Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Lustro- dziękuję za przestrogę przed pychą. To zawsze jest potrzebne, a szczególnie dla osoby tak łasej na pochlebstwa, jak ja, i zarazem odczuwającej tak mocno brak szacunku od najbliższej osoby. Mam jednak wrażenie, że przypisujesz mi treści, których nie wyrażałem, a nawet takie, którym wprost zaprzeczałem.
lustro pisze: 17 lis 2017, 10:34 To nie ty decydujesz do czego twoja żona na prawo. Co jej wolno.
Ukasz pisze: 16 lis 2017, 22:49Nierozerwalność małżeństwa nie jest jedynie moją subiektywną opinią, lecz rzeczywistością. Jest poza moją decyzją. Nie mogę i nie powinienem żony powstrzymać przed popełnieniem tego zła przemocą fizyczną czy psychiczną. Zawsze może to zrobić. Ale zrobić jej tego nie wolno – to nie moja wola, lecz Boże prawo i konsekwencje jej decyzji przed ołtarzem, gdy braliśmy ślub.
Małżeństwo jest nierozerwalne - i tyle. Moja miłość lub jej brak, zgoda lub nie itp. nie mają tu nic do rzeczy. Tu nie ma żadnych sznurków, za jakie mógłbym pociągać lub nie.
W ogóle u mnie z tymi sznurkami krucho. Gdy byliśmy razem, delikatnie rzecz ujmując niewiele miałem do powiedzenia. Obrona przed traktowaniem jak przedmiot wymagała walki i to nieraz bolesnej. Teraz się wyprowadziłem i naprawdę nie wiem, co miałbym jeszcze wypuszczać z rąk.
lustro pisze: 17 lis 2017, 10:34 O wszystkim ty decydujesz. Nawet o tym jak dalece Bóg może działać w twoim małżeństwie. Bo przecież tylko poprzez twoje ręce, nie inaczej.
Nigdzie nie napisałem, że tylko przez moje ręce, a pisałem coś przeciwnego, że również przez innych. Nie twierdziłem też, że jakoś mogę ograniczać działanie Boga w moim małżeństwie - poza mną samym. Bo we mnie, niestety, mogę łaskę Bożą skutecznie udaremnić. Bóg nie zmusi mnie do przyjęcia nawet cudu. Jak słusznie piszesz, muszę wciąż pracować nad tym, żeby dać się prowadzić, a nie próbować prowadzić Go po swojemu.
To nie jest tak, że jeżeli dostrzegam swoją współodpowiedzialność za jakieś zło, to przypisuję sobie prawo do kontroli tej sfery. Gdy widzę wypadek i jego ofiarę, to powinienem uświadomić sobie nie tylko to, że ktoś jest temu winien, ale też zastanowić się nad swoim w tym udziałem. Kiedyś lubiłem szybką, ostrą jazdę i w ten sposób przyczyniałem się do powszechnej obecnie akceptacji dla szafowania cudzym życiem na drodze. Kiedy czytam o olbrzymiej wyspie śmieci na Pacyfiku, to poza ogólnym niepokojem o stan naszej planety zadaję sobie pytanie, czy nie mogę ograniczyć własnego zużycia jednorazowych torebek plastikowych. Oceniam, że dzieje się coś złego, i zarazem zastanawiam się nad jego ogólnymi przyczynami i nad swoją współodpowiedzialnością. A przeciwdziałanie mam zaczynać od siebie. Gdy dostrzegłem kryzys w moim małżeństwie, głównym problemem wydawało mi się emocjonalne wygaszenie żony, ale naprawę tego stanu rzeczy zacząłem od siebie. Wprawdzie było to nastawione bardziej na zmianę mojej relacji do niej, niż do Boga, i tu tkwił błąd, ale było to zarazem działanie z modlitwą i wiarą w Jego pomoc.
O ile własnej współodpowiedzialności staram się nie stawiać granic, o tyle poczuciu kontroli wręcz przeciwnie. Panować powinienem przede wszystkim nad sobą samym. I to też nie do końca. Po pierwsze, nie mam pełnej władzy nad sobą, nie mogę się nagle i radykalnie zmienić. Poza tym moim zadaniem jest starać się, walczyć, ale efekt jest już w Bożych rękach. Ta świadomość może łatwo posłużyć (i mi służy) do bezzasadnego usprawiedliwiania własnej słabości, ale tak w moim odczuciu jest.

