Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

Maz mi dziś bardzo przykre rzeczy powiedział, że on chce być sam albo z kimś innym, ale nie ze mną i mam to uszanowac.
Piszecie, że jeśli on ma taką osobowość, nigdy nie będzie mężem, a ja mam ochronić siebie.
A ja naiwnie wierzyłam, że on pójdzie na swoją terapię i nam się uda.
Wciąż jest dla mnie ważny.

On mówi mi wprost, że mnie nie chce jako żony.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Sarah »

judyta99 pisze: 29 sie 2022, 23:44 Piszecie, że jeśli on ma taką osobowość, nigdy nie będzie mężem, a ja mam ochronić siebie.
A ja naiwnie wierzyłam, że on pójdzie na swoją terapię i nam się uda.
Piszesz, że mąż ma cechy psychopatyczne i narcystyczne. Jest wiele informacji o tych zaburzeniach, choćby w internecie. Jesteś dorosłą osobą i masz dziecko, za które jesteś odpowiedzialna, może czas przestać być naiwną i realnie spojrzeć na swoją sytuację?
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Firekeeper »

Judyta na ten moment kiedy Twój mąż nie podjął jeszcze terapii i nie ma potwierdzonej diagnozy i Ty sama też jeszcze nie zaczęłaś terapii indywidualnej nie ma sensu rozważać co będzie dalej.

Na ten moment wydaje mi się, że bycie oddzielnie na czas terapii jest sensownym rozwiązaniem. Dlaczego? Dlatego, że wracając do siebie już teraz automatycznie będziecie wracać do tego co Wam znane, czyli waszych schematów i dalej będzie to samo. To nie jest tak, że zaczynasz terapię i nagle wszystko się układa. Wręcz przeciwnie. W moim przypadku wszystko zaczęło się walić. Byłam bardzo rozchwiana emocjonalnie. Trzeba sobie od nowa poukładać wszystko, przeorganizować życie to wymaga czasu i pracy. Ja mimo, że dużo wiem i ćwiczę na co dzień komunikację i panowanie nad sobą mam takie gorsze dni, że najchętniej rzuciłbym wszystko i wróciła do dawnej ja, niszcząc tym samym cały postęp jaki osiągnęłam. Czasem nawet niektóre już znane schematy automatycznie wracają. Jak na przykład moja potrzeba ciągłej kontroli męża. Ktoś do męża zadzwoni i on nie zdąży mi powiedzieć kto zadzwonił, chociaż wcale nie musi mnie o tym informować, a ja już pytam kto i co chciał.

A co będzie dalej z Waszym małżeństwem jeśli mąż bedzie miał diagnozę już potwierdzoną tego nie da się przewidzieć. Jeśli terapia Twoja i jego będzie skuteczna i będziecie wstanie stworzyć związek zdrowy, a nie toksyczny to jest szansa. Ale zaburzenie będzie o sobie przypominać. To jak z moimi dziećmi da się z nimi żyć ale z autyzmu się nie wyleczą. Ale ciągła terapia i praca pozwala na to by funkcjonować z nimi w miarę normalnie.
Lukasz1991
Posty: 4
Rejestracja: 28 sie 2022, 10:23
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Lukasz1991 »

Dzien dobry, jestem mezem Judyty99, tym zlym, tak tu opisywanym. Tym prowodyrem tego calego watku. Chcialem podziekowac wszystkim tym, ktorzy angazuja sie w pomoc, niezaleznie od tego czy wg nich jestem potworem czy jestem ok - oceniacie tylko na podstawie informacji z jednej strony, wiec nawet jak ktos ma mnie za potwora, ktorym byc moze jestem, nie mam zalu. I wszyskim chcacym pomoc serdecznie dziekuje.

Teraz napisze pare slow jak ta trudna i smutna sytuacja naszego zycia wyglada ode mnie i potem, kiedy juz bedziecie miec pelniejszy obraz (bo i z mojej strony i strony
Judyty99), poprosze o pare porad.
Jestem tutaj, gdyz nie wiem juz co robic i jak dalej zyc, jak sprawic, aby cierpienie sie skonczylo i kazdy z nas mogl w miare normalnie funkcjonowac.
Wielu z Was pewnie pomysli, ze od tego jest terapia par, ze specjalisci powinni skupic sie na rozwiazywaniu tak trudnych problemow, ktore poza problemami z sama relacja zachaczaja o problemy psychiczne/emocjonalne. To mowie jak bylo: probowalismy. Zaczelismy ok. 6 lub 7 terapii z roznymi specjalistami. Efekt: 2 powiedzialo, ze nie widzi mozliwosi prowadzenia terapii / nie ma narzedzi zeby nam pomoc i mamy isc na terapie indywidualne ewentualnie. Jeden poczul sie niekompetentny, gdyz nie mial studiow, a zona o to spytala (do czego miala pelne prawo). Reszcie niestety Judyta99 odmowila, gdyz sie jej nie spodobali w ten czy inny sposob. Ja chcialem po prostu, zeby ktorykolwiek z nich pomogl, jakkolwiek, ale nie udalo sie poki co i wiem, ze ten scenariusz sie bedzie powtarzal niestety, dlatego juz stwierdzilem, ze nie chce chodzic na terapie par i wydawac na darmo pieniedzy (Judyta99 tez jest juz tym zmeczona) i bede poki co chodzil na indywidualna tylko. Poki co nie wiem, czy jestem narcyzem i psychopta. Przez cale zycie wydawalo mi sie ze wrecz przeciwnie, ze takie cechy sa mi dalekie, zawsze staralem sie byc empatyczny, nigdy nie mowic zle o kims. W podstawoce nigdy nie bralem udzialu jak chlopcy dokuczali slabszym, nie bawilo mnie to. Nawet gdybym mial wiecej odwagi to bym ich bronil, ale nie mialem. Jednak moze te cechy uwidaczniaja sie pozniej, moze uwidocznilly sie teraz a ja nie jestem ich swiadomo, Judyta99 ciagle w tym siedzi, moze rzeczywiscie cos dostrzegla. Bylem u jednego psychiatry z rok temu i opowiadalem o tym wwszystkim, to stwierdzil, ze na jego oko nie mam cech psychopaty ani narcyza i wogole powiedzial, ze mi nie pomoze, bo ‘zawracam mu glowe problemami malzenskimi’ i mam isc do terapeuty par z zona. Z kolei jak bylem u 2 psychologow, to zedna z pan nie stwierdzila tych zaburzen, powiedzialy, ze narcyz nie czuje sie zle jak druga osoba cierpi i nie bylby tym przygnebiony i ze nie jestem narcyzem na 99% wedlug niej. Jednak mozliwe, ze sie mylily, bo jak mowi Judyta99, narcyz zawsze przedstawia sie z dobrej strony. Ja tego nie robie celowo, ale moze podswiadomie, nie wiem. Ostatnio z zona bylem u pani psychiatry ktora dala mi skierowanie na test jakis MPI costam, zeby potwierdzic/wykluczyc zaburzenia o ktorych mowi Judyta99.

