jakiś dłuższy czas. Teraz czuję spokój. I ulgę.
Dobrego dnia!
Dziękuję! W tym problem że puściłam męża wolno i nie wrócił. Nie istnieję dla niego. W odpowiedzi na pozew napisałam, że nie zgadzam się na rozwód, że kocham męża. A co ja robię żeby wskrzesić małżeństwo? Milczę. Mąż milczy. To już się tak ciągnie wiele tygodni. Samo się uratuje? :(
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Julit
Posty: 143
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Julit »

Może nigdy Twoje nie było?
Może nie było dla Ciebie dobre?
Może czeka Cię coś lepszego?
Dziś pewnie myślisz: ale to na pewno nie będzie dla mnie przyjemne. Bo ja wiem, czego chcę. Czego mi potrzeba. Bez czego zginę, umrę...
Bóg Cię trzyma. Nie bój się. Skoncentruj się na nim. Słuchaj i patrz.
Ja na prawdę wierzę, że to co spotkało mnie i Ciebie, jest po coś. Konkretnego. Nawet jeśli kompletnie tego nie rozumiem. Nawet jeśli są bolesne koszty tej rewolucji. Nie tylko moje koszty. Ja wierzę, że będzie dobrze. Będzie lepiej. Zobaczysz.
Al la
Posty: 2751
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Al la »

Jastarnia pisze: 10 maja 2022, 10:03
Dziękuję! W tym problem że puściłam męża wolno i nie wrócił. Nie istnieję dla niego. W odpowiedzi na pozew napisałam, że nie zgadzam się na rozwód, że kocham męża. A co ja robię żeby wskrzesić małżeństwo? Milczę. Mąż milczy. To już się tak ciągnie wiele tygodni. Samo się uratuje? :(
Jastarnio, ja też puściłam męża i nie wrócił. Jednak żyję, jestem, świat się nie zawalił. A wręcz przeciwnie, ze mną jest coraz lepiej.
Mnie pomogło takie odkrycie, że mój mąż również ma uczucia, przeżywa, odczuwa emocje. A że zamknął się na jakąś sferę życia, to on ma problem, nie ja.
Ja mam wsparcie we wspólnocie, zawierzyłam moje życie Bogu, nie mam nic do ukrycia, żyję w prawdzie.
Czekam, nie czekając, dosłownie. Życie, tu na ziemi, jest drogą, celem jest wieczność. Ode mnie zależy, co pozostawię po sobie, żal i smutek, czy radość.
Chcesz coś zmienić w swoim życiu, zrób to, słuchaj natchnień serca, przemieniaj je.
Żyj w pełni!
Samo nic się nie zrobi, w Twoich rękach jest inicjatywa, czy chcesz?

Jastarnia, a może rekolekcje ignacjańskie? Tu masz link http://sychar.org/2022/05/09/1-zaprasza ... acjanskie/
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Zwyklaosoba
Posty: 484
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Zwyklaosoba »

Jastarnio to sie może ciągnąć i wiele lat, chcesz mieć poczucie straty ? Nie chcesz jestem pewna , ze masz w sobie duże pokłady radości :) do wykorzystania, naprawdę życie jest piękne, są wspólnoty choćby taka jak ta gdzie można być sobą bez względu czy z problemami czy utrapieniami czy z radościami i skutkami zawsze tu możesz hyc sobą , różne ludzie obierają drogi, czytając forum widać że jedni idą tak inni inaczej , ale w prawdzie , to chyba największy sukces nad samym sobą stanąć w prawdzie i od tej prawdy o sobie zacząć , czasem gorzkiej i ciemnej ale na pewno tez dużo słodyczy w sobie znajdziesz
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Al la pisze: 10 maja 2022, 11:07 Jastarnio, ja też puściłam męża i nie wrócił. Jednak żyję, jestem, świat się nie zawalił.
Ja mam wsparcie we wspólnocie, zawierzyłam moje życie Bogu, nie mam nic do ukrycia, żyję w prawdzie.
Chcesz coś zmienić w swoim życiu, zrób to, słuchaj natchnień serca, przemieniaj je.
Samo nic się nie zrobi, w Twoich rękach jest inicjatywa, czy chcesz?
Chcę. W moich rękach jest inicjatywa. I myślę że dotarłam do takiej ściany kiedy pora upokorzyć się kolejny raz przed mężem, wziąć całą wine na siebie jak zawsze to robiłam. Zawsze wracał kiedy wzielam wine na siebie. Może i tym razem wróci. Ja już dłużej nie wytrzymam w tej sytuacji, nie dam rady.
Wiem Al la że nie o to Ci chodziło. Ale tylko to jestem w stanie zrobić. Zostalam sama. Nie mam wsparcia w rodzinie. Przyjaciele mają swoje rodziny. Ja moje życie rozne znajomości i przyjaciół poświęciłam by oddać się cała mężowi. Przegrałam życie sama sobie jestem winna. Nic nie da użalanie się nad sobą. Ja się nie użalam. Ja tak widzę moje życie. A właściwie już go nie widzę.

