Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1565
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Niepozorny »

Ja już mu przebaczyłam. Chciałabym się pojednać. Może gdyby wiedział że ja czekam i mimo jego zdrady chcę naprawić nasze małżeństwo, to nie angażowałby się tak z kowalską. Wiecie, ja czuję się winna, że ja nie pokazuję mu że czekam. On nie wie, że je tęsknię i czekam. Czas działa raczej na moją niekorzyść? Zastanawiam się wciąż czy warto do niego zadzwonić.
Chciałam napisać krótki post, wyszło długo, ale nie wiedziałam co pominąć.
Moim zdaniem powyższy fragment świadczy o uzależnieniu od męża. Chcesz coś zrobić, żeby tylko mąż...tu można wpisać cokolwiek. Gdy czytam te kilka zdań, to wyobrażam sobie jak cały dzień stoisz w oknie i wypatrujesz męża. Telefon trzymasz w dłoni, żeby jak najszybciej odebrać, gdy tylko zadzwoni.
Jastarnia pisze: 08 cze 2022, 18:41 Minęły 3 miesiące a moje relacje z mężem nie zmieniły się. Tzn. nie ma jakiejkolwiek relacji. Nadal nie mamy żadnego kontaktu. Po domyślam się, że mąż i kowalska są razem, ja milczę i... c z e k a m...
3 miesiące to bardzo mało. Czekanie, które wyczytuję z twojego posta, nie na tym ma polegać. Nadal pracuj nad sobą. Samo przeczytanie polecanych książek, to jeszcze za mało. Ich treść trzeba wprowadzić na stałe w swoje życie, a to jest o wiele trudniejsze.
Czekanie to postawienie Boga na pierwszym miejscu i życie w taki sposób, jakby małżonek miał nigdy nie wrócić.
Kasia pisze: Tam, gdzie nastąpiło pełne zawierzenie Bogu, gdzie jest cierpliwość, pogoda ducha, która każe akceptować wolę Boga w całości, gdzie jest pokora w dostrzeganiu własnych ułomności, gdzie jest praca nad swoimi słabymi punktami, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, a potem małżonek - stają się cuda. Mężowie wracają, żony wracają, pojawiają się nowe dzieciaczki, a nawet jeśli małżonkowie JESZCZE do siebie nie wracają, osoba porzucona ma siłę i moc, która pomaga jej w czekaniu, w szczęśliwym przeżywaniu życia, które mamy tu na ziemi tylko jedno i krótkie, chociaż rok temu uważała, że bez męża/żony jej życie nie ma sensu. Oczywiście, że ma sens - w przeciwnym razie Bóg stworzyłby nas parami. ;)
Z braku rodzi się lepsze!
Triste
Posty: 446
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Triste »

Jastarnia pisze: 08 cze 2022, 18:41 Witam ponownie.
Minęły 3 miesiące a moje relacje z mężem nie zmieniły się. Tzn. nie ma jakiejkolwiek relacji. Nadal nie mamy żadnego kontaktu. Po domyślam się, że mąż i kowalska są razem, ja milczę i... c z e k a m...
Co w tym czasie zrobiłam ze sobą?
Było dbanie o siebie, były zakupy, było kilka spotkań z przyjaciółmi, był jeden wyjazd sama ze sobą w celu oderwania się od rzeczywistości, były modlitwy, był stos przeczytanych lektur, były prześledzone kryzysowe wątki, była analiza siebie i powodów kryzysu. Nie obyło się w tym wszystkim bez łez, smutku, żalu do Boga i samej siebie, pytań "dlaczego ja".