Opisze od poczatku jak nasza sytuacja wygladala, zeby dac lepszy kontekst. Prosze zrobic sobie kubek cieplej herbaty/kawy, wziac piwo, co kto lubi, bo nie zmieszcze sie w paru zdaniach. Dziecko urodzilo sie, wtedy tez zamieszkalismy razem. Poniewaz zona wczesniej nie pracowala, bo byla bardzo mloda (rocznikowo miala 24 lata, choc kalendarzowo jeszcze 23), to oczywisty byl podzial rol - ona bedzie glownie z dzieckiem, ja bede glownie zapewnial rodzinie byt. Zamieszkalismmy w domu rodzinnym mojej rodziny - z babcia moja. Zarabialem wtedy tak malo, ze nie mialem innej opcji. Babcia miala 2 wolne pokoje, dlaczego by nie skorzystac? Jakbysmy poszli na wynajem, nie mialbym z czego wykarmic rodziny juz. No niestety, na tamte czasy nie bylem zbyt udany, co tez ciagle slyszalem od Judyty99. “Jak mogles mnie tu sprowadzic?” “jaki dorosly mezczyzna mieszka z babcie” “To nie jest normalne, aby mlodzi ludzie tak zyli”. Jednak nie moglem wiecej zrobic, wiec bralem te slowa na klate, uznajac, ze jestem slusznie karany za moje niedolestwo i robilem swoje. Ja na jej miejscu prawdopodobnie tez nie czulbym sie komfortowo. Niedlugo pozniej babcia zmarla, mieszkanie odziedziczyli moi rodzice i powiedzieli, ze mozemy tam mieszkac ile chcemy. Bylo to mieszkanie z oddzielnym wejsciem i choc wlascicielami sa moi rodzice, przyslowiowa “kontrola tesciowej” nie istniala. Wiem, ze moja zona ich nienawidzi, ale trzeba przyznac ze to ludzie dyskretni, umiejacy uszanowac prywatnosc. Mozna by powiedziec, ze mielismy dobry start. Mieszkanie udostepnione za darmo, naprawde dobry start. Maz pracuje, zona nie musi pracowac, dziecko tylko jedno, a nie piecioro jak za czasow naszych babc/prababc, wiec nie jest kobieta umeczona tak jek te biedne niewiasty we wczesniejszych wiekach. Mozna by powiedziec, jest niezle…

Jednak, jak czes lecial, bylo tylko gorzej. To byla rownia pochyla w dół. Judyta99 z kazdym kolejnym miesiacem miala do mnie coraz wiecej pretensji, żali, obelg. A to ze nie pomagam przy dziecku tyle ile powinienem, ze nie wykonuje obowiazkow domowych tak jak powinienem, ze jestem knur i leniwy dziad (tak, uzywajac tych slow wlasnie, choc brzmia smiesznie, to bola, szczegolnie gdy wypowiedziane z olbrzymia zloscia). Ja sie staralem jak moglem, ale po prostu nie mialem tyle sily ile ona oczekiwala. Pamietam, ze nie raz w nocy wstawalem i jechalem na rowerze do apteki nocnej po pieluszki albo leki (bo jak Judytka99 mowi, bylem nieudany facet i nie mialem prawa jazdy, w sumie to dalej nie mam). Ale pamietam, ze tez byly sytuacje takie, ze odmowilem pomocy, np. w nocy kiedy dziecko mialo kolke. Myslalem sobie “wstane, rozbuzbudze sie, potem nie zasne i zawale prace, to nie ma sensu, a przeciez to tylko kolka”. Wiem, moze to troche egoistyczne, ale prosze zwrocic uwage ze jako jedyny zywiciel rodziny ktorym bylem nie moge pozwolic na to zeby w pracy byc zombie, bo po prostu mi podziekuja. Zona jednak miala odmienne zdanie i nie szczedzila mi awantur, pretensji i wyzwisk na moj temat. Zawsze robilem cos zle, zawsze bylem za malo pomocny, za malo odpwiedzialny, niedojrzaly, niezbyt zaangazowany wg niej. A ja po prostu na wiecej nie mialem juz sily. Z czasem bylo tylko gorzej. Jedzenie: ostatniego roku naszego wspolnego mieszkania razem moja zona nie musiala duzo gotowac, zarabialem wiecej juz, wiec tak ze 2 razy w tyg. cos zamawialismy, raz szlismy do restauracj. Ze 2 razy w tygodniu ja cos zrobilem.

Pamietam jak pewnego dnia zrobilem obiad dla nas, byl to dzien, kiedy pracowalem (pracowalem juz wtedy i dalej pracuje zdalnie, z domu). Po zjedzeniu obiadu zona podziekowala, byla zadowolna, ja bylem szczesliwy, bo lubie karmic ludzi no i ze poza praca moge sie do czegos przydac. Cieszylem sie, wrocilem do pracy. Jednak tego dnia wieczorem (jak bardzo wielu innych dni) bylo istne pieklo. Czemu? Otoz ze nie szanuje zony. Po zjedzeniu nie mialem juz czasu i sily pozmywac naczyn. Moje mysenie bylo proste: skoro ja na ten obiad zarobilem, ja pojechalem po skladniki i go zrobilem, a tam w pracy juz slysze pipczenie komunikatorow wzywajace mnie do kolejnych zadan, zostawie talerze i garnki w zlewie i pozniej, kiedy Judyta99 bedzie chciala, to je pozmywa, w swoim czasie. Moze wieczorem, moze jutro - nigdy bym nie smial zarzadzac jej czasem i wyznaczac co kiedy ma robic. Ja nie nalezalem do typow samca alfa, mnie by przez usta nie przeszlo “no kochanie, garneczki czakaja, prosze je pozmywaj”. Ja w tym malzenstwie nigdy nie wydawalem polecen, bardziej liczylem ze kazdy bedzie wymagal od siebie. Jednak ona zadzwonila do swojej mamy, skarzac sie, ze maz mnie nie szanuje, zawala mi zlew garami. I w sumie sie nie dziwie, ze tesciowa powiedziala jej “no widzisz, maz Cie nie szanuje”. Co mogla powiedziec innego, nie znajac kontekstu sytuacji? No i niestety, moja zona zostala utwierdzona w zdaniu jaki to maz zly, niedobry, nieszanujacy. Dzien jak codzien, skonczylo sie straszna awantura. Podobnych sytacji bylo jeszcze bardzo duzo, bez liku wrecz, ale wielu z nich juz nie pamietam, a tez nie bede ich opisywal bo juz widze, ze to bedzie i tak za dlugi esej. Ogolnie bardzo czesto zona wyrzucala na mnie emocje w sposob gwaltowny, gdzie czulem sie jak smiec, jak worek treningowy. Uwazalem, ze to niesprawiedliwe, bo w mojej opinii sie staralem byc dobry, ale tez staralem sie ja zrozumiec. Wiedzialem, ze duzo rzeczy robie zle, ze mam pracy duzo, ze nie umiej jej szybciej wykonac, robie ja powoli i dokladnie (ale tez w sumie zawsze wlsnie tego, dokladnosci w pracy ode mnie wymagaja) wiec na nia spadlo wiekszkosc zajmowania sie domem. Staralem sie ja zruzumiec, ale podswiadomie odsuwalem sie od niej juz wtedy, czujac sie traktowany jak smiec albo worek treningowy na jej emocje. Bardzo czesto slyszalem, ze jestem dnem i nie dorastam do zadnych standardow, ze skoro mam tak malo sil witalnych po co sie zenilem, ze ona nie chciala takiego zycia. Ze wyobrazala sobie inne zycie, innego meza, ze ja bardzo zwiodlem. Ze wiele jest fajnych mezczyzn. Ze jestem niedojrzaly, nikt mnie dobrze nie wychowal, ze jestem egoista i miliony podobnych.

