Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Magnolia

Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Post autor: Magnolia »

Magnolia pisze: 21 paź 2017, 23:07
Mój mąż właściwie w tym roku zrobił coś, co odebrałam jako zdradę naszego życia małżeńskiego. Koło kwietnia miał pomysł, żeby wszystko rzucić, dom, mnie, pracę. Właściwie to była może druga-trzecia awantura, kiedy nie zachowywał się jak On. widziałam że dzieje się z nim coś złego. Pewnego wieczoru znowu pełen pretensji stwierdził, że on ma dość stabilizacji, obowiązków i tego wszystkiego co Go dusi. On odda jeszcze dziś samochód służbowy, rzuca pracę, On chce wrócić do czasów studenckich, chce żyć jak kloszard, ma wszystkiego dość (facet 45 lat). Wziął kluczyki i wyszedł z domu, niby z zamiarem oddania auta służbowego ( w sobotę wieczorem). Pobiegłam za nim, nawet domu nie zamknęłam, bo nie było czasu, dzieci spały, powierzyłam je Aniołom stróżom i wsiadłam za Nim do auta. Nie dałam się siebie pozbyć, już się nie odpierałam argumentami Jego zarzutów, ale własnie odwoływałam się do dobrych wspomnień, narodzin dzieci, momentów które Go wzruszały (znam dobrze mojego męża). Miałam silne poczucie, że muszę bronić Go przed samym sobą, bo na pewno NIE BYŁ SOBĄ. Jak łapałam oddech to modliłam się "Jezu przyjdź do naszej rozmowy". Po jakimś czasie udało mi się Go namówić żeby wrócił do domu, spał oddzielnie, ja chyba nie spałam, pewnie się modliłam za nas. Byłam przerażona. Rano jakiś czas był obcy, ale powiedziałam że bardzo mnie przeraził wczorajszym zachowaniem. Odpowiedział, że "przecież nigdy by mnie nie zostawił bez opieki" - dopiero wtedy się uspokoiłam, bo poczułam że wrócił mój mąż.

