Kiedy powiem sobie dość

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Paula
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2022, 16:20
Płeć: Kobieta

Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Paula »

Witajcie,

Najpierw chciałabym Wam podziękować za Wasze historie, które opisujecie na forum. Z wielu z nich dostałam dużo otuchy i wsparcia mimo, że problemy nie były moje, ale jakże podobne…

Problemy w moim małżeństwie trwają już prawie 2 lata. Przez cały ten okres przeżywaliśmy wzloty i upadki, jednak w ostatnim czasie doświadczamy więcej tych drugich. Nie ma ewidentnych oznak rozkładu, nie rzucamy talerzami, nie ma zdrad, ale jest źle. Brakuje miłości.
Nie potrafimy się porozumieć, brakuje szacunku i wyrozumiałości w stosunku do drugiego.
Jestem osobą wrażliwą, łatwo mnie zranić. Jestem wyczulona na gesty, spojrzenia, ton głosu. Mój mąż z kolei jest bardzo szorstki i wymagający. Często mnie krytykuje, w bardzo drobnych i większych rzeczach, bardzo mnie to dotyka. Na prośby aby zwracał się do mnie milej, czy mniej władczo kwituje to lekceważeniem mnie i moich uczuć. Nauczyłam się nie przejmować tymi docinkami tak bardzo, ale czasami kropla przeleje czarę.
I właśnie to nastąpiło, znowu poszło o totalną drobnostkę, ale kolejna reprymenda sprawiła, że się poczułam jakbym dostała mokrą szmatą w twarz. Nie chcę tak być traktowana.
Najpierw ciche dni, które w końcu przerwałam pytaniem co masz zamiar zrobić z tym, że mnie notorycznie ranisz?
Nic.
On jest już zmęczony, już mu się nie chce, to małżeństwo i tak nie ma sensu. Tylko dziecka szkoda ale dla niego w sumie lepiej bo będzie miał więcej swobody.
Zabolało bardzo. Powiedziałam, że w takim razie powinnismy zamieszkać osobno i po prostu wyszłam z pokoju.
Powiedzcie mi proszę czy to ma sens? Czy sens jest trwać w takim małżeństwie, gdzie jedna strona kpi z drugiej? Nie chciałabym żeby moje dziecko potem stworzyło taki dom. Z drugiej strony tak bardzo boję się, że rozpad naszego małżeństwa zrani nasze dziecko dogłębnie. Nie chcę tego, to mały promyczek i wspaniały malutki człowiek.
Czuję się strasznie. Nie wiem już sama co mam robić.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Al la »

Witaj, Paula, na naszym forum.

Od razu przyszło mi na myśl, czy znacie swoje języki miłości?
Może pomogłaby w poznaniu ich lektura "5 języków miłości" Gary'ego Chapmana?

Tę i inne, polecane przez naszą wspólnotę pozycję, znajdziesz tutaj viewtopic.php?f=10&t=383
A tutaj jest link do naszej strony pomocowej, gdzie znajdziesz m.in. konferencje z naszych rekolekcji http://sychar.org/pomoc/
Zanim powiesz <dość> warto zainwestować w wiedzę nt kryzysu w małżeństwie, komunikacji, relacjach , uczuciach...

Pozdrawiam i mam nadzieję, że znajdziesz wsparcie u naszych forumowiczów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Bławatek »

Witaj Paulo,

Ciężko żyć pod jednym dachem z osobą władczą i niewrażliwą a do tego raniącą słowem. Boli bardziej niż gdyby dostać fizycznie cios. Może już nie reagujesz na te wszystkie czyny męża, ale i tak to wszystko kumuluje się w Tobie i prędzej czy później musi z ciebie wyjść. Najczęściej wtedy się wybucha i rani innych, choć się tego nie chce. Mój mąż nigdy ze mną nie chciał rozmawiać, wolał wydawać krótkie komunikaty, gdy coś było niezrobione tak jak wg niego powinno to albo zwracał mi uwagę kąśliwym komentarzem albo nie mówił nic tylko sobie zbierał moje przewinienia by później z grubej rury mnie zaatakować i mnie wbić w podłogę. Mój mąż oprócz tego że ma cechy egoistyczne to jeszcze z domu wyniósł taki model, bo jego ojciec jest bardzo władczy i wszystko ma być po jego myśli robione. Do tego u nich w domu się nie rozmawia o codzienności, co najwyżej tylko o bezpiecznych tematach. Mój mąż nie miał gdzie się nauczyć komunikowania bez przemocy. Może u twojego męża podobnie było i teraz powiela wzorce z domu lub taką ma osobowość (niestety).

