Cenne spostrzeżenie Ukaszu.Pewnie wchodzę nieświadomie w takie tryby.
Oczywiście nie dotyczy - tylko Ciebie
Śmiem twierdzić, że dużo (większość?) rzeczy tak robimy.
A potem - "miałam/miałem dobre intencje (względem P. Boga i bliźniego ...)"
Moderator: Moderatorzy
Cenne spostrzeżenie Ukaszu.Pewnie wchodzę nieświadomie w takie tryby.
Te scenariusze i nadinterpretacje są mi raczej tu dopisywane. Ja sądzę, że obserwuję rzeczywistość, spokojnie na nią reaguję i konsumuję ze smakiem to, co mi smacznego przynosi.Aleksander pisze: ↑24 mar 2019, 10:42 Mam wrażenie, że Ty natomiast każdy jej gest i sytuację "nadinterpretujesz" i w myślach dopisujesz i tworzysz scenariusze takiego lub innego powrotu żony.
Małżeństwo to moje główne powołanie dopóki trwa sakrament.
Ukaszu , "pochwaliłeś się" trochę swoją aktywnością, swoimi ogarnięciami ... swoim "ogarnianiem" rzeczywistości (nie jesteś ... nieogarem ).Ukasz pisze: ↑24 mar 2019, 23:17
Małżeństwo to moje główne powołanie dopóki trwa sakrament.
Niezależnie od niego mogę rozwijać inne, na niższym szczeblu, i to robię. Weź pod uwagę np. to, jak dobrze się bawię komentując Słowo, jaką radość mi sprawia opowiadanie tego dzieciom, większy udział w liturgii, przygotowanie do promocji lektorskiej i rozważanie kroku dalej.
Jak już wspominałem, to nie są jedyne pola, na których działam dość aktywnie. Nie zamierzam na razie angażować się w inne, bo doba wciąż ma tylko 24 godziny.
Masz "rozdarcie" ?
Co by było, gdybyśmy mogli być wolni od obciążającej przeszłości?
Nie żylibyśmy w różnych czasach. Żylibyśmy tu i teraz, korzystalibyśmy z przychylności aktualnej godziny i związanych z tym możliwości. Bylibyśmy obecni duchem. Bylibyśmy skupieni. Nie bylibyśmy roztargnieni. Nie przeżywalibyśmy wewnętrznego rozdarcia. Stanowilibyśmy ze sobą jedno. Bylibyśmy u samych siebie. Moglibyśmy przyznawać się do siebie. Bylibyśmy wolni względem swojego życia. Żylibyśmy w czasie.
Dlaczego nie potrafimy rozstać się z przeszłością? / Psychologia na co dzień
https://m.deon.pl/inteligentne-zycie/ps ... oscia.html
Chyba potrzebujesz przyjemnych emocji ...Ukasz pisze: ↑24 mar 2019, 23:17Małżeństwo to moje główne powołanie dopóki trwa sakrament.
Niezależnie od niego mogę rozwijać inne, na niższym szczeblu, i to robię. Weź pod uwagę np. to, jak dobrze się bawię komentując Słowo, jaką radość mi sprawia opowiadanie tego dzieciom, większy udział w liturgii, przygotowanie do promocji lektorskiej i rozważanie kroku dalej.
Jak już wspominałem, to nie są jedyne pola, na których działam dość aktywnie. Nie zamierzam na razie angażować się w inne, bo doba wciąż ma tylko 24 godziny.
Nigdzie nie wyczytałam jednoznacznego komunikatu z Twoich ust, Ukaszu: Tak, chcę! Jak to zrobić!Nirwanna pisze: ↑03 mar 2019, 11:16
Dla mnie w tym co piszesz, wybrzmiewa wciąż bardzo dużo Twoich oczekiwań, Twojej wizji i Twojego sposobu rozumienia sytuacji. Brakuje mi - prób zrozumienia żony, jej sposobu myślenia, podstaw jej decyzji, a przede wszystkim akceptacji jej inności i wolności.
