renta11 pisze: ↑21 lis 2018, 20:31
W Twoich wypowiedziach mi zgrzyta. Bardzo pracujesz nad swoją "świętością", dobrymi myślami, nawet emocjami. Ale kiedy wpisujesz szybko, pomiędzy wierszami widać brak szacunku, sarkazm i inne emocje. I to jest ok, tak po prostu.
Rento, wybacz moją zachłanność, ale jakbyś mi jeszcze wskazała palcem te miejsce, to byłbym stokrotnie wdzięczny. Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale nie ma w tym poprzednim zdaniu cienia sarkazmu. Wiem, że jestem niespójny, że dążenie to jedno, a skrzecząca rzeczywistość to drugie, ale bardzo trudno to samemu zobaczyć. Pomóżcie proszę. Nie obiecuję, że na wszystko przytaknę, ale że będę się z tym gryzł, to na pewno.
renta11 pisze: ↑21 lis 2018, 20:31
A nie możesz powiedzieć żonie i innym, także dzieciom, prawdy? Tak po prostu, jak nam wyżej?
Pantop pisze: ↑21 lis 2018, 20:10
To może pora usiąść, wziąć kawałek kartki i ołówka a następnie spisać w punktach PRZEWIDYWANY najlepszy i najgorszy scenariusz na okoliczność kluczowych kwestii Ty-żona.
Nadto gdyby poprzedzić te punkty stosownym wstępem i opatrzyć logicznymi wnioskami, to można takie pisemko wysłać żonce.
Plusiki są takie że:
- do minimum redukowane są negatywne emocje
- z pisemkiem żona może się nie zgodzić ale może do niego wrócić i czytać x razy
- ma przed oczami KONKRETY, których moc tak szybko ulatuje w obecności emocji
Tak zrobiłem już jakiś czas temu - wprawdzie nie na kartce, lecz klawiaturze, ale nad jednostronicowym tekstem siedziałem ze cztery dni. Było dokładnie to: ten dobry i ten najczarniejszy scenariusz, właśnie tak nazwany. W sumie były chyba trzy krótkie listy. Miał być jeden, ale skoro przyszła odpowiedź emailowa od żony, to i ja odpowiedziałem. A potem jeszcze doszło kilka zdań po naszej rozmowie.
Pantop pisze: ↑22 lis 2018, 10:56
rak pisze:
Kluczowe więc jest postrzeganie ich nie jako zagrożenia, rozbica, ale możliwości rozwoju, ciekawego wyzwania.
Takie teksty dobrze kierować bezpośrednio do prześladowanych, uciemiężonych, wyzyskiwanych, samotnych, pogrążonych w rozpaczy.
Podejrzewam gwarantowany efekt
Gładkie stwierdzenie ma się nijak do powszechnego udręczenia. Nie pomoże zaklinanie szklanki pustej/pełnej do połowy.
Tutaj potrzeba obecności Jezusa rozmnażającego chlebuś dla 5000 chłopa i reszty.
Do tego punktu się zgadzam. A dalej jest tak: Jezus rozmnażający chlebuś dla 5000 chłopa i reszty jest. Nawet hojniejszy i rozmnażający lepszy pokarm niż suchy chlebek i jeszcze bardziej wysuszone ryby. On rozmnaża miłość.
Pantop pisze: ↑22 lis 2018, 12:11
Mój znajomy zaprezentował mi kiedyś doskonałe porównanie tego zagadnienia.
Jest supermegahiperhuge market. Jest czarny piątek (to już jutro?
). Ludu przed wejściem jak kibiców na euro2012. Sklep otwiera swoje podwoje. Tłum wali do środka z prędkością szarańczy, łapie za wózki koszyki, siaty i... staje jak wryty. Tryumfalny napis w głównym holu brzmi: WSZYSTKO ZA DARMO!
Początkowo dezorientacja, niedowierzanie, potem radość, euforia i poczwórne przyśpieszenie ku konsumpcyjnym dobrom.
Ci którzy byli prymusami na siłce ciągną po 50 wyładowanych wózków.
Emeryci i renciści tylko po 45.
Cała reszta - standardowo po 40.
Bezrobotni kasjerzy uprzejmie wskazują drogę wyjścia ze sklepu .
A przy wyjściu uzbrojeni i uśmiechnięci strażnicy odbierają cały towar i czule żegnając klientów życzą im miłego dnia
Podoba mi się historia z supermarketem. Skoro już wiem, co mnie czeka przy wyjściu, to po prostu spędzę tam sobie przyjemny dzień. Tu coś skubnę, przysiądę na sofie, poczytam książkę, obejrzę sobie różne cudeńka. Popatrzę ze współczuciem na biegających z wózkami. Może ktoś się zdziwi, ja mu powiem o sytuacji przy wyjściu, może posiedzi ze mną i też skorzysta? A jak zaczną wołać, że zaraz zamknięcie, to spokojnie pójdę sobie do wyjścia.
Widzisz Pantopie, ja generalnie bardzo lubię słodycze, potrawy na słodko, słodzę herbatę itd. Mimo to po dobrej porcji słodyczy szybko nabieram ochoty na inne smaki. Potem znów bym chętnie wrócił do słodkiego i tak w kółko.
Bardzo bym chciał cieszyć się bliskością z żoną - w każdej sferze. Miałem to, cieszyłem się tym, wręcz zachłystywałem. Nie mam poczucia, żebym zmarnował te lata spędzone razem. Teraz przyszedł czas bez słodyczy. Nie chciałem go, ale smakuję i dostrzegam odcienie, których mi brakowało i których nigdy bym nie wyczuł objadając się dalej słodkościami. Wpływ na menu mam słaby lub żaden, ale na moją postawę przy stole już tak. Wybieram z tego, co jest, i tym się delektuję. Tęsknota też ma swój smak...
A wracając do mojej żony - coś tam wymyśliłem. Nie będę jej już informować o żadnych terminach. Tylko tyle, że przeprowadzka nastąpi po skończeniu remontu, niech sama obserwuje postępy prac. Jak to zrobię - jeśli chce wiedzieć, niech przyjdzie i porozmawia, to jej powiem (wszystkie jej rzeczy zgromadzę w jej najmniejszym pokoiku na dole, nie będą na zewnątrz, ale z pokoju nie da się wtedy korzystać). Nie będę więcej prosił o decyzję, czy chce się za mną przenieść na strych. Jak zechce, to niech mnie poprosi, żebym się na to zgodził.
A moi synowie mają się teraz sami dogadać, jak chcą rozwiązać sprawy mieszkaniowe. Ja potem powiem, czy się zgadzam na takie wykorzystanie mojego (prawnie) mieszkania.