Astro pisze: ↑01 cze 2022, 20:50
Kingo
A ja nie mogłem podjąć takiej drastycznej decyzji , żeby odciąć synów od kochanków żony . Mogłem tylko przez długi czas zaciskać zęby.
A kiedy już to zrobiłem choć powód sprawy, która się toczy był zupełnie inny , nadal musze tłumaczyć , udowadniać i Bóg wie co jeszcze.
Czy to dobra decyzja ? Bo nie chciałem i nie chce jej odciąć od synów. Ach skłamałbym bo jednak na samym początku sprawy najchętniej ulokowałbym ja w więzieniu. Taki fakt za to co robiła z synami , co im robiła , albo czego nie robiła a powinna jako matka.
Ruto mówisz ,ze zaciemniam obraz bo tego nie przeżyłem.
Hymmm słowa od 10 m-c przeżywam bo syn jest u mnie. Wiem jak jest traktowany , ma sie podporządkować.
Za to ty nie przeżywasz tego co ja przeżyłem. I to ja moge powiedzieć , ze nie wiesz o czym piszesz i mówisz pod względem kontaktów z dzieckiem ( dziećmi ) . Dobrze to zobrazowała Firekeeper tutaj :
Firekeeper pisze: ↑31 maja 2022, 11:26
A ja się zastanawiam jak dużo jest kobiet, które zrezygnowały z mieszkania ze swoimi dziećmi żeby nie widziały kochanka. Podjęły się płacenia alimentów, odwiedzania dzieci o ustalonym dniu i porze. Pod nadzorem detektywa lub małżonka?
Jedna różnica, nie masz kochanka.
Tylko mała różnica to ty czekasz na syna . Ty słyszysz nie dzisiaj , nie , mamy inne plany , przyjdź jutro . Albo czekaj , jedzą obiad, zaraz zejdą . Czekasz na deszczu, jesień , wieje . A co fajnie przecież tak postać półtorej godziny. Kochasz , czekasz bo chcesz zobaczyć, tylko ktoś ukradł ci twoje półtorej godziny. Mógłbym mnożyć w nieskończoność. To nie jest krzywda dla dzieci? O alimentach nie będę dużo pisał bo płace je regularnie. Raz na jednego syna spóźniłem sie 4 dni . Popłać je ty i przy okazji posłuchaj jaka jesteś skąpa , albo przekupujesz .
Mówiąc wprost bez urazy Ruto nie jesteś wstanie realnie i bezstronnie w tych kwestiach sie wypowiadać.
Astro, nie miałam intencji cię urazić, ani w żaden sposób podważać twojego doświadczenia. Pisząc, że twój przypadek w mojej ocenie zaciemnia obraz, miałam na myśli tylko tyle, że powodem dla którego byłeś odcinany od dzieci nie była twoja decyzja o włączeniu kochanki w życie twoich dzieci. Nie są to pod tym względem sytuacje porównywalne. Zależało mi także na tym, by zwrócić uwagę, że niezgoda na spotkania ojca z dziećmi w obecności kochanki, lub spotkania z innych powodów destrukcyjne dla dzieci, nie oznacza odcinania ojca od dzieci ani dzieci od ojca.
Sama stoczyłam dużą batalię o to, by nauczyć się chronić dziecko przed destrukcyjnymi zachowaniami męża, bez niszczenia relacji rodzicielskiej. Czasem oznaczało to brak kontaktów. Jednak nigdy, nawet gdy było bardzo trudno, nie było to celem samym w sobie. Nie było mi łatwo, miałam przeciwko sobie sąd, który na destrukcyjne formy kontaktów zezwalał, męża, który w czasie największego kryzysu nie widział destrukcji w swoim zachowaniu, a na stawiane granice reagował agresją i mialam przeciwko sobie samą siebie, z moim brakiem umiejętności stawiania granic, lękami, uwieszeniem na mężu. Wiedziałam jak powinno być, ale nie miałam wewnętrznych zasobów, by to osiągnąć. Wykonałam bardzo dużo pracy nad sobą, by pojawiły się zmiany.