Co dzisiaj wiem?
Odległość dzieląca nas przez lata -> brak zaufania -> kontrola -> kryzys -> zdrada.
Mąż - lekkoduch, "jakoś to będzie", żyjący z dnia na dzień, wychowany w niepełnej rodzinie, ja - urodzona perfekcjonistka aż do bólu, wrażliwa na krytykę i starająca się każdemu naokoło dogodzić, a zwłaszcza mężowi. Mąż świadomie czy nieświadomie to wiedział, im bardziej ulegałam, tym bardziej to wykorzystywał. Coraz więcej ustępstw z mojej strony, robienie czegoś wbrew sobie, aby męża "udobruchać", skutkiem było moje wycofanie z jakichkolwiek decyzji w tym małżeństwie, całkowite podporządkowanie i mój skrywany (do czasu) smutek, w obawie, że zrobię lub powiem coś co męża zdenerwuje i popsuję mu humor. A gdy mąż zadowolony to i ja szczęśliwa. Moje szczęście zależało od jego szczęścia.
Był okres przed kryzysem, kiedy mąż przestał być zadowolony z pracy. Mi tego nie mówił, ale pamiętam jego rozmowy z kolegami o tym. Mi nie mówił, bo pewnie zaproponowałabym jego stały powrót do kraju, a on by tego raczej nie brał pod uwagę. Ja naprawdę chciałam być dla niego wsparciem, ale on zamknął się w sobie. Mówił że taki jest, że nie umie rozmawiać o uczuciach. Wtedy myślałam, że to ja zawiniłam (mąż tak uważał), mąż twierdził, że denerwuje go mój smutek (nie rozumiałam czemu mąż nie mógłby się przede mną otworzyć, skoro ja nie mam tajemnic), ostatecznie wszystko go denerwowało. Uciekał w pracę, w relacje z innymi. Jeszcze niegroźne. Może mąż nie chciał takiej "niedomyślnej" żony. Znalazł kowalską i tak się skończyło... Ona go rozumie (chyba).

Co mnie dręczy i męczy:
1. Najmniej istotne ale boli. Pytania o męża lub brak tych pytań. Wspólnych znajomych mamy mnóstwo.
Ktoś zapyta co u nas - nie wiem co odpowiedzieć. Nie mówię że mąż kogoś ma. Nie chcę mówić o mężu źle. Mówię że wszystko ok, że mąż nadal we Francji, że pracuje. Potem zastanawiam się, czy ta osoba wie o naszym kryzysie i podpytuje z ciekawości, może słyszała plotki, a skoro mąż już kiedyś opowiadał do kolegów szczegóły z naszego życia obwiniając mnie, a mama męża mówiła mi, że nikt mi nie uwierzy że mąż kogoś ma i że to ja go zdradziłam, to boję się że za plecami znajomi mają mnie za...no właśnie... A brak pytań "co u was?" podsuwa takie same myśli.
Chyba głupotą byłoby mówić komuś że mąż ma kowalską?

2. Najbliższe mi osoby, które wiedzą o zdradzie męża, każda z nich wierząca i praktykująca, dziwią się, że ja czekam na jego powrót. Ktoś wprost powiedział mi że jestem "nienormalna", jeśli przyjęłabym go po czymś takim. Ktoś inny stwierdził, że ja chcę być świętsza od papieża, skoro modlę się za męża i to małżeństwo, bo ono się skończyło i pora sobie wybić je z głowy. Mało tego, od praktykującego katolika usłyszałam że powinnam sobie "kogoś znaleźć" tak jak mąż i być szczęśliwa. Nie myślę o nowym związku, nie ma mowy. Ale...po usłyszeniu takich złotych myśli, czuję się jak dziwak. Trudniej mi z myślą, że najbliżsi odbierają mój upór jako dziwactwo i nienormalność.
A może mają rację - tu nie ma co zbierać? :( Jak reagować?