Jedno wiem ma pewno - nie warto mówić o oddzielnym mieszkaniu, rozwodzie, bo zły działa i nigdy nie wiadomo kiedy słowa luźno rzucone staną się realne.
Ona_sama
Posty: 8
Rejestracja: 13 lis 2021, 17:23
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Ona_sama »

Witaj. U mnie ta sytuacja trwa ponad 4 lata. Na początku też mnie to wszystko raniło i często płakałam, z biegiem lat chyba nauczyłam się dusić wszystko w sobie bo mąż nie chciał nic zmienić ani rozmawiać na temat naszych problemów . Nawet w przypływie gniewu zasugerowałam rozwód ale powiedział mi że nigdy mi go nie da póki żyje. Walczę mimo wszystko o to małżeństwo dla mojego dziecka, jeszcze jest małe wiem jak bardzo by to przeżył. Może twój mąż da się namówić na terapie ? Mój niestety nie chciał .
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Sefie »

Paula pisze: 01 sie 2022, 13:06 Brakuje miłości.
Nie potrafimy się porozumieć, brakuje szacunku i wyrozumiałości w stosunku do drugiego.
Jestem osobą wrażliwą, łatwo mnie zranić. Jestem wyczulona na gesty, spojrzenia, ton głosu. Mój mąż z kolei jest bardzo szorstki i wymagający. Często mnie krytykuje, w bardzo drobnych i większych rzeczach, bardzo mnie to dotyka. Na prośby aby zwracał się do mnie milej, czy mniej władczo kwituje to lekceważeniem mnie i moich uczuć. Nauczyłam się nie przejmować tymi docinkami tak bardzo, ale czasami kropla przeleje czarę.
I właśnie to nastąpiło, znowu poszło o totalną drobnostkę, ale kolejna reprymenda sprawiła, że się poczułam jakbym dostała mokrą szmatą w twarz. Nie chcę tak być traktowana.
Najpierw ciche dni, które w końcu przerwałam pytaniem co masz zamiar zrobić z tym, że mnie notorycznie ranisz?
Nic.
On jest już zmęczony, już mu się nie chce, to małżeństwo i tak nie ma sensu. Tylko dziecka szkoda ale dla niego w sumie lepiej bo będzie miał więcej swobody.
Ten fragment całkiem trafnie opisuje pierwszy kryzys w moim małżeństwie, widziany oczyma mojej żony.
Oboje wpadliśmy w pewien marazm, nikomu się nic nie chciało a może chciało tylko każdy czekał aż druga strona coś ze sobą zrobi, samemu okopując się na wygodnej pozycji bo nikomu nie chciało się wyjść ze swojej strefy komfortu.
Finalnie to ja wyszedłem z inicjatywą żeby coś zrobić.