Co do marznięcia, tracenia czasu, to moje osobiste doświadczenie. Przez bardzo długi czas wychodziłam na czas spotkań mojego męża z synem z domu. Ponieważ nigdy nie miałam pewności, czy syn nie zadzwoni, żebym wracała, jeśli poczuje się zagrożony, nie mogłam zaplanować w tym czasie spotkania, kina, czegokolwiek. Zwykle spędzałam ten czas na Adoracji, na Mszy Świętej, spacerując, a na koniec kontaktu robiąc zakupy. W czasie lockdownów nie było gdzie wejść nawet na herbatę, zagrzać się, większość znajomych się izolowała. Nie raz przemokłam, przemarzłam. Gdybym kierowała się tym, by tego nie doświadczać, mąż zabierałby syna do kochanki, a ja zostawałabym w ciepłym domu.
Przez długi czas nie otrzymywałam żadnych alimentów, więc placiłam 100 procent alimentów. Więc wiem co to placić alimenty w takiej kwocie, ze na moje potrzeby nie zostaje nic. Potem świadomie godziłam się na to, by mąż zamiast płacenia, sam kupował różne rzeczy synowi. Z początku były to często nietrafione zakupy. Ale bardziej niż na alimentach, zależało mi na tym by mąż na powrót poczuł się odpowiedzialny w sferze finansowej. To było w czasie gdy było mi bardzo trudno finansowo, straciłam stałą pracę i nawet sto zlotych miało dla mnie ogromne znaczenie.
Jednak konsekwentnie dążyłam do tego celu, który był dla mnie ważny. Moim celem była ochrona syna w czasie, gdy mąż wchodził w swoja destrukcję. I pomoc w tym, by jednak więzi synowsko ojcowskie w naszej rodzinie zostaly utrzymane. Ale oparte na zdrowych zasadach, nie na krzywdzeniu. Nie było łatwo, ale było warto. Nie jest idealnie, ale sytuacja syna jest znacznie lepsza, tak jak i sytuacja nas wszystkich.
Dla mnie koszty wciąż są duże. Mąż spędza teraz więcej czasu na ojcowaniu. Zdarza się, że nocuje w domu, teraz nawet po parę dni, opiekuje się synem. Dla mnie oznacza to z kolei, że ja w domu nie nocuję. Nie zawsze dzieje się to wtedy, gdy jest mi wygodnie, nie zawsze mam się gdzie podziać. Finansowo też niespecjalnie na tym korzystam. Wycofałam sprawę od komornika, rezygnując z egzekucji bardzo dużej zaległości, która się uzbierała. Otrzymuję alimenty zasądzone przez sąd, czyli niewielką kwotę. Mam nadzieję, że z czasem mąż zwiększy swój wkład i nie jest to złudna nadzieja, bo to się dzieje. Mężowi zostaje na tyle pieniędzy, że może tez kupić sam cos synowi. Dzieje się to wciąż kosztem mojego większego wysiłku finansowego. Ale teraz mąż czuje się odpowiedzialny, a nie przymuszony do odpowiedzialności.
Myślę, że ma rację Ksiądz Dziewiecki, bo dużo od niego zaczerpnęlam, że to ważne by nie dac osobie w destrukcji krzywdzić, by nie dac się zastraszac, i że taka postawa chroni wszystkich, takze tego małzonka i rodzica, który popada w głęboki kryzys. I jego więź z dziećmi także.
W dni, kiedy mąż nie jest w domu, piszę mu wiadomości-raporty, co się dzieje, co się zdarzyło waznego, trudnego, zabawnego, żeby mąż byl na bieżaco. Wkurzalo mnie to z początku. Czułam się nadzorowana. Ale widzę, że to był dobry pomysł, mąż dzięki temu wie, kiedy odezwac się, pogratulowac, pocieszyc. Moze z czasem, gdy odzyska więcej zaufania synowskiego, zacznie otrzymywac takie wiadomosci bezposrednio, a nie ode mnie. Zobaczymy.
Więc w sumie dokładnie to zrobiłam, płacę alimenty, opuszczam mieszkanie, tęsknię, poddaję się nadzorowi męża. Między innymi po to, by syn nie był włączany w patchwork, nie był narażony na trudne emocje i przeżycia z tym związane, ale też po to, by chronić siebie i całą naszą rodzinę. Koszty i wysiłek sa duże, ale zyski dla nas wszystkich również. Zdarza się, że słyszę, czy nie byłoby łatwiej, gdyby jednak mąż zabierał syna "do siebie". Byłoby wygodniej, ale łatwiej nie.