Świat mi się zawalił
: 28 paź 2017, 18:05
Dzień dobry na początku wszystkim.
Na początku opowiem wam naszą historię celem wprowadzenia do chęci rozwodu żony która prze do przodu jak czołg, a którą mimo wszystko KOCHAM.
Żonę poznałem w 2005 roku na studiach, pokochałem ją za jej skromność i uśmiech, byłem jej pierwszym mężczyzną.
Ale wielkie miasto zrobiło ze mną coś złego mając dziewczynę (obecnie moją żonę) spotykałem się z innymi dziewczynami na kawie, spacerach, 5 lat temu ją zdradziłem fizycznie. Dwa lata temu czyli w czerwcu 2015 roku pobraliśmy się w 2016 urodził się nasz syn ( nasze malutkie szczęście). Sądziłem że jestem na tyle silny żeby się oprzeć innym kobietom, ale pech chciał że w kwietniu 2017 spotkala mnie moją była dziewczyna za która zmieniłem życie o 180 stopni 12 lat temu która potem nie zostawiła a jej miejsce zajęła w moim sercu moja żona.
Zaczęły się SMS potem maile z byłą dziewczyną od maila do maila doszło do maili o sexie itd.
Moja żona jak zawsze przez przypadek o tym się dowiedziała w czerwcu (sprawdzała co jakiś czas mi maile, telefon, FB itd) była awantura rwanie zdjęć itd ale nie wyrzuciła mnie z domu. przyszedł lipiec pojechaliśmy na wakacje potem sierpień wszystko wydawało mi się że powoli wraca do normy rozmawialiśmy, kochaliśmy się. We wrześniu dowiedziałem się ze zona pisze bardzo dużo z chłopakiem z którym się spotykała przede mną (wiedziałem o ich kontakcie wcześniej bo mi mówiła ale nie sądziłem że jest tak duży - ok 500-1000 SMS i tel miesięcznie od czerwca)
Gdy o tym się dowiedziałem się we wrześniu zrobiłem jej awanturę o to czemu z nim tyle pisze co ją z nim łączy. mówił że nic.
Zaczęły się rozmowy o nas o naszym małżeństwie żona mi powiedziała że coś w niej pękło.
Zaczęłam szukać pomocy i poszliśmy do poradni świeckiej 28.09 , na pierwszym spotkaniu opowiedzieliśmy nasze historię 12 lat. padlo pytanie czy chcemy przyjść na 2 spotkanie oboje się zgodziliśmy odbyło się 4.10. Na II spotkaniu dowiedziałem się że żona chce rozwodu i nie ma innej opcji jest zdecydowana na rozwód argument" jesteśmy jeszcze młodzi i możemy być jeszcze szczęśliwi.
Wtedy właśnie zawalił się mój świat. ostatnio dowiedziałem się że facet z którym tyle pisała kocha ją bardzo i ją wspiera tak jak cała jej rodzina aby doprowadzić do rozwodu (mama z siostrą jej mówią aby się mi nie dała, brat jej pomaga z adwokatem). Wspomnę że facet M sam jest po rozwodzie i mam 2 synów.
Żona nie chce wogóle ze mną rozmawiać na nasz temat, ewentualnie możemy rozmawiać na temat dziecka.
Wiem że była już u adwokata, zbiera materiały i być może ma już napisany pozew choć nic na razie nie dostałem.
Do końca października chce abym się wyprowadził z mieszkaniu, czego ja nie chcę bo chcę jak najwięcej czasu spędzić z synkiem nawet jeśli ona nie chce spędzać ze mną - jej mama powiedziała że w takim razie jeśli ja się nie wyprowadzę to żona się wyprowadzi - chore to dla mnie.
Wyjeżdża jak tylko może do rodziców z naszym dzieckiem, które ma obecnie 18 miesięcy, boję się że powoli przez to co ona robi zanika więź miedzy mną a moim synkiem.
Nadmienię że widziałem się z Kowalskim M 2 razy raz na początku września gdzie mnie zapewniał że moja żona to tyko koleżanka. drugi raz 4.10 przed spotkaniem z psychologami gdy się dowiedziałem że moja żona jest u niego rana a mi powiedziała że wyjechala z domu o 15. zrobiłem mu awanture, a poźniej sie dowiedziałem o tym że moja zona chce rozwodu i to koniec. nadmienię że moja zona jest uparta a dodatkowo wspierana przez rodzinę w swojej decyzji. Dziś wiem że się spotykają choć adwokat z żonie kazał ograniczyć ten kontakt z Kowalskim.
