Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Acine, drobna prośba - korzystaj z opcji Podgląd i poprawiaj literówki. Z tymi literówkami źle się czyta Twoje posty.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Nirwanna pisze: 17 wrz 2018, 6:11 Ta potrzeba może okazać się kluczową informacją w potencjalnym odbudowywaniu. Bo jeśli jest w tym coś, co jest realną potrzebą Twojej żony, to domaga się to koniecznego zaspokojenia, i tak będzie zapewne do końca życia. Da Bóg, że w przyszłości będzie ta potrzeba zaspakajana w sposób moralnie dopuszczalny, a nie w warunkach zdrady. Jednak aby myśleć o nawiązaniu więzi z żoną, warto abyś odkrył tę potrzebę, przyjął do akceptującej wiadomości, i zaczął myśleć, jak ją możesz zaspokoić, przynajmniej w części.
Na ten moment może być tak, że żona patrzy, iż o tę jej potrzebę nie dbasz, nawet tej potrzeby nie zauważasz.... więc zaspakaja ją gdzie indziej. Nie usprawiedliwiam Twojej żony. Pokazuję mechanizm.
Pomyśl, weryfikuj, szukaj empatycznie (!) co to może być - potrzeba szacunku? wolności? potrzeba bycia ważną? potrzeba akceptacji jej kobiecości?
Nie siedzę w głowie mojej żony, ale mam wrażenie, że przede wszystkim ona sama nie potrafi tej potrzeby rozpoznać. Sądzę, że mi jest jeszcze trudniej. Staram się raczej dać to, co jest podstawową potrzebą każdego człowieka - bezwarunkowej akceptacji jej osoby, miłości. Chciałbym jej dać także poczucie bezpieczeństwa, ale to już jest bardziej zależne od jej działań.
To może być po prostu potrzeba Boga, przed którą ona ucieka. Nie wiem. Na pewno nie będę jej ewangelizował inaczej, niż tylko moją miłością i wiernością, bez mówienia wprost o wierze i z dyskretnym tratowaniem własnych praktyk. Nie ukrywam ich, nie wstydzę się przyznać przed nią, ale wolę np. powiedzieć, że wychodzę i wrócę za godzinę, niż że idę na mszę św. Dziś np. prowadziłem sycharową kompletę na Skype. Wcześniej żona wróciła akurat do domu i pytała, czy mogę jej w czymś pomóc. Odpowiedziałem, że mam czas do 21.45, bo potem jestem umówiony na Skype. Dopiero jak dopytała, co to za spotkanie, to powiedziałem, że prowadzę tam część modlitwy brewiarzowej.
W ten sposób staram się też odpowiedzieć Acine - zupełnie inaczej rozmawiam z Wami na forum, a inaczej z żoną, która mojej wiary nie podziela. Do niej mówię językiem dla niej zrozumiałym, zarazem unikając zbędnych zadrażnień. Zacytowanego przez Ciebie fragmentu nigdy bym napisał do żony, bo to teraz nie jest jej bajka. Ją dewocyjność bardzo denerwuje, ale mi jej jeszcze nie zarzuciła. Nie mam wątpliwości, że zrobiłaby to bez żadnych oporów.
acine pisze: 17 wrz 2018, 10:41 na poczatku zacytowanego fragmentu wylazi problem ktory jest tez bardzo istotny w twojej rwlacji z zona i Bogiem. Przyjmujesz sakramenty i kazdorazowo popelniasz to samo?
Z literówkami chyba sobie poradziłem, ale problemu nie rozumiem. Wyjaśnij proszę bliżej.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Ukaszu, nikt z nas nie siedzi w głowie drugiego człowieka. Jednak korzystając z empatii i prosząc o spojrzenie na danego człowieka tak, jak Bóg na niego patrzy, mogę zauważyć, że u kogoś jakieś zachowania sygnalizują brak zaspokojonej potrzeby lub chory sposób zaspokajania konkretnej potrzeby.
Dlatego mimo wszystko zachęcam Cię do poszukiwania i odkrywania tego :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Nirwanno - pytanie o to, co jest tą najgłębszą potrzebą mojej żony, zadają sobie co najmniej dwa razy dziennie, gdy modlę się w jej intencji rano i wieczorem. W gruncie rzeczy odpowiedzi na nie powinienem szukać czytając Słowo i w jakiejś mierze to robię. I dziękuję Ci za przypomnienie o tym pytaniu, bo ono jest na pewno kluczowe i nigdy dość wczuwania się w ukochaną osobę z Bożą pomocą. Godzę się także z tym, że to może pozostać dla mnie zakryte.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