Nie wiem jak wygląda Twój kryzys oczyma Twojego męża ale możliwe, że podobnie jak ja widziałem swój kryzys.
To czego mi brakowało u żony to akceptacji, poczucia bycia ważnym, podziwianym, docenionym. Bo w tym czasie harowałem jak wół w 2 firmach żeby zarobić na wszystko czego moja żona chciała, dom, auto, lepsze ubrania, umeblowanie. Przebywając w domu 2-3 godziny dziennie i ciągle słyszałem, że ubranie niewyprasowane albo że trzeba by poodkurzać, zająć dziećmi. I pełna zgoda bo trzeba to zrobić ale człowiek nie potrafi się sklonować. A moja żona chciała zjeść ciastko i mieć ciastko. Nierealne oczekiwania mojej żony i w końcu moje wycofanie się z relacji bo miałem uczciwie dość wszystkiego, zero docenienia, zmarginalizowanie. A ponieważ ja się oddaliłem to i oddaliła się moja żona w stronę swojej matki na tyle, że ja przestałem być już ważny. Co tylko dalej nakręcało spiralę oddalenia, finalnie przestaliśmy ze sobą sypiać, ona - bo ją bolała głowa, ja - miałem już dość ciągłego proszenia i to dalej nakręcało wspomnianą spiralę. W efekcie, żona wyprowadziła się do rodziców i wtedy przyszyło lekkie otrzeźwienie, że pieniądze nie są aż takie ważne i zrezygnowałem z pracy ponad siły aby skupić się w domu i wtedy do siebie wróciliśmy, zaczęliśmy starać się budować.

Nie wykluczam, że u Ciebie problemem może być inne tło, opisuję tylko jak to wyglądało u mnie. Warto samemu wyjść ze swojej strefy komfortu i chcieć coś zrobić a nie patrzeć tylko na krzywdy jakie mi się dzieją, bo u mnie oboje tak patrzyliśmy.

Polecam przeczytać:

Jacek Pulikowski - Warto naprawić małżeństwo
John Gray - Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus

Te książki rzucają trochę światła na różnice między mężczyznami a kobietami bo często druga strona ma pretensje o coś co dla małżonka może być niewykonalne ze względu na jego naturę. Książki fajnie pokazują czego można oczekiwać od małżonka a czego nie a do czego można go co najwyżej przyuczyć. I jakie oczekiwania ma każda ze stron a które z reguły zaspokajane nie są.

Pogody Ducha!
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Caliope »

Witaj Paulo, musisz mówić mężowi co cię rani, mówić co ci się nie podoba, mówić wprost, że nie chcesz być przez niego tak traktowana. Najgorsze jest tłumienie w sobie wszystkiego, polecam terapię dla ciebie, a z lektur pomocne będą "Granice w relacjach małżeńskich "
Paula
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2022, 16:20
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Paula »

Al la pisze: 03 sie 2022, 0:07 Od razu przyszło mi na myśl, czy znacie swoje języki miłości?
Może pomogłaby w poznaniu ich lektura "5 języków miłości" Gary'ego Chapmana?

Tę i inne, polecane przez naszą wspólnotę pozycję, znajdziesz tutaj viewtopic.php?f=10&t=383
A tutaj jest link do naszej strony pomocowej, gdzie znajdziesz m.in. konferencje z naszych rekolekcji http://sychar.org/pomoc/
Zanim powiesz <dość> warto zainwestować w wiedzę nt kryzysu w małżeństwie, komunikacji, relacjach , uczuciach…

Pozdrawiam i mam nadzieję, że znajdziesz wsparcie u naszych forumowiczów.
Dziękuje za powitanie. Przyznam, że wielokrotnie natykałam się na tę książkę, ale jej nie przeczytałam. Dziękuje za polecenie, zacznę zwiększanie swojej wiedzy właśnie od niej.
Bławatek pisze: 03 sie 2022, 9:49 Witaj Paulo,