Zwyklaosoba nie chce mieć poczucia straty, nie chce mieć poczucia winy. Ja już nie daje rady, zawalił mi się cały świat. Wszyscy się tutaj podnoszą, a ja jestem coraz niżej, spadam na dno. Byłam innym człowiekiem, teraz jestem zerem.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Al la
Posty: 2751
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Al la »

Jastarnia, o to chodzi, że już po ludzku nic nie możesz.
Też tak leżałam, nic nie widziałam, jedynie chęć zemsty, pogardę do męża, swój ból, rozpacz.

Kiedy masz zapłakać do Boga? Wtedy, gdy się powodzi, gdy odnosisz sukcesy?
Czy wtedy, gdy jesteś na dnie, w upokorzeniu, poniżeniu?
Osiągnęłaś dno? Właśnie od dna można się odbić. Wyciągnąć do Boga rękę, On ją złapie, otworzyć swoje serce.
Takie jest moje doświadczenie obecności Bożej w moim życiu.
I wielu innych osób, które osiągnęły dno, nie widziały już nic przed sobą- zapłakały i Bóg podźwignął.

Ufasz Bogu? Czy mężowi, że jest Twoim zbawicielem?
Zmiana myślenia nie dzieje się na pstryk, to proces. To właśnie menatoja, czego pragnie dla nas Bóg.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Bławatek
Posty: 1683
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Jastarnia pisze: 10 maja 2022, 12:57
Al la pisze: 10 maja 2022, 11:07 Jastarnio, ja też puściłam męża i nie wrócił. Jednak żyję, jestem, świat się nie zawalił.
Ja mam wsparcie we wspólnocie, zawierzyłam moje życie Bogu, nie mam nic do ukrycia, żyję w prawdzie.
Chcesz coś zmienić w swoim życiu, zrób to, słuchaj natchnień serca, przemieniaj je.
Samo nic się nie zrobi, w Twoich rękach jest inicjatywa, czy chcesz?
Chcę. W moich rękach jest inicjatywa. I myślę że dotarłam do takiej ściany kiedy pora upokorzyć się kolejny raz przed mężem, wziąć całą wine na siebie jak zawsze to robiłam. Zawsze wracał kiedy wzielam wine na siebie. Może i tym razem wróci. Ja już dłużej nie wytrzymam w tej sytuacji, nie dam rady.
Wiem Al la że nie o to Ci chodziło. Ale tylko to jestem w stanie zrobić. Zostalam sama. Nie mam wsparcia w rodzinie. Przyjaciele mają swoje rodziny. Ja moje życie rozne znajomości i przyjaciół poświęciłam by oddać się cała mężowi. Przegrałam życie sama sobie jestem winna. Nic nie da użalanie się nad sobą. Ja się nie użalam. Ja tak widzę moje życie. A właściwie już go nie widzę.

Zwyklaosoba nie chce mieć poczucia straty, nie chce mieć poczucia winy. Ja już nie daje rady, zawalił mi się cały świat. Wszyscy się tutaj podnoszą, a ja jestem coraz niżej, spadam na dno. Byłam innym człowiekiem, teraz jestem zerem.
Jastarnio piszesz, że poświęciłas wszystko dla męża - znajomości i przyjaciół. Chyba nie było warto, co? Ja też tak zrobiłam i bardzo tego teraz żałuję. Powoli odkurzam stare znajomości i szukam nowych.

Zerem nie jesteś, ale gdy ciągle będziesz tak myśleć to nim będziesz - w swoich oczach - na własne życzenie.

Ja myślę, że rower to fajna rzecz - przed poznaniem męża często jeździłam samotnie, a teraz gdy jeździmy z synem to często mijamy pojedyńcze osoby. I jakoś nie myślę o nich 'o jacy biedni, sami jeżdżą'. Brat mojego męża ma żonę, która nie lubi z nim jeździć więc on jeździ samotnie. Rower daje wolność.