:-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: acine »

Przecietni tzw niedzielni katolicy co nawet nie potrafia umiejscowic ksiag w ST cz NT jak slysza cos takiego jak modlitwa brewiarzowa, nieszpory, gorzkie zale, godzinki czy jutrznia to juz maja wyrobiony obraz o takim religijnym "delikwencie", nie lepiej bylo powiedziec ze prowadzisz rozmowy czy modlitwy na skype pomagajace w bardzo trudnych sytuacjach ludzi czyli podac definicje funkcjonalna (czyli jaka funkcje taka modlitwa ma ) a nie zaraz z taka nazwa wyskoczyc ktora sie przecietnemu tzw niedzielnemu katolikowi kojarzy z jakims talibanem i potem w zartach ale i zlosci i goryczy skarzy sie znajomym ze mezowi odbilo i w worku pokutnym chodzi czy jakis ekwiwalent tego.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Z góry przepraszam moderację za liczbę i objętość moich wpisów, ale akurat ten poniższy wydaje mi się ważny na tym forum.
Odnoszę wrażenie, że jestem namawiany do jakiegoś zapomnienia o żonie, jakiegoś pogodzenia się z jej odejściem i ułożenia sobie możliwie wygodnego życia samemu. Mam inne plany.
Powoli układa mi się głowie postanowienie w bieżących sprawach mieszkaniowo-majątkowych. Mieści się w tym nawet, jeśli będzie taka potrzeba, wyrzucenie żony z domu. Wymiana zamków i wystawienie rzeczy. Twardo, stanowczo, bez roztkliwiania się. Wiem, że wtedy długo jej nie zobaczę, może już nigdy. Trudno. Wolę inny scenariusz, ale ten też leży na stole.
Kocham moją żonę. Kocham ją czule i gorąco. Pragnę delikatnie przytulić. Być blisko. Dać jej to, czego najbardziej potrzebuje. Dzielić z nią najdelikatniejsze drgnienie emocji. Cieszyć się jej wolnością. Gdy napisała mi na kartce słowo „Dziękuję!” za jakąś drobną przysługę, to wpatrywałem się w ten skrawek papieru z charakterystyczną linią jej pisma i miałem łzy w oczach; raczej szczęścia niż bólu. Jestem bardzo daleko od stanu sprzed roku, gdy nie potrafiłem znaleźć w sobie żadnego uczucia względem niej. I jeszcze dalej od stanu sprzed lat czterech, gdy nie wyobrażałem sobie życia bez niej, gdy to uczucie miało pełną władzę nade mną, miotało mną o ziemię, czyniło totalnie zależnym i stanowiło w jej rękach wygodne narzędzie do znęcania się nade mną.
Od siedmiu lat nie szliśmy razem trzymając się za ręce. Codziennie widziałem i widzę wiele takich par. Przez ponad sześć lat na każdy taki widok czułem bolesną szpilę w serce. Teraz cieszę się szczęściem tych ludzi. Mogę, bo sam kocham i czerpię z tego siłę i radość. Chcę czerpać więcej, mocniej. Mocniej będzie też boleć każda chwila bez niej, ale na pewno chcę płacić tę cenę.
Mam w życiu swoje pasje. Ważne miejsce zajmują góry. Ostatnio w ciągu jednego ranka, przez kilka godzin intensywnego marszu, straciłem trzy paznokcie u nóg i obtarłem mocno obie pięty. Na koniec miałem bolesny upadek na kamienistej drodze: prawe udo stłuczone i noga częściowo sztywna. Oba kolana krwawiły, jedno mocno i długo, przez wiele godzin, też było lekko stłuczone. Plecy też obtarte do krwi. Mogłem się podnieść dopiero po kilku minutach i z trudem wróciłem do domu. Opowiadając to znajomym tego samego dnia stwierdziłem, że wycieczka była piękna i warta tego bólu. Następnego dnia znów poszedłem w góry.
Życie jest zbyt bogate i piękne, żeby samemu się ograniczać z powodu tego, że coś zaboli. A miłość to kwintesencja życia, jego istota i najgłębszy sens. Chcę kochać. Nie będę uciekał przed tym, że może zaboleć, nie będę sobie zamrażał tego czy owego dla uśmierzenia bólu. Chcę realizować siebie i swoje marzenia, a największym marzeniem jest kochać mocniej i goręcej, mądrzej, coraz bardziej po Bożemu, w coraz większej wolności. W to jest wpisana moja żona, bo ona jest odciśnięta jak pieczęć na moim sercu.
Wolność moja i jej – tak. Stanowczość i gotowość na życie samemu – tak. Urządzenie sobie życia lub choćby mieszkania bez miejsca dla niej – nie.
Amica