Najwyższy czas wrócić do podstawowego dla mnie pytania, dlaczego podjąłem decyzję o separacji i czy był to słuszny krok. Na razie nie doszedłem do wniosku, że był to błąd, ale obawy i wątpliwości pozostały.
Zdecydowałem się na ten krok po sześciu latach prób odbudowy więzi między nami. Nie tylko nie udało się tego zrobić, ale nawet powstrzymać ich dalszego rozpadu. Przez pierwsze dwa lata byłem w dobrej kondycji psychicznej i, jak wspominałem, zacząłem naprawę od siebie. Potem byłem w coraz większej rozsypce. Zdawałem sobie z tego sprawę. Nie jest to tylko obecna projekcja przeszłości, bo wtedy wysyłałem długie emaile do żony, które wciąż mam. Pisałem jej, że zawsze powinienem być dla niej oparciem, ale teraz sam jestem tak rozbity, że potrzebuję jej pomocy. Potem nastąpiło moje wypalenie i od trzech lat w zasadzie więzi uczuciowych już między nami nie było. Jednocześnie obserwowałem rosnące zaangażowanie emocjonalne żony w stworzoną przez nią grupę i jednoznaczne przestawienie hierarchii – oni byli ważniejsi, niż ja. Konsekwencją tego było systematyczne ograniczanie ilości i jakości czasu spędzanego razem. W końcu było go tak mało, że przestało mieć znaczenie, czy te resztki zostaną utrzymane. Sytuację tę postrzegałem jako zdradę emocjonalną i prawdopodobna wydawała się także ta fizyczna, choć tej ostatniej nigdy nie stwierdziłem. Uważałem, że jest to układ nie do zaakceptowania i starałem się go zmienić. Żona jednak kategorycznie odmawiała jakiejkolwiek korekty ze swojej strony: „Jestem dla Ciebie idealną żoną, bo chronię Cię przed Twoją własną głupotą.” Jedyną rzeczą, która jej zdaniem wymagała zmiany, to moje niezadowolenie. Miałem wreszcie docenić jej postawę, afirmować ją i chwalić.
Pogarda z jej strony wpływała na mnie i mój stosunek do niej. Broniłem się przed tym na zewnątrz, pokazując konkretne przykłady, ale pozytywny efekt wywoływało to rzadko i na krótką metę, a najczęstszą reakcją była negacja i złość. Drugą formą obrony, z czasem coraz częstszą, było budowanie wewnętrznej bariery. Odkładały się we mnie pokłady niechęci, czasem nawet pojawiały się kiełki nienawiści. Te potrafiłem od razu gasić, ale wracały, a ja nie umiałem nawet myśleć ciepło o żonie.
Nie wiem, co w tym czasie czuła żona. Jestem jednak przekonany, że zdrada i pogarda bardziej ranią wewnętrznie zdradzającego i gardzącego, niż zdradzonego i wzgardzonego.
Byłem przekonany, że przerwanie tego procesu jest absolutnie konieczne. Nie miałem jednak żadnego wpływu na postawę żony. Żadne prośby (w tym okresie zawsze formułowane spokojnie, bez emocji) ani argumenty nie były nawet poważnie rozważane. Nie miałem także pomysłu (nadal nie mam), jaka zmiana z mojej strony mogłaby przynieść poprawę. Choć zdawałem sobie sprawę, jakie ryzyko niosła ze sobą separacja, uznałem za konieczne ustalenie warunków brzegowych, a w razie ich odrzucenia – rozstanie się do czasu jakiejś ugody.
Sformułowane przeze mnie w porozumieniu z moim kierownikiem duchowym warunki miały przywrócić naszemu małżeństwu elementy normalności, ustawić przynajmniej niektóre punkty tak, jak funkcjonowały między nami przez ponad 20 lat i jak moim zdaniem funkcjonują w większości dobrych związków. Samo przyjęcie przynajmniej ich części lub zgłoszenie alternatywnych propozycji byłoby ważnym, wręcz przełomowym aktem dobrej woli ze strony żony. Ograniczyłoby zarazem zagrożenia. Zasada informowania o stanie finansów nie tylko zrobiłaby wyłom w oddzielającym nas murze i otworzyła drogę do odbudowy wzajemnego zaufania, ale także dałaby możliwość jakiejś reakcji na niebezpieczne pomysły zadłużania się. Wspólny dzień raz w tygodniu byłby nie tylko okazją do ponownego poznawania się i odkrywania wspólnych zainteresowań, ale zagwarantowałby także żonie niezbędny wypoczynek. Obecnie pracuje ponad siły, aby finansować luksusową, ostentacyjną konsumpcję. Wreszcie reguła wspólnego spędzania urlopu oznaczała między innymi ograniczenie kontaktu z ową grupą, która zaczęła żonie zastępować rodzinę. Samo postawienie warunków i uniesienie potencjalnych konsekwencji ich odrzucenia było odpowiedzią na wypływające z pogardy przekonanie, że nie stać mnie na żaden ruch.
Żeby te warunki brzegowe miały jakiekolwiek szanse przyjęcia, musiała być jakaś odczuwalna przez żonę konsekwencja w przypadku ich odrzucenia. Nie widziałem i wciąż nie widzę realnej alternatywy dla separacji, przynajmniej faktycznej. Jednoczesne wnioskowanie o tę formalną wydawało mi się koniecznym wzmocnieniem stawianego przed żoną wyboru. I tak okazało się za słabe, żeby wywołać choćby poważną rozmowę na temat możliwych warunków pozostania razem.
Mam nadzieję, że w ten sposób jakoś wyjaśniłem motywy swojej decyzji i odpowiedziałem na większość pytań i uwag. Do reszty chętnie odniosę się później. Piszcie proszę bez obawy, że moglibyście mnie urazić. Przepraszam za ponownie zbyt długi tekst, ale nie umiałem tego wytłumaczyć krócej.
katalotka72
Posty: 155
Rejestracja: 16 mar 2017, 18:52
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: katalotka72 »