Twoje "bycie razem" i jej "bycie razem" na ten moment skrajnie się rozjeżdżają.
Zastanawiam się, na ile jesteś w stanie zrezygnować, bodaj czasowo, ze swojej wizji "bycia razem" na rzecz bodaj próby zrozumienia, na czym polega obecne "bycie razem" żony. Zrezygnować na razie bodaj intelektualnie, niekoniecznie w działaniu. Umiałbyś?
Ukasz pisze: ↑17 lut 2019, 23:29
Wiem, że masz do mnie żal o wiele rzeczy. Jednocześnie jestem przekonany, że tę listę pretensji znam tylko w niewielkiej części. A chciałbym znać w całości. Nie po to, żeby się przed Tobą usprawiedliwiać czy odpierać zarzuty, ale po prostu po to, żeby wiedzieć. Pewnie są takie sprawy, o których nie wiem, a mógłbym zmienić. Może są nawet takie - choć nie wydaje mi się to prawdopodobne - które zweryfikowałyby mój pogląd, że rozpad więzi między nami nastąpił z Twojej winy. Nie obiecuję, że Twoje zdanie przyjmę za własne i np. wycofam pozew. Obiecuję jedynie, że chętnie i z uwagą wszystkiego wysłucham, jeśli zechcesz mi to powiedzieć. Chciałbym jedynie mieć możliwość dopytania o sens czy przykład, jeśli czegoś nie zrozumiem. Ogólnie chodzi mi jednak o przekaz od Ciebie do mnie. Jeśli zgodziłabyś się na takie spotkanie, to z góry bardzo Ci dziękuję.
Jeżeli chcesz o czymś po prostu porozmawiać ze mną, to ja oczywiście jestem chętny.
Hee no cóż a ja też to tak widzę . Coś nie szło w tym związku mimo iż lata trwał. Początki podobne jak u wszystkich dzieci małe to działania dbale.Gdy orzelki z gniazda wyfruna to podpory związku runa.Satine pisze: Do tego dodajmy kryzys wieku średniego, o którym wspomniała Renta - kiedy weryfikuje się swoje życie - i mamy rozjazd wizji.
Wypowiedź czas'a bezpośrednia, szczera, z doświadczenia.czas pisze: ↑26 mar 2019, 16:54 Chłopie 6 lat musiałem czekać by znów żona widziała sens rozmowy ze mną z tą różnicą że obecnie stoi mocna na swych nogach i na swoim. I co z tego że kontakt jest, dialog jest, coś tam wspólnego jest. Ale czy są to gwarancję na razem?Poki co staram się nie marnować tego co jest. Ty masz większy wybór bo jesteś na początku drogi na której ja byłem i zmarnowalem.
Hee no cóż nie odpowiem Ci na to pustelniku jednoznacznie z prostych powodów. Zgodnie z przekazem i oczekiwaniem żony w końcu odpuściłem starania o MY, w to miejsce stosownie z sytuacją wprowadziłem JA. I tak sobie żyłem aż tu powoli przenikala do mego życia żona (stopniowo) . Zatem to nie mój ruch, nie moja wersja sytuacji-najprościej nie ja zaczynałem. A że z biegiem czasu pod wpływem, własnego rozwoju pracy, 12k człek dotarł do pewnego poziomu wnętrza, potrafię wyciągać rękę gdy ktoś mi podaję. Wiesz tak bez urazy, wrogości, pamięci i żalu. A o co chodzi żonie? nie umiem odpowiedzieć bo nie siedzę w jej głowie i myślach. Co do mnie nauczyłem się żyć sam i nie przeszkadzało mi to-zupełnie. Czy ta wypowiedź satysfakcjonuje cię? I jeszcze na marginesie samotność gdy się ją zrozumie nie jest ani przykra, ani smutna. Wiesz jak to mówią w małżeństwie jako ludzie jesteśmy tylko przez jakiś czas rodzimy się osobno w młodości żyjemy osobno i zazwyczaj umieram osobnoPustelnik pisze: ↑27 mar 2019, 10:42Wypowiedź czas'a bezpośrednia, szczera, z doświadczenia.czas pisze: ↑26 mar 2019, 16:54 Chłopie 6 lat musiałem czekać by znów żona widziała sens rozmowy ze mną z tą różnicą że obecnie stoi mocna na swych nogach i na swoim. I co z tego że kontakt jest, dialog jest, coś tam wspólnego jest. Ale czy są to gwarancję na razem?Poki co staram się nie marnować tego co jest. Ty masz większy wybór bo jesteś na początku drogi na której ja byłem i zmarnowalem.
