Jak pokochać własną żonę

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

3Has
Posty: 201
Rejestracja: 22 lip 2017, 15:40
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: 3Has »

@Atalia - polecam ebook, masz czytnik?
Taniej, albo za darmo, książki nie zajmują tyle miejsca, i odpada problem że pożyczyłaś, zapomniałaś komu i ktoś zapomniał oddać.
Frost
Posty: 18
Rejestracja: 19 lip 2017, 1:29
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Frost »

krople rosy pisze: 08 sty 2018, 13:07 Szukasz czegoś tajemnego i smaczniejszego. Wydaje Ci się że ,szczęście" jest tuż za rogiem a Ty męczysz się ponieważ źle wybrałeś. Jeśli nikt Cię do małżeństwa nie zmuszał to znaczy że zawarles je z własnej, nie przymuszonej woli i w jakiś sposób kobieta, którą zaprosiles do wspólnego życia podobala Ci się. W wyniku pojawiających się wTobie poządliwych pragnień ( od których prawie żaden człowiek nie jest wolny a najistotniejsze jest co z nimi robi i czy nad nimi panuje) zaczynasz sam sobie zohydzać swój wybór żony i wspólne z nią życie. Z jakąkolwiek kobietą byś nie był przyjdzie czas że intrygować Cię będzie nowe....coś co przyniesie dawkę naskorkowych wrażeń i nutę adrenaliny.
Z pewnością sporo w tym prawdy. Po kilkunastu latach małżeństwa w zasadzie wszystko jest już nam znane, brakuje emocji w naszym związku.
krople rosy pisze: 08 sty 2018, 13:07 Miłość to akt woli więc jeśli tylko chcemy być naczyniem dla Boga który przez nas chce kochać innych to nie ma nic niemożliwego. Nie ma sensu oglądać się do tyłu bo przeszłości się nie zmieni. I nasze gdybanie jest bezsensowne. W naszej mocy jest kształtowanie ,, tu i teraz" aby ulepszyć nasze życie i przeżyć je z poczuciem sensu i celu.
Patrz na swoją żonę z miłością a ona na pewno ten błysk odwzajemni. Kobieta która jest kochana i podziwiana kwitnie i potrafi się zmobilizować do wielu rzeczy.
Bardzo podoba mi się powyższy cytat. Mam tendencje do wracania do przeszłości i rozdrapywania ran. Oczywiście do niczego dobrego nie prowadzi, nic nie zmieni a tylko pogłębia moją frustrację z powodu dokonanych wyborów. Kluczową rolą w procesie mojego uzdrowienia jest przestawienie swojego myślenia - przekonanie samego siebie do tego, że miłość jest decyzją a nie tylko uczuciem. To błędne pojmowanie miłości jest przyczyną wieeeelu negatywnych wewnętrznych przeżyć.
Przeszłości już nie zmienię, ale przyszłość mogę i na tym chcę teraz się skupić.
Frost
Posty: 18
Rejestracja: 19 lip 2017, 1:29
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Frost »