kowalski/scy :/
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Teraz spróbuję odpowiedzieć na pytania i uwagi. Sporo się tego zgromadziło – dziękuję! – ale na szczęście do niektórych już się odniosłem wcześniej, wyjaśniając motywy decyzji o separacji.
Simon pisze: 17 lis 2017, 9:18 Zacznij od dania Wam obojgu CZASU na duchową rekonwalescencję.
Sześć lat. Akurat czasu mieliśmy już dość.
Simon pisze: 17 lis 2017, 9:18 zacząłbym od przekazania jej co w niej kochasz i podziwiasz.
Tak zacząłem. Teraz nie potrafię nawet powiedzieć, czy ją kocham. Na pewno chcę ją znów pokochać i to jej mówiłem wiele razy.
zenia1780 pisze: 16 lis 2017, 18:41
Ukasz pisze: 13 lis 2017, 0:48 Żona do niedawna lubiła powtarzać, że jestem szczęśliwy tylko dzięki niej, a ja do załamania na przełomie 2014/2015 r. z radością przytakiwałem.
Ukasz pisze: 13 lis 2017, 0:48 Doskonale wiedziała, że nie jestem w stanie być bez niej
Niepokoi mnie takie Twoje uzależnienie od żony. Czy to co powyżej napisałeś było/jest rzeczywiście prawdą?
Do załamania na przełomie 2014/2015 r. rzeczywiście nie potrafiłem ŻYĆ bez niej. Potem mogłem już funkcjonować w miarę normalnie, ale nie BYĆ SZCZĘŚLIWYM, o tym już pisałem. Nie jestem pewien, czy ten stan wcześniejszy był zatraceniem siebie, jakąś patologią. Silna potrzeba bycia blisko wydaje mi się nieodłącznym składnikiem miłości między małżonkami, a brak jej zaspokojenia wywołuje ból. Zaczyna być groźna, jeśli jedna strona cynicznie to wykorzystuje, żeby podporządkować sobie drugą. Na szczęście ludzka psychika ma swoje mechanizmy obronne i one zadziałały w moim przypadku.
zenia1780 pisze: 16 lis 2017, 18:41
Ukasz pisze: 13 lis 2017, 0:48 Choć bynajmniej nie zamyka się w czterech ścianach rodzinnego domu, jestem dość aktywny na wielu polach, to sens temu wszystkiemu nadawała miłość do Boga i do żony,
A która miłość z tych dwóch jest pierwsza?
A gdzie miłość do samego siebie? Była?
Wiedziałem, że Bóg ma być na pierwszym miejscu, nie żona, tu nie było żadnych wątpliwości. Kiedyś spytała mnie, co byłbym w stanie dla niej zrobić. Odpowiedziałem, że pojechać gdzieś do Afryki wraz z nią opiekować się najbardziej skrzywdzonymi mogę choćby jutro, ale nie pójdę z nią kraść. To nie było delikatne, poczuła się dotknięta, pewnie powinienem tu ująć inaczej. Ważniejsze wydawało mi się jednak wyraźne zakreślenie granicy. Tyle deklaracje, szczere, ale w życiu bywało niestety różnie. Natomiast nie układałem żadnej hierarchii mnie i żony. Raczej starałem się ją stawiać przed sobą, a i tak egoizm itp. robiły swoje i bardziej dbałem o siebie.
zenia1780 pisze: 16 lis 2017, 18:41
Ukasz pisze: 13 lis 2017, 0:48 Poczucie odpowiedzialności w pewnym sensie również za jej wiarę i konieczność dawania świadectwa w każdej chwili codziennego życia były bardzo mobilizujące. Gdy tego nie tylko zabrakło, ale kolejne zdarzenia dobijały coraz mocniej, bardziej walczyłem o przetrwanie, niż choćby próbowałem wzrastać.
Zabrakło na skutek zdarzeń czy równolegle, niezależnie od siebie?
Do wspomnianego załamania uczuć na przełomie 2014/2015 r. wolę wspomagało „paliwo” emocjonalne, potem go nie było. A że wciąż zdarzały się sytuacje trudne, wymagało to większego wysiłku.
zenia1780 pisze: 16 lis 2017, 18:41 Jesteś bardzo tym wszystkim poraniony, co się przewija przez ten post równie mocno, jak Twoje uzależnienie od żony.