Ale po kilku tygodniach sytuacja się powtórzyła, kłóciliśmy się w aucie i powiedział, że w zasadzie nie widzi wyjścia, jak tylko sie zabić. Trzasnął drzwiami i poszedł w stronę wiaduktu nad torami. Wtedy już nie pobiegłam, czułam, że musi sam podjąć decyzję czy chce żyć. W tamtej chwili oddałam wszystko Bogu, czułam że jesteśmy w Jego rękach, trudno uwierzyć, ale nie bałam się. Wrócił po jakimś czasie. Spokojniejszy.
Rozmawialiśmy o tych zdarzeniach długo po nich, kiedy mogliśmy o tym porozmawiać z dystansem. Nie pamięta tego, żartuje że Go źle zrozumiałam.
Magnolia pisze: 22 paź 2017, 18:26
ozeasz pisze: 22 paź 2017, 16:03 W tych dwóch przypadkach czy doszliście do tego co było powodem tego zachowania ?
Bo jeśli nie to może się okazać że żyjecie obok ,nie razem , dla mnie to wygląda na brak zrozumienia ,poznania , otwartości ,myślę że takie rzeczy (te dwie sytuacje) nie są czymś codziennym i wyglądają na jakieś apogeum ,pytanie tylko czego ?
Tak oczywiście awantury były pewnym apogeum, pisałam o tym w jakimś innym wątku. Po moim nawróceniu mąż zaczął źle reagować na "nową mnie". Czułam się niesłusznie atakowana, ale też słuchałam jego zarzutów, bardzo spokojnie tłumaczyłam swoje racje i uspokajając, że nie stałam się wariatką tudzież dewotką, tylko potrzebuję więcej uwielbiać Boga.
Po drugie, wspomniałam już że słuchałam męża, 'wyłapałam' z Jego wyrzutów i pretensji, że się o mnie martwi, że mnie taką nie poznaje, że powstał między nami duży rozdźwięk, że nie nadąża. W tej kwestii poprawiłam swoje zachowanie by On nie miał takiego poczucia, czyli przystopowałam żebyśmy "szli razem" - w tej chwili już jest dobrze, nic Go we mnie nie drażni, uważa że wszystko we mnie jest spójne i to Go bardzo cieszy. Tak "zorganizowałam" moje uwielbienie Boga, żeby nie kolidowało to z moimi obowiązkami jako żony, bym niczego nikomu nie narzucała, do niczego nie zmuszała, i spokojnie przyjmowała odmowy na moje delikatne propozycje.
Kolejną rzeczą, była konsultacja z księdzem, w czasie której jasno ocenił sytuację, że to mąż ma jakiś problem, bo widział mnie zaniepokojoną sytuacją ale jednocześnie spokojną, ufającą Bogu. Doradził wizytę u psychiatry, bo wg Niego mąż może przezywać jakieś głębokie lęki. Z pomocą Boga, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam, namówiłam męża na psychiatrę i branie leków, by wyciszył emocje. U lekarki faktycznie przyznał się do lęków i przeciążenia stresem w pracy. Leki pomagają Mu się wyciszyć i spokojniej przyjmować stres, pozwoliły nam wyjaśnić sobie wiele kwestii i popracować nad nimi. W tej chwili razem z mężem zostaliśmy animatorami i prowadzimy Krąg DK, mąż sam wpadł na pomysł zorganizowania modlitwy małżeńskiej w naszej parafii (a ja przygotowując się do tego wydarzenia trafiłam do Sycharu)
Moim zdaniem, dzięki wierze i temu że mogłam liczyć na pomoc Boga, widziałam naszą sytuacje szerzej i nie poprzestałam jedynie na stwierdzeniu "ma kryzys wieku średniego", ale widziałam w nim także człowieka cierpiącego ( na emocjach i w duszy prowadzącego jakąś walkę). A to, że cierpiąc krzywdził mnie... mniej bolało, bo miałam tą świadomość co się dzieje, nie widziałam w nim wroga.
Jako żona okazywałam Mu ciepło, miłość czułość, na ile pozwalał. Chodziłam z nim do lekarzy, bo mnie prosił o towarzystwo i wsparcie. Przegadaliśmy wiele godzin. Gdy Mu źle, dzwoni do mnie, a ja mam dla Niego dobre słowo, albo pocieszenie, albo coś czułego. Wychodzimy z tego kryzysu na pewno jeszcze silniejsi niż byliśmy przed. Jest spokojna normalność.

Oczywiście jesteśmy razem, po wielu już spokojniejszych rozmowach i pracy nad związkiem, awantury się skończyły, powróciło szczęście. No i po wielu modlitwach wspólnych, codziennym zawierzeniu sie Jezusowi, często modliłam się leżąc krzyżem koronką. Z każdym dniem było lepiej.
jacek-sychar

Re: Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Post autor: jacek-sychar »

Przepraszam magnolia, ale po co cytujesz swoje stare posty?
Jakiś cel w tym jest?
Wydaje mi się również, że ostatni akapit nie jest cytatem, tylko czymś nowym.
Magnolia

Re: Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Post autor: Magnolia »

Wszystko jest cytatem, owszem mam w tym cel. Poprosiłam męża, aby się wypowiedział.
Gor

Re: Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Post autor: Gor »

Witam, Jestem mężem Magnolii.

Co mogę powiedzieć
„ Czasem muszę być zły” - tak już mam
świat nie zawsze che wspołpracować - robi co chce i wymyka się spod kontroli

nauczyłem się, że muszę sobie dać czas - czasem musze go wyrwać, pracy, znajomym i rodzinie
uzyskać odrębność poczuć siebie - pogadać z moim wewnętrznym dzikusem - inaczej mówiąc sam ze sobą

w chwili ciszy i odosobnienia - przypominam sobie powoli po co ja robie to, co robię - jak się to wszystko zaczęło i dlaczego jestem tu gdzie jestem

a teraz mniej tajemniczo

Kiedy się boję wiem, że dzieje się coś czego nie rozumiem, moje wymagania do innych, zwłaszcza od żony są bardzo wysokie. Dlatego rozmawiamy szczerze - czasem nie rozumiejąc się nawzajem, czasem krzycząc. Zawsze jednak najpierw się kochamy - problem zaczyna się kiedy tracimy z oczu miłość na chwilę - tracimy równowagę.