Atalia pisze: 11 sty 2018, 19:48 Na początku chciałabym napisać, że bardzo Cię rozumiem. Jestem w identycznej sytuacji.
Zrozumiałam to dawno temu i nie było i nie ma dnia, w którym bym nie żałowała, że wyszłam za mąż bez uczucia miłości do męża, bo taki miałam pomysł na życie, bo byłam samotna i nie lubiłam sama siebie, bo wydawało mi się, że nikt mnie nie zechce i zostanę "starą panną",że nie znajdę kogoś innego, że "jakoś to będzie",a także głównie dlatego, że chciałam uciec w małżeństwo od złych relacji z ludźmi.
Nie masz pojęcia Atalio jak bardzo cieszy mnie Twój wpis, to co piszesz w pełni oddaje to co ja odczuwam. Nikt mnie tak dobrze nie zrozumie jak ktoś kto przeżywa to samo. Ja też nie miałem uczucia miłości do żony żeniąc się z nią. Chciałem kochać, ale nie potrafiłem. Ale bałem się, że zawsze będę sam, tak trudno przecież było mi kogoś znaleźć. Te wszystkie odczucia były gdzieś głęboko schowane, będąc ich świadomym, nigdy nie zrobiłbym takiego świństwa ani sobie ani swojej żonie. Dopiero lata później cały ten wachlarz uczuć zrobił ogromne spustoszenie w moim sercu.
Atalia pisze: 11 sty 2018, 19:48 Nie wiem, czy jest tu jeszcze ktoś, kto żyje w takim małżeństwie.
Zwykle - jeśli chodzi o małżeństwa - to jest wielka miłość i dopiero potem decyzja o ślubie.
Pełna zgoda. Trudno powiedzieć, czy jest tu jeszcze ktoś z podobnym problemem na forum.
Myślę, że to rzadkie przypadki. Ludzie z reguły najpierw się zakochują w sobie, a dopiero później podejmują decyzję o ślubie.
Atalia pisze: 11 sty 2018, 19:48 Jestem przekonana, że to nie było tak, że żony nie kochałeś, myślę, że Ty chciałeś ją kochać.
Zawsze chciałem kochać, ale tej miłości nigdy nie było we mnie. Czasem wydaje mi się, że jestem jakiś inny i zastanawiam się, dlaczego nie dane mi było zaznać prawdziwej miłości.

Atalia pisze: 11 sty 2018, 19:48 Bardzo mi pomogła sytuacja, gdzie znaleźliśmy się w kryzysie (zakochałam się w kimś innym) i zaczęłam szukać pomocy.
Zaczęłam słuchać ks. Dziewieckiego, ks. Pawlukiewicza.
Zaczęłam budować swoją relację z Bogiem Najwyższym, bo nigdy takiej nie miałam, modlić się.
Mój mąż jest niestety tzw. wierzącym niepraktykującym.
Często zastawiałem się, jak by to było, gdybym podczas trwania mojego małżeństwa zakochał się w kimś z wzajemnością. Czy byłbym w stanie pójść za głosem serca i rozwalić swoje małżeństwo dla miłości? Dziękuję Bogu za to, że to nigdy się nie stało i że mam nadal szansę naprawić swoje życie.
Moja żona też jest wierzącą niepraktykującą, wszyscy wiemy, co to w praktyce oznacza. To dobra dziewczyna, ale twierdzi, że Boga ma w sercu i kościół jej niepotrzebny. Przestałem już ją namawiać do chodzenia do kościoła, mam nadzieję, że po mojej przemianie też i ona poczuje chęć przybliżenia się do Boga.
Atalia pisze: 11 sty 2018, 19:48 Pojechałam też do Białegostoku na konferencję ks. Dziewieckiego organizowaną przez Sychar.
Jechałam kilkaset kilometrów, żeby usłyszeć odpowiedź ks. Marka na jedno, ostatnie pytanie w ostatniej konferencji, pytanie zadane przez pewnego odważnego człowieka, który właśnie był w identycznej sytuacji.
Czy jesteś w stanie dokładnie przypomnieć sobie, co ks.Marek wówczas powiedział. Kilka razy szukałem czy ks.Marek coś mówi o podobnych sytuacjach ale nigdy nic nie znalazłem. Mówi za to o wielu poważniejszych sprawach. U mnie teoretycznie wszystko w porządku, ale w sercu totalna pustka i tęsknota za miłością.
Atalia pisze: 11 sty 2018, 19:48 Z tego też względu odbyłam po rzetelnym rachunku sumienia spowiedź generalną.
Klapki mi z oczu nie spadły, nie olśniło mnie nagle, ale wierzę, że jestem na dobrej drodze, czego i Tobie życzę.
Też odbyłem taką spowiedź i też mam podobne odczucia.
Myślę, ze jesteśmy w możliwie najlepszym miejscu. Na forum świeckim na pewno doradzono by nam szukanie miłości i niekrzywdzenie małżonków jej brakiem.