Pamietam np. taka sytuacj, ze pewnego dnia kolo godziny 18 zona przyszla i mowi ‘ty skur** jest 18 a ty mi nic nie pomagasz’. Ja mowie, ze od 9 do 17 pracowalem, a teraz musze sie uczyc bo sa nowe rzeczy w pracy i srednio sobie radze, jesli sie nie doksztalce, odpadne (a jako jedyny zywiciel rodziny nie moglem sobie pozwolic na to). Niestety, ciagnela dalej ‘ty skur**, ty masz obowiazki w domu, chyba jestes smieszny jak myslisz ze bedziesz sie zaslanial praca’. Nie potrafilem, po calym dniu pracy, przyjac takich wyzwisk i takich emocji, wg mnie nieslusznie (a moze slusznie?) wyrzuconych w moja strone. Prawdopodobnie byl to dzien gdzie pierwszy raz podnioslem reke na zone. Pierszy i nie ostatni. Krew jej nigdy nie leciala, ale siniaki byly. Przykro mi z tego powodu niezmiernie i wstydze sie tego, ale jesli bym tego nie napisal, nie oddalbym calego kontekstu, a musze, dla dobra prawdy.
Aby kontekst byl pelny, ja tez dostalem nie raz w twarz, czy bylem szarpany przez zone. To fakt. Ale czy faktem jest, ze bylem ofiara przmocy fizycznej? Nie kurde. Ja waze 110 kg, mam prawie 1,90 cm wzrostu, Judytka99 wazy polowe tego co ja. Wiec ona nie miala jak stosowac na mnie przemocy fizycznej, nawet gdyby chciala. Ja za to nie chcialem nigdy stosowac przemocy fizycznej, brzydze sie tym. Mezczyzna powinien bronic swoja kobiete, a nie podnosic reke. Jednak agresja jest nie tylko fizyczna. Zanim ja podnioslem reke to byly dlugie tyrady, ja sobie z tym nie dawalem rady. Terapeuci mowili, ze mam isc na spacer, ochlonac. Wycodzilem na spacer. Wracalem po 2 godzinach, bylo to samo. Nawet jeszcze wieksza wscieklosc, bo opuscilem ja na 2 godziny. Generalnie chcialem z wlasnego domu uciec. Czulem sie tragicznie.
Koledzy: spotykalem sie ok. 2 razy w roku z kolegami, za kazdym razem mialem awanture. W koncu przestalem sie spotykac w ogole. Dopiero ponowilem spotkania od momentu separacji. Ale i tak sa bardzo rzadkie, bo mimo, ze teraz Judyta99 nie ma jak mi zabronic wyjsc na piwo z kumplami, to i tak nie robie tego bo jak juz skoncze prace, to albo zajmuje sie z dzieckiem, albo leze pol zywy ze zmeczenia i nie chce mi sie nawet isc ‘do ludzi’.
Praca: pod koniec wspolnego mieszkania praca byla wrogiem nr 2 po mojej matce. Nie wiem jak na zdrowy rozsadek mozna byl tak sie wsciekac na to ze pracuje, skoro jedyny zarabialem pieniazki, ale wygladalo to tak, ze zona skutecznie mi ta prace niszczyla. Ja zeby sie skupic i nie slyszec odglosow z domu musialem zamykac drzwi, ona jednak brala to za przemoc, za jakiegos w rodzaju krzywdzenie jej i czesto, w czesie mojej pracy pod drzwiami przeklinala badz wyrazala swoje emocje w widocznie negatywny sposob, czasem walila w drzwi komunikujac, ze czas zrobic przerwe. Ze zamkniete drzwi ja upokarzaja. A ja nie chcialem nikogo upokarzac, chcialem po porstu skupic sie na pracy. Kiedy wychodzilem i mowilem, ze nie jestem w stanie w tej chwili przerwac pracy, i ze prosze ja, zeby mi odpuscila, wyszla na spacer czy cos i nie robila tak jak robi to sie dowiadywalem, ze gdybym byl dobry to ona by nie cierpiala i nie musiala tak sie zachowywac. I ze dobry maz by przerwal prace i postawil zone na pierwszm miejscu. Tez czasem i tak, przerwyalem prace, bralem wolne na rzadanie. Bralem ich w pewnym momencie tak duzo, ze mnie wywalili.

W koncu doszlo do separacji. Moja zona wyprowadzila sie z dzieckiem do swojej mamy, ja zostalem sam. Uwazam, ze gdybysmy sie nie odseparowali, skonczyloby sie tragicznie. wiec dobrze, ze tak sie stalo. Uwazam, ze byla w tym reka Boga, gdyz ta separacja wyszla bardzo spontanicznie. Nie byla przemyslana do konca. Ale dobrze, ze tak sie stalo. Nasze dziecko nie moglo juz wiecej tego widziec, co widzialo.

Okolo pol roku z hakiem zona mieszkala u swojej mamy, ale bardzo tam cierpiala, gdyz jej mama jej nie rozumiala (a byc moze zona byla ostra w slowach do niej jak i do mnie, nie wiem) i bardzo sie klocily i momentami bily. Jak to sie mowi poszla z deszczu pod rynne. Jej byt sie nie polepszyl. Ja juz wtedy zaczalem zarabiac dosc dobrze, pomyslalem sobie, ze moralnym bedzie zapewnic jej oddzielny byt. Skoro ja sam zostalem i mam do dyspozycji 3 pokoje, mam spokoj i nawet powoli zaczynam odzyskiwac spokoj ducha, czyli rzecz na ktorej mi najbardziej w zyciu zalezy, to powinienem Judycie99 i dziecku tez zapewnic oddzielne mieszkanie. Zaczalem brac nadgodziny, dodatkowe projekty na boku, zeby miec jak najwieksza poduszke finansowa i nie bac sie zobowiazan. Zerowe stopy procentowe tez pomagaly wtedy. Wzialem kredyt, kupilem mieszkanie (zrobilem to sam, bez podpisu zony, gdyz w przypadku intercyzy jaka mamy jestem jedynym kredytobiorca, jedynym wlascicielem i jedynym dluznikiem). Pamietam, ze zona mowila, ze jestem “jestem wyrachowny i wstretny” bo kupilem to mieszkanie 600 metrow od siebie, o ona chciala 10km dalej, kolo swoich dziadkow. Ja zas jej mowilem “nie bede mial sily dojezdzac na wizyty z dzieckiem” to mi mowila, ze “zaslugujesz na bycie zmeczony dojazdami do dziecka za to ze zniszczyles rodzine” czy cos w tym stylu. Slowa byly pewnie ciut inne ale ten wlasnie sens. Postanowilem jednak byc egoista i gnojem i zrobic to pod siebie. I nie zaluje, mieszkanko jest skoromne, choc ladne, 2 pokoje, 54m2 w sam raz na 2 osoby - Judyte99 i dziecko. Pieknie polozone, nasze dziecko ma duzo dzieci obok, ktore polubilo.