I w takim stanie starałeś się ratować małżeństwo... Zresztą nie Ty jeden...
A prawda jest tak, że w takim stanie nie da się tego robić, nawet przy współpracy małżonka, a co dopiero bez niej i do tego z jego jawną do nas niechęcią.
Żeby cokolwiek w tym kierunku móc zrobić trzeba być osobą zdrową ( z zagojonymi ranami), a przynajmniej opatrzoną i gojącym się sercem...
Myślę, że uzależnienie od żony już przezwyciężyłem. Po trzech latach rany są raczej zagojone – tyle, że po utracie ręki zagojenie rany to nie jej cudowne odrośnięcie. Czuję się gotów do odbudowy więzi, jeśli tylko żona również będzie tego chciała. Na razie mogę „tylko” zadbać o własny rozwój duchowy. Mam wrażenie, że przynajmniej na razie w separacji idzie to lepiej i między innymi dlatego się na nią zdecydowałem.
rak pisze: 15 lis 2017, 10:27 Tu właśnie wchodzą te granice, które z miłością powinny być przedstawione, ale szczerze jak nie były wcześniej konsekwentnie używane, to początkowo będą albo ignorowane albo spotkają się z emocjonalną agresją.
Tu upatruję jeden z większych swoich błędów. Łatwiej było ustąpić. Takie duchowe lenistwo, które się potem mści.
s zona pisze: 15 lis 2017, 8:01 Ps Ukasz , a moze cos takiego pozwoli Ci wejsc lepiej w sedno ...
/www.kryzys.org/viewtopic.php?f=76&p=14348#p14348
Wybieram się tego dnia na dzień skupienia, ale z ogniskami warszawskimi, tu mam bliżej.
Pavel pisze: 13 lis 2017, 1:15 Nie wiem jaką pracę wykonałeś dotychczas, co przeczytałeś.
W ostatnich dniach „Ile jest warta Twoja obrączka”, „Miłość potrzebuje stanowczości”, jedna z konferencji J. Pulikowskiego, kończę adhortację „Amoris letitio” (nie ma jej w spisie lektur, a na pewno warto, żeby się tam znalazła!), dawno temu „Ślubuję Ci miłość” Stanisława Sławińskiego (też nie ma w spisie, a szkoda) i różne drobniejsze teksty, konferencje itp. Nie potrafię powiedzieć, jaką pracę wykonałem. Zacząłem na długo przed kryzysem i nigdy nie skończę.
Angela pisze: 13 lis 2017, 0:32 Kościół dopuszcza separację, a czasem zaleca, ale jako środek obrony własnej w przypadku przemocy. Czy ty doświadczasz przemocy ze strony żony np. emocjonalnej?
Nie wiem, czy można to nazwać przemocą. Katechizm dopuszczalność separacji ujmuje trochę szerzej, „gdy wspólne życie małżeńskie z różnych powodów staje się praktycznie niemożliwe” (1649). Uznałem, że to było wprawdzie jeszcze życie pod jednym dachem, ale już nie wspólne życie małżeńskie, a nie dało się go przywrócić bez współpracy żony.
Angela pisze: 13 lis 2017, 0:32 Czy ją znasz, wiesz co ją pasjonuje i co wzrusza? Czy starasz się jej opowiadać o sobie, swoich sukcesach i porażkach, dzielisz się z nią swoim życiem?
Znam ją coraz słabiej, bo przeżywa pasje i wzruszenia tam, gdzie ja nie mam wstępu. Nie chce się nimi dzielić i nawet wyraża zdziwienie, dlaczego miałoby mnie to interesować. Nie chce słuchać o mnie.
Mam nadzieję, że teraz odpowiedziałem na pytania. Jeśli coś ważnego pominąłem, to dopominajcie się proszę tu lub przez prywatną wiadomość.
Wiele osób obiecało mi modlitwę. Próbuję się odwdzięczyć tym samym, ale na razie raczej zbiorowo, bo mi się w głowie mieszają Wasze tutejsze pseudonimy. Chwała Panu!
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: lustro »