Od tygodnia już mówię sobie dość często, że moja żona jest cenniejsza niż perły i złoto. Jak na razie spektakularnych efektów nie mam, no może mniej się dołuję tym wszystkim. Nie zniechęcam się jednak i nie poddaję, zamierzam trwać w tym postanowieniu mimo trudności i momentów zniechęcenia.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Pavel »

Frost pisze: 15 sty 2018, 1:18
Atalia pisze: Nie wiem, czy jest tu jeszcze ktoś, kto żyje w takim małżeństwie.
Zwykle - jeśli chodzi o małżeństwa - to jest wielka miłość i dopiero potem decyzja o ślubie.
Pełna zgoda. Trudno powiedzieć, czy jest tu jeszcze ktoś z podobnym problemem na forum.
Myślę, że to rzadkie przypadki. Ludzie z reguły najpierw się zakochują w sobie, a dopiero później podejmują decyzję o ślubie.
Ja i moja żona jesteśmy podobnym przypadkiem.
Zakochanie/zauroczenie między nami było co najwyżej średnie, czyli porównując do mocnego zakochania - żadne.
W moim przypadku była to od momentu gdy zacząłem ją traktować poważnie, zdecydowanie bardziej postawa i decyzja niźli zakochanie.
Pewność mam o tyle, że każdy mój poprzedni związek wiązał się z nieporównywalnie większym zakochaniem. Motylki, adrenalina i te sprawy - zupełnie inny poziom.
Patrząc z mojej perspektywy, nie widzę w tym niemal żadnego problemu. Jasne, z zakochaniem jest łatwiej, początkowo.
Jednocześnie zakochanie niewiele ma wspólnego z dojrzałą miłością.
A właśnie warto byłoby, aby naszym celem było nauczyć się prawdziwie kochać w pełni tego słowa znaczeniu. A do tego, wg mnie, zakochanie nie jest potrzebne.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Atalia
Posty: 25
Rejestracja: 03 maja 2017, 11:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Atalia »

Frost pisze: 15 sty 2018, 1:18 Czasem wydaje mi się, że jestem jakiś inny i zastanawiam się, dlaczego nie dane mi było zaznać prawdziwej miłości.
Ja wcześniej bywałam zakochana, nawet raz z wzajemnością za czasów młodzieńczych, ale nic z tego nie wyszło...
Więc znam uczucie zakochania i wiem, że to nie było to, co czułam do męża. W dniu ślubu niby byłam na zewnątrz szczęśliwa, że zaczynam nowy etap w życiu, ale w środku niepewność i niestety beznadzieja sytuacji. Za szybko to wszystko się stało. Ledwie się poznaliśmy, a za 8 miesięcy staliśmy przed ołtarzem.
Frost pisze: 15 sty 2018, 1:18 Często zastawiałem się, jak by to było, gdybym podczas trwania mojego małżeństwa zakochał się w kimś z wzajemnością.
Na szczęście zakochałam się platonicznie i bez wzajemności, a facet nic nie wie o moim uczuciu, choć może się domyśla. Jednak moja decyzja jest taka, że pomimo tego uczucia (gdyby była sposobność) NIGDY nie odważyłbym się zdradzić męża w sensie dosłownym. Raz, że grzech, po drugie - to by go zabiło, a po trzecie skrzywdziłabym zbyt wiele osób (siebie, męża, tego faceta i Bóg wie, kogo jeszcze). A już na pewno zabiłabym godność mojego męża, jako człowieka. Straciłabym jego szacunek i zaufanie. Nawet chodząc na spotkania Sycharu narażam się na jego dziwne podejrzenia i boleśnie kąśliwe uwagi, gdy czasami spotykałam się z kolegami, też miałam potem awantury.
Frost pisze: 15 sty 2018, 1:18
Moja żona też jest wierzącą niepraktykującą, wszyscy wiemy, co to w praktyce oznacza. To dobra dziewczyna, ale twierdzi, że Boga ma w sercu i kościół jej niepotrzebny. Przestałem już ją namawiać do chodzenia do kościoła, mam nadzieję, że po mojej przemianie też i ona poczuje chęć przybliżenia się do Boga.
A modlisz się a żonę? Cała rodzina mojego męża jest "nowoczesna i postępowa" (całkiem, jak ja kiedyś ;), także nie sądzę, żeby ktokolwiek za niego się modlił. Więc ja to robię... Może u was jest tak samo?
Frost pisze: 15 sty 2018, 1:18
Czy jesteś w stanie dokładnie przypomnieć sobie, co ks.Marek wówczas powiedział. Kilka razy szukałem czy ks.Marek coś mówi o podobnych sytuacjach ale nigdy nic nie znalazłem. Mówi za to o wielu poważniejszych sprawach. U mnie teoretycznie wszystko w porządku, ale w sercu totalna pustka i tęsknota za miłością.
Nic więcej nie pamiętam, poza tym, co napisałam. Dużo więcej tam nie było, podałam cały sens jego wypowiedzi. Wywnioskowałam z niej to, że mamy prawo korzystać z sakramentów.
Ale - tu dodaję od siebie - po rzetelnej i szczerej spowiedzi...
Frost pisze: 15 sty 2018, 1:18
Na forum świeckim na pewno doradzono by nam szukanie miłości i niekrzywdzenie małżonków jej brakiem.
Zdecydowanie tak by było. I jeszcze przeczytalibyśmy że mamy prawo do szczęścia.
W świeckim świecie tak by było. Nie ma co gdybać, ale teoretycznie mogłabym się zastanowić co by było, gdybym nie zawarła małżeństwa sakramentalnego. Tylko po co? :)