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Amica »

acine pisze: 17 wrz 2018, 23:11 Przecietni tzw niedzielni katolicy co nawet nie potrafia umiejscowic ksiag w ST cz NT jak slysza cos takiego jak modlitwa brewiarzowa, nieszpory, gorzkie zale, godzinki czy jutrznia to juz maja wyrobiony obraz o takim religijnym "delikwencie", nie lepiej bylo powiedziec ze prowadzisz rozmowy czy modlitwy na skype pomagajace w bardzo trudnych sytuacjach ludzi czyli podac definicje funkcjonalna (czyli jaka funkcje taka modlitwa ma ) a nie zaraz z taka nazwa wyskoczyc ktora sie przecietnemu tzw niedzielnemu katolikowi kojarzy z jakims talibanem i potem w zartach ale i zlosci i goryczy skarzy sie znajomym ze mezowi odbilo i w worku pokutnym chodzi czy jakis ekwiwalent tego.
Nie rozumiem, czemu ma się ktoś dostosować do tego, co sobie o nas myśli tzw. niedzielny katolik. W ogóle - inni ludzie. Nawet będąc niedzielnym katolikiem wiedziałam, co to brewiarz. Nie każdy jest ograniczony, już nie przesadzaj.

Zdanie Boga jest tu najważniejsze, a nie to - co sądzą inni ludzie.

Acine, zasięgnij troszkę wiedzy i poczytaj o dewocji, bigoterii, bo przyczepiłeś się do tego i drążysz temat bez sensu, prowokując do bezprzedmiotowej dyskusji. Nudzi Ci się? Odpuść, bo już nie można tego czytać.
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Ukasz pisze: 17 wrz 2018, 23:38 Odnoszę wrażenie, że jestem namawiany do jakiegoś zapomnienia o żonie, jakiegoś pogodzenia się z jej odejściem i ułożenia sobie możliwie wygodnego życia samemu. Mam inne plany.
Ukasz

A mi się wydaje, że Ty masz tendencje do przejmowania kierownicy. Siedzisz na miejscu pasażera, ale chcesz kierować. I moim zdaniem jesteś namawiany, żeby siedząc na miejscu pasażera pozwolić kierowcy prowadzić.

Ja miałem kiedyś taki przypadek, że weszła do mojego samochodu jedna koleżanka i tak zaczęła dyrygować mną, że zestresowałem się i lekko walnąłem w słup. :oops:
Teraz jestem już (chyba) odporny na takie rzeczy, ale w tamtym momencie w jednej chwili straciłem opanowanie. Gdybym był czajnikiem z gwizdkiem, to bym nawet nie gwizdał, tylko wypluł ten gwizdek, bo tyle w jednej chwili pary się we mnie zgromadziło. :lol:
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Monti »

Ukaszu, z tym wyrzuceniem żony z domu formalnie może być problem (abstrahując od innych aspektów tej decyzji). Nawet, jeżeli żona nie jest współwłaścicielem domu, to przysługuje jej prawo do korzystania z lokalu w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Więc jeśli się dobrowolnie nie wyprowadzi, to Ty do czasu orzeczenia separacji nie masz za bardzo ruchu.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

jacek-sychar pisze: 18 wrz 2018, 8:42 A mi się wydaje, że Ty masz tendencje do przejmowania kierownicy.
Słusznie Ci się wydaje - mam i zawsze miałem, od dziecka.
Żona też. Do tego ona miała (i pewnie nadal ma) silniejszy charakter. Nigdy nie było wątpliwości, która strona jest dominująca. Ona, nie ja.
Teraz ja się zajmuję swoim życiem, ona swoim. Są punkty styczne i tam podejmuję jakieś działania, ale nie wtrącam się do niczego, czego mnie nie dotyczy. Żona z tego ochotnie korzysta. Ja jej np. mówię, kiedy i gdzie wyjeżdżam. Ona czasem się jeszcze dopytuje. Sama nie mówi zwykle nic, a ja nie dopytuję.
Naprawdę doskonale czuję różnicę między byciem pasażerem a kierowcą. To są mi dobrze znane role, które umiem pełnić.
Monti pisze: 18 wrz 2018, 9:46 Ukaszu, z tym wyrzuceniem żony z domu formalnie może być problem (abstrahując od innych aspektów tej decyzji). Nawet, jeżeli żona nie jest współwłaścicielem domu, to przysługuje jej prawo do korzystania z lokalu w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Więc jeśli się dobrowolnie nie wyprowadzi, to Ty do czasu orzeczenia separacji nie masz za bardzo ruchu.
Dzięki za tę informację, ale proszę o doprecyzowanie. Żona nie jest zameldowana w tym domu. Jest zameldowana w mieszkaniu, które w 3/4 stanowi jej własność. Dzieci są dorosłe i nie mieszkają z nami. Starszy syn z żoną ma się wprowadzić - a ona chce to uniemożliwić. Ma możliwość mieszkania nadal w tym domu, tylko w innej jego części, ale ją odrzuca. Wyjaśnij mi proszę, w jakim sensie "przysługuje jej prawo do korzystania z lokalu w celu zaspokojenia potrzeb rodziny": co oznacza w tym kontekście rodzina i jakiej jej potrzeby zaspokaja je odmowa uzgodnionego wcześniej przeniesienia się do innego pokoju.
Obiecałem jej, że do czasu separacji nie będę podejmował żadnych kroków mieszkaniowych. To się zmieniło, gdy syn zaproponował nowe rozwiązanie, a ona się na nie zgodziła. Wariant wymuszonej wyprowadzki dotyczy tylko sytuacji, gdy ona starałaby się uniemożliwić wprowadzenie się syna i lub agresywnie uprzykrzać życie jemu i jego żonie.
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Monti »