Przez ten czas, kiedy zona mieszka w tym mieszkaniu co kupilem, moje zycie to glownie praca po ok. 10 godzin dziennie z uwagi na wspomniane nadgodziny + spotkania z dzieckiem. Wydaje mi sie, ze mocno odciazam w tej chwili Judyte99, gdyz mniej wiecej 5-6 razy w tygodniu zajmuje sie corka, z tym ze czasem jest to czas spedzany wspolnie, np. wspolny basen, szczegolnie ostatnio, a czasem czas, gdzie np. od 17 do 21 jestem sam z corka na placu zabw ( a raczej wszystkich po kolei). Przez caly ten czas sytuacja jest bardzo trudna, gdzy zona bardzo bardzo cierpi, bo chce, zebym sie zmianil, stal sie dobry i wrocil do rodziny.

Ja zas juz tego po prostu nie chce. Nie chce byc juz jej mezem, nie chce juz z nia mieszkac.
To dla mnie jest nie do udzwigniecia, a mimo wielu prob, zeden terapeuta nie dal zadnej rady co zrobic, by bylo lepiej.
Kazdego dnia slysze przyanjmniej kilka z ponizszych: “jestes niedojrzaly, niewychowany, egoistyczny, jestes bardzo przemocowy i mnie krzywdzisz. Jestes psychopata, socjopata, narcyzem, tak uwazam ja, moja rodzina, ludzie z forum, ludzie z grupy wsparcia, lekarze z jakimi sie konsultowalam. Przez Ciebie cierpie bardzo, przez Ciebie sie glodze, przez Ciebie musze sie leczyc” “jestes chu*, dran,idiota” “takiemu draniowi jak ty to ktos powinien wreszcie dac w morde a twoja matka nie powinna zyc, gruba suka”. “przez Ciebie mysle o samobojstwie” “kiedys bylam dobra, teraz jestem wrakiem, przez Ciebie, mysle zeby juz odejsc z tego swiata” A ja kompletnie nie umiem w tym pomoc, a niestety, to POTWORNIE PRZECIZA PSYCHICZNIE i ja tez cierpie to ciagle slyszac, a jest to codziennie, albo w formie pisanej albo bezposrednio. Ja juz nie chce byc mezem Judyty99, uwazam, ze z tego juz nic nie wyjdzie, rany sa zbyt glebokie, pewnych slow sie juz nie odcofa. Przy niej jestem tak zestresowany ze czesto mnie wrecz mdli. Nawet jak jest spokojniej, to ja nie umiem sie juz otworzyc, nie umiem byc cieply i dobry. Nie umiem juz. Jestem jak kamien. Moj mozg czeka na te slowa, boi sie kiedy one padna, boi sie tych nerwow i sprawia, ze nie umiem byc cieply, mily, zrelaksowany, otwarty, tak jak bylby dobry maz.

Wiec teraz sobie pomslicie panstwo byc moze, ze skoro facet tak Ci zle, tak Ci zona dojezdza, a ty twierdzisz ze nie wiesz jak sie zmienic i nie wiesz co zrobic by bylo lepiej i juz wrecz tego nie chcesz, to czemu sie nie rozwiedziesz?
Otoz bardzo mysle o tym, zeby sie rozwiesc, ale powstrzymuje mnie to, ze nie wiem, co bedzie dalej. Poki co jest jakis status quo. Trudny, ale sowojony. Poza tym wiem, ze mimo tych przykrych slow jakie padaja kazdego dnia Judyta99 mnie jeszcze wciaz kocha, a przynajmniej czasem tak mowi (choc nie rozumiem jak moze kogos kogo ma za absolutnego potwora, narcyza, psychola). I po prostu nie rozwodze sie, bo nie chce zeby cierpiala, nie chce, zeby sie zalamala ze cos sie definitywnie skonczylo, nie chce, zeby bron Boze zrobila sobie krzyde, a czesto mowi, ze to zrobi. Wiec poki co tkwie w takim zawiszeniu, balansuje na krawedzi bycia sam, a odwiedzinami Judyty99 i dziecka. Z dzieckiem mam bardzo dobry kontakt, ono mnie chyba kocha, ja je bardzo kocham.

Czy kocham jeszcze Judyte99? Prawde powiedziawszy to albo slabo albo juz wcale (przepraszam Cie za to Judyto99.. ale nie moge Cie klamac, zaslugujesz by znac prawde) Chociaz obstawaiabym przy tym pierwszym, ze slabo, ale jednak jakos tam kocham, na swoj uposledzony sposob. Nie na tyle zeby chciec byc jej mezem po tym wszystkim i zeby ta milosc dala mi sile walczyc dalej, ale na tyle, ze chce byc kims w rodzaju przyjaciela stojacego obok, wspierac ja finansowo plus z fizycznie zajmujac sie dzieckiem itp. Jednak nie wiem, czy to co mowie, ta moja wizja nie jest jakas absurdalna. Ona mowi, ze albo w prawo albo w lewo. Czesto mi mowi, ze jstem strasznie niemeski i drodzy panstwo, w tej konkretnej sytuacj ma kurde racje. Nie umiem podjac meskiej decyzji. Ona mowi, ze albo mam byc wreszcie dobry i sie ostro lecze i wrocic do rodziny albo do widzenia, zniknij z mojego zycia. Ale to nie takie proste dla mnie. Z uwagi na opisane powyzej problemy bycie razem nie jest mozliwe i powrot do tego w tej chwili to bylobby samobojstwo, a majac dziecko tez znikniecie z zycia nie jest mozliwe. Daltego chce byc kims w rodzaju przyjaciela, osoby wspierajace, ale NIE MEZEMj, ale czy to mozliwe??? Uwazam, ze stawiajc sprawe jasno, nawet jesli brutalnie, to jestem fair.