Może jednak terapia by Cię podniosła z tej nicości?!
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Flawless »

Kochana ja wczoraj pisząc post do Ciebie akurat wróciłam z jogi. Tez fajna sprawa - choć nie wszyscy polecają, wiec nie namawiam. Nadmienię ze moja instruktorka jest katoliczka która w niedziele posyła latorośl do komunii. Ale nie o tym dziś.
Pomyśl sobie, ze ja tą radość w sobie znalazłam specjalnie dla Ciebie! Pomyślałam o kurczę! Ta laska potrzebuje dziś wsparcia bardziej niż ja! Wiec do dzieła :) a i jeszcze jedno, tez mieszkam w małym miasteczku gdzie WSZYSCY mnie i męża znają. I wiesz plusem małych miasteczek jest to ze są małe. I ani się obejrzysz już wyjeżdzasz za miasto :) a tam Cię nikt nie zna :)
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Al la pisze: 10 maja 2022, 13:27 Jastarnia, o to chodzi, że już po ludzku nic nie możesz.
Też tak leżałam, nic nie widziałam, jedynie chęć zemsty, pogardę do męża, swój ból, rozpacz.
Kiedy masz zapłakać do Boga? Wtedy, gdy się powodzi, gdy odnosisz sukcesy?
Czy wtedy, gdy jesteś na dnie, w upokorzeniu, poniżeniu?
Osiągnęłaś dno? Właśnie od dna można się odbić. Wyciągnąć do Boga rękę, On ją złapie, otworzyć swoje serce.
Takie jest moje doświadczenie obecności Bożej w moim życiu.
I wielu innych osób, które osiągnęły dno, nie widziały już nic przed sobą- zapłakały i Bóg podźwignął.
Ufasz Bogu?
Modlę się naprawdę dużo, mimo że przychodzi mi to z trudnością, modlę się i błogosławię męża, modlę się o nasze pojednanie. Myslę że jestem blisko Boga, mimo że po ludzku nie wysłuchuje moich próśb. Na rekolekcje (dziękuję za te które polecasz, szkoda że sa tak daleko) jeżdżę takie jednodniowe, byłam na jednych dłuższych. Na nich czuję sie lepiej, ale tylko przez chwilę, maksymalnie jeszcze tego samego dnia wieczorem. Potem wszystko wraca jak bumerang.

Najmocniej boli, że zostałam pozostawiona sama sobie bez żadnej rozmowy, wyjaśnienia, tak bym chciała żeby mąż powiedział (lub nawet wykrzyczał) co mam poprawić, co w sobie zmienić, a ja nic nie usłyszałam, nic nie wiem gdzie popełniłam błąd który zaważył na naszej przyszłości. :(
Nie miałam możliwości by temu zapobiec, żadnej szansy, mogę tylko się domyślać.
A ja nie gardzę mężem, nie chcę mu robić na przekór, nie zamierzam się mścić. Ja go kocham.
Bławatek pisze: 10 maja 2022, 13:33 Jastarnio piszesz, że poświęciłas wszystko dla męża - znajomości i przyjaciół. Chyba nie było warto, co? Ja też tak zrobiłam i bardzo tego teraz żałuję. Powoli odkurzam stare znajomości i szukam nowych.
Poświęciłam o wiele więcej, ale nie mogę tu o tym napisać, żeby zachować anonimowość.
Bławatek pisze: 10 maja 2022, 13:33 Może jednak terapia by Cię podniosła z tej nicości?!
Chodze na terapię już dość długo - nie pamietam, ale trzy , cztery miesiące na pewno. Nie wiem czy z terapeutką jest coś nie tak, czy ze mną, ale w ogóle mi to nie pomaga. Wygadac się mogłam w ten sam spsób np. mojej siostrze. Pierwszy raz w zyciu chodze na terapię i może ktoś powie czy to tak powinno wyglądać?
Spotkań było dwadzieścia kilka. Na początku opowiadałam swoją sytuację, terapeutka (katolicka i polecana) mówiła, że powinnam uciekać z tego małżeństwa i zająć się sobą, że trafiłam na niedojrzałego człowieka. Pierwsze spotkanie trwało 2,5 godz, kolejne po godzinie. Na każdym spotkaniu opowiadam co czuję, co u mnie, co robię, jak wygląda(ło) moje życie, ale to sama z siebie opowiadam, on zadaje mało pytań (prawie wcale) i mało mówi. Tak wygląda każda terapia?
Może miałam zbyt wygórowane oczekiwania, że "pogrzebiemy" w moim życiu, dzieciństwie, w charakterze męża, że coś mi się rozjaśni, co do przyczyn kryzysu w małżeństwie.
Tak to wygląda u każdego terapeuty? Opowiadam co chcę, płacę i wychodzę?
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Flawless pisze: 10 maja 2022, 14:16 Kochana ja wczoraj pisząc post do Ciebie akurat wróciłam z jogi. Tez fajna sprawa - choć nie wszyscy polecają, wiec nie namawiam. Nadmienię ze moja instruktorka jest katoliczka która w niedziele posyła latorośl do komunii. Ale nie o tym dziś.
Pomyśl sobie, ze ja tą radość w sobie znalazłam specjalnie dla Ciebie! Pomyślałam o kurczę! Ta laska potrzebuje dziś wsparcia bardziej niż ja! Wiec do dzieła :) a i jeszcze jedno, tez mieszkam w małym miasteczku gdzie WSZYSCY mnie i męża znają. I wiesz plusem małych miasteczek jest to ze są małe. I ani się obejrzysz już wyjeżdzasz za miasto :) a tam Cię nikt nie zna :)
Dzięki Flawless :)
Twój kryzys rozpoczął się w podobnym okresie do mojego - kilka miesięcy temu. Tez była rozpacz jak u mnie. A teraz żyjesz. Jak????
Jak wy wszyscy się z tego podnosicie?
Wiem wiem zajmujecie się sobą... Ja też próbowałam i próbuję. I modlitwa i terapia i co i nic. To mnie jeszcze bardziej dobija, to że u kogoś kryzys się rozpoczął w podobnym okresie jak u mnie i ta osoba już "żyje pełną piersią" a ja tylko "żyję" i to jakimś cudem. Nie sądziłam że będę takim odosobnionym beznadziejnym przypadkiem...
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Flawless »