Ja mam jednak pytanie (ogólne, które jest zarazem moim prywatnymi/obecnym pytaniem):
Jakie są uzasadnienia podejmowania starań przy długim osobnym życiu ? Czy aby nie ten wspomniany lęk/obawa o podanie przysłowiowej szklanki wody w starości (której możemy nie dożyć) ?
Pozdrawiam !
Przepraszając Cię też Ukaszu (ale jak znam Ciebie, to lubisz, jak Twój wątek żyje , mylę się ?), dopowiem - potwierdzę myśl czas'a :
Bardzo, bardzo Ci dziękuję! Poświęciłaś na to wiele godzin!
Zrobiłem to. Przeczytałem też jeszcze raz wszystkie wpisy Renty.
Był taki: tak, właśnie to staram się robić, tylko jak? Podpowiedz mi proszę bardziej szczegółowo!
Tak, uważam, że rozpad więzi był winą żony. Mogę się mylić, ale mogę też mieć rację. Załóżmy najpierw, że się mylę. Droga do porozumienia prowadzi przez moją zmianę zdania - ale nie deklarowaną, tylko autentyczną. Czy mogę to osiągnąć wmawiając sobie i żonie, że teraz nie mam żadnego zdania? Że mam inne niż rzeczywiście mam? Nie. Jasne sformułowanie aktualnych przekonań jest niezbędnym punktem wyjścia. Załóżmy następnie, że rzeczywiście - jak pisała choćby Renta - rozkład nastąpił z winy żony. Czy powinienem uznać za pewnik, że było inaczej, tylko ja jeszcze o tym nie wiem, jeszcze tego nie zrozumiałem? Obiecywać, że jak tylko wysłucham żony, to wtedy zrozumiem? Może nie na pewno, ale prawdopodobnie tak?Satine pisze: ↑26 mar 2019, 13:06 I jeszcze mocno uderzyła mnie jedna sprawa, której nikt nie skomentował, przeszła bez echa, a przecież jest to fragment rzeczywistości, a nie np. przetworzonych już słów Ukasza. Ten list Ukasz napisał do żony 14 stycznia - więc wiemy, że żona Ukasza taki komunikat dostała.
Ukasz pisze: ↑
17 lut 2019, 23:29
Wiem, że masz do mnie żal o wiele rzeczy. Jednocześnie jestem przekonany, że tę listę pretensji znam tylko w niewielkiej części. A chciałbym znać w całości. Nie po to, żeby się przed Tobą usprawiedliwiać czy odpierać zarzuty, ale po prostu po to, żeby wiedzieć. Pewnie są takie sprawy, o których nie wiem, a mógłbym zmienić. Może są nawet takie - choć nie wydaje mi się to prawdopodobne - które zweryfikowałyby mój pogląd, że rozpad więzi między nami nastąpił z Twojej winy. Nie obiecuję, że Twoje zdanie przyjmę za własne i np. wycofam pozew. Obiecuję jedynie, że chętnie i z uwagą wszystkiego wysłucham, jeśli zechcesz mi to powiedzieć. Chciałbym jedynie mieć możliwość dopytania o sens czy przykład, jeśli czegoś nie zrozumiem. Ogólnie chodzi mi jednak o przekaz od Ciebie do mnie. Jeśli zgodziłabyś się na takie spotkanie, to z góry bardzo Ci dziękuję.
Jeżeli chcesz o czymś po prostu porozmawiać ze mną, to ja oczywiście jestem chętny.