Drodzy panstwo, prosze doradzcie, pozwolcie mi przejrzec na oczy jak Judyte99 krzywdze i jak wreszcie zakonczyc to pasmo cierpienia? Co robie zle, co powinienem zaprzestac robic, aby ukrucic to cierpieni? Przeciez ja nie chce widziec jej lez i smutku. Ale tez nie chce ciagle slyszec tych okropnych slow i okreslen, tych milionow diagnoz jaki to jestem psychol i potwor. Nie chce zyc w ciglym psychicznym przeciazeniu i stresie. Choc bez 2 zdan ten stres jest znacznie mniejszy niz gdy mieszkalismy razem, to jednak jest wciaz spory. Na dluzsza mete to jest da mnie nie do uniesienia.

Tazke to jest moja prosba o rade. Biorac pod uwage trudnosc tej sutuacji, jak postepowac dalej aby nikt nie byl skrzywdzony i kazdy mogl godnie zyc? Byc moze nikt nie bedzie skutecznie w stanie na to odpowiedziec, nie jestem naiwny, wrecz nie wierze juz w poprawe. Ale jednoczesnie nie jestem w stanie dluzej zyc z poczuciem winy, ze przeze mnie bardzo cierpi drugi czlowiek, a na dotatek bliski. Jako ze nasze terapie par nie daly mozliwosci dowiedziec sie co zrobic, by Judyta99 nie cierpiala, to pytam tu:
Jak sprawic, zeby Judyta99 nie ceirpiala?
Jak sprawic, zeby Judyta99 nie ceirpiala?
Jak sprawic, zeby Judyta99 nie ceirpiala?
Jak sprawic, zeby Judyta99 nie ceirpiala?
Jak sprawic, zeby Judyta99 nie ceirpiala…
… mimo, ze jestem skonczonym egoista (albo kieruje sie rozumem i chlodna analiza) i nie chce wrocic do malzenstwa?


Drugie pytanie to kwestia finansow. Zaraz drodzy panstwo pomyslicie, no facet juz zglupial totalnie, jeszcz o budzet nas pyta. Otoz tak, pytam, bo ja juz zglupialem. Wydaje mi sie, ze w tej trudnej i przykrej sytuacji, chociaz dalem ciala na wszystkich polach i nie umialem byc mezem, przy ktorym Judyta99 bylaby szczesliwa, to chociaz finansowo dbam o Judyte99 i dziecko… A niestety coraz czesciej slysze z jej strony, i jak to ona mowi, tak tez uwazaja inni ludzie, ze posluguje sie jakims mechanizmem przemocy ekonomincznej, ze to jest jakis rodzaj ponizania z mojej strony, pokazywania wyzszosci czy cos. Ja na Boga przysiegam ze nie mialem nigdy takich intencji, ale slysze ciagle podobne stwierdzenia od Judyty99. Dlatego chcialem sie spytac mezczyzn, ktorzy byc moze sa w separacj, badz kobiet w podobnej sytuaci jak to wyglada, czy wg nich to jest przemoc ekonomiczne, czy jestem fair. Czy moze wrecz biore na siebie za duzo. Nie wiem, prawnicy tego nie powiedza, trzymac beda strone zawsze klienta co placi, stad prosba o rade jak rozwiazac ta kosc niezgody, ktora sa pieniadze.
Pare faktow dla oceny tego sporu - dzieki non stop robionym nadgodzinom moje zarobki to ok 15 tys. na reke miesiecznie usredniajac (to znaczy ze sa miesiace gdzie robie 22 tys. na reke, sa takie gdzie robie 8). Juz niedlugo beda znacznie nizsze, gdyz czuje sie juz totalnie zajechany i postanowilem, ze od wrzesnia koniec nadgodzin, nie ma juz na to sily. Chcialem zbudowac jakas tam poduszke finansowa zebys zabezpieczyc siebie i rodzine, w miare mi sie to udalo, czas przestac sie wykanczac. Jak przestane brac nadgodziny zarobki spadna mi do ok 11-12 tys. na reke usredniajac. Wg Googla, alimenty przy takiej kwocie to powinny byc z 1500-1800 zl miesiecznie. Dokladnie to 1300 przy 10 k wg jakiegos tam artykulu. Ja przelewam Judycie99 2000 zl miesiecznie na konto, teraz uzgodnilismy 2500 i tyle bede placil. Zanim panstwo wydacie wyrok i stwierdzicie, ze rzeczywiscie to przemoc,bo moglbym wiecej, chcialbym przypomniec, ze mieszkanie w ktorym mieszka zona jest na kredyt, ktory place w calosci. Kredyt wynosi mnie po tej calej serii podwyzek 3600 zl + 200 zl ubezpieczenia. To juz zmienia postac rzeczy. Judyta99 mowi, ze jestem smieszny, ze to co place to sa grosze i smiech na sali, ze 4000 zl w gotowce powinienem minimalnie dawac. Ja jej tlumacze, ze gdyby nie ten kredyt to bym placil 4000, moze nawet wiecej. Ale prosze zwrocic uwage, ze biorac pod uwage kredyt, koszt jaki ponosilem z tutulu przelewow na jej konto plus na rate kredytu to bylo 5800 zl miesiecznie gdy przesylalem 2ke na konto i bede ponosil 6300 miesiecznie biorac pod uwage przesylanie nowej uzgodnionej kwoty 2500 zl. To nie jest tez koniec kosztow. Poza tym place Judyta99 telefon, Internet i rate sprzetowa w wys. ok 120 zl miesiecznie. Jak idziemy na platna terapie to place lub przesylam jej dodatkowy budzet na te cele. Jak miala swoja indywidualna terapie platna, to tez przelewalem. Dodatkow jesli idziemy z dzieckiem na basen, nigdy nie prosze Judyty99 by placila z bilet, za cokolwiek. Dodatkowo jak trzeba cos kupic dziecku i przyniesc gdy Judyta99 sie zle czuje ide i kupuje, nie licytuje sie, ze juz pieniazki wyslalem to juz nie kupie. Suma sumarum wychodzi grubo ponad 6 tys. jesli nie wrecz kolo 7000zl jakie musze co miesiac przeznaczyc na zapewnienie im bytu. Czy uwazacie panstwo, ze to jest fair? Bo mi i rozum i serce mowia jednoglosnie ze jestem fair. Prawnikowi zadawanie tego pytania nie ma sensu, bo moj prawnik zawsze mi powie “nie badz pan frajer, Sad nigdy takich kwot nie zasadzi, nie musi pan w momencie separacji tyle na siebie brac, nie musi pan sie zajezdzac. Jak chce pan miec poduszke finansowa, niech nie robi pan tego kosztem swojego zdrowia biarac nadgodziny, tylko niech przesyla mniej zonie, pan nie ma obowiazku wszystkiego jej zapewniac gdyz juz stanowicie 2 oddzielne gospodarstwa domowe”. Natomiast prawniczka zony zawsze jej powie, chocbym i 10tys. miesiecznie wysylal, ze powinienem wiecej. Tak wiec chcialem sie spytac tu o rade: Ile wam drogie panie przesylaja malzonkowie, ile wy panowie przesylacie zonom. Czy jestem fair, czy stosuje przemoc ekonomiczna?