Żadna pełną piersią nie żyje, po prostu funkcjonuje z przebłyskami uśmiechu. Ale ja mam dziecko, które ratuje mi życie.. są chwile kiedy jest lepiej i troszkę nadziei wkrada się w moje serce. Ale mało.

Osobiście moją terapią jest sport i rozmowy właśnie z siostrą. Do psychologa/psychiatry nie chodzę.
Ja mojego męża nadal kocham, nadal tęsknie. Ale staram się być twarda na tyle na ile umiem.
I jak już wspominałam, uczucia powolutku słabną.
Nie rzuciłabym mu się już na szyje teraz.
Ale jednocześnie myśle ze dotyk jego dłoni na mojej skórze mógłby przyprawić mnie o mały zawał serca. Tak podejrzewam :)

Błagam nie porównuj się do nikogo (bo ktoś przechodzi kryzys lepiej czy szybciej..?). To bezsensu - dla mnie. Ja staram się być lepsza chociaż od siebie „z wczoraj”.

Powiem Ci ze przez długi czas czekałam na taki „pstryk” i albo się naprawi albo się odkocham. Ale to tak nie działa. Przynajmniej u mnie :)

Jeśli chodzi o modlitwę to odmawiam NP za męża, niestety modlitwa sprawia mi coraz więcej trudności. Beznadzieja sytuacji podpowiada mi: odpuść.. marnujesz 1,5 godziny na kogoś kto tego ani nie chce, ani nie doceni… im bliżej końca tym trudniej zabrac różaniec do ręki.

Ściskam ❤️
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Julit pisze: 10 maja 2022, 10:44 Może nigdy Twoje nie było?
Może nie było dla Ciebie dobre?
Może czeka Cię coś lepszego?
Dziś pewnie myślisz: ale to na pewno nie będzie dla mnie przyjemne. Bo ja wiem, czego chcę. Czego mi potrzeba. Bez czego zginę, umrę...
Bóg Cię trzyma. Nie bój się. Skoncentruj się na nim. Słuchaj i patrz.
Ja na prawdę wierzę, że to co spotkało mnie i Ciebie, jest po coś. Konkretnego. Nawet jeśli kompletnie tego nie rozumiem. Nawet jeśli są bolesne koszty tej rewolucji. Nie tylko moje koszty. Ja wierzę, że będzie dobrze. Będzie lepiej. Zobaczysz.
Właśnie nie mogę tego pojąć. Wzięliśmy ślub w kościele, łączy nas sakrament małżeństwa, więc jak mogę wierzyć w to że czeka mnie coś lepszego?
Co może być lepszego od małżeństwa sakramentalnego zawartego przed Bogiem w Jego łasce. Mąż odszedł a czy po to zawarliśmy sakrament małżeństwa? Czy nie po to by razem żyć w łasce sakramentu? Nie umiem tak tego pojmować że to wszystko dzieje się dlatego że czeka mnie coś lepszego. Dla mnie to jest działanie złego. Źle to pojmuję?
Zrozumialabym gdybym była w niesakramentalnym związku, wtedy taka strata mogłaby być rozumiana jako szansa na coś lepszego, trwałego.
A tu była (i wierzę że jest) łaska Boża w sakramencie małżeństwa.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Flawless pisze: 10 maja 2022, 18:33 Powiem Ci ze przez długi czas czekałam na taki „pstryk” i albo się naprawi albo się odkocham. Ale to tak nie działa. Przynajmniej u mnie :)