Bądźmy w kontakcie, znajdę fajne materiały, które mi pomogły i wyślę Ci linki np. do konferencji ks. Pawlukiewicza.
"Oto nadeszły chwalebne gody Baranka, Małżonka czeka już: Alleluja!
Błogosławieni, którzy wezwani są na ucztę Baranka!!"
https://www.youtube.com/watch?v=eA1bF0vZcWk
Atalia
Posty: 25
Rejestracja: 03 maja 2017, 11:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Atalia »

Pavel pisze: 15 sty 2018, 13:37 Zakochanie/zauroczenie między nami było co najwyżej średnie, czyli porównując do mocnego zakochania - żadne.
To już coś, na czym można było budować. My mamy trochę gorzej :)
Ale nie licytujemy się, nie?
"Oto nadeszły chwalebne gody Baranka, Małżonka czeka już: Alleluja!
Błogosławieni, którzy wezwani są na ucztę Baranka!!"
https://www.youtube.com/watch?v=eA1bF0vZcWk
Frost
Posty: 18
Rejestracja: 19 lip 2017, 1:29
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Frost »

Pavel pisze: 15 sty 2018, 13:37 Patrząc z mojej perspektywy, nie widzę w tym niemal żadnego problemu. Jasne, z zakochaniem jest łatwiej, początkowo.
Jednocześnie zakochanie niewiele ma wspólnego z dojrzałą miłością.
A właśnie warto byłoby, aby naszym celem było nauczyć się prawdziwie kochać w pełni tego słowa znaczeniu. A do tego, wg mnie, zakochanie nie jest potrzebne.
I tego właśnie chciałbym się nauczyć - prawdziwie kochać. Droga do tego u mnie jednak długa i kręta.
Ostatnie dni były dość ciężkie, sporo kłótni i wylewania przeróżnych żali przez żonę, aż ciężko było mi tego wszystkiego słuchać, choć sporo z tego miało w sobie wiele prawdy. Jestem chwilowo w dołku, muszę się podnieść i dalej realizować swój plan...
Frost
Posty: 18
Rejestracja: 19 lip 2017, 1:29
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Frost »

Atalia pisze: 15 sty 2018, 17:14 Nie ma co gdybać, ale teoretycznie mogłabym się zastanowić co by było, gdybym nie zawarła małżeństwa sakramentalnego. Tylko po co? :)

