Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Ukasz pisze: 24 lip 2018, 23:26 Mam przekonanie, że oddaję Bogu moje życie, w tym moje małżeństwo. Na pewno nie do końca, tego wciąż się będę uczył, ale kierunek jest ten. Bóg wszystko zrobi dla mnie, ale nic za mnie. Moim zadaniem jest rozeznać Jego wolę w konkretnej sytuacji i za nią pójść. W tym bardzo pomocna jest wspólnota, więc stojąc na rozdrożu dzielę się z Wami moimi przemyśleniami.
Ukaszu, odbieram ten akapit kończący Twój post jako opisanie bardzo dobrego kierunku, z małym "ale". "Ale" jest wyboldowane, i ono jest początkiem procesu. Dzielenie się przemyśleniami to jedna rzecz, bardzo dobra przecież. Jednak po nadawaniu warto nastawić się na odbiór i nie tylko słuchać, ale też usłyszeć, usłyszeć to sedno, które nadawca zawarł w wypowiedzi, ale też to sedno, które Duch Święty wkłada we wspólnotę. A On czasem dopuszcza, aby przemówiła oślica Baalama...
W praktyce oznacza to, że to, co budzi mój wewnętrzny sprzeciw ma wybrzmieć, ja mam to usłyszeć, i rozeznać, co Bóg do mnie przez tę sytuację mówi. Nie racjonalizować, tylko zatrzymać się w postawie "mów, Twój sługa słucha".
Pozdrawiam Cię serdecznie :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Nirwanna pisze: 25 lip 2018, 6:58 Dzielenie się przemyśleniami to jedna rzecz, bardzo dobra przecież. Jednak po nadawaniu warto nastawić się na odbiór i nie tylko słuchać, ale też usłyszeć, usłyszeć to sedno, które nadawca zawarł w wypowiedzi, ale też to sedno, które Duch Święty wkłada we wspólnotę. A On czasem dopuszcza, aby przemówiła oślica Baalama...
W praktyce oznacza to, że to, co budzi mój wewnętrzny sprzeciw ma wybrzmieć, ja mam to usłyszeć, i rozeznać, co Bóg do mnie przez tę sytuację mówi. Nie racjonalizować, tylko zatrzymać się w postawie "mów, Twój sługa słucha".
Potwierdzam
Ja w kryzysie nie byłem w Sycharze. Trafiłem tutaj cztery lata po nim. Byłem już jakoś "ogarnięty".
Ale teraz widzę, że ja miałem swoją małą wspólnotę. Była nią koleżanka/znajoma/przyjaciółka (to ostatnie w pozytywnym sensie). Ona do mnie mówiła wiele rzeczy, ale nie docierały one do mnie. Ja wypierałem pewne wiadomości ze swojej świadomości.
Dopiero jak się ogarnąłem, to rozpoczął się mój marsz ku zdrowieniu psychicznemu.
Bo okres kryzysu to trochę jak choroba psychiczna.
Nie tylko amok u zdradzającego, ale również u zdradzonego. Może w inną stronę.
Chyba można porównać okres kryzysu do choroby afektywnej dwubiegunowej. Osoba zdradzana jest w okresie depresji a zdradzająca w okresie manii.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Dziękuję za Wasze głosy. Mimo, że w znacznej części budzą one mój gwałtowny sprzeciw, a może nawet tym bardziej dzięki temu. Odpowiadam od razu, bo niektóre sugestie wydają się wynikać z nieporozumienia, niedopowiedzenia. Nie oznacza to, że w ten sposób zamykam sprawę. Wasze słowa zostają we mnie i kiedyś przyniosą owoc. Może w postaci ich przyjęcia, a może dojrzałego sprzeciwu. Mam wrażenie, że i ja dotykam swoją postawą jakiś wrażliwych punktów u Was, obszarów jakoś zaklajstrowanych, żeby funkcjonować w spokoju, które teraz przypominają o swoim istnieniu. Przyjmując mądrą radę Nirwanny zachęcam was także do tego, żeby nie zamykać się w wiedzy raz już pozornie nabytej i pełnej.