Jedno proste pytanie
Dlaczego odmowiles żonie wspólnego wyjazdu rowerowego w wakacje?

Tylko proszę Cię Ukasz - prosta krótka i uczciwa odpowiedź.

Przepraszam...piszesz w sposób zawily i mocno ogólny. Cały czas mam wrazenie, że coś pod tą zawiloscią chowasz.
GregAN
Posty: 99
Rejestracja: 18 paź 2017, 12:00
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: GregAN »

Lustro,

Parafrazując Twoje pytanie, to pytasz dlaczego Ukasz nie zgodził się z obiecankami o gruszkach na wierzbie które miały wyrosnąć za 9 miesięcy, a do tego czasu żywic się oglądaniem gołych gałęzi jakiegoś drzewka , o którym nie wiadomo czy nawet jest wierzba :(

Na dodatek takie obiecanki otrzymywał już nie raz , na dodatek w tym czasie nawet nie mógł oglądać nawet gałęzi a próby realizacji obiecanki były ignorowanie.

Zgodziłabyś się takie "gruszki na wierzbie" mając wcześniejsze doświadczenia , ze to nie działa ?
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: lustro »

GregAN pisze: 20 lis 2017, 11:20 Lustro,

Parafrazując Twoje pytanie, to pytasz dlaczego Ukasz nie zgodził się z obiecankami o gruszkach na wierzbie które miały wyrosnąć za 9 miesięcy, a do tego czasu żywic się oglądaniem gołych gałęzi jakiegoś drzewka , o którym nie wiadomo czy nawet jest wierzba :(

Na dodatek takie obiecanki otrzymywał już nie raz , na dodatek w tym czasie nawet nie mógł oglądać nawet gałęzi a próby realizacji obiecanki były ignorowanie.