Ukasz pisze: 18 wrz 2018, 23:25
Monti pisze: 18 wrz 2018, 9:46 Ukaszu, z tym wyrzuceniem żony z domu formalnie może być problem (abstrahując od innych aspektów tej decyzji). Nawet, jeżeli żona nie jest współwłaścicielem domu, to przysługuje jej prawo do korzystania z lokalu w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Więc jeśli się dobrowolnie nie wyprowadzi, to Ty do czasu orzeczenia separacji nie masz za bardzo ruchu.
Dzięki za tę informację, ale proszę o doprecyzowanie. Żona nie jest zameldowana w tym domu. Jest zameldowana w mieszkaniu, które w 3/4 stanowi jej własność. Dzieci są dorosłe i nie mieszkają z nami. Starszy syn z żoną ma się wprowadzić - a ona chce to uniemożliwić. Ma możliwość mieszkania nadal w tym domu, tylko w innej jego części, ale ją odrzuca. Wyjaśnij mi proszę, w jakim sensie "przysługuje jej prawo do korzystania z lokalu w celu zaspokojenia potrzeb rodziny": co oznacza w tym kontekście rodzina i jakiej jej potrzeby zaspokaja je odmowa uzgodnionego wcześniej przeniesienia się do innego pokoju.
Obiecałem jej, że do czasu separacji nie będę podejmował żadnych kroków mieszkaniowych. To się zmieniło, gdy syn zaproponował nowe rozwiązanie, a ona się na nie zgodziła. Wariant wymuszonej wyprowadzki dotyczy tylko sytuacji, gdy ona starałaby się uniemożliwić wprowadzenie się syna i lub agresywnie uprzykrzać życie jemu i jego żonie.
Ukaszu, jest taki przepis kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, który mówi, że: „Jeżeli prawo do mieszkania przysługuje jednemu małżonkowi, drugi małżonek jest uprawniony do korzystania z tego mieszkania w celu zaspokojenia potrzeb rodziny. Przepis ten stosuje się odpowiednio do przedmiotów urządzenia domowego”. Kwestia zameldowania nie ma tutaj znaczenia, podobnie jak to, że dzieci są dorosłe. Na podstawie tego przepisu żona mogłaby próbować zablokować Twoje plany. Chociaż wg mnie, jeśli proponujesz jej przeniesienie się do innej części domu, to raczej byłoby to nieskuteczne (na początku zrozumiałem, że teraz chcesz w ogóle się jej pozbyć).
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: kemot79 »

Ukaszu,

nie jest to forum prawne ale wyjaśnię:

- żona może nie zgodzić się na przeprowadzkę do innej części domu ( w praktyce nie wyobrażam sobie jak zamierzasz ją zmusić)
- żona może nie zgodzić się na zamieszkanie syna

Zamieszkanie syna z rodziną ( tak zrozumiałem) jest de facto wkroczeniem w sferę uprawnień właścicielskich i wymaga współdziałania drugiego właściciela. Krótko mówiąc jest to czynnosć przekraczająca zakres zarządu nieruchomością wspólną.

Oczywiście przepisy jedno, fakty drugie. Syn wprowadzi się ale może to być czynnik konfliktogenny. Dokonujesz czynności z "pogwałceniem" woli drugiego współwłaściciela, żony.