Dodam teraz tylko jedną uwagę - o zafiksowaniu. Zgodnie piszecie tutaj, że jestem zafiksowany na żonie. W pracy chyba wszyscy, takie w każdym razie dochodzą do mnie głosy, uważają mnie za zafiksowanego na pracy. Tam, gdzie działam społecznie, słyszę ten sam zarzut, że jestem zafiksowany na jednym, i nie jest to ani żona, ani praca. Gdy płynęliśmy z Sycharkami Liwcem jedna z uczestniczek stwierdziła, że ja na pewno bardzo lubię wodę, bo korzystałem z uroków rzeki obficiej niż pozostali uczestnicy. A ja wolę góry niż wodę. To, co robię, staram się robić całym sobą. Fiksuję się na tym, co robię. Staram się, żeby to nie było kosztem innych aktywności, i przede wszystkim zachować hierarchię. Najbardziej zafiksowany jestem na jednym: na świętości. Nie chodzi o to, że uważam się za świętego lub widzę niedaleko granicę, za jaką takim się stanę. To kierunek, w jakim chcę iść, a jedyną metą będzie przejście na drugą stronę życia.
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Ukasz pisze: 25 lip 2018, 9:35 Zgodnie piszecie tutaj, że jestem zafiksowany na żonie.
Bo tą fiksację tutaj widzimy. :lol:
Inne fiksacje mamy nadzieję poznać niebawem w górach. :P
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Ukasz pisze: 24 lip 2018, 23:26
renta11 pisze: 24 lip 2018, 11:21 Zasypiasz z jej imieniem na ustach, budzisz z myślą o niej. I to robisz z myślą o osobie, która czuje w stosunku do Ciebie pogardę?
A jakie to ma znaczenie, jak ona się zachowuje? To moja żona i ja ją kocham. To jej ślubowałem i tego mam nadzieję dotrzymać. Bez zamrażarki (to aluzja do Jacka) i bez redukowania miłości do samej suchej decyzji. Odpowiadam za siebie - przede wszystkim za swoją miłość.
Po tym dopowiedzeniu przyznaję, że masz słuszność.
Mam przekonanie, że oddaję Bogu moje życie, w tym moje małżeństwo. Na pewno nie do końca, tego wciąż się będę uczył, ale kierunek jest ten. Bóg wszystko zrobi dla mnie, ale nic za mnie. Moim zadaniem jest rozeznać Jego wolę w konkretnej sytuacji i za nią pójść. W tym bardzo pomocna jest wspólnota, więc stojąc na rozdrożu dzielę się z Wami moimi przemyśleniami.
Balansowanie na linie, że modlę się tak jakby wszystko zależało do Boga,a działam tak jakby wszystko zależało ode mnie, jest trudne. Jednak widzę mocno u Ciebie tę fiksację. Znam Cię tylko z neta, ale to jednak wybrzmiewa mocno. Przyjrzyj się temu i tyle.
Ostatnio zmieniony 25 lip 2018, 10:10 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

renta11 pisze: 25 lip 2018, 10:07 Balansowanie na linie, że modlę się tak jakby wszystko zależało do Boga,a działam tak jakby wszystko zależało ode mnie, jest trudne. Jednak widzę mocno u Ciebie tę fiksację.
Tak mocnego komplementu chyba jeszcze nie słyszałem. Mam nadzieję, że ta fiksacja rzeczywiście u mnie jest. Dzięki!
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Ukasz pisze: 25 lip 2018, 9:35 ... zachęcam was także do tego, żeby nie zamykać się w wiedzy raz już pozornie nabytej i pełnej.
Ukaszu, dziękuję za przypomnienie, staram się pamiętać o tym na bieżąco, jednak przypominajki zawsze wskazane :-)
Bożego dnia :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

Ukasz pisze: 25 lip 2018, 9:35 [...] Najbardziej zafiksowany jestem na jednym: na świętości. [...]
Wow - nieźle - zabrzmiało poważnie.

Aż dziw, że znajdujesz tyle czasu i energii w sobie, aby ogarnąć równolegle wszystkie swoje pozostałe "fiksacje".
jacek-sychar

Re: Wątek Ukasza

Post autor: jacek-sychar »

Aleksander pisze: 25 lip 2018, 12:23
Ukasz pisze: 25 lip 2018, 9:35 [...] Najbardziej zafiksowany jestem na jednym: na świętości. [...]
Wow - nieźle - zabrzmiało poważnie.