Dziekuje za uwage i za cierpilwosc tym, zapewne nielicznym ktorzy dotrwali do konca moich wypocin. Uprzejmie prosze o rady jakie zadalem powyzej i obiecuje nie rozpiswac sie juz tak wiecej
Ostatnio zmieniony 01 wrz 2022, 19:46 przez Niepozorny, łącznie zmieniany 3 razy.
Powód: Okrojono post z charakterystycznych szczegółów w celu zachowania anonimowości
judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

Mąż nie chce się leczyć.
Ja to czuję.
Miałam pewne nadzieje, ponieważ wiem, że terapia może przepracować wiele jego problemów.
Chciałam mieć pełna rodzinę dla dziecka.
Maz mówi, że tego nie chce.
Manipulował mną, że będziemy chodzić na terapię, bo on chce wiedzieć, czym mnie krzywdzi.

W jaki sposób uniezależnić się psychicznie, jak leczyć wspoluzaleznienie?


On teraz nie krzywdzi dziecka, jesteśmy fizycznie bezpieczni.
Po prostu postanowił zrezygnować z małżeństwa, mówi że chce być sam albo kimś innym, a ze mną NIE.
Do tego mowi, że jestem chora i mam się leczyć.
Zresztą jego rodzina od dawna mnie tak traktuje.
Może to Wam wyjaśni nieco, skąd mój stosunek do jego rodziców.

Od dawna jestem w tej rodzinie postrzegana jako odmieniec, chora jednostka.
To straszne być tak napiętnowanym.
Uważam, że ich narracja jest bardzo chora i krzywdzaca, bo cala rodzina męża też powinna być objęta terapia, w dodatku mąż ciągle mieszka z rodzicami i jest pod ich silnym wpływem, oni mają wpływ na jego myślenie i postrzeganie mnie.
Sytuacja jest skomplikowana i tylko Bóg może ją uzdrowić.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Bławatek »

judyta99 pisze: 29 sie 2022, 23:44 Maz mi dziś bardzo przykre rzeczy powiedział, że on chce być sam albo z kimś innym, ale nie ze mną i mam to uszanowac.
Piszecie, że jeśli on ma taką osobowość, nigdy nie będzie mężem, a ja mam ochronić siebie.
A ja naiwnie wierzyłam, że on pójdzie na swoją terapię i nam się uda.
Wciąż jest dla mnie ważny.

On mówi mi wprost, że mnie nie chce jako żony.
Judyto takie słowa zawsze bolą. I niestety większość z nas je słyszy. Odchodzący małżonek potrafi ranić na wiele sposobów bo dąży do własnego szczęścia. Nie liczy się dla niego żona, dziecko - tylko on sam. A jeszcze potrafi wszystkim mówić że to on ma teraz gorzej bo zaczyna wszystko od nowa. Tak jakby działali według jakiegoś poradnika.

I choć wiem że nie warto brać do siebie wielu słów męża to i tak one bolą. Teraz mówi tak, za chwilę może zmienić zdanie.

Mój mąż ma cechy zarówno egoistyczne, narcystyczne, Piotrusia Pana jak i jest świetnym manipulatorem - a od czasu do czasu ma też stany depresyjne. Mieszanka wybuchowa. Na tą chwilę żyjemy osobno w "przyjacielskich" relacjach - i choć mąż narzeka na brak pieniędzy, na warunki w jakich żyje, to jest mu wygodnie bo sam o sobie decyduje, bo nikt mu niczego nie każe, uwagi nie zwraca. Może kiedyś mój mąż się zreflektuje i weźmie za siebie, popracuje nad sobą. Kiedyś chodził na terapię, ale pewnie tylko po to by w sądzie przy rozwodzie mieć dowód na to, że ja go zniszczyłam i on musiał na terapię chodzić.

A ja staram się cieszyć tym co mam - gdy tylko jest okazja to gdzieś wyjść, pojechać - cóż, że sama lub z synem. Mój syn za bardzo nie odczuwa że krzywda mu się dzieje z tego powodu, że nie ma ojca na codzien.

Dajcie sobie czas. Zajmij się sobą.
judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

Mąż się całkowicie na mnie zamknął.
Jest strasznie poraniony przeze mnie, tak jak ja przez niego.
Slowa, które wypowiedziałam w nim zostały mocno i tylko nas od siebie oddaliły.
Nie ma jeszcze oficjalnej diagnozy i macie rację, nie ma co rzucać etykietami.
Wciąż nie wiemy, czy jest narcyzem, czy ma inne zbliżone zaburzenie, zaburzenia są najczęściej w mieszanej formie.

Maz ma problem z zapominaniem i wybaczaniem

Kolekcjonuje w sobie urazy.


A ja będę go kochać dalej, bo to dobry człowiek, tylko strasznie się zagubił.
Też jest w mocnym kryzysie.

Być może to, że nas przekreślił i poleca poszukać kogoś nowego, to jego obronna reakcja ?

Ja też dla niego dobra nie byłam.
Naprzemiennie byliśmy katami i ofiarami.

Dodatkowo, on jest uzależniony psychicznie od matki.

Nie wygląda to za dobrze.
Cała nadzieja w Bogu.


Co mogę zrobić innego, by mąż się na nas otworzył?
Na pewno próby przekonywania go, nic nie podziałają.
On czekał w swoim sercu, że się zmienię.
A nie tylko się nie zmieniłam, a mianowicie toksyczność przybrała tylko na sile w tym kryzysie.
Właściwie to kryzys wzmagał toksyczność każdego z nas.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Niepozorny »

Moderacja prosi o kulturalne i merytoryczne wypowiedzi, w przeciwnym wypadku posty nie będą akceptowane, a moderacja nie będzie o tym fakcie dodatkowo informować użytkowników.
Regulamin II Treść postów pisze: 19 lut 2020, 20:53 10. Pisząc na forum należy zachować powściągliwość i rozwagę w osądach innych użytkowników. Nie akceptujemy zachowań świadczących o braku szacunku do kogoś/czegoś lub prowokujących agresję innych użytkowników, kłamliwych oskarżeń uwłaczających godności osoby, lekceważenia innych użytkowników, używania obraźliwych i wulgarnych słów, a także ujawniania treści wrażliwych pozyskanych w PW .
Ponadto na forum nie będą tolerowane osobiste kłótnie między użytkownikami, wszelkie sprawy osobiste prosimy załatwiać poprzez PW.

12. Moderatorzy mogą ingerować według uznania w tematy na różne sposoby (zamknięcie, przeniesienie, podzielenie, usunięcie itd.). Działania moderatorów (np. „usunięcie postu lub jego części, zamknięcie tematu) z reguły opatrzone są krótką informacją skierowaną do autora postu/tematu. Nie mają oni jednak obowiązku uzasadniania, czy tłumaczenia się z owych decyzji.
Z braku rodzi się lepsze!
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Firekeeper »

Łukaszu napisałeś sam z siebie na Tym forum w wątku żony?