Jeśli chodzi o modlitwę to odmawiam NP za męża, niestety modlitwa sprawia mi coraz więcej trudności. Beznadzieja sytuacji podpowiada mi: odpuść.. marnujesz 1,5 godziny na kogoś kto tego ani nie chce, ani nie doceni… im bliżej końca tym trudniej zabrac różaniec do ręki.

Ściskam ❤️
Dziękuję! Ja również modlę się za męża i w miarę upływu czasu też trudniej, jednak nie ustaję w modlitwie mimo trudności.
Watpie czy tak działa u kogokolwiek że można się odkochać na "pstryk". Życie byłoby prostsze.
Zastanawiam się często czy u naszych mężów tak zadziałało. Czy tak na pstryk o nas zapomnieli, czy wypierają nas tylko ze świadomości. Czy potrafili tak nas przestac kochać z dnia na dzień i myśleć o nas. Jakbyśmy nie istanialy nigdy. Nie umiem sobie tego wyobrazic że tak można, ale chyba można.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Firekeeper »

Jastarnia pisze: 11 maja 2022, 8:58
Julit pisze: 10 maja 2022, 10:44 Może nigdy Twoje nie było?
Może nie było dla Ciebie dobre?
Może czeka Cię coś lepszego?
Dziś pewnie myślisz: ale to na pewno nie będzie dla mnie przyjemne. Bo ja wiem, czego chcę. Czego mi potrzeba. Bez czego zginę, umrę...
Bóg Cię trzyma. Nie bój się. Skoncentruj się na nim. Słuchaj i patrz.
Ja na prawdę wierzę, że to co spotkało mnie i Ciebie, jest po coś. Konkretnego. Nawet jeśli kompletnie tego nie rozumiem. Nawet jeśli są bolesne koszty tej rewolucji. Nie tylko moje koszty. Ja wierzę, że będzie dobrze. Będzie lepiej. Zobaczysz.
Właśnie nie mogę tego pojąć. Wzięliśmy ślub w kościele, łączy nas sakrament małżeństwa, więc jak mogę wierzyć w to że czeka mnie coś lepszego?
Co może być lepszego od małżeństwa sakramentalnego zawartego przed Bogiem w Jego łasce. Mąż odszedł a czy po to zawarliśmy sakrament małżeństwa? Czy nie po to by razem żyć w łasce sakramentu? Nie umiem tak tego pojmować że to wszystko dzieje się dlatego że czeka mnie coś lepszego. Dla mnie to jest działanie złego. Źle to pojmuję?
Zrozumialabym gdybym była w niesakramentalnym związku, wtedy taka strata mogłaby być rozumiana jako szansa na coś lepszego, trwałego.
A tu była (i wierzę że jest) łaska Boża w sakramencie małżeństwa.
Odpowiem Ci jak ksiądz mi na spowiedzi. Twój mąż szuka siebie, Ty szukasz męża, a kto szuka Boga i gdzie on jest? 🤔🤷
Po za tym jak to mi ksiądz powiedział albo raczej nakrzyczał ,,nie rozwiedziesz się! Masz sakrament! Koniec kropka. Trudne i proste zarazem.
Nie patrz do przodu, bo jeszcze dużo może się wydarzyć. Ja mam męża ale jakby go nie mam. On jest szczęśliwy w swojej wolności, ja w sumie też w swoim życiu z mężem ale jakby bez niego. Widocznie tak musi być. Trudno. Jest wiele innych rzeczy które mogę robić i jest mi z nimi dobrze. Jak np. zajmowanie się moim ogródkiem i podziwianiem go. Jakbym latała za mężem to, by zielskiem zarósł, a tak jest pięknie 😉 Bóg obdarzył mnie talentem do roślin to go wykorzystuję. A jaki ty masz talent? W czym jesteś dobra? Co możesz zrobić fajnego? Tak żeby wieczorem powiedzieć do siebie no świetna robota, spisałam się.
ODPOWIEDZ