Aż dziw, że znajdujesz tyle czasu i energii w sobie, aby ogarnąć równolegle wszystkie swoje pozostałe "fiksacje".
Aleksandrze
Czy to była kpina z Twojej strony? :?

Ja też staram się żyć patrząc nie tyle na bieżącą moją sytuację, ale na życie wieczne.
Ale żyję tu i teraz. I obecna rzeczywistość ustawia mnie na przyszłość.
Gdyby obecne życie nie było ważne, to po co byłoby 5 przykazania, szczególnie w kontekście swojego życia?

Mamy ciało i to ciało też potrzebuje pewnych fiksacji. Są one wręcz niezbędne, żeby żyć spokojnie, szczęśliwie i ze spokojem patrzeć w przyszłość.
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

jacek-sychar pisze: 25 lip 2018, 13:38 [...]
Aleksandrze
Czy to była kpina z Twojej strony? :?
Ależ skąd. Żadna kpina.

Po prostu dołączam się w ten sposób do tego, co koleżanki pisały wcześniej.

Czyli aby odpuścić nieco zafiksowania na żonie, wodzie, górach, pracy ...
... na wszystkim tym, co "na zewnątrz" - a spróbować trochę zafiksować się na sobie.

Czyli ten czas i energię i fiksację skierować do środka - do siebie.
Siebie odkryć i wzmocnić - a potem jak starczy, to rozdawać tę energię na około, na zewnątrz.
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: kemot79 »