Mam bardzo duże deja vu czytając to wszystko. Ja męża zmusiłam żeby napisał x lat temu też tutaj na forum.

Ja mam tylko jedną sensowną radę każde z Was potrzebuje terapii indywidualnej i separacji od siebie aż dojdziecie do takiego stanu, że wszystko się uspokoi. Każdy musi się zająć sobą i swoimi problemami inaczej się pozabijacie.

Z tym, że żeby terapia faktycznie działała trzeba i dużo zrozumieć i ćwiczyć na co dzień. Ja dziś mam kryzys mimo terapii i mimo, że wiem to jednak ciągle stare zachowania i myślenie chcą wrócić.

Współczuję Wam obojgu, bo ja z mężem przechodziliśmy to samo. W sumie dalej próbujemy ratować.
judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

Firekeeper pisze: 01 wrz 2022, 8:31 Łukaszu napisałeś sam z siebie na Tym forum w wątku żony?

Mam bardzo duże deja vu czytając to wszystko. Ja męża zmusiłam żeby napisał x lat temu też tutaj na forum.

Ja mam tylko jedną sensowną radę każde z Was potrzebuje terapii indywidualnej i separacji od siebie aż dojdziecie do takiego stanu, że wszystko się uspokoi. Każdy musi się zająć sobą i swoimi problemami inaczej się pozabijacie.

Z tym, że żeby terapia faktycznie działała trzeba i dużo zrozumieć i ćwiczyć na co dzień. Ja dziś mam kryzys mimo terapii i mimo, że wiem to jednak ciągle stare zachowania i myślenie chcą wrócić.

Współczuję Wam obojgu, bo ja z mężem przechodziliśmy to samo. W sumie dalej próbujemy ratować.
Tak, napisał sam z siebie, ja go o to nie prosiłam, ani tym bardziej nie zmuszałam.
Czytał ten wątek od jakiegoś czasu.
judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

Przemoc ekonomiczna męża, bo w poście odnosi się bardzo dużo do kwestii finansow, na tym skupia większość swoiej uwagi, nie polegała na płaceniu "za malo".
Polegała na jego manipulacjach i na tym, że bylam od początku traktowana jak istota niższego gatunku, ponadto rodzina męża i sam maz często mowili o mnie per "chora", musisz się leczyć, albo zgłoś się do szpitala.
W kwestii manipulowania mną- nigdy nie miałam z mężem wspólnego konta bankowego, miałam wydzielane pieniadze, maz mnie nie informował o swoich przedsięwzięciach finansowych, nie liczył się z moim zdaniem, nawet się ze mną nie konsultował.
Żyliśmy właściwie obok siebie, jako współlokatorzy.
Maz zawsze będzie opisywał siebie albo jako pokrzywdzonego przez żonę (chorą psychicznie jak juz mnie określili jego rodzice, szczególnie matka, sam maz bardzo często nawiązuje do tego, jak bardzo jestem chora).

Nie wiem, jakie zaburzenia dokładnie ma maz, bo nie sądzę by kiedykolwiek stanął w prawdzie o sobie samym, napisałam w wątku diagnozy, które usłyszałam od kilku specjalistów, mających do czynienia każdego dnia z takimi zaburzeniami.

Natomiast retoryka męża i jego rodziny od dawna jest taka, że należy mnie zostawić, ponieważ jestem chora i zasługuje on na kogoś lepszego.

Znowu muszę powrócić do przemocy ekonomicznej, bo mąż tak szeroko rozpisał się na temat finansów z dokladna analiza.

Ja nawet nie wiedziałam, ile on zarabia.

Powiedział mi pewnego dnia, że nie zasługuję żeby wiedzieć, a pewnego dnia, nakłonił mnie do podpisania intercyzy, wiedząc że nie mam swoich pieniędzy i praktycznie żadnego majątku.


Tak, każdy z nas będzie opisywał te same sytuacje w zupełnie inny sposób.
I to jest "normalne" przy zaburzeniach osobowości, że każdy widzi te same zdarzenia zupełnie inaczej i nawet obraz siebie ma w jakiś sposób zaburzony.


Ja czułam się upokorzona od niemalże początku wspólnego zamieszkania, natomiast mąż opisuje wszystkie swoje pozytywne zachowania w naszym małżeństwie, bo przedstawia się jako ofiara.

Nie sądzę, by kiedykolwiek odważył się stanąć w prawdzie o sobie samym.


Co do mojego zdrowia, bo pisaliście wielokrotnie, że powinnam się zająć sobą.
Ja dbam o siebie na tyle ile jestem w stanie i pozwalają mi na to fundusze.
Teraz czekam na terapię indywidualna i pisałam to wiele razy w tym wątku.
Bylam na terapii grupowej, teraz wybieram się również na grupę wsparcia dla ofiar przemocy.
A więc nie jest tak, że nie robię nic.

Trudno mi, przy mojej osobowości, odwiesić się od męża, on tego kompletnie nie rozumie.

Zawsze lekceważył moje emocje i odczucia, nie miały dla niego żadnego znaczenia.

W moim odczuciu bylam jego matką, kochanką i sprzątaczką, miałam o niego dbać i było to dla niego oczywiste.

W ich domu rodzinnym bylam stale poniżana, gdybym opisala wszystkie patologiczne sytuacje, to zlapalibyscie się za głowę. Jak można z Głupoty własnej, albo pychy, poczucia wyższości, braku empatii, poniżyć człowieka.


Maz tego nie zauważał, a wszystkie sytuacje, gdzie jego rodzice mnie poniżali, zwłaszcza matką wielokrotnie wspomniana w tym wątku, wypieral i im zaprzeczał.

Maz po prostu ucieka od prawdy.
Pewnie, że nie jestem obiektywna, bo bylam w środku tych wydarzeń i to jest moja "prawda", moje postrzeganie sytuacji.

Nasza sytuacja jest bardzo skomplikowana, bo być może ja wniosłam do tej relacji dużo swoich nieprawidłowości (przede wszystkim nie radzenie sobie z trudnymi emocjami), ale sam maz i jego rodzina też nie są bez winy.

Nie chodzi o to, by się teraz przerzucać wina, bo tak można do końca życia.

Tylko o to, by on wreszcie zrozumiał, że nie jest tak, ze on jest ofiarą, a ja go doprowadzałam do tych furii, manipulacji i innych zachowań, które są przemocowe.
To wynika z jego osobistych problemów.
Nie chce tego jednak pojąć, ze ja tylko "uruchamiałam pewne przyciski", a on reagował na swój sposób i nie robiłam tego CELOWO.

