Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

loczek
Posty: 1273
Rejestracja: 02 mar 2022, 14:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: loczek »

Jastarnia pisze: 10 maja 2022, 10:18 Zostawić wszystko... Jak to zrobić. Ja niby puściłam męża wolno, bo nie kontaktuję się z nim, ale on też nie daje żadnego znaku życia.
Wiesz co mi pomógł tekst od koleżanki "może zamiast myśleć, że Ty go straciłaś pomyśl, że to On stracił Ciebie? Osobę, która kocha go nadal choć na to w tym momencie nie do końca zasługuje."
Czy na pewno zostawiłaś skoro szukasz jakiegoś znaku od niego?
Ja na ten moment nie chcę kontaktu, na ten moment to by mnie tylko raniło, ja się cieszę, że nie widzę wszystkiego i nie wiem o wszystkim i choć wczoraj zdjęcia mnie zabolały to cieszę się, że je zobaczyłam bo odkryłam prawdę. Ten brak kontaktu jest dla mnie zbawienny, staję na nogi, powoli małymi kroczkami, słucham siebie i wstaję.
Długo o tym wszystkim myślałam i ja nie chcę tak żyć, a raczej koczować. Jeśli mężowi było tak źle w naszym małżeństwie niech idzie szuka szczęscia. Nie chcę rozpaczać, już dość, to moment żeby zacząć żyć, stanąć na nogi. Nie chcę stracić lat czy wielu miesięcy na płaczu za kimś, kto nie szanuje mnie, moich uczuć, naszego małżeństwa, przysięgi do której nikt go nie zmuszał.
A co jeśli On nigdy nie wróci, a będę ciągle tylko rozpaczać i płakać ? Za jakiś czas pewnie bym sama sobie wyrzucała, że tyle życia straciłam dla kogoś kto może jest tego nie wart.

Mi ciągle brzmią też w głowie dwie rzeczy i za każdym razem sobie je powtarzam :
1. Hierarchia : na 1 miejscu Bóg, potem Ja, potem Mąż, potem Dzieci
Zauważ, że zaraz po Bogu nie jest Mąż tylko Ja. Masz skupić się na sobie, masz być sama ze sobą szczęśliwa, mąż jest dodatkiem w tym szczęściu, nie całym szczęściem, to powinnaś mieć w Bogu i sobie.
2. "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" To łączy się z tym wcześniejszym, jeśli pokochasz siebie, zaczniesz szanować siebie, będziesz umieć kochać kogoś innego. Doszłam do momentu, że nie kochałam siebie, staram się to zmieniać. Szacunek dla siebie to też puszczenie Męża, nie masz na niego wpływu, a im bardziej kurczowo się tego trzymasz tym mniej szanujesz siebie i ranisz siebie bardziej.
Zawsze słyszałam od męża że jestem za mało pewna siebie i to prawda, przeszkadzało mi to w życiu codziennym, już nie chcę taka być, nie ze względu na niego tylko na siebie, bo już nie chcę wpadać w takie dołki emocjonalne. A czy nie łatwiej zatęsknić za kimś kto widać, że żyje dalej, jest szczęśliwy? Za kimś kto kocha siebie, szanuje siebie, spełnia się i jest ciekawszy i atrakcyjny?
W wielu świadectwach tutaj dostrzegam, że gdy ludzie oddali już z bezsilności wszystko Bogu, zajęli się sobą to albo mężowie/żony wrócili albo staneli tak mocno na nogach, że wiodą szczęśliwe życie. Ja też tak chcę, chcę się cieszyć z życia, póki je mam bo już dość czasu w swoim życiu straciłam na dołki, na rozpacz.
Oddałam go Bogu, On sobie z nim poradzi, z naszym małżeństwem też. Puściłam kierownicę, niech mnie prowadzi, może sama blokowałam jego prowadzenie przez kurczowe trzymanie się złudnej nadzieji. Może to ma cel dla mnie, żebym w tym wszystkim zobaczyła siebie, odkryła że mam więcej energii poświęcać sobie.
Dużo tekstu wyszło, ale wylałam wszystko co chciałam Ci napisać ;)
Naprawdę w to wierzysz?
Zazdroszczę. Ja nie potrafię w to uwierzyć.
Wierzę, świat się nie kończy na mężu, wokół są cudowni ludzie. Czuje wewnętrznie, że wszystko się ułoży, nie wiem jak ale się ułoży.
Czy na prawdę chcesz takiego męża spowrotem ? Bo ja nie chcę, nie umiem na niego w tym momencie popatrzeć, nie chcę żeby był w pobliżu, niech będzie szczęsliwy ze swoim wyborem.
Kto wie może będzie, za chwilę jak u Agnes94 która wyżej mi napisała :
Ostatnio mąż mi powiedział, że oczy mu się otworzyły w chwili kiedy zobaczył, że ja potrafie żyć bez niego, że za nim nie rozpaczam, że już nie proszę o powrót, że świetnie sobie radzę. Powiedział, że to był dla niego impuls do porzucenia kochanki bo stwierdził, że jego życie ma tylko sens przy mnie i przy dzieciach.
a jeśli nie to może będę jak wiele osób na forum, którzy żyją ciesząc się z życia.
loczek
Posty: 1273
Rejestracja: 02 mar 2022, 14:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: loczek »