3. Najważniejsze. Brak kontaktu z mężem. Nic. Zero. W żadnym wątku tutaj (a przeczytałam naprawdę wiele) nie znalazłam takiej sytuacji, żeby mąż który odszedł nigdy już potem nie napisał smsa, nie zadzwonił, nie przyszedł po coś... A u nas tak jest. Powiedziałam że wiem o kowalskiej (źle to zrobiłam, bo w złości, bo mąż się wypierał mimo dowodów), za kilka dni złożony pozew i zero kontaktu.
Być może muszę z uwagi na to porzucić nadzieję, że to kiedykolwiek się zmieni? Ciężko było mi napisać to zdanie. Ja nie umiem zaakceptować, że on nigdy nie wróci!
A może czas na mnie - abym wreszcie zainicjowała kontakt? Zawsze to ja pierwsza wyciągałam rękę na zgodę. Zawsze... Mąż może myśli, że moje milczenie jest takim przyzwoleniem na jego nowy związek. Może myśli, że znienawidziłam go za to i że nie chcę mieć z nim nic wspólnego skoro milczę. A mam w sobie taaaaaakie poczucie winy, że milczę.
Ja już mu przebaczyłam. Chciałabym się pojednać. Może gdyby wiedział że ja czekam i mimo jego zdrady chcę naprawić nasze małżeństwo, to nie angażowałby się tak z kowalską. Wiecie, ja czuję się winna, że ja nie pokazuję mu że czekam. On nie wie, że je tęsknię i czekam. Czas działa raczej na moją niekorzyść? Zastanawiam się wciąż czy warto do niego zadzwonić.
Chciałam napisać krótki post, wyszło długo, ale nie wiedziałam co pominąć.
Jastarnio odniosę się do pogrubionych kwestii/
Myślę że warto uzmysłowić sobie że nikt za nas życia nie przeżyje i naprawdę nie warto sugerować się co myślą o nas inni, czy jak by postąpili na naszym miejscu.
Ostatecznie to jest i tak Twój wybór i to Ty będziesz kiedyś ponosić konsekwencje tych wyborów.

Co do milczenia - mój mąż nie odezwał się do mnie ponad półtora roku odkąd się wyprowadził.
Nie zainteresował się niczym. Nawet tym czy żyję, a wybuchła pandemia i był to naprawdę ciężki czas.
A po rozwodzie płakał i pozbierać się nie mógł i pytał czy jeszcze kiedyś będziemy razem.

Nie przewidzimy zachowań drugiej osoby i nie możemy sądzić innych po sobie.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Niepozorny pisze: 08 cze 2022, 23:51 Gdy czytam te kilka zdań, to wyobrażam sobie jak cały dzień stoisz w oknie i wypatrujesz męża. Telefon trzymasz w dłoni, żeby jak najszybciej odebrać, gdy tylko zadzwoni.
Wiem że to przenośnia z tym oknem, ale rozumiem co masz na myśli. Co do telefonu i ogolnie czekania to nie wiem czy dobrze wytłumaczę - z jednej strony czekam na wiadomość, która będzie momentem zwrotnym i czekam na powrót męża, a z drugiej boję się że nie podołam jego warunkom, jest we mnie tak ogromny lęk, bo czuję że mąż nigdy nie przyzna się że mnie zranił ani że zrobił źle zdradzając mnie. Boję się że nie będę potrafiła mu powiedzieć że mnie zranił a nawet jeśli to powiem to on mnie obwini jak zwykle.
Niepozorny pisze: 08 cze 2022, 23:51 życie w taki sposób, jakby małżonek miał nigdy nie wrócić.
Co to za życie. W samotności, kiedy nie jest się nikomu potrzebnym. Jak się nauczyć takiego życia? Przyzwyczaić...
Triste pisze: 09 cze 2022, 7:56 Co do milczenia - mój mąż nie odezwał się do mnie ponad półtora roku odkąd się wyprowadził.
Nie zainteresował się niczym. Nawet tym czy żyję, a wybuchła pandemia i był to naprawdę ciężki czas.
A po rozwodzie płakał i pozbierać się nie mógł i pytał czy jeszcze kiedyś będziemy razem.
Nie przewidzimy zachowań drugiej osoby i nie możemy sądzić innych po sobie.
Tylko nadzieja na powrót męża trzyma mnie jakoś, każdy znak że jest nadal z kowalską powoduje przerażenie, nie mogę do siebie dopuścić myśli że "to koniec". Nie potrafię tego zaakceptować, takiego mojego życia.
Nie rozumiem dlaczego mąż moze być szczęśliwy z kowalską a ja wiernie czekając jestem tą gorszą.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Nirwanna »