Podkreśliłam pogrubioną czcionką to, co jest dokładnie tym, o czym pisze Nirwanna.
I teraz - szczerze? Gdybym ja otrzymała taki list, to wnioski moje byłyby takie:
On nie chce rozwiązać problemu, on chce tylko o tym rozmawiać.
On nie chce mnie usłyszeć, on chce jedynie słuchać. To za mało, słuchać może wiele osób.
On nie chce mnie zrozumieć naprawdę, a rozmowy nie mają sensu, bo ON JUŻ WIE, że rozpad więzi nastąpił z mojej winy. Wszelkie tłumaczenia, że ja mam inną wizję odpowiedzialności, nie mają sensu. Nie widzę sensu też w mówieniu, co mi nie pasuje - bo przecież skoro to już moja wina, to i tak on nic nie zmieni w swoim myśleniu, działaniu.
Łaskawie chce wysłuchać, ale nie daje nadziei, że cokolwiek przyjmie, zrozumie.
To nieprawda i to nie wynika z tego listu. Przecież piszę, że chętnie podejmę rozmowę w dowolnej formie, niekoniecznie w takiej. Poza tym żona doskonale wie, ile razy i w jak różny sposób próbowałem ją zaprosić do dialogu. Tego, co sugeruję w liście - że powstrzymam się od komentarzy i odpowiedzi, żeby jej było łatwiej się otworzyć - jeszcze nie próbowałem. Zwróć też uwagę, że właśnie coś takiego proponowali mi forumowicze - zacisnąć zęby i wysłuchać w milczeniu. Tyle, że ja nie muszę zaciskać zębów, żeby uważnie, w ciszy i milczeniu wysłuchać żony.
Sprecyzuj proszę, w czym widzisz ten protekcjonalizm - sądzę, że skoro Ty go widzisz, to żona także to wyłapała i to ją źle nastawiło. Ale ja nie miałem takiej intencji i także teraz, czytając ten list po raz dziesiąty, nie potrafię tego dostrzec.
Fakty są takie, że je chcę dociekać, słucham, gdy ona zechce mówić, mówię, gdy jest gotowa słuchać. W drugą stronę już nie. Wprost, wielokrotnie, jednoznacznie, odmawia rozmowy o przyczynach, bo to jej zdaniem nie ma sensu. To twierdzi, że nie ma ochoty na poznanie mojego stanowiska i, co ważniejsze, że nie życzy sobie, żebym ja znał jej uczucia czy myśli.
Nie. Nie było braku poszanowania jej praw.
Tak było, tylko z drugiej strony. Jeden cytat: "Po co jeszcze się odzywasz, skoro już powiedziałam, jak ma być?"
Nie. Pisałem już o tym wielokrotnie i tego jestem pewien.
To prawdopodobnie tak - a może po prostu to? A jeżeli właśnie tak jest?
Jest w pełni niezależna finansowo. Definitywne odcięcie od majątku zapowiedziałem i ale w praktyce nie da się tego zrealizować. Przecież nie mogę w żaden sposób wykluczyć, że kiedyś jej coś dam. Niby jak? Tylko pozbywając się wszystkiego, co mam. Po części to zamierzam zrealizować: przekazać część majątku dzieciom. Między innymi po to, żeby przeciąć spekulacje na ten temat.Satine pisze: ↑26 mar 2019, 13:06 Żona na razie wykonuje gesty, bo nie jest niezależna finansowo (jak na osobę, która już najlepsze czasy kariery ma za sobą, a przed sobą ma starość), nie ma praw do domu, jej przyszłość jest niepewna. Gdyby dostała prawa do domu - prawdopodobnie oglądałbyś ją na rodzinnych uroczystościach, albo i to nie. Zresztą odcięcie jej definitywne od majątku - dałoby ten sam efekt. Jedynie trzymanie jej w niepewności utrzymuje ją w bezpiecznej odległości, w której rozgrywane są role. I Ty dobrze o tym, Ukaszu, wiesz.