Jeszcze tylko dodam cytat, postu którą napisła Nirwanna w innym wątku :
Nirwanna pisze: 04 maja 2022, 6:45 [..] pora najwyższa, abyś zajęła się z czułością i miłością sama sobą.

Bywa tak, że Bóg nie podsyła żadnego człowieka, abym ja sama to zrobiła. Bo zwyczajnie nikogo innego nie ma. Bo poza Bogiem nie ma nikogo bardziej mi bliskiego niż ja sama.

Bo Bóg chce uzdrowić Ciebie i małżeństwo, ale wie, że nic się nie zadzieje, jeśli nie nawiążesz bliskiej relacji sama ze sobą. Bo zaczynamy od fundamentów, a nie od chorągiewki na wieżyczce.
I ja zauważyłam to, że mimo, że mam osoby wokół siebie, to jednak nie czuje pełnej miłości, ten tekst na górze pomógł mi zrozumieć, że może rzeczywiście to Boski plan, abym sama dla siebie była miłością.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: Jastarnia »

Dziękuję loczku za Twoje słowa. Wszyscy się tutaj podnoszą a ja chyba jestem jedyną która tak długo się trzyma w tym dołku i nie wychodzi.
Podziwiam wszystkich i Ciebie również. Nie będę Ci już zaśmiecać wątku.
Z modlitwą!
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
loczek
Posty: 1273
Rejestracja: 02 mar 2022, 14:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: loczek »

Jastarnia pisze: 10 maja 2022, 13:26 Dziękuję loczku za Twoje słowa. Wszyscy się tutaj podnoszą a ja chyba jestem jedyną która tak długo się trzyma w tym dołku i nie wychodzi.
Podziwiam wszystkich i Ciebie również. Nie będę Ci już zaśmiecać wątku.
Z modlitwą!
Ty też wyjdziesz z dołka, tylko musisz sama chcieć. Poprosić Boga, żeby Ci pomógł, żebyś zrzuciła męża z piedestału. Nie zaśmiecasz ;) Te posty zostaną też dla mnie na gorsze chwilę, które przyjdą.

Z modlitwa ;)
loczek
Posty: 1273
Rejestracja: 02 mar 2022, 14:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: loczek »

Witam, nie jestem pewna po co tu piszę, ale czułam, że muszę napisać. Nic się w moim życiu nie zmieniło, może tylko ja próbuje się w tym wszystkim odnaleźć, próbuje zostawić ten chaos Bogu. Codziennie w głowie piszę scenariusze, czasem czarne pełne cierpienia, czasem scenariusze pięknych powrotów. Nie umiem się pozbyć z głowy scenariuszy, nie wiem czy to wogóle możliwe. Szczególnie chciałabym pozbyć się tych, w których do siebie wracamy. Przeczytałam tu wiele wątków, wiele świadectw i jestem pełna podziwu, choć w tym momencie ja sama nie wierzę w powrót i szczęśliwe życie dalej. Nie wierzę, że mogłabym zaufać z powrotem na tyle by założyć rodzinę, jeśli mój mąż uciekł przy błachych problemach. Gdy czytałam wątek Mirakulum, czy czytam teraz Rutę i wiele innych osób czekających bije od nich miłość, radość, nadzieją tak dla mnie nieralna, tak trudna. Decyzja pozostania z Bogiem co by się nie działo, na ten moment dla mnie jest wprost heroiczna.
Gubię się w tym wszystkim, choć ostanio szybciej złapać mi oddech, zająć się sobą, zostawić to wszystko. Dziękuję Bogu za Panią Psycholog, która pomaga mi ustawić to wszystko na właściwe tory, która skupia się całkowicie na mnie. Na początku spotkań nie widziałam rezultatów, ale teraz czuję spokój wychodząc od niej, czuję, że niektóre drogi są bardziej proste, bardziej czytelne i zrozumiałe. Początkowo wstydziłam się mówić wszystko, dziś wiem, że tylko w taki sposób mogę pomóc sobie. Tyle lat się wzbraniałam żeby pójść, dziś żałuje bo może nie doszłoby do tej sytuacji, ale widocznie tak miało być. Pani psycholog na ostaniej wizycie zapytała mnie na początku co się dobrego stało bo promienieję, ja natomiast musiałam jej powiedzieć o zdjęciach. Nie wiem skąd we mnie ta siła, do ciągłego podnoszenia.