Zgodziłabyś się takie "gruszki na wierzbie" mając wcześniejsze doświadczenia , ze to nie działa ?
GregAn
Nic nie parafrazuj, bo pytanie było krótkie i proste.
I nie od Ciebie, A od Ukasza oczuje odpowiedzi.
Ty snujesz domysły. Po co? Skoro Ukasz Może krótko i wprost odpowiedzieć.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

lustro pisze: 20 lis 2017, 7:56 Dlaczego odmowiles żonie wspólnego wyjazdu rowerowego w wakacje?
Ukasz pisze: 13 lis 2017, 0:48 Wtedy odpowiedziała, że zamiast jakiś stałych zmian wystarczy, jak w maju pojedziemy sobie na kilka dni na rowery. Uznałem, że wycieczka to dobry pomysł, ale z działaniem nie możemy czekać 9 miesięcy i nie chodzi o jednorazową imprezę.
Najkrócej - nie odmówiłem.
GregAN
Posty: 99
Rejestracja: 18 paź 2017, 12:00
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: GregAN »

Lustro,

Widzisz, mnie wystarcza jak ksiądz na kazaniu raz powie.
Również jak Ukasz raz cos napisze, nie muszę się domyślać ani pytać ponownie.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: lustro »

Ukasz pisze: 20 lis 2017, 13:23
lustro pisze: 20 lis 2017, 7:56 Dlaczego odmowiles żonie wspólnego wyjazdu rowerowego w wakacje?
Ukasz pisze: 13 lis 2017, 0:48 Wtedy odpowiedziała, że zamiast jakiś stałych zmian wystarczy, jak w maju pojedziemy sobie na kilka dni na rowery. Uznałem, że wycieczka to dobry pomysł, ale z działaniem nie możemy czekać 9 miesięcy i nie chodzi o jednorazową imprezę.
Najkrócej - nie odmówiłem.

I pojechales w maju? Czy dopiero pojedziesz w maju?

Ja chciała bym wiedzieć czy skorzystales z propozycji zony, albo masz taki zamiar?
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: lustro »

Ja znalazłam taki fragment z Ciebie Ukasz.

Stwierdziła, że to nie są żadne propozycje i nie będzie o nich nawet rozmawiać. Zgłosiła kontrpropozycję, że za 9 miesięcy pojedziemy na kilkudniową wycieczkę rowerową i to powinno wystarczyć. Nie przyjąłem tej oferty.

Ukasz, czyli odmowiles, bo to nie było to, co Ty chciałeś.
A może można było jednak się zgodzić na jej propozycje, ale postarać się wprowadzić część z zaproponowanych przez Ciebie działań jak np. przygotowanie do tego wyjazdu?
A tak zareagowales na zasadzie - jak ona nie, to ja też nie.
To kiepski punkt wyjścia do zmian.I kompletnie niedyplomatyczny.

GregAN
Jak widać nie jest to takie jednoznaczne 😉
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Chodziło o maj przyszłego roku. Nie wiem, czy pojedziemy. Jeżeli do tego czasu jakoś się dogadamy, to ja na pewno chętnie. Jeżeli nie, to żona na pewno nie będzie chciała. W międzyczasie, w listopadzie miała być jeszcze jedna wspólna wycieczka - do Kanady. Kupiłem już wcześniej bilety, zapłaciłem za hotel, miała mi potem oddać połowę tych kosztów. Mówiłem, że w sytuacji mojej wyprowadzki może pojechać w dowolnym układzie: tak, jakby separacji nie było, całkiem oddzielnie na mój koszt lub w dowolny inny sposób. Nie pojechała. Nie mam o to żalu, to konsekwencja separacji, która była moją decyzją, ale jasno pokazuje szanse na wspólny wyjazd.
GregAN - dziękuję za obronę i wsparcie.
Lustro - Tobie dziękuję bardziej, bo to, co robisz, jest jeszcze cenniejsze. Drąż, dopytuj, kwestionuj, prowokuj. Może masz rację, że jestem ślepy i nie widzę własnych błędów, a przynajmniej tych kluczowych. Nie staram się nic ukryć, ale wszyscy wiemy, jak zakręcony jest człowiek w takiej sytuacji. Może sam się zdziwię.
I żeby było jasne, że nie uważam siebie za stronę bez winy:
viewtopic.php?f=10&t=376&start=330
(mój ostatni wpis, 19 XI, w wątku Fino "Prośba o pilną pomoc - małżeństwo w rozsypce")
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Lustro: odpowiedziałem już w międzyczasie, post czeka na akceptację moderatorów, ale widzę, że muszę jeszcze wyjaśnić.
Jak pisałem, ma miejsce zdrada emocjonalna i może również fizyczna. Wspólne życie zostało tak zredukowane, że tej drugiej nie mogę stwierdzić, nawet jeżeli z kowalskim spędza każde niedzielne popołudnie, przynajmniej jedną noc w tygodniu, więcej urlopu, niż ze mną. Uznałem, że ten układ musimy zacząć zmieniać - w ten lub inny sposób. Propozycja wycieczki w przyszłym roku była po prostu nie na temat. Równie dobrze mogłaby zaproponować, że zamiast tego obejrzymy film. za tydzień pójdziemy wspólnie na zakupy do sklepu spożywczego lub zrobimy dowolną inną rzecz, którą i tak czasem robimy. Czyli nie zmienimy nic. Tej oferty nie przyjąłem. Żebym nie chciał pojechać z żoną na wycieczką rowerową, trzeba by mi połamać nogi i to koniecznie obie, bo z jedną w gipsie już jeździłem.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: s zona »