Ciężko żyć pod jednym dachem z osobą władczą i niewrażliwą a do tego raniącą słowem. Boli bardziej niż gdyby dostać fizycznie cios. Może już nie reagujesz na te wszystkie czyny męża, ale i tak to wszystko kumuluje się w Tobie i prędzej czy później musi z ciebie wyjść. Najczęściej wtedy się wybucha i rani innych, choć się tego nie chce.
Mój mąż to dobry człowiek, o wielkim sercu ale szorstkim usposobieniu. Wg mnie nie potrafi się empatycznie komunikować. Chce dobrze, ale przekazuje to w taki sposób, że czasami człowiek chce się schować pod ziemie.
Mój mąż nigdy ze mną nie chciał rozmawiać, wolał wydawać krótkie komunikaty, gdy coś było niezrobione tak jak wg niego powinno to albo zwracał mi uwagę kąśliwym komentarzem albo nie mówił nic tylko sobie zbierał moje przewinienia by później z grubej rury mnie zaatakować i mnie wbić w podłogę. Mój mąż oprócz tego że ma cechy egoistyczne to jeszcze z domu wyniósł taki model, bo jego ojciec jest bardzo władczy i wszystko ma być po jego myśli robione. Do tego u nich w domu się nie rozmawia o codzienności, co najwyżej tylko o bezpiecznych tematach. Mój mąż nie miał gdzie się nauczyć komunikowania bez przemocy. Może u twojego męża podobnie było i teraz powiela wzorce z domu lub taką ma osobowość (niestety).

Jedno wiem ma pewno - nie warto mówić o oddzielnym mieszkaniu, rozwodzie, bo zły działa i nigdy nie wiadomo kiedy słowa luźno rzucone staną się realne.
Musi Ci być ciężko przy takim braku komunikacji. U mnie jest odwrotnie- on mówi a ja w pewnym momencie milknę, jakbym nie wiedziała co powiedzieć, myślę że to bardzo głęboko zakorzeniony we mnie mechanizm obronny.
Rodzice męża są bardzo ciepli ale tez powściągliwi, nie wtrącają się w nasze sprawy, za co bardzo ich cenię. Myślę, że zachowanie męża wynika z jego charakteru bo nikt z jego rodziny nie zwraca się tak do nikogo, no chyba że nie robią tego w mojej obecności.

Ona_sama pisze: 03 sie 2022, 14:35 Witaj. U mnie ta sytuacja trwa ponad 4 lata. Na początku też mnie to wszystko raniło i często płakałam, z biegiem lat chyba nauczyłam się dusić wszystko w sobie bo mąż nie chciał nic zmienić ani rozmawiać na temat naszych problemów . Nawet w przypływie gniewu zasugerowałam rozwód ale powiedział mi że nigdy mi go nie da póki żyje. Walczę mimo wszystko o to małżeństwo dla mojego dziecka, jeszcze jest małe wiem jak bardzo by to przeżył. Może twój mąż da się namówić na terapie ? Mój niestety nie chciał .
Witam. Brak komunikacji to duży problem, zwłaszcza jak druga strona nie dąży do porozumienia. Myślałam o terapii dla nas ale mąż nie chce.