Jastarnia pisze: 10 cze 2022, 11:12 Nie rozumiem dlaczego mąż moze być szczęśliwy z kowalską a ja wiernie czekając jestem tą gorszą.
Jesteś tą gorszą? Czy czujesz się gorszą? Myślę, że jednak to drugie.
Fakt, że Twój mąż żyje z kowalską nie świadczy nijak o Twojej gorszości, za to mocno o problemach męża.
Potrzebujesz uobiektywnić swój obraz siebie. Najlepiej przez przyglądanie się - jak Cię widzi Bóg.
Zaręczam, że nie widzi Cię gorszą od kogokolwiek.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Tak, masz rację, to drugie - czuję się gorsza, ponieważ on jest szczęśliwy, a ja samotna i nieszczęśliwa. Nowego związku nie biorę pod uwagę na pewno, fakt że już dwóch facetów próbowało się ze mną umowić tylko mnie dobił, a innych pewnie by ucieszył.

Jak widzi mnie Bóg? Widzi że cierpię - bo cierpię. Może i to cierpienie po coś jest, ale ja tego nie rozumiem w tej chwili.
Nirwanna pisze: 10 cze 2022, 22:33 Fakt, że Twój mąż żyje z kowalską nie świadczy nijak o Twojej gorszości, za to mocno o problemach męża.
Mogłabyś to rozwinąć?
O problemach męża.
A to nie jest tak że to ja mam ze sobą problem bo nie umiem zaakceptować faktu ze mąż jest szczęśliwy z kimś innym?
Bo nie umiem. Dla mnie to jest niezrozumiałe, a dla innych niezrozumiałe jest to że na niego czekam.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: JolantaElżbieta »

A to nie jest tak że to ja mam ze sobą problem bo nie umiem zaakceptować faktu ze mąż jest szczęśliwy z kimś innym?
Bo nie umiem. Dla mnie to jest niezrozumiałe, a dla innych niezrozumiałe jest to że na niego czekam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ja dostawalam szału na samą myśl, że mój mąż żyje jak pączek w maśle, szczęśliwy, bo się uwolnił ode mnie. Postanowiłam i ja uwolnić się od niego. Niech sobie będzie szczęśliwy, a ja zrobię wszystko, żeby nie zmarnować sobie tej reszty życia, która mi została bez niego. Musiałam się nauczyć żyć z minuty na minutę, potem z godziny na godzinę, z dnia na dzień - przy tym zostałam - nie patrzę w przyszłość - każdy dzień jest nowym otwarciem. Myśli o męże i tej jego odrzucam - zastępuję je innymi - oczywiście to wielki wysiłek, ale do zrobienia. Świat trwa jak trwał. A nowa sytuacja staje się normalnym życiem :-)
Ostatnio zmieniony 11 cze 2022, 18:58 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Poprawiono cytowanie
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Monti »

Jastarnia pisze: 11 cze 2022, 6:38 A to nie jest tak że to ja mam ze sobą problem bo nie umiem zaakceptować faktu ze mąż jest szczęśliwy z kimś innym?
Bo nie umiem. Dla mnie to jest niezrozumiałe, a dla innych niezrozumiałe jest to że na niego czekam.
Tak, to jest problem przede wszystkim dla Ciebie i odbija się na Twoim samopoczuciu, zabiera Ci szczęście. Jak już pisano wyżej, świadczy to o uwieszeniu się na mężu, o tym, że uczyniłaś z niego bożka. Jest to temat do przepracowania.
Skoro wybrałaś drogę wierności, staraj się przyjąć z pogodą ducha to, co się wiąże z tą sytuacją. Inaczej to nie ma sensu. Będąc sfrustrowaną i zgorzkniałą, nie dajesz dobrego świadectwa.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