Pamiętam jak Sefie napisał mi :
Sefie pisze: 11 mar 2022, 13:35 Gdyby moja żona dzisiaj zadzwoniła i oznajmiła, że chce naprawiać miałbym nielada zagwozdkę :lol:
byłam zszokowana, tak pragnęłam żeby mąż napisał, ale dziś rozumiem, dziś wiem, że ta droga nie byłaby łatwa, dziś tej drogi się boje. Dziś nie potafiłabym zaufać, nie potrafiłabym, żyć razem. Dziś mówie Bogu, że będzie musiał jeszcze mnie przekonać, że ten jego plan jest dobry, że mogę zaufać, jeśli będzie chciał nas połączyć. Sprzeczam się z nim, obarczam go winą, krzyczę, kłócę się, jestem zła, rozczarowana, zazdrosna o to, że innym się układa. Ale wracam, każdego dnia wracam, przyciąga mnie jak magnez. Zastanawiam się po co jestem na tym forum, już wiele razy chciałam opuścić, a jednak każdego dnia tu wchodzę. Nie umiem się modlić za nas, nie potrafię, zostawiłam to św. Ricie i św. Judzie Tadeuszowi. Coś w głębi serca mówi mi, że jeszcze będziemy rodziną, ale nie chcę w to wierzyć, wyrzucam to z głowy.

Zauważyłam, że we wszystkich wersetach pisma świętego, które mnie uderzyły pojawia się św. Paweł Apostoł lub są przez niego pisane. Można powiedzieć, że mnie prześladuje. Są to wersety wybrane z zamkniętymi oczami w chwilach rozpaczy, jednej werset wybrałam dwa razy ten sam. Wiem, że nie powinno się tak czytać Pisma Świętego, ale na ten moment inaczej nie umiem.

Werset 1 który pojawił mi się dwa razy List do Filemona z prośbą o przebaczenie dla Onezyma, tu wbił mi się do głowy fragment:

"Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. 15 Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, 16 już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. [Takim jest on] zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie zarówno w doczesności6, jak w Panu. 17 Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie! 18 Jeśli zaś wyrządził ci jaką szkodę lub winien cokolwiek, policz to na mój rachunek!"

Werset 2 który mnie uderzył również, list do Rzymian 13:
"Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa. 11 A zwłaszcza rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. 12 Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! "

Uznałam, że jeśli św. Paweł mnie tak wzywa to będę się do niego modlić, znalazłam litanie i jednen werset mnie rozbroił : "Aby Bóg raczył utrzymywać małżonków w wierności wzajemnej, a dzieci w synowskiej miłości".
Nie mam pojecia co mi chce przekazać, gubię się w tym ale, jeśli mnie tak przyciąga, że trafiam na niego w Piśmie Świętym, w filmikach o. Sztustaka, to może jednak chce, żebym się modliła tym litaniem.