Bądźmy w kontakcie, znajdę fajne materiały, które mi pomogły i wyślę Ci linki np. do konferencji ks. Pawlukiewicza.
Swięta racja, że nie ma co grzebać w przeszłości tylko skupić się na przyszłości. To powinno być naszym celem.
Jeśli masz jakieś fajne materiały to proszę prześlij mi je. Jeśli też coś znajdę, również się podzielę.
Powodzenia! Niech Bóg nam dopomoże!
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: zenia1780 »

Frost pisze: 22 sty 2018, 6:24 Swięta racja, że nie ma co grzebać w przeszłości tylko skupić się na przyszłości
No nie do końca na przyszłości...
Tak właściwie, to jedyne na czym możemy i powinniśmy się skupić to terażniejszość. Tylko na nią mamy wpływ i tylko w niej możemy coś zrobić, coś zminić. DZISIAJ, to jest teren naszego działania.
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
krople rosy

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: krople rosy »

Frost pisze: 22 sty 2018, 6:20 I tego właśnie chciałbym się nauczyć - prawdziwie kochać. Droga do tego u mnie jednak długa i kręta.
Ostatnie dni były dość ciężkie, sporo kłótni i wylewania przeróżnych żali przez żonę, aż ciężko było mi tego wszystkiego słuchać
I co z tymi żalami zrobisz/zrobicie? Bo te kłótnie i żale to informacja o Was i dla Was. Trzeba coś z tego wyciągnąć. Wartościowe jest szukanie pomocy u ludzi i w różnych materiałach ale one bez wsłuchiwania się w siebie i próby rozwiązania problemu nic nie wskórają.
Atalia
Posty: 25
Rejestracja: 03 maja 2017, 11:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Atalia »

"Oto nadeszły chwalebne gody Baranka, Małżonka czeka już: Alleluja!
Błogosławieni, którzy wezwani są na ucztę Baranka!!"
https://www.youtube.com/watch?v=eA1bF0vZcWk
Atalia
Posty: 25
Rejestracja: 03 maja 2017, 11:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Atalia »

Frost, piszę specjalnie do Ciebie i innych borykających się z takim problemem.
Wczoraj miałam doła i jak zwykle się kłóciłam z mężem. Dziś sobie jedną sprawę wyjaśniliśmy i zgodziliśmy się oboje z tym, że owszem uczucia miłości nie ma (u niego JUŻ nie ma), ale jest - uwaga zaczarowane słowo - PRZYWIĄZANIE! Tak mi mąż dzisiaj powiedział i mnie oczarował! Generalnie fakt, po tylu latach trudno czegoś do drugiej osoby pozytywnego nie czuć!
Ty się zastanów, czy czujesz do żony przywiązanie, ale takie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, w żadnym wypadku uzależnienie.
Kurcze, jakie to proste! Na tym przecież też można zacząć coś dobrego budować.
Chwała Panu!

P.S. Wczoraj miałam doła, dziś jest lepiej, ale nie wiem, co będzie jutro, pewnie znowu dołek :)
"Oto nadeszły chwalebne gody Baranka, Małżonka czeka już: Alleluja!
Błogosławieni, którzy wezwani są na ucztę Baranka!!"
https://www.youtube.com/watch?v=eA1bF0vZcWk
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: GosiaH »

Frost pisze: 22 sty 2018, 6:20 Ostatnie dni były dość ciężkie, sporo kłótni i wylewania przeróżnych żali przez żonę, aż ciężko było mi tego wszystkiego słuchać, choć sporo z tego miało w sobie wiele prawdy. Jestem chwilowo w dołku, muszę się podnieść i dalej realizować swój plan...
Frost, a czy to, co pogrubiłam, nie jest jakoś do zweryfikowania? Może na tym polu potrzebujesz pomocy?
Tak mi do głowy przychodzi.