.
Sefie pisze: 03 sie 2022, 14:35
Ten fragment całkiem trafnie opisuje pierwszy kryzys w moim małżeństwie, widziany oczyma mojej żony.
Oboje wpadliśmy w pewien marazm, nikomu się nic nie chciało a może chciało tylko każdy czekał aż druga strona coś ze sobą zrobi, samemu okopując się na wygodnej pozycji bo nikomu nie chciało się wyjść ze swojej strefy komfortu.
Finalnie to ja wyszedłem z inicjatywą żeby coś zrobić.
Witam.
Właśnie ja też widzę u siebie podobny problem- okupujemy się z mężem, potem jakby robimy sobie na złość w odwecie i robi się z tego walka, która wykańcza.
Nie wiem jak wygląda Twój kryzys oczyma Twojego męża ale możliwe, że podobnie jak ja widziałem swój kryzys.
<b>To czego mi brakowało u żony to akceptacji, poczucia bycia ważnym, podziwianym, docenionym.</b>Bo w tym czasie harowałem jak wół w 2 firmach żeby zarobić na wszystko czego moja żona chciała, dom, auto, lepsze ubrania, umeblowanie. Przebywając w domu 2-3 godziny dziennie i ciągle słyszałem, że ubranie niewyprasowane albo że trzeba by poodkurzać, zająć dziećmi. I pełna zgoda bo trzeba to zrobić ale człowiek nie potrafi się sklonować. A moja żona chciała zjeść ciastko i mieć ciastko. Nierealne oczekiwania mojej żony i w końcu moje wycofanie się z relacji bo miałem uczciwie dość wszystkiego, zero docenienia, zmarginalizowanie. A ponieważ ja się oddaliłem to i oddaliła się moja żona w stronę swojej matki na tyle, że ja przestałem być już ważny. Co tylko dalej nakręcało spiralę oddalenia, finalnie przestaliśmy ze sobą sypiać, ona - bo ją bolała głowa, ja - miałem już dość ciągłego proszenia i to dalej nakręcało wspomnianą spiralę. W efekcie, żona wyprowadziła się do rodziców i wtedy przyszyło lekkie otrzeźwienie, że pieniądze nie są aż takie ważne i zrezygnowałem z pracy ponad siły aby skupić się w domu i wtedy do siebie wróciliśmy, zaczęliśmy starać się budować.
Dokładnie to kiedyś od niego usłyszałam, że czuje się niedoceniany i nieważny. Tylko jak ja mam mu to okazać? Na ten moment obydwoje pracujemy i zajmujemy się dzieckiem. Większość obowiązków domowych jest po mojej stronie, ale w czasie choroby dziecka to mąż się nim opiekuje bo na to pozwala jego praca.
Nie wykluczam, że u Ciebie problemem może być inne tło, opisuję tylko jak to wyglądało u mnie. Warto samemu wyjść ze swojej strefy komfortu i chcieć coś zrobić a nie patrzeć tylko na krzywdy jakie mi się dzieją, bo u mnie oboje tak patrzyliśmy.
Zgadzam się z tym, chociaż emocjonalnie jest to trudne. Noszę w sobie sporo jakiś zadr, które nie mogą się wygoić. Oczywiście to nie jest wina mojego męża. On po prostu idealnie uruchamia we mnie pewne mechanizmy, które te rany zaogniają na nowo.
Polecam przeczytać:

Jacek Pulikowski - Warto naprawić małżeństwo
John Gray - Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus

Te książki rzucają trochę światła na różnice między mężczyznami a kobietami bo często druga strona ma pretensje o coś co dla małżonka może być niewykonalne ze względu na jego naturę. Książki fajnie pokazują czego można oczekiwać od małżonka a czego nie a do czego można go co najwyżej przyuczyć. I jakie oczekiwania ma każda ze stron a które z reguły zaspokajane nie są.

Pogody Ducha!
Dziękuję postaram się zapoznać z tymi pozycjami. Widzę w sobie pewne braki co do rozumienia męskiej natury mojego męża, z drugiej strony jestem sfrustrowana bo on czasami nijak nie może zrozumieć mojej kobiecej natury.

Bardzo dziękuje za wszystkie odpowiedzi. Na ten moment wszystko się uspokoiło. W pewnym momencie mąż przyszedł i porozmawialiśmy, więc teraz jest normalnie, ale mimo wszystko chcę tutaj zostać, bo wiem, że to nie jest pierwsza nasza kłótnia na noże. Nasz związek od samego początku był ciężki i pełen napięć. Czuję, że aby uzdrowić ten związek musimy nad tym solidnie popracować bo inaczej to tylko przypudrowanie problemów.
Pójdę za Waszymi radami i zacznę od zgłębiania wiedzy na temat siebie ale też i męskiej natury. Mam nadzieję, że ten wysiłek się opłaci. W końcu mamy dla kogo tworzyć dom.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie!
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: ozeasz »

Paula pisze: 05 sie 2022, 23:15 Nasz związek od samego początku był ciężki i pełen napięć. Czuję, że aby uzdrowić ten związek musimy nad tym solidnie popracować bo inaczej to tylko przypudrowanie problemów.
Pójdę za Waszymi radami i zacznę od zgłębiania wiedzy na temat siebie ale też i męskiej natury. Mam nadzieję, że ten wysiłek się opłaci. W końcu mamy dla kogo tworzyć dom.
Jeśli Twoim celem jest tworzenie środowiska życia pełnego miłości, szacunku i porozumienia oraz domu do którego wraca się z wielką ochotą i radością, to się opłaci, im wcześniej zaczniecie tym większa szansa na powodzenie, czytając to forum pewnie już wiesz że przekroczenie pewnych granic prowadzi do opłakanych skutków.

Pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Paula
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2022, 16:20
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Paula »

Jak sobie pomóc?

Witajcie po dłuższej przerwie, gdzie po drodze było kilka wzlotów i upadków. W tym czasie starałam się pracować nad sobą, samooceną, starałam się nie przejmować krytyką męża, starałam się doceniać to co robi dla nas.
Tylko pojawił się Kowalski. Nie w pełnej krasie, nie było nic poza rozmowami, ale widzę po sobie, że lecę jak ćma do ognia. Pojawił się ktoś kto mnie słucha, dla kogo to co mówię jest ważne, ktoś kto jest wrażliwy na moje emocje.
Nie chcę tego, ale nie potrafię sobie pomóc, nie mogę wyłączyć swoich myśli. Nie chcę zdrady, nie chce psuć swojego i czyjegoś życia.
Kowalski sprawił, że znowu się poczułam ważna, czego nie czuję w małżeństwie.
Przepraszam za chaos wypowiedzi ale odzwierciedla on chaos w mojej głowie.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Sefie »

Paula,

Praca nad sobą to też akceptacja siebie i kochanie siebie, nie szukanie fałszywego pocieszania u innych, których motywacji nie znasz.

Kryzys małżeński jest złym doradcą miłosnym, tutaj byle chłystek jawi się niczym książę z bajki a białorycerstwo wśród panów jest całkiem popularne.

Szukasz tego czego nie masz w małżeństwie, akceptacji, miłości, poczucia wartości, wysłuchania, bliskości, zrozumienia, troski, poczucia bycia piękną. Zauważ, że pewnie na początku małżeństwa to miałaś, gdzieś to uleciało. Warto by się zastanowić gdzie.

Pewności, że tak będzie z kowalskim nie masz żadnej. A statystyki co do rozpadu powtórnych związków są nieubłagane, te rozpadają się dwukrotnie częściej, procent rośnie jeśli w pierwotnym małżeństwie były dzieci. I mówią to zarówno źródła katolickie jak i świeckie.

Domyślam się, że łatwo się pisze a wyrzucić z głowy łatwo nie jest, jednak kac moralny tego warty nie jest.

W moim kryzysie również miałem różne głupie pomysły, na szczęście zostały tylko w głowie, dzisiaj nie byłoby co zbierać z mojego małżeństwa. Jak czas pokazał warto było wziąć na wstrzymanie.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Paula
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2022, 16:20
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Paula »

Sefie pisze: 04 mar 2023, 22:17 Paula,

Praca nad sobą to też akceptacja siebie i kochanie siebie, nie szukanie fałszywego pocieszania u innych, których motywacji nie znasz.

Kryzys małżeński jest złym doradcą miłosnym, tutaj byle chłystek jawi się niczym książę z bajki a białorycerstwo wśród panów jest całkiem popularne.

Szukasz tego czego nie masz w małżeństwie, akceptacji, miłości, poczucia wartości, wysłuchania, bliskości, zrozumienia, troski, poczucia bycia piękną. Zauważ, że pewnie na początku małżeństwa to miałaś, gdzieś to uleciało. Warto by się zastanowić gdzie.

Pewności, że tak będzie z kowalskim nie masz żadnej. A statystyki co do rozpadu powtórnych związków są nieubłagane, te rozpadają się dwukrotnie częściej, procent rośnie jeśli w pierwotnym małżeństwie były dzieci. I mówią to zarówno źródła katolickie jak i świeckie.

Domyślam się, że łatwo się pisze a wyrzucić z głowy łatwo nie jest, jednak kac moralny tego warty nie jest.

W moim kryzysie również miałem różne głupie pomysły, na szczęście zostały tylko w głowie, dzisiaj nie byłoby co zbierać z mojego małżeństwa. Jak czas pokazał warto było wziąć na wstrzymanie.
Do tej pory praca nad sobą mi wystarczała. Skoro mąż mnie nie docenia to robiłam to sama. Włożyłam bardzo dużo pracy w samoakceptację, dbam o siebie. I nagle pojawił się ktoś kto to docenia, szkoda że nie mąż :(.