Przepraszam, ale w wyżej zamieszczonym poście jest sporo manipulacji męża- głównie polega ja tym, że on się zwyczajnie wybiela, ukazując tylko swoje pozytywne strony.
Przy takich tendencjach męża, do wycinania tego co złe (on te negatywne aspekty siebie po prostu odrzuca, wypiera je), nie jest możliwa żadna terapia i nigdy nie dojdziemy do porozumienia.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Firekeeper »

Może być tak, że się tylko czepiam ale zobacz:

Napisałam:
Łukaszu napisałeś sam z siebie na Tym forum w wątku żony?
A Ty mi Judyta odpowiadasz za niego
Tak, napisał sam z siebie, ja go o to nie prosiłam, ani tym bardziej nie zmuszałam.
Taki szczegół ale pokazuje jak próbujemy drugą osobę kontrolować. Zobacz Judyta ile Twój mąż w opisie wymienił właśnie takich prób kontrolowania jego, jego zachowań. Zmieniania. Wiszenia na nim. Masz rację to wszystko to współuzależnienie z którym musisz sobie poradzić inaczej emocjonalnie wykonczysz i siebie i męża. Ja właśnie byłam na takim dnie. Straciłam szacunek i do męża i do siebie. Czytając Twojego męża mam teraz mniej więcej obraz tego jak mój mąż się czuł kiedy to ja próbowałam go leczyć, zmuszać do terapii, robiłam z niego chorego, uzależnionego, przemocowca do którego nie miałam za grosz szacunku.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: Firekeeper »

Judyta ale zauważyłaś, że robisz dokładnie to samo co zarzucasz swojemu mężowi? Ja też musiałam stanąć w końcu w prawdzie. Jestem współuzależniona. Jestem winna przemocy w domu. Moje zachowania były totalnym dnem. Wstyd mi za siebie. Nie naprawię tego co było i od męża też tego nie oczekuję. Jedyne co staram się robić to być dobrym człowiekiem. Opanowanym, dojrzałym. Uczyć się komunikacji bez przemocy. Dać mężowi żyć, nie kontrolować jego nastrojów, zachowań. Zaakceptowałam fakt, że nie tylko byłam ofiarą ale też osobą która nie radziła sobie z problemami i atakowała. Bez akceptacja tego faktu, dalej bym tkwiła w bagnie obwiniania męża za całe zło. Ale to ja ma wpływ na siebie samą i mogę i chcę być lepsza. Nie tylko po to, by mąż to widział ale dla siebie samej. Nie chcę czuć się osobą nieszczęśliwą, sfrustrowaną, bez szacunku do siebie samej z poczuciem wstydu.
judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

W poście męża jest parę kłamstw i manipulacji oraz wyrywanie zdań z kontekstu, które mnie stawiają w jednoznacznie bardzo złym świetle.
Póki mąż będzie tak manipulował, sytuacja się nie rozwiąże.
Być może robi to nieswiadomie, być może nie widzi przemocy swojej matki i swojej wobec mnie.
Natomiast takie oceny, ze oni obydwoje stosują przemoc wobec mnie, a także naszego dziecka np. Zmuszając je do wizyt u babci, tylko dlatego że babcia tego pragnie, jest przemocą na dziecku.
Tum bardziej, że mąż nie dba w tym momencie o dobro naszego dziecka, tylko o dobro matki.
Gdy dziecko słyszy również, co babcia mówi z tata o jej mamie, jest to również przemoc wobec dziecka.
Gdy babcia mówi wprost do dziecka coś złego, psując mój obraz w jego oczach (a ma tylko 5 lat i nie obroni się przed manipulacjami), jest to przemoc na dziecku.

Gdy mąż, uzależniony od zadowalania swojej matki, bo był całe życie tresowany przez nią i to wie całe otoczenie, oprócz jego samego, zostawia dziecko w tyle, idąc w stronę ich domu rodzinnego, z którego nigdy sie mentalnie nie wyniósł wyniósł, a bezradne dziecko za nim biegnie, to to też jest przemoc.

Nie wiem jak temu zaradzić, bo mąż cala relację nie umie nawet oddać mi szacunku w tym, by mnie powiadomić, kiedy wrócą, przychodzi 5 razy w tygodniu, nie mówiąc mi kiedy, nie komunikuje w ogóle w kwestii dziecka, nie wiem kiedy wróci, często w niepokoju wybiegam na ulicę z domu, idę w stronę jego miejsca zamieszkania, bo jest 22, a babcia sila przymusza je do wspólnych spotkań, to jest to dla mnie niesamowity stres.

Nikt z państwa nie zna ani jego matki, ani mnie, a i samego męża.

W opisanej sytuacji wyraźnie widać, że mąż nie umie zadbać o dobro dziecka (tylko w tej konkretnej sytuacji), tylko bezkrytyczne zadowalanie despotycznej, manipujacej matki.

Tak było w ich domu zawsze. Wiem to z licznych opowiadań i opinii terapeutów, gdy im opisuję sytuacje.

Mąż nie potrafi sie wczuc, co mogę przeżywać, gdy nasze dziecko nie wraca do mnie o 20, tylko 21, 22 i nie wiem gdzie jest (ale domyślam sie, ze trudne to nie jest).

Mama męża jest osobą zaburzona i niestety nie ma możliwości, by mężczyzna tak silnie uwiklany w relację z nią, która jest ewidentnie chora, stworzył relację malzenska.
judyta99
Posty: 91
Rejestracja: 05 maja 2022, 15:03
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Brak szacunku i przemoc ze strony męża

Post autor: judyta99 »

Firekeeper pisze: 01 wrz 2022, 9:29 Może być tak, że się tylko czepiam ale zobacz:

Napisałam:
Łukaszu napisałeś sam z siebie na Tym forum w wątku żony?
A Ty mi Judyta odpowiadasz za niego
Tak, napisał sam z siebie, ja go o to nie prosiłam, ani tym bardziej nie zmuszałam.
Taki szczegół ale pokazuje jak próbujemy drugą osobę kontrolować. Zobacz Judyta ile Twój mąż w opisie wymienił właśnie takich prób kontrolowania jego, jego zachowań. Zmieniania. Wiszenia na nim. Masz rację to wszystko to współuzależnienie z którym musisz sobie poradzić inaczej emocjonalnie wykonczysz i siebie i męża. Ja właśnie byłam na takim dnie. Straciłam szacunek i do męża i do siebie. Czytając Twojego męża mam teraz mniej więcej obraz tego jak mój mąż się czuł kiedy to ja próbowałam go leczyć, zmuszać do terapii, robiłam z niego chorego, uzależnionego, przemocowca do którego nie miałam za grosz szacunku.
Tak, masz rację, czytałam Twój wątek i nasze historie są bardzo podobne.
Masz rację calkowita co do mojego kontrolowania go, to nawet wyszło na mojej terapii.
Być może weszłam trochę w rolę mojej mamy, która też odpowiadała za mnie, też mnie kontrolowała.
Matka męża też go kontroluje i zniewala, ale jemu to nie przeszkadza.
Mnie ich relacje przerażają, prawdę powiedziawszy.
Wiem, że nie jestem od stawiania diagnoz, ale w życiu tak chorych relacji matki z synem nie widziałam.
Będę walczyć ze współuzależnieniem, udało mi się załatwić terapię w poradni.
Zablokowany