Co ja zrobiłem w tym czasie od września gdy się o wszystkim dowiedziałem, starałem się z żona rozmawiać o nas o naszej rodzinie po prosiłem aby się zastanowiła nad nami co jest dla niej ważne. Wybrała rozwód.
W październiku po wiadomości o rozwodzie poszedłem na spowiedzi wyspowiadałem się, uczestniczę w mszach świętych i sakramencie Komunii Świętej, więcej się modle, zacząłem NP.
Prosiłem żonę aby poszła ze mną do kościoła ale ona nie chce.
Obecnie od października żona cały czas trwa w postanowieniu o rozwodzie, ja jutro idę posłuchać Pulikowskiego bo ma wykład, może uda mi się z nim porozmawiać osobiście.
Od października żona nie chce już rozmawiać ze mną o naszym małżeństwie (stwierdziła że jesteśmy małżeństwem tylko na papierze), a mi brakuję pomysłów, zacząłem stosować się do listy zerty ale to moim zdaniem średnio narazie zdaje egzamin (bo jest kowalski w którym moja żona sie zakochała ze wzajemnościa)
Zastanawiam się nad zastosowaniem dzien po dniu do zasad z filmu "Ognioodporni" nie wiem czy nie jest za wcześnie albo już za późno.
Jak się czuję:
Jakby ktoś zabrał mi część siebie pustka, kocham swoją żone mimo tego co sie dzieje staram sie rozmawiać z teściowa ale spotykam mur nikt z jej rodziny nie odbiera moich telefonów.
Nadmienię że moja rodzina jest bardzo za tym aby się wszystko nam poukładało, modlą się za nas.
Wiem że to wszystko jest poplątane ale chciałbym to wszystko ogarnąć ale wiem że do tego trzeba dwojga, ale w obecnej sytuacji nie wiem jak mam się zachować co mam robić.
Proszę o pomocą waszą i wsparcie uważam że się pogubilismy z żoną ja chcę mieć rodzine pełną a żona doszła do wniosku że dopiero teraz jest szcześliwa, jestem w totalnej rosypce.
PS. powoli zaczełem zmianę od siebie pracując z psychologiem któremu prześwietlają wartości chrześcijanskie nie świeckie, dowiedziałem się że żona chce iść do psychologa ale świeckiego.
Na początku opowiem wam naszą historię celem wprowadzenia do chęci rozwodu żony która prze do przodu jak czołg, a którą mimo wszystko KOCHAM.
Żonę poznałem w 2005 roku na studiach, pokochałem ją za jej skromność i uśmiech, byłem jej pierwszym mężczyzną.
Ale wielkie miasto zrobiło ze mną coś złego mając dziewczynę (obecnie moją żonę) spotykałem się z innymi dziewczynami na kawie, spacerach, 5 lat temu ją zdradziłem fizycznie. Dwa lata temu czyli w czerwcu 2015 roku pobraliśmy się w 2016 urodził się nasz syn ( nasze malutkie szczęście). Sądziłem że jestem na tyle silny żeby się oprzeć innym kobietom, ale pech chciał że w kwietniu 2017 spotkala mnie moją była dziewczyna za która zmieniłem życie o 180 stopni 12 lat temu która potem nie zostawiła a jej miejsce zajęła w moim sercu moja żona.
Zaczęły się SMS potem maile z byłą dziewczyną od maila do maila doszło do maili o sexie itd.
Moja żona jak zawsze przez przypadek o tym się dowiedziała w czerwcu (sprawdzała co jakiś czas mi maile, telefon, FB itd) była awantura rwanie zdjęć itd ale nie wyrzuciła mnie z domu. przyszedł lipiec pojechaliśmy na wakacje potem sierpień wszystko wydawało mi się że powoli wraca do normy rozmawialiśmy, kochaliśmy się. We wrześniu dowiedziałem się ze zona pisze bardzo dużo z chłopakiem z którym się spotykała przede mną (wiedziałem o ich kontakcie wcześniej bo mi mówiła ale nie sądziłem że jest tak duży - ok 500-1000 SMS i tel miesięcznie od czerwca)
Gdy o tym się dowiedziałem się we wrześniu zrobiłem jej awanturę o to czemu z nim tyle pisze co ją z nim łączy. mówił że nic.
Zaczęły się rozmowy o nas o naszym małżeństwie żona mi powiedziała że coś w niej pękło.