Atalia pisze: 05 lut 2018, 17:51 Wczoraj miałam doła i jak zwykle się kłóciłam z mężem.
Atalia, ależ mnie zaskoczył ten wpis - jak ja mam doła, to mój mąż jest osobą, do której idę po pomoc i naprawdę ostatnią rzeczą, o jakiej pomyślałabym, jest kłótnia.



Atalia pisze: 05 lut 2018, 17:51 uczucia miłości nie ma (u niego JUŻ nie ma), ale jest - uwaga zaczarowane słowo - PRZYWIĄZANIE!
a ja chcę od małżeństwa więcej !
Chcę uczucia, chcę postawy miłości i przysłowiowych motyli w brzuchu.
Powiem więcej - ja to wszystko na co dzień mam.
Tylko wiem, że samą postawą roszczeniową i biernym czekaniem to ja nic nie osiągnę.
Ja na to wszystko pracuję rzetelnie. Mój mąż też.
Znamy swoje języki miłości.
Nauczyliśmy się nimi mówić.
Itp

Naprawdę, to forum jest skarbnicą wiedzy. Ale samo czytanie, bez praktyki, niewiele pomoże. Tak myślę.
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Atalia
Posty: 25
Rejestracja: 03 maja 2017, 11:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Atalia »

GosiaH pisze: 05 lut 2018, 19:34 Atalia, ależ mnie zaskoczył ten wpis - jak ja mam doła, to mój mąż jest osobą, do której idę po pomoc i naprawdę ostatnią rzeczą, o jakiej pomyślałabym, jest kłótnia.
Szczerze zazdroszczę, że możesz liczyć na wsparcie męża. To naprawdę wielkie szczęście, bo mój mąż mnie sam dołuje i to nierzadko.
GosiaH pisze: 05 lut 2018, 19:34
Atalia pisze: 05 lut 2018, 17:51 uczucia miłości nie ma (u niego JUŻ nie ma), ale jest - uwaga zaczarowane słowo - PRZYWIĄZANIE!
a ja chcę od małżeństwa więcej !
Chcę uczucia, chcę postawy miłości i przysłowiowych motyli w brzuchu.
Powiem więcej - ja to wszystko na co dzień mam.
Tylko wiem, że samą postawą roszczeniową i biernym czekaniem to ja nic nie osiągnę.
Ja na to wszystko pracuję rzetelnie. Mój mąż też.
Znamy swoje języki miłości.
Nauczyliśmy się nimi mówić.
Itp
Też chciałabym więcej, ale na razie mam to, co mam. Nie ma miłości, bo jej nigdy nie było (w sensie motylków w brzuchu), ale przywiązanie stało się obecnie fundamentem, na którym będę starała się budować swój związek małżeński.
Taki mam punkt zaczepienia w mojej sytuacji...
"Oto nadeszły chwalebne gody Baranka, Małżonka czeka już: Alleluja!
Błogosławieni, którzy wezwani są na ucztę Baranka!!"
https://www.youtube.com/watch?v=eA1bF0vZcWk
Ukasz

Re: Jak pokochać własną żonę

Post autor: Ukasz »

Ja podszedłem do tego diametralnie inaczej. Kochaliśmy się bardzo, gorąco, pięknie, ponad 20 lat. Gdy po tym moja żona oświadczyła mi, że u niej jest już tylko przywiązanie, tak jest i mam się tym pogodzić, bo nie jesteśmy już nastolatkami, to ja powiedziałem NIE. Albo spróbujemy budować naszą więź od nowa, może to być na jej warunkach, ale przynajmniej spróbujemy, albo separacja. I jest separacja. Na razie sądzę, że to była dobra decyzja. Sam stanąłem na nogi i chyba udaje mi się też powoli odbudowywać uczucia do żony, które wcześniej zdeptała tak brutalnie i skutecznie, że zgasły zupełnie.
Przywiązanie może być jakimś punktem wyjścia, to prawda. Ale jeśli ma być punktem dojścia, to ja już wolę - przynajmniej na razie - osobno. Może za jakiś czas będę w stanie wrócić znów próbować samemu sklejać to, co się rozpadło między dwojgiem.
ODPOWIEDZ