JolantaElżbieta pisze: 11 cze 2022, 17:08 A nowa sytuacja staje się normalnym życiem :-)
Podziwiam że potrafisz to tak przyjąć, zapewne to kwestia czasu...
Monti pisze: 12 cze 2022, 20:46 Jak już pisano wyżej, świadczy to o uwieszeniu się na mężu, o tym, że uczyniłaś z niego bożka. Jest to temat do przepracowania.
To jest prawda i zgadzam się w pełni.
Monti pisze: 12 cze 2022, 20:46 Skoro wybrałaś drogę wierności, staraj się przyjąć z pogodą ducha to, co się wiąże z tą sytuacją. Inaczej to nie ma sensu. Będąc sfrustrowaną i zgorzkniałą, nie dajesz dobrego świadectwa.
Nie jestem sfrustrowana i zgorzkniała, jestem smutna, jest mi zwyczajnie przykro że jestem w takiej sytuacji w jakiej jestem. Wybrałam drogę wierności i nie zamierzam z niej schodzić, a jest mi ciężko że moi bliscy tego nie rozumieją i nie mam z kim o tym pogadać. Dlatego tutaj piszę. Och pogoda ducha i ta sytuacja to nie idzie w parze, może kiedyś :) W tej chwili trudno o nawet samą akceptację.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Lawendowa
Posty: 7692
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Lawendowa »

Jastarnia pisze: 12 cze 2022, 21:39
Nie jestem sfrustrowana i zgorzkniała, jestem smutna, jest mi zwyczajnie przykro że jestem w takiej sytuacji w jakiej jestem. Wybrałam drogę wierności i nie zamierzam z niej schodzić, a jest mi ciężko że moi bliscy tego nie rozumieją i nie mam z kim o tym pogadać. Dlatego tutaj piszę. Och pogoda ducha i ta sytuacja to nie idzie w parze, może kiedyś :) W tej chwili trudno o nawet samą akceptację.
Właśnie dlatego nieustająco zachęcamy by wybrać się na spotkanie jakiegoś Ogniska. Moje pierwsze wyprawy na spotkania z Sycharem w realu to było +/- 100 km. Warto było !!!
Zbliżają się wakacje, więc może jeszcze na któryś turnus wakacyjny się załapiesz.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Właśnie z poczucia tego niezrozumienia zrodził się we mnie plan wybrać się na spotkanie Sycharu, też mam prawie 100 km. Mam nadzieję zobaczyć ludzi którzy żyją normalnie mimo kryzysu czy rozwodu. Być może to będzie dla mnie motywacją do wyjścia z tej smutnej fazy kryzysu.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Pavel »

Jastarnia pisze: 12 cze 2022, 23:01 Właśnie z poczucia tego niezrozumienia zrodził się we mnie plan wybrać się na spotkanie Sycharu, też mam prawie 100 km. Mam nadzieję zobaczyć ludzi którzy żyją normalnie mimo kryzysu czy rozwodu. Być może to będzie dla mnie motywacją do wyjścia z tej smutnej fazy kryzysu.
Brawo :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Nirwanna »

Jastarnia pisze: 11 cze 2022, 6:38 Tak, masz rację, to drugie - czuję się gorsza, ponieważ on jest szczęśliwy, a ja samotna i nieszczęśliwa. Nowego związku nie biorę pod uwagę na pewno, fakt że już dwóch facetów próbowało się ze mną umowić tylko mnie dobił, a innych pewnie by ucieszył.