Nie chcę tego uczucia, bardzo staram się nie myśleć. To niezwykle bolesne doświadczenie bo w domu czeka chłód i nic nie wskazuje na to, że to się zmieni. Gdzie uciekło to ciepło? Uciekło razem z codziennością, zmęczeniem, brakiem zainteresowania, uciekło z roszczeniowością, brakiem szacunku i upokarzaniem. Przyznam, że gdyby nie dziecko to tego małżeństwa już by nie było. Mój mąż nie walczyłby o to małżeństwo.

Jaki kolejek związek z Kowalskim nie wchodzi w grę. W całej tej sytuacji najbardziej boli mnie, ile jest we mnie tęsknoty za zwykłym zainteresowaniem…
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Bławatek »

Paula chyba żadna kobieta, którą mąż olewa, nie okazuje miłości albo i odchodzi bo 'nie kocha', nie przejdzie obojętnie obok miłych słów, uznania, komplementów. Sama byłam wielokrotnie "kuszona" - bo "zły" lubi mieszać zarówno między ludźmi jak i w naszych głowach. Zadziwiające dla mnie było ile po odejściu męża potencjalnych kowalskich się pojawiło.

W takich chwilach dobrze uciekać w modlitwę.

A komplementy i uznanie sobie samej mówić - nie czekać na innych, w tym męża.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Nirwanna »

Paula, doskonałe efekty przynosi połączenie pracy nad sobą i Bożej łaski. W moim przypadku - łaski płynącej z Sakramentu Pokuty i Pojednania. Zadziałało błyskawicznie i bez pudła.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Paula
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2022, 16:20
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Paula »

Bławatek pisze: 05 mar 2023, 22:37 Paula chyba żadna kobieta, którą mąż olewa, nie okazuje miłości albo i odchodzi bo 'nie kocha', nie przejdzie obojętnie obok miłych słów, uznania, komplementów. Sama byłam wielokrotnie "kuszona" - bo "zły" lubi mieszać zarówno między ludźmi jak i w naszych głowach. Zadziwiające dla mnie było ile po odejściu męża potencjalnych kowalskich się pojawiło.

W takich chwilach dobrze uciekać w modlitwę.

A komplementy i uznanie sobie samej mówić - nie czekać na innych, w tym męża.
Dziękuje. Dzisiaj wstałam rano i trochę otrzeźwiałam. Nie czuję się z tym dobrze, że na te komplementy reagowałam tak ochoczo. Mam wyrzuty, że tym flirtem zdradziłam męża.
Nirwanna pisze: 06 mar 2023, 6:04 Paula, doskonałe efekty przynosi połączenie pracy nad sobą i Bożej łaski. W moim przypadku - łaski płynącej z Sakramentu Pokuty i Pojednania. Zadziałało błyskawicznie i bez pudła.
Zaczęłam od kilku dni czytać Pismo Święte. Pomogło. Dzisiaj wstałam z kacem.
Paula
Posty: 14
Rejestracja: 31 lip 2022, 16:20
Płeć: Kobieta

Re: Kiedy powiem sobie dość

Post autor: Paula »

Tak mi teraz przyszło na myśl to co mówiliście odnośnie samoakceptacji i tego żeby samej sobie prawić komplementy.
W pierwszym odruchu pomyślałam, że jaki to ma sens? Jaką wartość mają komplementy dawane samej sobie? I tutaj na chwilę się zatrzymałam, dlaczego komplementy innych mają dla mnie większą wartość od tych, które mówię sama sobie? Wniosek jest prosty, zdanie innych traktuję poważniej niż własne.
Może się to wydawać śmieszne, ale czuję się tak jakbym odkryła Amerykę. Od teraz moja praca będzie polegała na podniesieniu siebie na równi z innymi.
ODPOWIEDZ