Ukasz pisze: 24 lip 2018, 9:07 Dawno się nie odzywałem tutaj. W ostatnich tygodniach w ogóle brakowało czasu na forum. Jeżeli znalazłem wolną chwilę, to poświęcałem ją na rozważania czytań liturgicznych lub na samą lekturę znanych mi wątków. Coraz trudniej mi nadążać nawet za tymi historiami, z którymi już się zżyłem. Mam jednak nadzieję powoli odrobić zaległości. Dlatego, choć opisując tu moje kolejne perypetie czuję się trochę pasożytem i darmozjadem, proszę o wyrozumiałość i podzielenie się Waszym doświadczeniem.
Moje ostatnie wpisy były z połowy maja. Przez ostatnie dwa miesiące zmieniło się tyle, że prysnęły nadzieje na poprawę relacji między mną a żoną w przewidywalnej przyszłości. Raczej sprawdzają się moje najczarniejsze podejrzenia, że wszystkie gesty w moim kierunku wypływały z chciwości. Żadne uzgodnione wcześniej plany nie zostały odwołane, ale po chwilowym zaangażowaniu w ich wspólne tworzenie nie ma śladu. Przed moją wyprowadzką niemal rok temu żona traktowała dom jak hotel. Teraz jest inaczej: to raczej motel, do którego czasem wpada na krótką drzemkę, i w którym urządziła sobie darmowe składowisko różnych gratów. W dwóch pokojach zajmowanych przez nią rosną hałdy ubrań pomieszanych z inną szpeją, nie da się tam nawet odkurzyć. Widuję ją raz lub dwa w tygodniu, rzadko udaje się zamienić kilka zdań. Zwykle przyjmuje łaskawie pocałunek na powitanie lub pożegnanie, ale nigdy nie jest to jej inicjatywa i nigdy nie ma w tym żadnego zaangażowania z jej strony. Po obiedzie w rocznicę ślubu – zgodziła się z oporem, skuszona najlepszą knajpą w mieście i po dostosowaniu terminu do jej spotkań z kolegami z klubu – spytałem, co jej przeszkadza w zbliżeniu się do mnie. Odpowiedziała, że bardzo się na mnie zawiodła. Ja z kolei odparłem, że ja też się na niej bardzo zwiodłem, ale to mi nie przeszkadza budować od nowa. Na tym rozmowa się skończyła, ja nie drążyłem, a ona ani wtedy ani później nie podjęła tematu.
Żyjemy więc teoretycznie pod jednym dachem, ale faktycznie w niemal pełnej separacji. Jej taki stan chyba odpowiada: jest adorowana i obsługiwana, a sama nie daje nic. Odbieram jej postawę jako łaskawą obojętność, w istocie podszytą pogardą i satysfakcją ze „zwycięstwa” (wróciłem bez żadnych warunków) i stałego upokarzania mnie.
Ja jestem przekonany, że kocham ją coraz bardziej. Zasypiam wypowiadając na głos jej imię, budzę się myśląc o niej. Potrafię marzyć i ucieszyć się każdym drobiazgiem. Bardzo pragnę być z nią. Chciałbym jej „nieba przychylić”. Wydaje mi się, że stworzyłem jej komfortowe warunki do powrotu – z podniesioną głową, na zaakceptowanych przez nią zasadach...
Zaczynam się jednak zastanawiać, czy dałem tego komfortu zbyt wiele. Czy nie chronię jej przed konsekwencjami jej własnych działań, utrudniając tym samym podjęcie pracy nad sobą. Czy chcąc jej pomóc nie pogrążam jej coraz bardziej.
Decyzję o tym, że to ja się wyprowadzę z własnego domu, zamiast ją do tego zmusić, uzasadniałem obawą przed jej skrzywdzeniem. Chciałem mieć pewność, że jej nie skrzywdzę. I dochodzę do wniosku, że chyba właśnie to zrobiłem. Zrobiłem jej krzywdę. Nie pozwoliłem jej ponieść konsekwencji jej uczynków, wręcz jakoś zniewoliłem w złym. Tego już nie zmienię i nie chcę roztrząsać przeszłości. Stoję przed decyzją, jak postępować dalej. Mam wszelkie możliwości. Mam przekonanie, że postępuję w sposób wolny i że kieruję się miłością do niej, a nie żadnymi negatywnymi uczuciami. I dochodzę do wniosku, że powinienem postawić granicę jeszcze ostrzejszą, niż poprzednio.
Mam majątek, na którym jej zależy i który nawet uważa za swój. Mogę i chcę wykorzystać tę sytuację. Jednocześnie nie chcę, żeby jej decyzja wynikała z takich przesłanek. To byłoby uzbrajanie bomby i budowanie na ruchomych piaskach zarazem. Myślę więc o swego rodzaju połączeniu. W którymś momencie, jeszcze nie wiem kiedy i jak, ale wycofam tę specjalną ofertę promocyjną powrotu bez żadnych kosztów. Ponadto wyczyszczę sytuację majątkową. Współwłasność domu mógłbym jej ofiarować najwcześniej za cztery lata. Jeżeli jednak nie dojdzie do przełomu między nami w najbliższych miesiącach, wykluczę to na przyszłość. Jeśli wkrótce przed możliwą cesją nagle sobie przypomni, że chce być ze mną, to chętnie ją przyjmę, ale o żadnych darowiznach nie ma mowy. Teraz jest dla niej ostatnia szansa. Potem zawsze może mieć mnie, ale nic z mojego majątku. Sądzę, że to oczyści sytuację i że takie postawienie sprawy jest niezbędne.
Teraz o zbliżającym się wspólnym tygodniu wakacji myślę bardziej z niepokojem niż nadzieją. Nie widzę żadnych oznak odbudowywanej relacji, a w tej sytuacji przebywanie bliżej siebie będzie jedynie krępujące i przyniesie ryzyko ostrego konfliktu. Choćby sprawa łóżka – zamówiłem pokój z łożem małżeńskim, zamierzam w nim spać i zarazem w żaden sposób nie inicjować fizycznego zbliżenia. Nie mam pojęcia, co ona zamierza i co zrobi.
Powielasz moje błędy- ani twoja ani moja żona nie poniosły konsekwencji swoich zachowań. Teraz stworzyłeś żonie "cieplarniane" warunki. Ona ma wręcz idealną sytuację- jesteś w domu, latach, nadskakujesz. Zapewne jest to dla niej irytujące ale i bardzo wygodne. Miałem identyczną sytuację a skończyło się rozwodem. Wciąż mieszkamy razem ( obok siebie) i nawet byliśmy na wakacjach. Nie było mowy o skrępowaniu ponieważ po rozwodzie żona bez krępacji wybiera osobne łóżko. Jestem obiektem drwin swoich przyjaciół i kolegów. Otóż wczoraj przeprowadziłem z żoną rozmowę, w której się dowiedziałem, że dla niej ta sytuacja jest ok. Ja w niej się duszę. Niestety wieczorem rozmowa już zamieniła się w kłótnię i wypominanie. Tak więc zbliżamy się powoli do osobnego zamieszkiwania.