Niestety tutaj konieczny jest podział majątku albo podział domu do używania

pozdrawiam
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

Ukasz pisze: 17 wrz 2018, 22:31 Na pewno nie będę jej ewangelizował inaczej, niż tylko moją miłością i wiernością, bez mówienia wprost o wierze i z dyskretnym tratowaniem własnych praktyk.
Trochę mi się kłóci ta deklaracja z taką ewntualną Twoją postawą:
Ukasz pisze: 17 wrz 2018, 23:38 Powoli układa mi się głowie postanowienie w bieżących sprawach mieszkaniowo-majątkowych. Mieści się w tym nawet, jeśli będzie taka potrzeba, wyrzucenie żony z domu. Wymiana zamków i wystawienie rzeczy. Twardo, stanowczo, bez roztkliwiania się.
Zdaję sobie sparwę jak bardzo boli Cię obojętność żony, brak jej otwarcia na wspólne plany i zycie jednak wyrzucenie jej z domu kojarzy mi się w tym wypadku z wymierzeniem kary za ten brak uczuć i gotowości, z chęcią odwetu by też zabolało.
Daleka jestem od tego by prezentować postawę naiwną i infantylną wobec kogoś kto nie szanuje mojej osoby jednak szukałabym takiego rozwiązania które nie miało by nic wspólnego ze złymi wewnętrznymi pobudkami i intencjami. Słońce świeci nad głowami i ludzi dobrych i złych, na wszystkich spada deszcz i wszystkiemu daje wzrost , i myślę, że zawsze warto odczekać aż emocje opadną i poczynić kroki zgodne z miłoscią blixniego , które nawet w małym procencie dawałyby szansę na opamiętanie się komuś kto na ten czas jest zabettonowany emocjonalnie i mentalnie.
Zbadaj swe serce czym się kieruje bo być moze jest tak obolałe i poobijane że szuka ukojenia w odwecie.

Gdy ja prezentowałam obojetną postawę wobec męża i uciekałam od niego emocjonalnie gdy mnie krzywdził to gdy jego prośby bym wróciła spotykały się z moją odmową. Po jakimś czasie mąż w poczuciu bólu kierował się mściwością i przekorą co mnie tylko od niego jeszcze bardziej odpychało. Stawał mi się obcy. Natomiast gdy potrafił zachować spokój, i cierpliwie czekał nie cofając wobec mnie żadnych uczynków które do tej pory robił, moje serce miękło i powoli zbliżałam się do niego.
Nie był ani natretny i natarczywy ani złośliwy: i to była ta postawa która umozliwiła łagodniejsze do niego moje usposobienie.
Amica

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Amica »

Tak sobie teraz pomyślałam, że czułabym się fatalnie, że "nie jestem u siebie". To znaczy - że dom, w którym jestem, nie należy do mnie choćby w części, że nie mam wpływu, kto się wprowadza, kto się wyprowadza. Nie wiem, czy jej obecność w tym domu ma związek z tym, że żona chce nabyć jakieś prawa do tego domu przez zasiedzenia? Czy nie ma dokąd pójść? Mieszkanie jakieś tam, o którym piszesz - też nie jest w całości jej. Macie dorosłego syna, wiec na pewno jesteście po czterdziestce (tak jak i ja, dlatego patrzę na to trochę podobnie). Generalnie - widziałabym tu problem ogromny w takiej postawie męża:

Możesz tu mieszkać, ale jeśli się dostosujesz do moich zasad i "wrócisz do męża".
W przeciwnym razie - wypad. Nie masz żadnych praw, syn może się wprowadzać, bo ja się zgadzam, Twoje zdanie nie ma tu nic do rzeczy.

Myślę, że taka atmosfera dla kobiety dojrzałej, w sile wieku, kiedy nie może przecież zaczynać gromadzenia majątku od zera - jest ogromnie trudna. Nie sądzę, by czuła się wolna w swoich decyzjach. Jeśli wyrażasz, Ukaszu, gotowość do przyjęcia żony, to atmosfera jest wg mnie blokująca, wręcz w jakiś sposób przemocowa. Myślę też, że podświadomie to Ci trochę odpowiada, bo dzięki temu trzymasz żonę w szachu. Ale czy to miłość?

Postawa syna - szokująca. Że pomimo niezgody jednego rodzica - pcha się do domu mieszkać - zwłaszcza że ma mieszkanie i na głowę mu nie kapie.

Marnie to widzę. Gdyby to o mnie chodziło - to cieplejsze uczucia do męża w tej sytuacji to byłaby ostatnia rzecz, która zagościłaby w moim sercu.
ODPOWIEDZ