Nie zawsze potrafię jasno wyrazić co mnie boli i uwiera - ale mam żonę
Nie zawsze potrafię zrozumieć siebie - ale mam żonę
Nie zawsze odnoszę sukcesy - ale mam żonę
Nie zawsze przeżywam porażki - ale mam żonę
Nie zawsze zyskuję - ale mam żonę
Nie zawsze tracę - ale mam żonę

staram się by i ona miała męża

nie wszystko rozumiem - ale mam czas - dostałem go od żony


Tak doszedłem, co było powodem kryzysu - można by pisać o tym długo - w skrócie: powód nigdy nie jest jeden, z reguły jest zlepkiem wielu nie rozwiązanych powodów, bądź takich które się na codzień pomija. Pewnego dnia orientujesz się, że coś jest inaczej. Świat, w tym wypadku mój świat, nie działa tak ja wczoraj - żona zaczyna żyć w innej rzeczywistości. Spostrzeżenia i obserwacje pokazują coraz więcej różnic - rośnie lęk i obawa, a w konsekwencji nerwy. Moje spojrzenie zawęża się i koncentruje tylko na jednym - i zaczynam krzyczeć i motać się, a po chwili wylatuje problem za problemem - zaczynając od najmniejszego czyli „nie jesteś taka jak wczoraj”, a kończąc na naważniejszym - czyli rozstrzygnięciu kto co i jak powiedział, wtedy kiedy mówił !!!!

Boję się nieznanego, boję się nowego - choć pociąga mnie tak wiele spraw i rzeczy
Żona zawsze mnie słucha, daje mi czas, nie zawsze jest wyrozumiała - i dobrze, bo nie zawsze mi się to należy - jest moim najlepszym przyjacielem.

Nawrócenie żony - no to jest problem - próbuję za nią nadążyć, badam je codziennie i codziennie zasypiam przekonany, że jest prawdziwe.
Tak jak Ona - moja żona.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Post autor: ozeasz »

Fajnie ze tu jesteś Gor , myślę że to wielki dar , dla Was i dla mnie ,bo nie będę się wypowiadał za innych , Wasza tu wspólna obecność ,dzięki i pozdrawiam. :)
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys wieku średniego u Gora i Magnolii

Post autor: rak »

Gor pisze: 04 lis 2017, 18:27 w skrócie: powód nigdy nie jest jeden, z reguły jest zlepkiem wielu nie rozwiązanych powodów, bądź takich które się na codzień pomija. Pewnego dnia orientujesz się, że coś jest inaczej. Świat, w tym wypadku mój świat, nie działa tak ja wczoraj - żona zaczyna żyć w innej rzeczywistości. Spostrzeżenia i obserwacje pokazują coraz więcej różnic - rośnie lęk i obawa, a w konsekwencji nerwy. Moje spojrzenie zawęża się i koncentruje tylko na jednym - i zaczynam krzyczeć i motać się, a po chwili wylatuje problem za problemem - zaczynając od najmniejszego czyli „nie jesteś taka jak wczoraj”, a kończąc na naważniejszym - czyli rozstrzygnięciu kto co i jak powiedział, wtedy kiedy mówił !!!!
bardzo prawdziwy opis, człowiek budzi się pewnego dnia i już nic nie jest takie samo, a naprawianie zaczyna się tak naprawdę od obserwacji coraz większej ilości różnic i próby połapania się co się tak naprawdę stało, później obrona swojego terytorium i eskalacja. Na pierwsze sukcesy trzeba naprawdę sie i naczekać i napracować.

Pozdrawiam
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
ODPOWIEDZ