Niestety nie mam rady dla Ciebie- człowiek zakochany zawsze popełnia błędy. Nie wiem czy jak postawisz nowe warunki to coś zyskasz czy narazisz się na śmieszność. Ja wciąż myślę o tej kłótni i słowach jakie do siebie wypowiadaliśmy. Żona raczej się nią nie przejmuje. Liczy tylko na moją wyprowadzkę
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

kemot79 pisze: 31 lip 2018, 11:17 Jestem obiektem drwin swoich przyjaciół i kolegów.
Ja żeby nie narazić się na takie drwiny nie mówiłem nic, tylko tutaj.
Kto wie - może nawet blokowało mnie to dotąd przed pójściem na ognisko Sycharu.
Ale sam wiesz na czym polegają i czego dotyczą.
Jak rozwiążesz problem już wiesz? Bo wydaje mi się, że nikt tego nie zrobi, tylko TY.
kemot79 pisze: 31 lip 2018, 11:17 Żona raczej się nią nie przejmuje. Liczy tylko na moją wyprowadzkę
kemot79 pisze: 31 lip 2018, 11:17 Niestety wieczorem rozmowa już zamieniła się w kłótnię i wypominanie. Tak więc zbliżamy się powoli do osobnego zamieszkiwania.
No sam kiedyś stanąłem przed propozycją żony, żebym to JA wyprowadził się na chwilę, że ona już nie może i takie tam .
Ważne jest to czego TY chcesz i jaką decyzję podejmiesz.
Panowie bardzo was przepraszam, ale mam jakieś wrażenie, że swego czasu czułem się jak kurczak, który sam się posypuje solą, pieprzem i innymi ziołami - żona z wolna mnie grilowała z uśmiechem na twarzy jakbym był jej własnością.
A ja dziwiłem się że mnie tylko boli. ;)
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Dziękuję za Wasze głosy - tu i na priw.
Ja o swojej sytuacji mówiłem kilku bliskim osobom, przede wszystkim przyjaciołom, którzy przeżywają lub przeżyli kryzys. Nawzajem się wspieramy. Nie spotkałem się dotąd - pomijając reakcje mojej żony - z żadną drwiną. Przeciwnie, z szacunkiem. Nie dlatego, że staram się bez powodzenia o względy żony, tylko dlatego, że w swojej postawie jestem wolny i pewny tego, co robię, nie użalam się nad sobą, mówię o radości i Bożej mocy.
W ostatnich dniach dużo myślałem o tym, jakie powinienem podjąć decyzje. Na razie konkluzję mam taką, że staram się po prostu przygotować do takiego momentu, dobrze przemyśleć wszystkie za i przeciw, być otwartym na głos ludzi i Ducha Świętego. Sądzę, że chwila wymagająca wyboru drogi przyjdzie niedługo. Może już w czasie tego tygodniowego wyjazdu z żoną, może po moim powrocie z urlopu (10 września), może wtedy, gdy dojdzie do przeprowadzki do innej części domu (październik). Nie chcę i nie muszę tego planować w tej chwili.
Myślę, że już przekazałem żonie najważniejsze komunikaty z mojej strony. Że ją kocham i chcę bliskiej relacji z nią. Że moja miłość jest bezwarunkowa, nie zależy od jej postawy. Że nic nie muszę i potrafię żyć bez niej - i to nie jakoś, tylko pełną parą. Że nie akceptuję sytuacji pozornego bycia razem. To ostatnie przesłanie, płynące przede wszystkim ze złożenia pozwu o separację (nie wycofałem go, czekam na wyznaczenie mediacji) i wyprowadzki, teraz mogło się rozmyć i przede wszystkim ono wymaga powtórzenia i podkreślenia.
Dziś rano w czasie śniadania powiedziałem jej, że chciałbym wiedzieć, jakie ma plany i pomysły na nas; niekoniecznie w tej chwili, ale w niedługim czasie. Wstała bez słowa i odeszła od stołu. Dla mnie to jest bardzo wymowna odpowiedź, wskazująca jasno kierunek mojego działania.
Na razie stworzyłem jej komfortowe warunki do przełamania jej dumy i podjęcia kroków do naprawy naszych relacji. Nie skorzystała z tego. Trudno, to przede wszystkim jej strata. Nie ucinam tego od razu, bo mi się nigdzie nie spieszy. Spokój to jedna z fajniejszych rzeczy, jakie przyniósł mi ten etap kryzysu.
Jednocześnie życie na wszystkich innych polach nabiera ostrego tempa i ciekaw jestem, jak sobie z tym poradzę.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Zorganizowany Ukaszu