Wyszło długo, wylałam myśli, które weszły mi do głowy. Idę dalej się podnosić i upadać. Jeśli komuś coś przyszło na myśl po tych wersetach to proszę o podpowiedź, może jest coś czego ja nie wyłapałam, a z pewnością jest tu wiele osób mądrzejszych ode mnie.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: Pavel »

Loczek, ja również pisałem setki scenariuszy, taki etap (plus indywidualne tendencje).
Daj czas czasowi.
O ile inni ludzie, ich postawa, mogą być inspiracją, o tyle warto pamiętać, że każdy ma swój czas. Pewne kwestie można przyspieszyć, nie da się natomiast pewnych etapów przeskoczyć.
Gdy będziesz robić swoje, efekty będą w twoim tempie przychodzić.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: Bławatek »

Loczku ja też projektowałam przyszłość i wymyślałam scenariusze. Niektóre pozwalały mi stanąć na nogi - bo gdy udało nam się z synem coś zrobić to nie bałam się scenariusza, że zostajemy sami, bo wiedziałam, że damy radę i szłam krok do przodu. Nie załamywałam się, że będę bez męża.

A jeśli chodzi o cytaty z pisma świętego, to też losowałam czasami te same ale były zawsze w punkt - takich zawsze potrzebowałam.

Przyszłości nie znamy, choć bardzo byśmy chcieli, aby była taka jak nam się marzy.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: Jastarnia »

Ja na początku kryzysu otworzyłam pierwszy raz w życiu Dzienniczek S. Faustyny. Stał sobie na półce zakupiony dawno temu, nieczytany przez nikogo. A tam słowa Pana Jezusa "Za dużo liczyłaś na siebie, a za mało na mnie". I te słowa mi towarzyszą przez cały ten czas, bo były tak bardzo prawdziwe.
To tak odnośnie Twojego niby "przypadkowego" otwierania Pisma Świętego. Każdy czeka na jakiś znak, na pocieszenie w kryzysie. To zrozumiałe. Każdy potrzebuje nadziei, oparcia się na czymś lub na kimś.
Trzymaj się loczku.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: Ruta »

Loczku, też wiem, że nie powinno się czytać Biblii na wyrywki. Ale zdarzyło mi się. Też w desperacji. Dwa razy poprosiłam o Słowo dla siebie i dwa razy dostałam pocieszenie i upewnienie. Śmiałam się w noc przed rozprawą rozwodową, z każdym wersetem coraz bardziej, choć chwilę wcześniej płakałam i nie mogłam zasnąć z obawy. I potem już spokojnie zasnęłam. Myślę, że nie jest niewłaściwe szczerze szukać pocieszania w Słowie Bożym.
Choć trzeba uważać, bo to może być też sposób na manipulację sobą lub innymi. Do dziś pamiętam mamę mojej koleżanki, która miała zapewne nerwicę lękową. Gdy koleżanka miała wyjść lub gdzieś wyjechać, jej mama otwierała Pismo i zawsze wychodził fragment, który tłumaczyła tak, że koleżanka musi zostać w domu, bo grozi jej niebezpieczeństwo.

Był też czas, gdy szczególnie przemawiały do mnie dzieje Abrahama i Sary i ich małżeństwa. Bardzo we mnie to czytane Słowo pracowało i było dla mnie pomocne. I żywe. Jakbym czytała w 3D, a może i 5D. Dla pomocy, by sobie nie przeinterpretować, zaczęłam z czasem czytać komentarze mądrzejszych od siebie, księży, teologów, zamiast opierać się na swoich intuicjach. Choć moje intuicje też były dla mnie ważne. Miałam poczucie, że coś w moim sercu się porusza, zmienia. Sporo się wtedy nauczyłam.

Przy sprawie sądowej z kolei dużo nauczyłam się z zapisu procesu Świętego Pawła w Dziejach Apostolskich. Nauczona wcześniejszym doświadczeniem, gdy poczułam, że to jest dla mnie, szukałam wyjaśnień w komentarzach, by właśnie nie wejść nadmiernie w swoje interpretacje, wyjaśnienia. To wcale nie zmienia relacji ze Słowem, ale ją pogłębia. No i zapobiega pobłądzeniu.

Chcę Ci też podziękować, za podzielenie się Słowem. We mnie też zapracowało. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja oczekuję od męża zadośćuczynienia. I co tam chcę zapisać i na czyj rachunek. Lubię sobie czasem posiedzieć, pomedytować z fragmentem Słowa, wersetem, który mnie porusza.
Truskawka
Posty: 509
Rejestracja: 02 sty 2022, 3:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Koniec małżeństwa. Proszę o wsparcie i otuchę.

Post autor: Truskawka »

Loczku, byłam, przeczytalam. Pomodle sie. Nie jesteś sama.
ODPOWIEDZ