Ukasz pisze: 18 lis 2017, 23:27

kończę adhortację „Amoris letitio” (nie ma jej w spisie lektur, a na pewno warto, żeby się tam znalazła!),
Jutro bedzie " do posluchania " w Radio Maryja :)

21 listopada
21:30
Audycja dla Małżonków i Rodziców: Adhortacja Amoris Letitia oczami małżonków
dr Natalia Zimniewicz, Paulina i Michał Michalscy
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: lustro »

Ukasz

Ok, Ty to wiesz, że pojechał byś nawet z nogą w gipsie z zoną na ten 9 dniowy rowerowy wypad.
A ona to wie?
Może ona jest przekonana, że Ty chcesz tylko wymusić na niej zmiany. A ona z jakichś względów ich nie widzi w takiej formie. Może ma powody. Może z przekory, bo nie będziesz jej mowil co może, a czego nie może...
Ale zaprosiła Cię na ten wyjazd. I być może jest przekonana, że dostała odmowę.

Nie wiem.
Przecież nie znam was.
Ale...chciałeś separacji i masz.
Może zamiast zmuszać żonę do zmian, trzeba potraktować separację jak stan startowy?
Mieszkacie, żyjecie oddzielnie. I tak jest.
To może próba spędzania wspólnie czasu? W jakiś fajny sposób. Poznawania się od nowa.
Wpuszczenie świeżego powietrza pomiędzy wasze uklady?
Ale nie na zasadzie "zarządzenia" typu - każda niedziela razem. Albo co druga.
Może warto trochę bardziej spontanicznie?
Zaproponować jej np wspólne kino. Wystawę. Koncert...coś.
Oczywiscie, może odmówić. Może się okazac, że dopiero za np 4 podejściem się uda.

Ja myślę, że twoja żona ma Co sporo do zarzucenia.
Tylko, że jak nie uda się wam złapać kontakt, to już nic się nie zmieni. Niczego się nie dowiesz. Nigdy jej nie usłyszysz...

Mój mąż usłyszał co mówię dopiero na tym forum. Bo wcześniej był głuchy.
Więc może warto próbować?
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

s zona pisze: 20 lis 2017, 18:22
Ukasz pisze: 18 lis 2017, 23:27 „Amoris letitia” (nie ma jej w spisie lektur, a na pewno warto, żeby się tam znalazła!),
Jutro bedzie " do posluchania " w Radio Maryja :)
21 listopada
21:30
Audycja dla Małżonków i Rodziców: Adhortacja Amoris Letitia oczami małżonków
dr Natalia Zimniewicz, Paulina i Michał Michalscy
Cały tekst jest w wolnym dostępie w sieci:
http://www.bobolanum.edu.pl/images/wykl ... etitia.pdf
ODPOWIEDZ