Waść jest w swej metodyce bardzo akuratny i w punkt.
Nadto otacza Cię nimb pokoju, przebaczenia, pełnej akceptacji i na dodatek miłości.
To prawdopodobnie wybija z pantałyku Twą ślubną wnosząc po opisie jej reakcji.

- JAK TO ?!! - zdaje się krzyczeć kopnięta w zadek logika.
Ano właśnie - rób swoje ale o logice ze strony swej połowicy zapomnij na jakiś czas.
Najlepiej do momentu aż zobaczysz, że jej logika jest cokolwiek pokrętna lecz dla niej samej jak najbardziej prawdziwa i słuszna ( i kij tam z faktami - jeśli świadczą przeciw niej to tym gorzej dla faktów :mrgreen: )

Na poparcie mego wywodu przykład z życia wzięty:
Jeden z mych przyjaciół zaproponował w swej familii korzystny dla WSZYSTKICH ZAINTERESOWANYCH układ związany z nieruchomością rodzinną oraz finansami.
Otrzymał zgodę na realizację LOGICZNEGO planu, po czym (kiedy zaczął wcielać ów plan i angażować kasę) usłyszał, że wszystko będzie inaczej niż on to zaplanował.
I to do tego stopnia, że z owego planu ZOSTAŁ WYKLUCZONY! :lol:
Osoby decyzyjne podjęły działanie po swojemu i odniosły spektakularną porażkę.
A teraz uwaga!!!
Po tym wszystkim zaczęło być jeszcze gorzej i rozpoczęły się pretensje pod adresem mego przyjaciela.

Co mu wtedy powiedziałem?
- Wszystko co zrobiłeś i zaproponowałeś było słuszne ALE (magiczne słowo) nie dałeś osobom decyzyjnym czasu na oswojenie się z projektem, zaakceptowania go i .. ostatecznie uznania, że tak w zasadzie to jest ich projekt...
Trąci manipulacją?
Hehe - może szczyptą dyplomacji, tolerancją i cierpliwością.
A tak... psinco.

Tak staranny Ukaszu
Będziesz chciał to może wyciągniesz wnioseczki.
Możesz także być konsekwentnym monolitem/uparciuszkiem i zaobserwować po jakimś czasie jak Twój plan doskonały sypie się jak wieżowiec po detonacji rozbiórkowej POMIMO FAKTU IŻ OBIEKTYWNIE MIAŁEŚ RACJĘ.
,, - Rozumiecie kolego?,, (Pułkownik Kwiatkowski do wystraszonego strażnika)

Osobiście życzę Tobie zwycięstw na wszystkich frontach.
I to tak aby żona miała poczucie, że to jej zasługa 8-)
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Pantopie,

znów Cię nie zrozumiałem. Nie wydaje mi się, żebym miał jakiś plan. A na pewno nie liczę na to, że żona pokieruje się logiką zgodną z moją. Ja po prostu nie wiem, co ona zrobi, i dlatego nie zakładam żadnego jej zachowania. Jak to zachowanie przyjdzie - to na nie zareaguję. I mam przekonanie bliskie pewności, że cokolwiek zrobi, to zrobi po swojemu, a w każdym razie o tym będzie przeświadczona. Zewnętrznego wpływu na nią nie wykluczam - niestety...
ODPOWIEDZ