Jak widzi mnie Bóg? Widzi że cierpię - bo cierpię. Może i to cierpienie po coś jest, ale ja tego nie rozumiem w tej chwili.
Moje doświadczenie mówi mi, że szersze przyjęcie sensu kryzysu, zrozumienie po co on był, przychodzi dopiero w drugiej jego części, na etapie wychodzenia z niego, oraz po kryzysie.
Jastarnia pisze: 11 cze 2022, 6:38
Nirwanna pisze: 10 cze 2022, 22:33 Fakt, że Twój mąż żyje z kowalską nie świadczy nijak o Twojej gorszości, za to mocno o problemach męża.
Mogłabyś to rozwinąć?
O problemach męża.
A to nie jest tak że to ja mam ze sobą problem bo nie umiem zaakceptować faktu ze mąż jest szczęśliwy z kimś innym?
Bo nie umiem. Dla mnie to jest niezrozumiałe, a dla innych niezrozumiałe jest to że na niego czekam.
Trochę już napisali JolantaElżbieta oraz Monti.
Ja mówię o sobie, że fakt życia mojego męża z kowalską przyjmuję do nieakceptującej wiadomości. Tzn. uznaję fakt, bo z faktami się nie kopię, natomiast nie uznaję, że jest to moralnie dobre czy budujące, bo to byłby fałsz.
Unikam oceny (bo to jest ocena), że mój mąż jest szczęśliwy. Tego nie wiem i w to nie wnikam.
Zwłaszcza, że my przez ogół osób nas znających też byliśmy uważani za szczęśliwe małżeństwo, a jednak ono się posypało. Czyli ta najgłębsza prawda o nas była zgoła inna niż prezentacja na zewnątrz.

Problem Twojego męża? Czy każdego współmałżonka w analogicznej sytuacji?
Każdy człowiek, który łamie obietnicę czy przysięgę dobrowolnie złożoną - ma ze sobą problem. Dodatkowy jest to problem, gdy łamie przysięgę, podczas której powoływał się na Boga. Problem dotyczy spójności, dyscypliny wewnętrznej, szukania przyjemności w miejsce obiektywnego dobra, relacji z Bogiem jako takiej, własnej często wykoślawionej wizji Boga i/lub wiele innych.
Żaden z tych problemów nie zahacza o osobę współmałżonka.
Bo każdy z nas przysięga od siebie i odpowiada za siebie.
Ja nie składałam przysięgi, w której była gwiazdka i drobny druczek "obowiązuje mnie tylko wtedy, gdy to drugie też dochowuje przysięgi". Zakładam, że reszta sakramentalnych małżonków też nie. Natomiast jeśli ktokolwiek sobie tę gwiazdkę i drobny druczek dokłada od sobie - to jest to jego problem.
Konsekwencje oczywiście dotykają też bliskich. Ale bliscy mają za zadanie zmierzenie się z tymi konsekwencjami, tylko z nimi. Problemem który do nich doprowadził - ma za zadanie zająć się ten, który ten problem wygenerował.
Jeśli Ty próbujesz załatwić ten problem, jesteś w uwieszeniu się na mężu, w ubożkowaniu go i w nadodpowiedzialności.
Cbdu ;-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Al la
Posty: 2737
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Al la »

Jastarnio, przesyłam dla Ciebie fragment rozważań o.Więcka, ktłre otrzymuję codziennie, nt dzisiejszych czytań:
Ubogi – zależny

Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić (2Kor 8,9). Znamy Pana naszego Jezusa Chrystusa i dobrze wiemy co dla nas uczynił, kim stał się, by nas ozłocić, a dokładnie by rzec, by niebiańskość w nas odkryć na nowo. To jest łaska! Nie ma takowych list czy wykazów, które by przebiły tę jedną łaskę – łaskę nieba.[...]