Zaczęłam szukać pomocy i poszliśmy do poradni świeckiej 28.09 , na pierwszym spotkaniu opowiedzieliśmy nasze historię 12 lat. padlo pytanie czy chcemy przyjść na 2 spotkanie oboje się zgodziliśmy odbyło się 4.10. Na II spotkaniu dowiedziałem się że żona chce rozwodu i nie ma innej opcji jest zdecydowana na rozwód argument" jesteśmy jeszcze młodzi i możemy być jeszcze szczęśliwi.
Wtedy właśnie zawalił się mój świat. ostatnio dowiedziałem się że facet z którym tyle pisała kocha ją bardzo i ją wspiera tak jak cała jej rodzina aby doprowadzić do rozwodu (mama z siostrą jej mówią aby się mi nie dała, brat jej pomaga z adwokatem). Wspomnę że facet M sam jest po rozwodzie i mam 2 synów.
Żona nie chce wogóle ze mną rozmawiać na nasz temat, ewentualnie możemy rozmawiać na temat dziecka.
Wiem że była już u adwokata, zbiera materiały i być może ma już napisany pozew choć nic na razie nie dostałem.
Do końca października chce abym się wyprowadził z mieszkaniu, czego ja nie chcę bo chcę jak najwięcej czasu spędzić z synkiem nawet jeśli ona nie chce spędzać ze mną - jej mama powiedziała że w takim razie jeśli ja się nie wyprowadzę to żona się wyprowadzi - chore to dla mnie.
Wyjeżdża jak tylko może do rodziców z naszym dzieckiem, które ma obecnie 18 miesięcy, boję się że powoli przez to co ona robi zanika więź miedzy mną a moim synkiem.
Nadmienię że widziałem się z Kowalskim M 2 razy raz na początku września gdzie mnie zapewniał że moja żona to tyko koleżanka. drugi raz 4.10 przed spotkaniem z psychologami gdy się dowiedziałem że moja żona jest u niego rana a mi powiedziała że wyjechala z domu o 15. zrobiłem mu awanture, a poźniej sie dowiedziałem o tym że moja zona chce rozwodu i to koniec. nadmienię że moja zona jest uparta a dodatkowo wspierana przez rodzinę w swojej decyzji. Dziś wiem że się spotykają choć adwokat z żonie kazał ograniczyć ten kontakt z Kowalskim.
Co ja zrobiłem w tym czasie od września gdy się o wszystkim dowiedziałem, starałem się z żona rozmawiać o nas o naszej rodzinie po prosiłem aby się zastanowiła nad nami co jest dla niej ważne. Wybrała rozwód.
W październiku po wiadomości o rozwodzie poszedłem na spowiedzi wyspowiadałem się, uczestniczę w mszach świętych i sakramencie Komunii Świętej, więcej się modle, zacząłem NP.
Prosiłem żonę aby poszła ze mną do kościoła ale ona nie chce.
Obecnie od października żona cały czas trwa w postanowieniu o rozwodzie, ja jutro idę posłuchać Pulikowskiego bo ma wykład, może uda mi się z nim porozmawiać osobiście.
Od października żona nie chce już rozmawiać ze mną o naszym małżeństwie (stwierdziła że jesteśmy małżeństwem tylko na papierze), a mi brakuję pomysłów, zacząłem stosować się do listy zerty ale to moim zdaniem średnio narazie zdaje egzamin (bo jest kowalski w którym moja żona sie zakochała ze wzajemnościa)
Zastanawiam się nad zastosowaniem dzien po dniu do zasad z filmu "Ognioodporni" nie wiem czy nie jest za wcześnie albo już za późno.
Jak się czuję:
Jakby ktoś zabrał mi część siebie pustka, kocham swoją żone mimo tego co sie dzieje staram sie rozmawiać z teściowa ale spotykam mur nikt z jej rodziny nie odbiera moich telefonów.
Nadmienię że moja rodzina jest bardzo za tym aby się wszystko nam poukładało, modlą się za nas.
Wiem że to wszystko jest poplątane ale chciałbym to wszystko ogarnąć ale wiem że do tego trzeba dwojga, ale w obecnej sytuacji nie wiem jak mam się zachować co mam robić.
Proszę o pomocą waszą i wsparcie uważam że się pogubilismy z żoną ja chcę mieć rodzine pełną a żona doszła do wniosku że dopiero teraz jest szcześliwa, jestem w totalnej rosypce.
PS. powoli zaczełem zmianę od siebie pracując z psychologiem któremu prześwietlają wartości chrześcijanskie nie świeckie, dowiedziałem się że żona chce iść do psychologa ale świeckiego.