Na pierwszym miejscu cóż oznacza stać się ubogim? To przede wszystkim uznać, że jestem zależny od Ojca niebieskiego, że to, co mam i kim jestem jest od Niego. To odkrywanie, że jestem perłą i że jest skarb w niebie – dla mnie, bym go mądrze i dobrze wykorzystał, dla siebie i dla innych. Skoro jestem zależny to także uznaję, że nie mam wpływu na wszystko, że nie mogę wszystkiego kontrolować, że tak wiele spraw wymyka się z moich rąk. [...]

Jak to może ubogacać? Prosto – zbliża mnie coraz bardziej do źródła. Pomyślmy jak beduini wędrując przez pustynię zbliżają się do oazy, krok za krokiem i jakaż jest ich radość, gdy w cieniu palm odpocząć mogą i nasycić się zwykłą wodą. Ubogaca, bo do Bogactwa niezniszczalnego doprowadza! Nie, nie mamy szukać nędzy czy głodu – one nas znajdą. Bardziej szukać Boga mamy we wszystkim i wszystko w Nim, wtedy – zgodnie ze świadectwem Apostoła Narodów umiemy biedę cierpieć, umiemy i obfitować.

W tej perspektywie już nie dostajemy gęsiej skórki lub uspokaja się wzburzenie głowy i serca po usłyszeniu słów o miłowaniu nieprzyjaciół i prześladowców. W opisanych sytuacjach doznajemy bezsilności i bezradności, która bez Boga do głębi dobija! Nie umiemy sobie z tym poradzić w całej rozciągłości. Zgadzamy się, że miłować swego bliźniego, a na myśl o nieprzyjacielu to raczej o nienawiści przychodzą myśli. Tymczasem, czy ów nieprzyjaciel nie jest w całej prawdzie moim bliźnim?

Drugi człon przykazania miłości brzmi: będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Ile to razy nie umiem miłować, bo nie miłuję siebie?! Czy nie jest tak, że nienawidzę siebie, że nie mogę na siebie patrzeć? Czy modlę się za siebie? Czy uświadamiam sobie, że deszcz i słońce spadają na mnie obojętnie czy jestem dobry czy nie, sprawiedliwy czy niesprawiedliwy? Wszak przez grzech (a wszyscy zgrzeszyliśmy!) staje się nieprzyjacielem Boga. Jak On mi odpłaca?
Tylko miłością.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: JolantaElżbieta »

Jastarnia pisze: 12 cze 2022, 23:01 Właśnie z poczucia tego niezrozumienia zrodził się we mnie plan wybrać się na spotkanie Sycharu, też mam prawie 100 km. Mam nadzieję zobaczyć ludzi którzy żyją normalnie mimo kryzysu czy rozwodu. Być może to będzie dla mnie motywacją do wyjścia z tej smutnej fazy kryzysu.
Pozwól sobie przejśc i przez tę smutną fazę i jak powiedział Martin Luther King - "Jeśli nie umiesz latać, biegnij. Jeśli nie umiesz biegać, chodź. Jeśli nie umiesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko – posuwaj się naprzód" :-)

Zmieniaj w sobie to co możesz zmienić i jak powiedział Winston Churchil - "Nigdy nie zmarnuj dobrego kryzysu". Jak go dobrze wykorzystasz, to może odkryjesz tak jak ja, że nigdy nie chciałabyś być tą samą osobą z przed niego. :-)

Ja już nigdy nie pozwolę na to, żeby ktos mnie traktował tak jak mój mąż - najpierw przestał we mnie zauważać kobietę, potem żonę, a na końcu nie widział już we mnie czlowieka. A ja nie umiałam mu tego zabronić. Poddałam się i było mi wszystko jedno. Dzisiaj jestem już i człowiekiem i kobietą a i w dalszym ciągu żoną. :-)
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: JolantaElżbieta »

A dzisiaj idę na kręgle z sycharkami :-) Cieszę się jak szczerbaty na suchary, że sobie tak po plebejsku zażartuję :-)
ODPOWIEDZ